W tej książce złe jest prawie wszystko. Prawie. Bo od biedy można zaakceptować okładkę, ale już rysunki zamieszczone wewnątrz raczej straszą, niż ilustrują treść. Trudno cokolwiek zarzucić tłumaczeniu, ale przecież nawet najlepszy tłumacz nie uratuje kiepskiej powieści. Przykro to stwierdzić, lecz – bazujące na Łukianienowskim „Nocnym Patrolu” – „Oblicze Czarnej Palmiry” Władimira Wasiliewa to wyjątkowo nieudana kontynuacja bezsprzecznie wielkiego literackiego hitu.
O Patrolu, który zeżarł własny ogon…
[Władimir Wasiliew „Oblicze Czarnej Palmiry” - recenzja]
W tej książce złe jest prawie wszystko. Prawie. Bo od biedy można zaakceptować okładkę, ale już rysunki zamieszczone wewnątrz raczej straszą, niż ilustrują treść. Trudno cokolwiek zarzucić tłumaczeniu, ale przecież nawet najlepszy tłumacz nie uratuje kiepskiej powieści. Przykro to stwierdzić, lecz – bazujące na Łukianienowskim „Nocnym Patrolu” – „Oblicze Czarnej Palmiry” Władimira Wasiliewa to wyjątkowo nieudana kontynuacja bezsprzecznie wielkiego literackiego hitu.
Władimir Wasiliew
‹Oblicze Czarnej Palmiry›
Kto czytał „Nocny Patrol” Siergieja Łukianienki oraz napisaną wespół z Władimirem Wasiliewem drugą część cyklu zatytułowaną „Dzienny Patrol”, zapewne ulegnie pokusie i zechce zapoznać się z „Obliczem Czarnej Palmiry” – kolejną powieścią serii, tym razem sygnowaną jedynie nazwiskiem autora znanego już w naszym kraju z wariacji na temat Wiedźmina. Ulegając, popełni jednak niewybaczalny błąd, ponieważ wyrzuci swoje ciężko zarobione pieniądze w błoto. Powieść Wasiliewa – nie wiedzieć czemu (może z braku czasu?) dopuszczonego przez Łukianienkę do współtworzenia cyklu – jest bowiem wyjątkowo nieudaną kontynuacją historii o Innych, których zadaniem jest dbanie o równowagę pomiędzy Jasnymi a Ciemnymi.
„Nocny Patrol” – pierwsza powieść cyklu, na podstawie której w ubiegłym roku nakręcono w Rosji kinowy przebój – wytyczyła pewne standardy. Jednocześnie też bardzo wysoko postawiła poprzeczkę przed ewentualnymi kontynuatorami. Wspomniany już „Dzienny Patrol” trochę rozczarowywał, ale generalnie nie pozostawiał po sobie złego wrażenia. Z jakichś jednak powodów trzecią część cyklu – jeszcze w Polsce nie wydany „Sumieriecznyj Dozor” – Łukianienko napisał już sam, bez pomocy Wasiliewa. Ten zaś, niemal w tym samym czasie, tworzył własną powieść o Innych – opublikowane właśnie przez Fabrykę Słów „Oblicze Czarnej Palmiry”. Na popularności cyklu postanowił zresztą zarobić jeszcze inny rosyjski pisarz – bliżej w naszym kraju nieznany Witalij Kapłan, który w zbiorze „Fantastika 2004” umieścił opowiadanie zatytułowane „Inoj sriedi Inych”. A kto wie, czy tego typu kontynuacji nie było więcej…
Akcja powieści Wasiliewa rozpoczyna się w Kijowie (nie licząc „Prologu”, który rozgrywa się w Odessie). Niemal od razu zostajemy rzuceni w wir wydarzeń. Ku ogromnemu zaskoczeniu szefa kijowskiego Dziennego Patrolu, Aleksandra Szeremietiewa, popularnie zwanego przez współpracowników Like’iem, pewnego dnia do stolicy Ukrainy przybywa jego moskiewski odpowiednik – zwany nam doskonale z „Nocnego…” i „Dziennego Patrolu” – Zawulon. Jego pojawienie się w Kijowie nie wróży zresztą niczego dobrego. Like spodziewa się więc najgorszego i szybko okazuje się, że przeczucie go nie myli. Zawulon informuje go, że równowaga pomiędzy Innymi może niebawem zostać poważnie zakłócona. A to za sprawą tajemniczej sekty Ciemnych Innych, którzy opanowali Petersburg i poczynają sobie w mieście założonym przez Piotra Wielkiego, jakby było ich prywatną własnością. Ich