„Książę”, niewielka objętościowo powieść 40-letniego argentyńskiego pisarza Federico Andahaziego, mimo że wiele zawdzięcza europejskiej tradycji (zwłaszcza zaś dziełu Niccolo Machievellego) idealnie wpisuje się w będący od lat specjalnością literatury iberoamerykańskiej realizm magiczny. Blisko jej do utworów Borgesa, Cortazara, Marqueza czy Llosy, choć o wspięciu się na poziom wspomnianych mistrzów pióra Andahazi na razie może jedynie pomarzyć.
Po trupach do celu
[Federico Andahazi „Książę” - recenzja]
„Książę”, niewielka objętościowo powieść 40-letniego argentyńskiego pisarza Federico Andahaziego, mimo że wiele zawdzięcza europejskiej tradycji (zwłaszcza zaś dziełu Niccolo Machievellego) idealnie wpisuje się w będący od lat specjalnością literatury iberoamerykańskiej realizm magiczny. Blisko jej do utworów Borgesa, Cortazara, Marqueza czy Llosy, choć o wspięciu się na poziom wspomnianych mistrzów pióra Andahazi na razie może jedynie pomarzyć.
Federico Andahazi
‹Książę›
Czytając „Księcia” oraz notki na temat autora powieści, nie sposób pozbyć się wrażenia, że swój rozgłos Federico Andahazi zawdzięcza przede wszystkim okrutnemu zrządzeniu losu. Książka ukazała się w ojczyźnie pisarza w 2000 roku, dwa lata przed finansowym i gospodarczym krachem Argentyny, który spowodował masowe protesty i demonstracje mieszkańców Buenos Aires i innych wielkich miast. Stacje telewizyjne i radiowe przez kilkanaście dni rozpoczynały swoje serwisy informacyjne od najświeższych doniesień z Ameryki Południowej, donosząc o walkach Argentyńczyków z policją i szturmowaniu banków, które właśnie splajtowały. Od razu też pojawiły się głosy o wizjonerstwie pisarza, który jakoby w „Księciu” przewidział całą sytuację. O ile jednak enuncjacje o wróżbiarskich zdolnościach Andahaziego możemy włożyć między bajki, o tyle samą powieść powinniśmy potraktować jako dzieło znakomicie ilustrujące mentalność mieszkańców kraju, który wcale nie tak dawno temu wyzwolił się z okowów wojskowej dyktatury.
Księgi „Księcia” pierwsza i trzecia (która jest zarazem ostatnią) opisują wydarzenia współczesne, księga druga sięga do przeszłości. Ta różnorodność czasowa zostaje dodatkowo podkreślona różnicami stylistycznymi – „Wniebowstąpienie” oraz „Argentina sono fin” to typowe przykłady iberoamerykańskiego realizmu magicznego, w którym świat rzeczywisty swobodnie przenika się ze światem fantastycznym (a może raczej nierzeczywistym); z kolei „Żywotowi księcia od dnia jego narodzin aż po wniebowstąpienie” znacznie bliżej jest do ponurej fantasy z elementami satanistycznego horroru. Czasami można się nawet przyłapać na myśli, że mamy do czynienia z dwoma różnymi dziełami, co jest jednak – wątpliwości nie mam tu żadnych – świadomym zabiegiem autora. Czemu ma on służyć? Być może oddzieleniu „prawdy” od „fałszu”, a może także – poprzez dodanie części jednoznacznie fantastycznej – zagwarantowaniu sobie alibi na wypadek zbyt energicznych protestów ze strony świata wielkiej polityki i finansjery.
Tematem powieści jest krach. Krach całego państwa, jego spektakularny upadek, rozgrywający się na oczach milionów mieszkańców, transmitowany przez telewizję i radio. Krach starannie zaplanowany i przeprowadzony z iście szatańską – i to dosłownie – przebiegłością i precyzją. Punktem wyjścia staje się tytułowe „wniebowstąpienie” (tak nazwana została pierwsza księga „Księcia”) dotychczasowej Głowy Państwa i jego całej świty. Władza zostaje przekazana zdumionej rozwojem wydarzeń opozycji. Bardzo szybko okazuje się jednak, dlaczego dotychczasowy Prezydent zdecydował się na tak widowiskowy sposób abdykacji. Otóż nie dość, że w państwowej kasie nie ma ani grosza, to z rachunków jasno wynika, że kraj zadłużony jest na astronomiczną wręcz kwotę. Co stało się z tymi pieniędzmi? I jaki ma to związek z zaskakującym „wniebowstąpieniem” Prezydenta i jego ministrów? Kto tak naprawdę stoi za wielobilionowymi malwersacjami…? Pytań, na które nowe władze muszą poszukać odpowiedzi, jest znacznie więcej.
Powieść Andahaziego jest alegoryczną przypowieścią o władzy, jej wynaturzeniach i patologiach. Bezsprzecznie jest także powieścią z kluczem, tyle że klucz ów dostępny jest jedynie mieszkańcom Argentyny i innych państw kontynentu południowoamerykańskiego. My możemy się jedynie domyślać, że pierwowzorem postaci Prezydenta był Juan Peron, którego przesiąknięte korupcją i nepotyzmem rządy wpędziły Argentynę w bardzo poważny kryzys gospodarczy. W tym kontekście „Księcia” postrzegać należy nie jako dzieło wizjonera, ale głos z przeszłości, będący ostrzeżeniem przed konsekwencjami powtórzenia tych samych błędów. Potencjalni czytelnicy nie powinni się jednak zrażać, albowiem powieść Argentyńczyka można odczytywać również na innych, ogólniejszych płaszczyznach. Pomaga w tym nawiązanie do dzieła Machiavellego. O ile żyjący na przełomie XV i XVI w. florentczyk przedstawił swój bardzo kontrowersyjny ideał polityka (który „po trupach dąży do celu”), o tyle żyjący pięć stuleci później pisarz rodem z Ameryki Południowej, posiłkując się najnowszą historią własnego kraju, dał obraz tego, do czego może doprowadzić stosowanie „makiawelizmu” w czystej postaci. Obraz to wstrząsający, choć nieco zneutralizowany fantastyczną formą powieści.
Wydarzenia opisane w „Księciu” dzieją się daleko. Zagrożenia, które ze sobą niosą, nie są jednak obce żadnemu państwu. Nawet my, Polacy – od kilkunastu miesięcy uginający się pod brzemieniem kolejnych afer – nie mamy prawa spać spokojnie. Przecież i w naszym kraju nie brakuje ludzi, którym śni się władza, a którzy uparcie hołdują starej zasadzie Machievellego: „cel uświęca środki”!