Choć mowa o rzeczywistości równoległej, w której współczesne Stany Zjednoczone są rozdarte krwawą wojną domową, „Człowiek w ciemności” Paula Austera nie jest powieścią fantastyczną. To smutne spojrzenie na współczesny świat i współczesnych ludzi: szczere, poruszające, często przygnębiające, ale z iskierką nadziei.
Konrad Wągrowski
Rozdarcie
[Paul Auster „Człowiek w ciemności” - recenzja]
Choć mowa o rzeczywistości równoległej, w której współczesne Stany Zjednoczone są rozdarte krwawą wojną domową, „Człowiek w ciemności” Paula Austera nie jest powieścią fantastyczną. To smutne spojrzenie na współczesny świat i współczesnych ludzi: szczere, poruszające, często przygnębiające, ale z iskierką nadziei.
Paul Auster
‹Człowiek w ciemności›
Mieliście może kiedykolwiek taką przypadłość, że snuliście przez dłuższy czas w myślach opowieść, którą nigdy nie zamierzaliście się z nikim dzielić? Po co? Cóż, różnie. Dla odparcia złych wspomnień, poprawy samooceny, z nudów albo po prostu z bezsenności. W takiej opowieści zwykle występujemy my sami, najczęściej w roli dużo ważniejszej niż by na to wskazywała nasza realna społeczna pozycja. Gatunkowo nasza historia może być bardzo zróżnicowana – sensacyjna, przygodowa, wojenna, nawet westernowa czy, hmmm, erotyczna. Ma ona jeszcze jedną cechę – sam autor nie wie, dokąd zmierza. Skoro ma tą historią zabijać czas, to przecież – niczym w telenoweli – nie ma pojęcia, kiedy nastąpi koniec. Ani tym bardziej, co tym końcem będzie. Chodzi tu przecież o snucie historii, a nie tworzenie zwartej fabuły.
Taką właśnie opowieść snuje bohater „Człowieka w ciemności”, krytyk literacki August Brill. To starszy już człowiek, cierpiący na bezsenność, w którego życiu wydarzyło się dużo złego, a wewnętrzna historia ma wypierać wspomnienia tragedii, jakie dotknęły jego i jego rodzinę. Ale nie jest to opowieść krzepiąca. August Brill wymyśla alternatywną wersję rzeczywistości, w której po słynnych wyborach prezydenckich, gdy to o odpowiednie zliczenie kilkuset głosów z Florydy walczyli George W. Bush i Al Gore, doszło do dramatycznego podziału społeczeństwa amerykańskiego. Sprawa nie zakończyła się ogłoszeniem Busha zwycięzcą i uznaniem tej decyzji przez Gore’a, lecz drugą amerykańską wojną domową. W umyśle Brilla nie było zamachów na WTC, nie było wojen w Afganistanie i Iraku, ale Ameryka rozdarta jest krwawym konfliktem między zwolennikami dwóch kandydatów. Jedynym ratunkiem dla kraju jest… zabicie Brilla, było nie było, twórcy tego ponurego świata. Ma tego dokonać niejaki Owen Brick, z zawodu iluzjonista, który trafił do tego świata z naszej rzeczywistości. Problem w tym, że to sam Brill musi zadecydować, czy da się go zabić… Skomplikowane? Cóż, gdy człowiek leży w ciemności, nie takie rzeczy mogą mu przyjść do głowy…
Opowieść w opowieści jest dość typowym zabiegiem pojawiającym się w prozie Austera – tak było w „Księdze złudzeń”, której duża część to wspomnienia bohaterki, tak było w „Nocy wyroczni”, w której przeplatają się właściwie trzy opowieści, a czytelnik zastanawia się nad tym, jakie są między nimi zależności. Auster często też sprawia wrażenie autora unoszonego swym pomysłem – jego historie podążają często w zaskakujących kierunkach, tak jakby pomysły na zwroty akcji pojawiały się w efekcie nagłego natchnienia. „Człowiek w ciemności” będzie więc pod względem konstrukcyjnym rzeczą dla Austera bardzo typową, a nawet w pewien sposób podsumowującą jego styl.
Tyle że, jak się okazuje, wcale nie owa skomplikowana konstrukcja jest dla powieści kluczowa. „Człowiek w ciemności” nie jest dziwnym konstruktem, jest szczerą powieścią o ludzkich uczuciach i rozdarciu, jakie dotyka nasz świat na wszelkich możliwych poziomach. Na poziomie geopolityki trwa konflikt z terrorystami. Narzeczony wnuczki Brilla został schwytany i okrutnie stracony, gdy pojechał do pracy do Iraku, dziewczyna nie może otrząsnąć się po tej tragedii. Rozdarta jest Ameryka między zwolenników i przeciwników Busha, co ukazuje świat wyobrażeń Brilla. Auster i jego bohaterowie, jak przystało na nowojorczyków, oczywiście nie mają wątpliwości, że Bush i jego polityka to największe zło, jakie dotknęło Stany Zjednoczone w ostatnim półwieczu. Ale podział istnieje i pewnie łatwo nie zniknie. Wreszcie – mamy tysiące mniejszych lub większych rozdarć, jakie dotykają związki międzyludzkie. Sam August Brill doświadczył ich w swym życiu niemało – nieudane związki, tragedie, które dotyczyły jego najbliższych, wreszcie to, że sam potrafił krzywdzić innych ludzi.
Pomimo tego Brill pozostawia swe mroczne wizje (a właściwie – jak przystało na demiurga – przecina je jednym stanowczym ruchem) i spędza noc na szczerej rozmowie z wnuczką, również pragnącą otwarcia i bliskości. Stary krytyk opowiada jej smutną historię własnego życia (i osób mu bliskich), podjętych niewłaściwych decyzji, utraconych szans, ale stara się spojrzeć na nie z dystansem i – o ile to możliwe – z humorem. Dla obojga ta rozmowa jest swoistym katharsis. Otwarcie się przed drugim człowiekiem inicjuje pogodzenie się ze swoim losem, pozwala na bardziej pozytywne spojrzenie na swe dotychczasowe życie, a może na te kilka lat, które jeszcze pozostały.
Bo, jak powiedziała cytowana na końcu poetka Rose Hawthorne, świat przedziwny toczy się dalej.