bezecne występki mogą ściągnąć na głowę Zawulona i jego popleczników zemstę Jasnych, a tego oczywiście szef moskiewskiego Dziennego Patrolu chciałby za wszelką cenę uniknąć. Nie chce on jednak sam interweniować w Petersburgu, dlatego z prośbą o wyjaśnienie drażliwej sytuacji zwraca się do swego przyjaciela „zza miedzy”. Like nie odmawia i wkrótce kijowska ekipa, via Moskwa, rusza do… Pitera. Tam kijowianie szybko trafiają na ślad odszczepieńców, najprawdopodobniej nieświadomych wcale istnienia traktatu zapewniającego równowagę pomiędzy Innymi z obu obozów. A może wręcz przeciwnie – świadomych, ale pragnących doprowadzić do wielkiego konfliktu?…
Ten problem szybko zresztą staje się mało istotny. Tak jak mało istotny staje się dla czytelnika rozwój całej akcji. Z kart powieści Wasiliewa wieje bowiem przeraźliwą nudą. Prostacka fabuła przywodzi na myśl co najwyżej szkic powieści, z którym doskonale poradziłby sobie średnio zdolny gimnazjalista tuż po zapoznaniu się z wcześniejszymi powieściami cyklu. Wszystko tu zgrzyta i nic nie trzyma się kupy. Wasiliewowi rozłażą się gdzieś po mieście bohaterowie i ma on spory problem, żeby nad nimi zapanować. A to przecież jego zadaniem jest tak rozdawać karty, żeby czytelnik z wypiekami na twarzy czekał, co zdarzy się dalej. Tymczasem wyszło mu dziełko, w którym wprawdzie aż roi się od magów, czarodziejów, wilkołaków i tym podobnych stworzeń, tylko prawdziwej magii nie ma za grosz. Kto ma jeszcze w pamięci „Nocny Patrol” Łukianienki, ze zdziwieniem będzie przecierał oczy, nie dowierzając, jak można było do tego stopnia spłycić tak chwytliwy, aczkolwiek prosty, pomysł.
Czytając „Oblicze Czarnej Palmiry” można odnieść niepokojące wrażenie, że autor – siadając do pisania powieści – miał w głowie jedynie zaczątek fabuły. Że za bardzo zawierzył swemu talentowi i wyobraźni, które tym razem wywinęły mu niezłego psikusa, zdecydowanie wyprowadzając go na manowce. Może gdyby zamiast ponad trzystustronicowej powieści napisał kilkunastostronicowe opowiadanie, gdyby zagęścił fabułę, rezygnując z kilku pobocznych wątków, które nie wnoszą do opowieści nic ciekawego, gdyby opuścił jałowe dialogi (zajmujące mniej więcej jedną trzecią książki) – dałoby się jeszcze jakoś „Oblicze…” uratować. Ale za dużo tego „gdyby”. Bo problem tak naprawdę tkwi chyba gdzie indziej. Pisać trzeba z potrzeby serca, a tej w dziełach Wasiliewa – przynajmniej tych, które przetłumaczono na język polski – nie widać wcale. Nie da się ukryć, że pisarz ma teraz w Polsce spory problem. Po opublikowaniu „Wiedźmina z Wielkiego Kijowa” i „Oblicza Czarnej Palmiry” jawić się bowiem może w naszym kraju jako typowy literacki pasożyt, wykorzystujący jedynie pomysły zrodzone w głowach swoich kolegów po fachu. I – to również biorę pod uwagę – może to być opinia niezwykle krzywdząca. Dlatego dobrze by było, gdyby w najbliższym czasie ukazała się w Polsce oryginalna książka Wasiliewa, która rozstrzygnie, czy mamy do czynienia ze zdolnym autorem, czy literacką hieną.
Na koniec pozwolę sobie jeszcze na dwie uwagi, niejako „poza protokołem”. Pierwszą kieruję pod adresem wydawcy: Jeśli, droga Fabryko Słów, nie możesz uraczyć czytelnika wartościowymi ilustracjami, lepiej zrezygnuj z nich w ogóle. To, co pomieściłaś w „Obliczu…”, przyprawia wręcz o zgrzytanie zębów. Inna sprawa, że nijak się ma do treści książki. Uwagę drugą kieruję do tłumacza: Panie Eugeniuszu, żal Pańskiego czasu na takie literackie koszmarki! Gdy tyle naprawdę wartościowych rosyjskich książek czeka na swego translatora…