„Monachium” George’a Jonasa to zbeletryzowana opowieść o tajnej grupie agentów izraelskiego wywiadu, która powołana została przez premier Goldę Meir po tragicznych wydarzeniach, do jakich doszło podczas Igrzysk Olimpijskich w stolicy Bawarii. Jej polskie wydanie – w ponad dwadzieścia lat po światowej premierze – zawdzięczamy ekranizacji, której dokonał Steven Spielberg. Na szczęście jednak książka jest znacznie ciekawsza od filmu.
Żydowski miecz sprawiedliwości
[George Jonas „Monachium. Zemsta” - recenzja]
„Monachium” George’a Jonasa to zbeletryzowana opowieść o tajnej grupie agentów izraelskiego wywiadu, która powołana została przez premier Goldę Meir po tragicznych wydarzeniach, do jakich doszło podczas Igrzysk Olimpijskich w stolicy Bawarii. Jej polskie wydanie – w ponad dwadzieścia lat po światowej premierze – zawdzięczamy ekranizacji, której dokonał Steven Spielberg. Na szczęście jednak książka jest znacznie ciekawsza od filmu.
George Jonas
‹Monachium. Zemsta›
Podczas olimpiady w Monachium grupa palestyńskich terrorystów z ugrupowania Czarny Wrzesień (powiązanego politycznie z Al Fatah zmarłego w 2005 roku Jasera Arafata) napadła na mieszkających w wiosce olimpijskiej sportowców izraelskich. W trakcie nieudanej akcji zachodnioniemieckiej policji, próbującej odbić zakładników na lotnisku, wszyscy porwani sportowcy zginęli. Świat zamarł w przerażeniu i oburzeniu. Jednak tylko na jeden dzień. Olimpiady bowiem nie przerwano. Nie trudno się domyślić, że największe wzburzenie zapanowało w Izraelu. Na reakcję władz państwa żydowskiego nie trzeba było zresztą długo czekać. Choć nie była to reakcja oficjalna. Zaledwie w kilkanaście dni po monachijskiej masakrze premier Izraela, Golda Meir, podjęła decyzję o powołaniu specjalnej grupy mścicieli. Ich zadaniem miało być wytropienie i likwidacja arabskich terrorystów odpowiedzialnych za logistyczne przygotowanie i moralne sprawstwo zamachu.
Ciekawostką pozostaje fakt, że rząd izraelski do dzisiaj nie potwierdził oficjalnie istnienia takiej grupy. Z dużym prawdopodobieństwem można jednak uznać, że ona istniała, a podstawowym dowodem na to jest śmierć w zamachach – w okresie od października 1972 do listopada 1974 roku – kilku powiązanych z grupami terrorystycznymi arabskich działaczy, odpowiedzialnych za to, co zaszło podczas igrzysk. Kolejnym dowodem są wspomnienia niewymienionego z imienia i nazwiska agenta Mossadu, dotyczące tych wydarzeń, których wysłuchał, i które spisał w swojej książce George Jonas. Ów zbeletryzowany reportaż ukazał się po raz pierwszy w 1984 roku, a już dwa lata później doczekał się telewizyjnej ekranizacji. Kanał HBO zrealizował bardzo przyzwoity dwuodcinkowy film „Miecz Gideona” – wyreżyserował go nad wyraz sprawny rzemieślnik Michael Anderson, a główne role zagrali Steve Bauer, Michael York i Robert Joy. Natomiast dwadzieścia lat później swoją premierę miała kinowa adaptacja dokonana przez Stevena Spielberga. I choć o tej wersji nie mam najlepszego zdania, przyniosła ona przynajmniej jeden pozytywny skutek – książkę Jonasa przetłumaczono na język polski.
