„Obława” Joanny Siedleckiej – książka poświęcona losom pisarzy represjonowanych w latach Polski Ludowej – na pewno wzbudzi spore kontrowersje. Podobnie zresztą jak i wcześniejsze biograficzne opracowania tej autorki. Temat jest bowiem niezwykle interesujący i, co ważniejsze, dziewiczy. Niestety, szwankuje wykonanie. Ale i do tego Siedlecka zdążyła nas już przyzwyczaić…
Obława, obława, na ludzi pióra obława…
[Joanna Siedlecka „Obława. Losy pisarzy represjonowanych” - recenzja]
„Obława” Joanny Siedleckiej – książka poświęcona losom pisarzy represjonowanych w latach Polski Ludowej – na pewno wzbudzi spore kontrowersje. Podobnie zresztą jak i wcześniejsze biograficzne opracowania tej autorki. Temat jest bowiem niezwykle interesujący i, co ważniejsze, dziewiczy. Niestety, szwankuje wykonanie. Ale i do tego Siedlecka zdążyła nas już przyzwyczaić…
Joanna Siedlecka
‹Obława. Losy pisarzy represjonowanych›
Joanna Siedlecka ma spore grono wiernych czytelników. Zaskarbiła sobie ich sympatię serią reporterskich biografii największych tuzów polskiej literatury dwudziestowiecznej: Witolda Gombrowicza („Jaśnie panicz”), Stanisława Ignacego Witkiewicza („Mahatma Witkac”), Jerzego Kosińskiego („Czarny ptasior”) oraz Zbigniewa Herberta („Pan od poezji”). Najwięcej kontrowersji wzbudziła, bodajże, ta ostatnia, w której Siedlecka bezpodstawnie przypisała Herbertowi cykl grafomańskich wierszy publikowanych pod pseudonimem w ostatnich miesiącach życia poety na łamach „Tygodnika Solidarność”. Jak się okazało już po wydaniu książki, liryki te wyszły spod zupełnie innego pióra – autorka „Pana od poezji” nie zadała sobie zaś trudu, aby rzecz całą wyjaśnić u źródeł, czyli w redakcji gazety. Mimo to biografię Herberta nominowano do Nagrody Literackiej „Nike” oraz nagrody imienia Józefa Mackiewicza (co chyba nie wystawia najlepszych not osobom nominacje te przyznającym).
Przez kolejne trzy lata – od roku 2002 – Siedlecka zbierała materiały do następnej publikacji. Efektem jej, bezsprzecznie najeżonej trudnościami i mozolnej, pracy okazała się książka zatytułowana „Obława”, którą autorka poświęciła losom trzynastu pisarzy prześladowanych przez władze Polski Ludowej. Temat to, zaiste, niezwykle ciekawy, który nie doczekał się jeszcze całościowego ujęcia. Książka Siedleckiej też raczej nie pretenduje do bycia kompendium wiedzy na ten temat – stanowi jednak pierwszy krok na drodze do stricte naukowych historycznoliterackich badań, które teraz powinny nastąpić. O ile bowiem dość dobrze przedstawiony i przeanalizowany już został temat kolaboracji polskich literatów z komunistyczną władzą (tu polecić można co najmniej dwa opracowania: „Między kompromisem a zdradą. Intelektualiści wobec przemocy 1945-1956” Stanisława Murzańskiego oraz „Między współpracą a oporem. Twórcy kultury wobec systemu politycznego PRL (1975-1980)” Andrzeja Krajewskiego), o tyle wciąż jeszcze niewiele wiemy o tym, w jaki sposób peerelowscy władcy łamali kręgosłupy nieposłusznych literatów. Książka Siedleckiej idealnie więc wypełnia lukę w tej dziedzinie.
Autorka „Pana od poezji” uzyskała dostęp nie tylko do dokumentacji zbieranej przez muzea, ale przede wszystkim do materiałów Instytutu Pamięci Narodowej, którego archiwa po raz kolejny okazały się prawdziwą skarbnicą wiedzy na temat funkcjonowania ustroju komunistycznego w Polsce. To właśnie z teczek osobowych pisarzy, zakładanych im przez gorliwych funkcjonariuszy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, a następnie Urzędu i – po 1956 roku – Służby Bezpieczeństwa, Siedlecka wydobyła najsmakowitsze kąski. Kąski, które mogą jednak wywołać niemałą konsternację i oburzenie. Nie od dziś bowiem wiadomo, że władza, walcząc z niepokornymi twórcami kultury, imała się wszystkich dostępnych jej metod – szkalowania, insynuacji, rozpowszechniania nieprawdziwych plotek, wykorzystywania najintymniejszych tajemnic osobistych. Siedlecka, opierając się na zgromadzonych w archiwum IPN-u donosach agentów i opracowaniach funkcjonariuszy UB i SB, wiele z tych tajemnic wyjawia.
