W drodze… donikąd [Hans-Christian Kirsch „W drodze. Poeci pokolenia beatników. Neal Cassady, William S. Burroughs, Allen Ginsberg, Jack Kerouac” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Beatnicy wstrząsnęli podstawami kultury amerykańskiej w latach 50. XX wieku. W kolejnych dekadach ich głos osłabł, a oni sami usunięci zostali na margines życia literackiego. Pozostała jednak legenda, do której po latach postanowił powrócić niemiecki pisarz Hans-Christian Kirsch. Jego książka „W drodze” jest zbeletryzowanym reportażem z życia Jacka Kerouaca, Allena Ginsberga oraz Williama S. Burroughsa.
W drodze… donikąd [Hans-Christian Kirsch „W drodze. Poeci pokolenia beatników. Neal Cassady, William S. Burroughs, Allen Ginsberg, Jack Kerouac” - recenzja]Beatnicy wstrząsnęli podstawami kultury amerykańskiej w latach 50. XX wieku. W kolejnych dekadach ich głos osłabł, a oni sami usunięci zostali na margines życia literackiego. Pozostała jednak legenda, do której po latach postanowił powrócić niemiecki pisarz Hans-Christian Kirsch. Jego książka „W drodze” jest zbeletryzowanym reportażem z życia Jacka Kerouaca, Allena Ginsberga oraz Williama S. Burroughsa.
Hans-Christian Kirsch ‹W drodze. Poeci pokolenia beatników. Neal Cassady, William S. Burroughs, Allen Ginsberg, Jack Kerouac›Beatnicy – choć od ich zaistnienia na scenie kulturalnej Stanów Zjednoczonych minęło już ponad pięćdziesiąt lat – wciąż wzbudzają niemałe zainteresowanie czytelników. Niekiedy można jednak odnieść wrażenie, że znacznie chętniej sięgają oni po książki bądź artykuły opisujące ekscesy alkoholowo-seksualne pisarzy „beat generation” aniżeli po ich oryginalne dzieła. W Polsce twórczość beatników nigdy nie była tak popularna jak w Europie Zachodniej czy USA, przede wszystkim dlatego, że z powodu purytańskiej mentalności władców Polski Ludowej ich książki nie mogły być w PRL-u publikowane. Dopiero pod koniec lat 80. ubiegłego wieku, kiedy wędzidła rodzimej cenzury nieco zelżały, zaczęto tłumaczyć i wydawać Jacka Kerouaca, Allena Ginsberga i Williama S. Burroughsa 1). Nie da się jednak ukryć, że większość z tych książek albo przeszła niezauważona, albo spotkała się z zainteresowaniem jedynie bardzo wąskiego grona. Cóż, czas beatników dawno już minął i trudno było oczekiwać, aby Polacy – skupieni przede wszystkim na wyzwalaniu się z więzów komunizmu i budowaniu nowego ustroju – fascynowali się twórczością „kontrkulturowych degeneratów”. Być może na większe zainteresowanie beatnikami w naszym kraju wpłynie publikacja książki niemieckiego pisarza Hansa-Christiana Kirscha, który postanowił trochę bliżej przyjrzeć się nie tyle dziełom, ile życiu pisarzy „beat generation”. Swój obszerny zbeletryzowany reportaż zatytułował „W drodze” – zapożyczając się tym samym u Kerouaca. Kirsch postanowił bardzo dokładnie przyjrzeć się kolejom losów trzech głównych filarów epoki beatu – wspomnianym już powyżej Kerouacowi, Ginsbergowi i Burroughsowi, choć oczywiście na kartach jego książki przewija się również wielu innych literatów mniej lub bardziej powiązanych z nimi zawodowo bądź towarzysko. Są wśród nich postaci tak popularne jak Ken Kesey, ale również niemal całkowicie w Polsce nieznane, jak Neal Cassady, Gregory Corso, Lawrence Ferlinghetti, John Clellon Holmes, Gary Snyder czy Philip Whalen. Trudno jednak doszukać się między nimi bliższych powiązań artystycznych czy chociażby wspólnego frontu