Historycy od dawna zastanawiali się, dlaczego rządzone twardą ręką przez trzy stulecia imperium Romanowów upadło zaledwie w ciągu kilku lat, najpierw z kretesem przegrywając wojnę światową, a później pozwalając się dobić dwóm kolejnym rewolucjom? Próby udzielenia odpowiedzi na to pytanie podjął się amerykański historyk William C. Fuller w wydanej właśnie w naszym kraju monografii „Prawdziwy koniec carskiej Rosji”.
Ten okrutny XX wiek: Prawdziwe mocarstwo znać po jego końcu
[William C. Fuller „Prawdziwy koniec Carskiej Rosji” - recenzja]
Historycy od dawna zastanawiali się, dlaczego rządzone twardą ręką przez trzy stulecia imperium Romanowów upadło zaledwie w ciągu kilku lat, najpierw z kretesem przegrywając wojnę światową, a później pozwalając się dobić dwóm kolejnym rewolucjom? Próby udzielenia odpowiedzi na to pytanie podjął się amerykański historyk William C. Fuller w wydanej właśnie w naszym kraju monografii „Prawdziwy koniec carskiej Rosji”.
William C. Fuller
‹Prawdziwy koniec Carskiej Rosji›
Wśród badaczy dziejów wielkich imperiów istnieje przekonanie, że najbardziej twórcza jest analiza przyczyn ich upadku. Nie bez powodu, począwszy od XVIII wieku, kiedy to narodziła się nowoczesna historiografia, aż po czasy nam współczesne, całe tabuny historyków starają się znaleźć odpowiedź na jedno tylko pytanie: dlaczego upadło Cesarstwo Rzymskie? Podobnie wyobraźnię naukowców, jak też czytelników od lat zaprzątają przyczyny upadku imperium Aleksandra Macedońskiego, Mongołów (w końcu XIII wieku), Cesarstwa Bizantyjskiego, wreszcie – w czasach dużo bardziej nam bliskich – Carstwa Rosyjskiego i Związku Radzieckiego. Zainteresowanie to jest nieprzypadkowe. Historia nie znosi bowiem próżni, automatycznie więc na gruzach mocarstw rodziły się nowe państwa, niekiedy czerpiące pełnymi garściami z dorobku swoich poprzedników, w innych natomiast wypadkach – starające się za wszelką cenę zerwać jakiekolwiek więzi z przeszłością. W XX wieku najbardziej spektakularny upadek zaliczyło imperium Romanowów. Carska Rosja, która wydawała się być kolosem zdolnym przetrwać najstraszniejsze nawet burze dziejowe (vide najazdy Polaków i Litwinów na początku XVII wieku, krucjata króla szwedzkiego Karola XII niemal sto lat później, wreszcie zwycięski marsz Napoleona Bonapartego do samej Moskwy w 1812 roku), okazała się być wiosną i jesienią 1917 roku zatrważająco bezbronna wobec niezbyt licznych, ale za to bardzo zdeterminowanych grup rewolucjonistów. Jednym z badaczy, którzy postanowili rozwikłać tę zagadkę, jest specjalista od historii nowożytnej Rosji, profesor U.S. Naval War College w Newport William C. Fuller, Jr. „Prawdziwy koniec carskiej Rosji” (choć w oryginale książka nie nosi aż tak patetycznego tytułu) jest jego trzecią pozycją na temat państwa Romanowów. W Stanach Zjednoczonych ukazała się ona przed dwoma laty, na polskie tłumaczenie nie musieliśmy więc długo czekać. I bardzo dobrze się stało, ponieważ – pomimo pewnych mankamentów (jak można sądzić, zawinionych raczej przez tłumacza niż autora) – jest to fascynująca lektura.
