Inspektor Igor Rotanow – bohater fantastycznonaukowej trylogii Jewgienija Gulakowskiego – to człowiek wpływowy i odważny, szybko podejmujący decyzje, chociażby wiązały się z dużym ryzykiem. Ale to właśnie on jest jednym z pierwszych, którzy zdają sobie sprawę, jak wielkim zagrożeniem dla ludzkości może stać się odkryta na peryferiach Wszechświata „Czarna Planeta”. Przeczytamy o tym w „Długim wschodzie na Ennie”.
Internacjonalizm międzygalaktyczny
[Jewgienij Gulakowski „Długi wschód na Ennie” - recenzja]
Inspektor Igor Rotanow – bohater fantastycznonaukowej trylogii Jewgienija Gulakowskiego – to człowiek wpływowy i odważny, szybko podejmujący decyzje, chociażby wiązały się z dużym ryzykiem. Ale to właśnie on jest jednym z pierwszych, którzy zdają sobie sprawę, jak wielkim zagrożeniem dla ludzkości może stać się odkryta na peryferiach Wszechświata „Czarna Planeta”. Przeczytamy o tym w „Długim wschodzie na Ennie”.
Jewgienij Gulakowski
‹Długi wschód na Ennie›
Powieści Jewgienija Jakowlewicza Gulakowskiego (1934-2017) to prawdziwa gratka dla wielbicieli science fiction, zwłaszcza zaś tych, którzy w tego typu literaturze cenią sobie solidną podbudowę naukową. Z drugiej zaś strony ich autor nie ucieka ani od głębokich rozważań filozoficznych w stylu
Braci Strugackich, co wyraźnie rzuca się w oczy w „
Planecie do kontaktu”, ani od wątków sensacyjnych, które dominują w wielu partiach „
Pory mgieł”, pierwszej części trylogii o kosmicznych perypetiach inspektora Rotanowa. Opublikowany pięć lat później – pierwotnie w dwóch kolejnych numerach moskiewskiego czasopisma fantastycznonaukowego „Искатель” (ukazującego się nieprzerwanie od 1961 roku), a dopiero później w wersji książkowej – „Długi wschód na Ennie” jest jej bezpośrednią kontynuacją. W dosłownym znaczeniu, bo wykorzystuje pewne motywy obecne w powieści, która opisywała wyprawy Rotanowa na Reanę i Hydrę.
Od tamtych wydarzeń minęło już jednak kilkanaście lat. Igor Rotanow (dopiero teraz poznajemy jego imię, wcześniej był po prostu Rotanowem) awansował. Obecnie pełni funkcję kierownika Inspektoratu Pozaziemskich Osiedleń, a jego siedziba – nie bez powodu, sam tak wybrał – mieści się na odległej od Ziemi pustynnej planecie Regos, w pobliżu największych stworzonych przez człowieka kosmicznych kolonii. Zbudował tam gigantyczną bazę, o której sam mówi: „Punkt zarządzania, stacja przeładunkowa. Dobrze wyposażony magazyn, oto czym jesteśmy”. Ale nie tylko. W przypadku zagrożenia dla kolonistów Regos może stać się również olbrzymim schronem. Od czasów wizyty na Hydrze inspektor nie ma bowiem wątpliwości, że tajemnicza rasa Reanitów, której możliwości swego czasu poznał, może sprawić jeszcze Ziemi kłopoty na niespotykaną wcześniej skalę. W takiej zaś sytuacji należy być przygotowanym nie tylko na obronę, ale także na przeprowadzenie skutecznego kontrataku.
Wszystko, co najgorsze, zaczyna się od… niespodziewanego powrotu. Z dalekiego zwiadu powraca zupełnie nieoczekiwanie krążownik badawczy „Leningrad”, którym dowodzi kapitan Oleg Krymow, przyjaciel Rotanowa. Wyłaniający się powoli z kosmicznej pustki potężny statek jest mocno „poturbowany”; nie odpowiada na próby kontaktu. Szef bazy nie ma jednak wątpliwości, że należy natychmiast ruszyć z pomocą, a uratowaną załogę poddać na Regosie kwarantannie trzeciego stopnia. Ale jeszcze bardziej niesamowite jest to, co Krymow opowiada inspektorowi, gdy mogą porozmawiać – w pewnym uproszczeniu, bo przy zachowaniu zasad bezpieczeństwa – w cztery oczy. Podsumowując: „(…) statek zetknął się w kosmosie z czymś nieznanym, groźnym nie tylko dla statku, ale też dla urządzeń i ludzi mających z tym kontakt”. Opowieść kapitana „Leningradu” o tak zwanej „Czarnej Planecie”, otoczonej niezwykle gęstą mgłą, jakby w ogóle nie posiadała powierzchni, lecz mającej nadzwyczaj silne przyciąganie – jest tyleż fascynująca, co przerażająca. A Rotanowowi z miejsca przywodzi na myśl Reanitów.