w walce o własne prawa. Więcej nawet: Kirsch przedstawia beatników jako grupę pisarzy, którzy bardzo często pozostawali ze sobą w permanentnym konflikcie i nawet w chwilach szczególnego zagrożenia i ataków ze strony literackiego mainstreamu nie potrafili przemawiać jednym głosem. Szkoda jednak, że nie stara się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak się działo. Skąd brały się te podziały i wzajemne niechęci? Bo nie wszystko przecież da się wytłumaczyć tylko i wyłącznie trudnymi charakterami Kerouaca czy Ginsberga… Kirsch, przystępując do pracy nad książką, musiał – oczywiście poza bardzo dokładną analizą dzieł literackich swoich bohaterów – przebrnąć przez tony dokumentów i wspomnień na ich temat. Ilość zebranego materiału musiała być ogromna. Największy problem, przed jakim stanął autor, stanowiła więc zapewne selekcja – oddzielenie ziarna od plew. Drugim problemem była, jak sądzę, właściwa konstrukcja książki. Z tym akurat poradził sobie całkiem nieźle. Postanowił bowiem, zachowując chronologię, poprowadzić narrację wielotorowo i przeskakiwać od postaci do postaci. W efekcie „W drodze” przypomina troszkę biograficzny kolaż. Nie przeszkadza to jednak wcale w odbiorze dzieła. Wręcz przeciwnie: przywodzi na myśl technikę pisarską stosowaną przez Burroughsa w niektórych jego powieściach z lat 60. – ma zatem swoje pełne uzasadnienie 2). Można natomiast mieć wątpliwości, czy Kirsch poradził sobie z właściwą selekcją zgromadzonego materiału. Dotarłszy do ostatnich stronic książki, czytelnik nie może bowiem mieć wątpliwości, że „W drodze” to przede wszystkim… pokaźny katalog wynaturzeń i dewiacji. Owszem, beatnicy do świętych zdecydowanie się nie zaliczali, ale w powodzi informacji o kolejnych seksualnych i alkoholowych ekscesach pisarzy ginie gdzieś to, co najważniejsze, czyli źródło ich twórczości. Twórczości, która była najjaskrawszym chyba w dziejach współczesnej literatury manifestem indywidualizmu, anarchizmu i nonkonformizmu. Pewne nawiązania do rodzącego się wówczas bebopu 3), wojen w Korei i Wietnamie czy słynnego „wynalazku” Timothy’ego Leary’ego 4) na pewno nie wyczerpują zagadnienia. Chciałoby się znacznie więcej – dotarcia do samego „jądra ciemności”, które zrodziło „Skowyt”, „Ćpuna”, „Podziemnych”. Tymczasem wyjątkowo został przez Kirscha potraktowany jedynie Burroughs, którego powieściom – przede wszystkim zaś „Nagiemu lunchowi” – Niemiec poświęca nieco więcej miejsca. Dlaczego? Można zrozumieć, kiedy dociera się do następujących słów (zawartych w końcowych fragmentach książki): „ Nigdy nie poznałem osobiście Williama S. Burroughsa. Gdy chciałem odwiedzić go w USA, przebywał w Niemczech. Jest moim ulubionym pisarzem pokolenia beatników”. Chyba nie tylko ulubionym, ale i po prostu najlepszym… Dla czytelników, którzy lubują się w kryminalnych historiach pełnych perwersji, zbrodni i narkotyków, „W drodze” Kirscha będzie fascynującą lekturą. Książka jest bowiem bardzo sprawnie napisana, praktycznie nie sposób oderwać się od niej od pierwszej do ostatniej strony. Bohaterowie są postaciami z krwi i kości, których można zarówno pokochać, jak i znienawidzić. Los każdego z nich to niemal gotowy scenariusz filmu obyczajowo-sensacyjnego. Nie można jednak zapominać o tym, że bohaterami są istniejący w rzeczywistości pisarze, których życie w bardzo zaskakujący sposób splotło się z ich twórczością. Tym samym nie można