Możemy się więc dowiedzieć, który z pisarzy był homoseksualistą, który niepoprawnym kobieciarzem, a którego wyrzucono ze Związku Harcerstwa Polskiego za… pedofilię. Daleki jestem od przemilczania rys na biografii niekiedy już zapomnianych, niekiedy zaś znanych i uznanych twórców, zastanawiam się jednak, czy taki właśnie cel stawiała sobie autorka projektując przyszłą książkę. „Obława” miała raczej, jak sądzę, wziąć w obronę nieżyjących już twórców, prześladowanych przez władze; tymczasem w wielu miejscach książka zamienia się – zakładam, że niezamierzenie – w katalog zboczeń. Stąd zaś, biorąc pod uwagę nastroje społeczeństwa polskiego i jego brak tolerancji dla jakiejkolwiek inności, jest już tylko krok do zaakceptowania prześladowań, jakie spadły na nieszczęsnych ludzi pióra. Czy w takim przypadku ubecy nie odnieśli jeszcze jednego, pozagrobowego zwycięstwa? Najwięcej kontrowersji mogą wzbudzić rozdziały poświęcone Wojciechowi Bąkowi, Stefanowi Łosiowi, Władysławowi Grabskiemu, Jerzemu Kornackiemu, Januaremu Grzędzińskiemu i Ireneuszowi Iredyńskiemu. Mniej bulwersujące dla czytelników będą zapewne wypiski dotyczące Jerzego Szaniawskiego, Jerzego Zawieyskiego, Heleny Zakrzewskiej, Melchiora Wańkowicza, Stanisława Cata-Mackiewicza, Pawła Jasienicy i Jacka Bierezina. W przypadku tych ostatnich na dalszy plan przesuwają się bowiem ekscesy obyczajowe.
Nie da się ukryć, że „Obławę” czyta się bez większego bólu. Jest to po prostu bardzo przystępnie napisany zbiór reportaży literackich. Niestety, nie udało się uniknąć autorce bolesnych wpadek, wynikających przede wszystkim – jak mniemam – z pośpiechu, w jakim dzieło Siedleckiej powstawało i szykowane było do druku. Zbyt dużo jest w tej książce chaosu, bałaganu i nieporadności stylistycznych. Niemało do życzenia pozostawia również budowa zdań, które w swej złożoności tracą niekiedy sens. Szczególnie zaś irytuje zdecydowanie nadużywana przez autorkę potoczność: „tak że”. Cóż, książce przydałaby się nie tyle porządna, ile jakakolwiek redakcja. Może doczeka się jej „Obława” przy okazji drugiego wydania… Pochwalić za to trzeba stronę dokumentarną książki, na którą składają się reprodukcje rzadkich zdjęć i – co ważniejsze – ubeckich dokumentów. Za temat, jaki Siedlecka podjęła, należy się jej duży plus, za realizację – duży minus. Ale do tego pani Joanna zdążyła nas już przyzwyczaić.
PS. Na koniec chciałbym wyrazić jeszcze jedną, drobną tym razem, wątpliwość. W rozdziale zatytułowanym „Harcmistrz Zbych”, którego bohaterem jest Stefan Łoś (autor słynnej przed wojną antybolszewickiej powieści dla młodzieży „Strażnica”), zamieszczono zdjęcie pisarza (strona 82). Przedstawia ono jakoby Łosia „w przedwojennych latach sławy i chwały”. Autor „Strażnicy” urodził się w 1901 roku, w chwili wybuchu drugiej wojny światowej miał więc 38 lat – tymczasem ze zdjęcia spogląda na nas staruszek co najmniej sześćdziesięcioletni. W „Harcmistrzu” tymczasem nie ma ani słowa na temat tego, że Łoś w kwiecie wieku wyglądać miał jak własny ojciec.