Ani Krymow, ani Rotanow nie mają wątpliwości, że „Czarną Planetę” należy dokładnie zbadać. A przekonanie to przyspieszają dwa fakty: tajemnicza dywersja w bazie na Regosie oraz przeprowadzony za pomocą „czarnej antymaterii” atak na zasiedloną przez Ziemian planetę Zeta. W efekcie Główna Rada Kosmiczna wyraża zgodę na budowę zupełnie nowego okrętu – „Karaweli”; Rotanow natomiast otrzymuje zadanie skompletowania jego załogi. Zatrudnia między innymi – jako pilota – kapitana Wito Torsona, który parę lat temu jako pierwszy zetknął się z „czarnymi statkami”; zwraca się też z propozycją do Krymowa oraz starego znajomego z Reany, Siergieja Dubrowa (patrz: „Pora mgieł”). W grupie badawczej znajduje się też miejsca dla młodego i ambitnego badacza, specjalisty od entropistyki, Elsona. Wkrótce wyruszają w nieznane, nie mając żadnej pewności, że uda im się kiedykolwiek wrócić w jednym kawałku. „Czarna Planeta” skrywa bowiem tyle tajemnic, że ich badanie może zająć dziesięciolecia. Oczywiście pod warunkiem, że nie zginą przy pierwszej próbie kontaktu…
„Długi wschód na Ennie” to przykład doskonałej pod każdym względem – literackim i naukowym – fantastyki łączącej w sobie elementy hard science fiction i space opery. Jest w niej dużo nawiązań do twórczości
Braci Strugackich, zwłaszcza w tych fragmentach, w których Gulakowski rozważa kwestie przyspieszenia rozwoju zacofanych pozaziemskich cywilizacji, co jednoznacznie może kojarzyć się z ideą progresorstwa. Podobnie jednak jak twórcy z ówczesnego Leningradu, dostrzega w niej wiele zagrożeń, ba! jest jeszcze bardziej od nich sceptyczny, co do ewentualnych korzyści, jakie może przynieść taka „internacjonalistyczna” – tutaj wręcz w znaczeniu międzygalaktycznym – pomoc. Obserwował to zresztą praktycznie na co dzień, czytając na przykład – ważne było wtedy, aby czynić to między wierszami – doniesienia z
wojny afgańskiej. Tak ponura radziecka rzeczywistość znajdowała swoje odzwierciedlenie w literaturze fantastycznonaukowej, a cenzorzy, choć pewnie bardzo by chcieli, nie mieli nawet możliwości, by przyczepić się do czegoś.
Powieść Gulakowskiego dzieli się wyraźnie na dwie (nierówne pod względem objętości) części: w pierwszej – krótszej – autor doprowadza „Karawelę” do powierzchni „Czarnej Planety” (dopiero później zyska ona swoją, widoczną w tytule, nazwę), w drugiej przedstawia przygody Rotanowa i Krymowa na Ennie. Tu już znacznie więcej jest fantastyki pierwszego kontaktu, a nie brakuje nawet atrybutów typowych dla fantasy (vide latający smok). Jednocześnie Jewgienij Jakowlewicz twórczo rozwija jeden z najstarszych motywów obecnych w science fiction – podróż w czasie (za sprawą potężnego urządzenia nazywanego Chronarem). Można też „Długi wschód…” rozpatrywać w kontekście socjologicznym i politologicznym, po czym wraz z autorem zadać sobie pytania: Do czego może prowadzić inżyniera społeczna? Jakie są skutki skupienia wielkiej władzy w rękach jednego, dysponującego odpowiednio rozwiniętą technologią, człowieka? Wreszcie: czy możliwy jest w miarę bezkolizyjny powrót na wcześniejszy tor ewolucji całej cywilizacji? Nad tym właśnie łamie sobie głowę inspektor Rotanow w drugiej części trylogii Jewgienija Gulakowskiego.