spychać tej twórczości na plan dalszy, posługując się jedynie argumentem, że beatnicy chętnie i często wykorzystywali w niej wątki autobiograficzne. Kirsch doprowadził narrację do 1969 roku, tym samym uznając śmierć Kerouaca za ostateczne zamknięcie epoki beatu. Czy słusznie? Ginsberg i Burroughs przeżyli przyjaciela o całe siedemnaście lat (autor „Skowytu” zmarł 5 kwietnia 1997, a twórca „Ćpuna” – 2 sierpnia tego samego roku). Obaj pisali do ostatniej niemal chwili; co więcej – Burroughs tak naprawdę dopiero w latach 90. doczekał się statusu postaci kultowej, w czym wydatnie pomógł mu David Cronenberg, przenosząc na duży ekran „Nagi lunch”. Na pewno autor „Pedała” był już wtedy swoistym reliktem dawno minionej epoki, ale jego pisarski talent sprawił, że nie odszedł do lamusa wraz z nią. Po książkę niemieckiego biografa na pewno warto sięgnąć, ale nie można na niej zakończyć swojego spotkania z beatnikami. I jeszcze jedna uwaga do nieco wrażliwszych czytelników: to prawda, że Burroughs był alkoholikiem, narkomanem i zdeklarowanym homoseksualistą (i tak też został sportretowany przez Kirscha), to prawda, że podczas zabawy w Wilhelma Tella zabił własną żonę (o czym Kirsch pisze dość dokładnie)… ale prawdą też jest, że napisał jedną z najbardziej wstrząsających powieści XX wieku. Powieści, z którą trzeba się zmierzyć. Później już znacznie łatwiej będzie przyswoić sobie inne dzieła beatników. 1) Wyjątkiem od tej zasady było opublikowanie w 1981 roku (a więc w 19 lat po premierze) – w PiW-owskiej serii Klubu Interesującej Książki – tłumaczenia „Lotu nad kukułczym gniazdem” Kena Keseya, twórcy przez pewien czas powiązanego towarzysko z beatnikami, choć formalnie nigdy nienależącego do tego dość elitarnego grona pisarzy. Wydanie tej głośnej powieści stało się możliwe dzięki wielkiej popularności, także w PRL-u, filmu Milosza Formana. Trzy lata później polscy czytelnicy otrzymali do rąk tomiki „Skowyt i inne wiersze” oraz „Utwory poetyckie” Allena Ginsberga. I tyle było tych spotkań z beatnikami w Polsce Ludowej.
2) Chodzi o metodę cut-up opracowaną przez Burroughsa wespół z Brionem Gysinem, którą obaj panowie dokładnie scharakteryzowali w książce „The Third Mind” (1978). Polegała ona między innymi na wplataniu fragmentów tekstów innych autorów do własnych dzieł literackich, co według Burroughsa miało wyzwalać „ nowe skojarzenia słów i obrazów”. Zastosował on metodę cut-up, tworząc trylogię „Nova”, na którą składają się następujące – niepublikowane jeszcze w Polsce – powieści: „The Soft Machine” (1961), „The Ticket That Exploded” (1962) oraz „Nova Express” (1964), choć pewne znamiona tego stylu można odnaleźć już w „Nagim lunchu” (1959).
3) Bebop to niezwykle popularny w latach 30. i 40. styl w jazzie, opierający się na swobodnej interpretacji i rozbudowanych improwizacjach. Za głównych jego twórców uważa się Charliego Parkera, Theloniousa Monka oraz Dizzy’ego Gillespiego. Od bebopu zaczynał również swą muzyczną karierę – u boku Parkera – sam Miles Davis. To, co łączyło jazzmanów z pisarzami „beat generation”, to także zamiłowanie do alkoholu i narkotyków, bez których ani jedni, ani drudzy nie wyobrażali sobie życia i tworzenia.
4) Chodzi oczywiście o LSD, którego co prawda profesor Harvardu Timothy Leary nie wynalazł, ale za to rozpropagował w latach 60. XX wieku wśród amerykańskich studentów. Wkrótce potem stał się dzięki temu idolem hipisów.
|