Tytuł książki Fullera mimo wszystko jest trochę mylący. Owszem, Amerykanin opisuje ostatnie lata istnienia carskiej Rosji. Usilnie próbuje odpowiedzieć na pytanie, co doprowadziło do jej upadku. Ze sporym talentem literackim maluje skomplikowany obraz polityczno-towarzyskich powiązań na szczytach rosyjskiej władzy. Czyni to wszystko jednak przez pryzmat jednego wydarzenia – afery pułkownika Siergieja Mikołajewicza Miasojedowa, który w kilka miesięcy po wybuchu I wojny światowej oskarżony został o szpiegostwo na rzecz Niemiec i – mimo braku jednoznacznych dowodów winy – skazany na śmierć przez powieszenie tylko dlatego, że wymagała tego rosyjska racja stanu. O tzw. „sprawie Miasojedowa” dzisiaj już mało kto pamięta. Rozpisywano się na ten temat w dwudziestoleciu międzywojennym, jednak po II wojnie światowej nad śp. pułkownikiem Miasojedowem zaległa cisza. Jednym z pierwszych, którzy przerwali milczenie, był polski pisarz emigracyjny Józef Mackiewicz, autor możliwie wiernie oddającej fakty historyczne powieści politycznej „
Sprawa pułkownika Miasojedowa” (pierwsze wydanie: 1962 r.). Mackiewicz zainteresował się tym tematem z dwóch powodów. Pierwszy można śmiało nazwać „wątkiem polskim”, bowiem proces rosyjskiego oficera i jego egzekucja miały miejsce w marcu 1915 roku w warszawskiej Cytadeli. Drugi jest natury znacznie ogólniejszej: polski pisarz jako znany rusofil próbował dociec, jaki wpływ – i czy w ogóle – miała afera Miasojedowa na upadek imperium Romanowów. Fuller zainteresował się tym zagadnieniem dokładnie z tego samego powodu. Konkluzje obu badaczy uznać można za zbieżne. Przeżarte przez korupcję i nepotyzm, targane przez nierozwiązane od dziesiątek lat problemy społeczne Carstwo Rosyjskie musiało poszukać kozła ofiarnego, na którego można było zrzucić winę za niepowodzenia wojenne. Kozłem tym stał się Siergiej Mikołajewicz. Jeśli jednak ktokolwiek sądził, że problem zostanie rozwiązany w momencie pogrzebania doczesnych szczątków pułkownika w grobie – szybko okazało się, że jest w błędzie. „Sprawa Miasojedowa”, jak wiele afer o podobnym charakterze, zaczęła bowiem żyć własnym życiem, całkowicie wymykając się spod kontroli władz. W efekcie rozpętana przez wrogów caratu nagonka przyniosła niezwykle krwawe żniwo, otwierając de facto drogę do władzy bolszewikom.
O ile jednak Mackiewicz w swojej powieści, jak sugeruje sam tytuł, skupił się na postaci Miasojedowa, o tyle amerykański badacz – jak na historyka z prawdziwego zdarzenia przystało – zaprezentował spojrzenie znacznie szersze. Tym samym na drugiego pod względem ważności bohatera „Prawdziwego końca carskiej Rosji” wyrósł generał Władimir Suchomlinow, protektor i przyjaciel Siergieja Mikołajewicza, a w czasie I wojny światowej carski minister wojny. On również zapłacił wysoką cenę za znajomość z byłym żandarmem i oficerem wywiadu, choć – w porównaniu z Miasojedowem – miał znacznie więcej szczęścia. Przede wszystkim ocalił życie. Fuller z zacięciem typowym dla dziennikarza śledczego z najwyższej półki przeanalizował wszystkie dostępne materiały źródłowe na temat szpiegowskiej afery. Przebrnął przez opasłe tomiszcza sprawy sądowej zgromadzone w rosyjskich archiwach, rozebrał na czynniki pierwsze informacje zawarte w prywatnych listach i wspomnieniach, po czym udowodnił ponad wszelką wątpliwość, że skazanie rosyjskiego oficera na śmierć było klasycznym, dokonanym w majestacie prawa – choć z jego pogwałceniem – mordem sądowym. Powie ktoś: ale to było już wiadome kilkadziesiąt lat temu. To prawda, konkluzje, do których doszedł amerykański uczony, nie wnoszą w zasadzie niczego nowego do tzw. „sprawy Miasojedowa”. Z książką Fullera jest bowiem jak z serialem „Columbo” – od samego początku wiemy, kto popełnił zbrodnię, i dzięki temu możemy skupić się już tylko na dochodzeniu do prawdy. Autor „Prawdziwego końca carskiej Rosji” nie pyta zatem „kto?”, ale „dlaczego? z jakich powodów? w czyim interesie?”. I, jak się okazuje, jest to nie mniej fascynujące niż zagłębianie się w typowo kryminalną intrygę. Opisując wszystkie zawiłości afery, Fuller kreśli przy okazji niezwykle barwny portret Rosji przełomu XIX i XX wieku. Dzięki temu poznajemy więc zarówno tajemnice carskiej armii, jak i machinacje ochrany. Zostajemy także wprowadzeni do świata wielkiej polityki, w którym roi się od owładniętych mocarstwową ideą patriotów w tym samym stopniu, co od zwykłych hochsztaplerów. I z każdą stroną rozumiemy coraz więcej, przestając się dziwić, że państwo, które jeszcze za czasów Aleksandra II i Aleksandra III uchodziło za światową potęgę, za rządów Mikołaja II zginęło śmiercią tragiczną.
