Po epokach Bieruta i Gomułki dekada Edwarda Gierka to był w historii PRL-u prawdziwie beztroski czas. A przynajmniej takim miał się jawić obywatelom. Wizję państwa „rosnącego w siłę”, wolnego od problemów, z jakimi borykał się świat, a zwłaszcza Europa Zachodnia i Izrael, kreowały media. A jaka była prawda? Dowiadujemy się po części z „Zabójczych układów” Przemysława Gasztolda – książki opowiadającej o tym, jak Polska Ludowa wspierała arabski terroryzm.
Ten okrutny XX wiek: Krew na peerelowskich rękach!
[Przemysław Gasztold „Zabójcze układy” - recenzja]
Po epokach Bieruta i Gomułki dekada Edwarda Gierka to był w historii PRL-u prawdziwie beztroski czas. A przynajmniej takim miał się jawić obywatelom. Wizję państwa „rosnącego w siłę”, wolnego od problemów, z jakimi borykał się świat, a zwłaszcza Europa Zachodnia i Izrael, kreowały media. A jaka była prawda? Dowiadujemy się po części z „Zabójczych układów” Przemysława Gasztolda – książki opowiadającej o tym, jak Polska Ludowa wspierała arabski terroryzm.
Przemysław Gasztold
‹Zabójcze układy›
Od końca lat 60. ubiegłego wieku przez następne – w przybliżeniu – dwie dekady Europa Zachodnia i Bliski Wschód spływały krwią. Odpowiedzialni byli za to przede wszystkim terroryści wywodzący się z radykalnych organizacji arabskich (vide Ludowy Front Wyzwolenia Palestyny, Al-Fatah, „Czarny Wrzesień”) bądź grup skrajnie lewicowych (jak niemiecka Frakcja Czerwonej Armii i będąca jej częścią Grupa Baader-Meinhof czy włoskie Czerwone Brygady). Podkładano bomby w miejscach publicznych, strzelano do polityków (i, jak podczas igrzysk olimpijskich w Monachium, sportowców), porywano samoloty – to była niemal codzienność. A przynajmniej taki obraz kreowały media w krajach demokracji ludowej, w tym również w PRL-u. Dzisiejsi (niespełna) pięćdziesięciolatkowie wciąż mogą mieć w głowach zapamiętane z dzieciństwa doniesienia telewizyjne i prasowe o tragedii w stolicy Bawarii (we wrześniu 1972) czy uprowadzeniu i zamordowaniu ekspremiera Włoch Aldo Moro (wiosną 1978 roku). To była oczywiście prawda, ale przy okazji podlana sosem propagandowym. Kryła się w niej także oczywista dla ówczesnych przywódców Polski sugestia: „U nas to by nie było możliwe”; w podtekście: ponieważ władze komunistyczne chronią swoich obywateli.
W pewnym sensie tak właśnie było. Chroniły, współpracując z terrorystami, pozwalając im swobodnie podróżować do Polski, tym samym uciekać przed ścigającymi ich służbami krajów zachodnich. Chroniły, sprzedając im broń, zapewniając opiekę medyczną i niezbędny do planowania kolejnych zamachów spokój. Ale o tym oczywiście oficjalnie obywateli nie informowano. To była jedna z najściślej chronionych tajemnic peerelowskich wywiadów – cywilnego (podległego Ministerstwu Spraw Wewnętrznych) oraz nade wszystko wojskowego (nad którym pieczę sprawowały Ministerstwo Obrony Narodowej i Zarząd II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego). Wiele dokumentów dotyczących kontaktów z palestyńskimi terrorystami po transformacji ustrojowej zostało prawdopodobnie bezpowrotnie zniszczonych, ale część ocalała i trafiła do archiwów Instytutu Pamięci Narodowej. Tam zajął się nimi, pracujący w Biurze Badań Historycznych warszawskiego IPN-u, doktor Przemysław Gasztold, który wyniki swoich poszukiwań opublikował w wydanej przez PWN pracy „Zabójcze układy” (z wiele mówiącym podtytułem „Służby PRL i międzynarodowy terroryzm”).
Największy wpływ na rozwój światowego terroryzmu – zwłaszcza arabskiego – miały wydarzenia zachodzące od połowy lat 60. na Bliskim Wschodzie. W dużym stopniu rozsadnikiem tej idei i zarazem nowej formy walki z syjonizmem i popierającymi go państwami Zachodu była założona w 1964 roku Organizacja Wyzwolenia Palestyny (OWP), w której znalazły się między innymi takie organizacje, jak Al-Fatah Jasira Arafata, Ludowy Front Wyzwolenia Palestyny George’a Habasza czy jeszcze bardziej radykalny, wbrew swojej nazwie, Demokratyczny Front Wyzwolenia Palestyny. Wszystkie one łączyły nacjonalizm z marksistowskim socjalizmem, dlatego też cieszyły się poparciem Związku Radzieckiego i jego satelitów. Związki te pogłębiły się po przegranej przez kraje arabskie z kretesem „wojnie sześciodniowej” w 1967 roku. Leonid Breżniew zaangażował się w sprawę palestyńską, wspierał także Egipt Gamala Abdela Nasera oraz Syrię Hafiza al-Asada. Tą samą drogą poszła Polska, która po wydarzeniach Marca 1968 (i będącej ich skutkiem antysemickiej czystce) musiała wydać się radykałom arabskim bardzo pożądanym sojusznikiem.