„Monachium” czyta się niemal jak powieść sensacyjną; przywodzi ona zresztą na myśl „Dzień szakala” Fredericka Forsytha. Oba dzieła przedstawiają świat tajnych agentów i terrorystów od kulis. Możemy więc obserwować, w jaki sposób przygotowuje się zamach terrorystyczny, jak żmudne i nudne jest to zajęcie. Mimo to książka wciąga i to praktycznie już od pierwszej strony. Jej podstawowym walorem jest realizm. To samo zresztą zdecydowało ponad dekadę wcześniej o wielkim sukcesie literackim, a następnie filmowym, „Dnia szakala”. Wszystkie wydarzenia opisane przez Jonasa śledzimy z perspektywy pięciu izraelskich agentów, specjalistów w różnych dziedzinach, którzy przemierzają Europę wzdłuż i wszerz (z krótkimi jedynie wypadami na Bliski Wschód i do Stanów Zjednoczonych), aby wytropić arabskich zbrodniarzy. Nie są nam obce ani ich ideały, dla których zdecydowali się odegrać rolę miecza sprawiedliwości, ani późniejsze dylematy moralne. Tych zbyt wielu jednak nie mają, od początku do końca przekonani są całkowicie o słuszności swojej misji. Jeśli pojawiają się jakieś wątpliwości, ich przyczyna leży zupełnie gdzie indziej – w stosunku władz Izraela do agentów, którzy stopniowo wyrywają się spod kontroli i zaczynają działać wbrew narzuconym odgórnie regułom gry. Spielberg przedstawia to zagadnienie nieco inaczej i tym samym zmienia nieco wydźwięk książki Jonasa.
Głównym bohaterem książki jest Avner – przywódca Gniewu Bożego (która to zresztą nazwa w książce w ogóle się nie pojawia). Fakt wyboru właśnie jego na osobę odpowiedzialną za przeprowadzenie najpoważniejszej operacji zbrojnej wywiadu izraelskiego od czasu pojmania w Argentynie Adolfa Eichmanna był sporym zaskoczeniem również dla niego samego. Chociażby z uwagi na postać ojca Avnera, który także służył w Mossadzie i ze swej służby zachował jak najgorsze wspomnienia. Relacje między obydwoma mężczyznami są zresztą znakomitym pretekstem do przedstawienia różnic w mentalności dwóch pokoleń Żydów – tych, którzy budowali państwo Izrael po roku 1948 (vide ojciec głównego bohatera), i tych, którzy swoje dorosłe życie związali z niepodległym już Izraelem (jak sam Avner). „Monachium” Jonasa, choć zastanawiam się czy ten cel autor osiągnął w pełni świadomie, przedstawia psychiczną siłę i więź emocjonalną żydowskiej diaspory. To, czego w książce nie ma, a co postanowił na siłę przedstawić Spielberg, to racje drugiej strony, czyli Arabów. Nie należy jednak z tego powodu domniemywać, że książka prezentuje fałszywy obraz wydarzeń. Wręcz przeciwnie – fałszerstwem i nadużyciem byłoby w tym przypadku relatywizowanie idei poprzez ścieranie ze sobą poglądów obu stron konfliktu. Wyobraźcie sobie bowiem sytuację, w której – by posłużyć się wspomnianym już powyżej przykładem Eichmanna – autor książki o tej akcji Mossadu, poprzez chorobliwe wprost dążenie do poprawności politycznej, wyłuszcza przekonania współautora Holokaustu, stawiając je na równi z poglądami agentów, którzy go uprowadzili. Jonas, na szczęście, tego nie uczynił. I słusznie.
Inna sprawa, że wcale nie możemy mieć stuprocentowej pewności, że wydarzenia przebiegały właśnie w opisany przez autora „Monachium” sposób. George Jonas jeszcze w latach 80. atakowany był za niezbyt ścisłe trzymanie się faktów, podważano niekiedy jego wiarygodność. Nie będziemy jednak mieli możliwości rozwiać wątpliwości, które muszą się pojawić podczas lektury książki, dopóki wersji zaprezentowanej przez amerykańskiego pisarza nie skonfrontujemy z innymi, niezależnymi i wiarygodnymi źródłami. A na to w najbliższym czasie się nie zanosi. Generał Ariel Szaron, który był jednym z uczestników spotkania w prywatnym domu premier Goldy Meir, podczas którego formalnie miała ona wydać rozkaz likwidacji terrorystów powiązanych z Czarnym Wrześniem, swoją wiedzę zabierze raczej do grobu. Trudno też liczyć na to, że Mossad ujawni nagle wszystkie szczegóły operacji, tym bardziej, że zaliczała się ona do ściśle tajnych i papierków w archiwach zapewne pozostało po niej niewiele, jeśli w ogóle jakieś. Skazani zatem jesteśmy na wersję przedstawioną przez George’a Jonasa i, będący bardzo wierną jej adaptacją, film Michaela Andersona. Nie zapominając o tragedii, jaka legła u podstaw książki (i filmu zarazem), możemy ją w najgorszym wypadku potraktować jako przyzwoitą – i na pewno w dużym stopniu opartą na faktach – powieść sensacyjną.