Książka Amerykanina jest znakomitą wiwisekcją zjawiska prowokacji – od jej narodzin aż do dramatycznego końca. Pułkownik Miasojedow i – w nieco mniejszym stopniu – generał Suchomlinow padli bowiem ofiarami wyjątkowo nieszczęśliwego zbiegu okoliczności. Okoliczności, na podstawie których – gdy tylko nadarzyła się sposobność – zbudowano akt oskarżenia i posłano na szubienicę co najmniej kilka niezasługujących na to osób. Siergiej Mikołajewicz nie był winny zarzucanych mu czynów, a jednak w chwili, gdy skazywano go na śmierć, nikt nie odważył się wystąpić w jego obronie. Fullera bardzo interesowało, dlaczego tak się stało. Dziennikarsko-historyczne śledztwo pozwoliło mu znaleźć satysfakcjonującą odpowiedź. Jak się okazało, jest ona dość bliska przekonaniu, jakie prawie pięć dekad temu wyraził w swojej powieści Józef Mackiewicz. Cytując słowa adwokata Miasojedowa, polski pisarz stwierdził: w ustroju demokratycznym „skazany przez władzę może być obroniony przez opinię publiczną. Skazany przez opinię publiczną, może być obroniony przez władzę. Ale gdy opinia publiczna staje się władzą... (...) Nie ma takiej siły, do której można by się odwołać. (...) Społeczeństwo chce mieć szpiegów, na których mogłoby zrzucić winę za klęski na froncie. Proszę bardzo: Miasojedow. Dlatego, że współpracował z Żydami, zadowolona jest prawica. Dlatego, że nosił mundur żandarma, zadowolona jest lewica. Wszyscy są zadowoleni”. Zakładając, że w diagnozie tej sporo jest prawdy – o czym raczej dobitnie przekonuje lektura „Prawdziwego końca carskiej Rosji” – nietrudno uznać powyższe słowa za prorocze. Fuller w przeciwieństwie do Mackiewicza, sporo miejsca poświęca jednak również reperkusjom tzw. „sprawy Miasojedowa”. Ostatnie rozdziały jego książki można więc potraktować jako swoistą przestrogę i ziszczenie się znanego powiedzenia: „Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie”. Reżim carski „przeżył” bowiem Siergieja Mikołajewicza o niespełna dwa lata, do czego w znacznym stopniu przyczyniła się szpiegomania, która opętała Rosję po „ujawnieniu” wywrotowej działalności pułkownika.
Niezaprzeczalną przyjemność płynącą z lektury psują jednak ewidentne błędy tłumacza. Wielu z nich dałoby się uniknąć, i to zaledwie przy odrobinie dobrej woli. Niekiedy wystarczyłby zresztą tylko rzut oka na mapę Europy – wtedy zapewne litewskie Święciany nie zostałyby przechrzczone na „Świenciany”, a Zatoka Fińska na „Zatokę Finlandzką”. Gdyby książka jeszcze przed drukiem została poddana korekcie, Paul von Hindenburg – zwycięzca spod Tannenbergu i przyszły prezydent Republiki Weimarskiej – najprawdopodobniej nie nazywałby się „Hindenberg”, a Zgromadzenie Konstytucyjne nie zmieniłoby się w „Konstytutywne”. Uważny korektor powinien zwrócić również uwagę na następujące zdania: „Skrócony raport z czteroletniej działalności Nachrichten Abteilung z lat 1911-1913 pełen jest frustracji i rozczarowania” oraz „Prominentni oficerowie kontrwywiadu (…) od dawna utrzymywali, że znaczna część nieszczęść Rosji jest efektem działań szpiegów (…)”. Do poprawki kwalifikuje się także następujące stwierdzenie: „Z relacji wynika, że [Klara Miasojedow] zdołała [po rewolucji październikowej] dotrzeć do Wilna, które stało się stolicą niezależnego państwa litewskiego”. Nawet jeżeli tę akurat wpadkę zaliczył autor, wydawca powinien ją poprawić (chociażby w przypisie), podobnie jak powinien zadbać o sporządzenie indeksu osób. To naprawdę nie są wygórowane żądania od oficyny, która od lat pretenduje do pozycji lidera na rynku książek historycznych w Polsce.