Gasztold sięga do korzeni OWP i pokrótce opisuje najważniejszych związanych z tą organizacją polityków; przestawia więc wspomnianych już Arafata i Habasza, ale także Wadiego Haddada (szefa operacji zagranicznych Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny) czy Mahmuda Abbasa (obecnego prezydenta Palestyny, absolwenta „osławionego” moskiewskiego Uniwersytetu Przyjaźni Narodów imienia Patrice’a Lumumby). A to jedynie wierzchołek góry lodowej, wstęp do tego co najbardziej interesujące – rekonstrukcji kontaktów, jakie działacze OWP nawiązali pod koniec lat 60. z dyplomatami reprezentującymi Polskę Ludową na Bliskim Wschodzie, głównie w Syrii i Libanie. Na podstawie służbowych notatek i raportów historykowi udaje się nawet wskazać konkretny dzień i miejsce, gdzie doszło do pierwszych rozmów. Idąc po nitce do kłębka, autor przenosi się następnie do Warszawy, docierając do służb, które wzięły w swoje ręce handel z terrorystami, desygnując do tego państwowe, choć kontrolowane przez wywiad wojskowy, firmy, jak chociażby Centralny Zarząd Inżynierii (Cenzin) czy Przedsiębiorstwo Handlu Zagranicznego „Universal”.
Warszawski historyk dowodzi, że na zwykłym handlu się nie skończyło. Kontakty z radykałami palestyńskimi ulegały bowiem zacieśnieniu. Służby specjalne PRL-u (co ciekawe, odnośnie tego okresu autor ani razu nie stosuje nazwy „Polska”) zapewniały terrorystom azyl nad Wisłą – fundowano im stypendia na polskich uczelniach, pozwalano tworzyć firmy, które stawały się przykrywkami do handlu bronią, wreszcie umożliwiano odpoczynek po akcjach przeprowadzanych po zachodniej stronie „żelaznej kurtyny”. Gasztold nie ma wątpliwości, że w latach 70. i 80. bywali w Warszawie tak znani i poszukiwani na całym świecie terroryści, jak Abu Nidal, Ilicz Ramírez Sánchez (czyli słynny „Carlos”, „Szakal”) oraz, będący mózgiem zamachu w
Monachium, Abu Dawud (Daoud), którego 1 sierpnia 1981 roku próbowano zastrzelić w restauracji warszawskiego hotelu „Victoria”. Opisuje nie tylko ich losy i mordercze „dokonania”, ale także kolejne pobyty w naszym kraju; stara się również – dzięki zachowanym dokumentom – dotrzeć do ludzi, z którymi się spotykali, robili interesy, dzięki którym mogli czuć się w PRL-u bezpiecznie.
„Zabójcze układy” to fascynująca wyprawa do przeszłości, która chluby nam na pewno nie przynosi. W wielu momentach pracę Gasztolda czyta się jednak jak najprzedniejszą literaturę sensacyjną, co oczywiście nie umniejsza jej roli badawczej. Aczkolwiek trzeba brać pod uwagę, że w niektórych momentach, zamiast bezspornych faktów, autor przedstawia własne domysły (jak chociażby gdy pisze o domniemanych zleceniodawcach zamachu na Abu Dawuda). Pewnym mankamentem jest również to, że cały materiał powstał jedynie w oparciu o zasoby archiwalne IPN-u, a nie na przykład, choćby częściowo, na podstawie rozmów z bohaterami opisywanych wydarzeń. Choć trudno w sumie mieć o to żal do historyka, nie jest on przecież dziennikarzem śledczym, jego zadania są inne. Dlatego, chcąc uzupełnić kilka luk, warto sięgnąć po wydaną przed siedmiu laty, w paru miejscach cytowaną zresztą przez Gasztolda, książkę Witolda Gadowskiego i Przemysława Wojciechowskiego „Tragarze śmierci. Polskie związki ze światowym terroryzmem”. Jej autorom udało się między innymi dotrzeć do Abu Dawuda i namówić go na wywiad, co miało miejsce krótko przed śmiercią Palestyńczyka. Jak więc widać, „Zabójcze układy” nie wyczerpują tematu, choć na pewno istotnie go pogłębiają.