30 dziecięcych okładek płyt na Dzień DzieckaZ okazji Dnia Dziecka zapraszam na przegląd okładek płyt, w których kluczowymi postaciami są dzieci. Nie liczcie jednak na niewinne oczka, uśmiechnięte buzie i wypieki radości na policzkach – tego tu nie ma.
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski30 dziecięcych okładek płyt na Dzień DzieckaZ okazji Dnia Dziecka zapraszam na przegląd okładek płyt, w których kluczowymi postaciami są dzieci. Nie liczcie jednak na niewinne oczka, uśmiechnięte buzie i wypieki radości na policzkach – tego tu nie ma. Zaczniemy dość niewinnie – od rysunku zdobiącego jedną z najlepszych płyt Van Halen, od słuchania której starzy fani debiutu nabawili się nerwicy. Tu bowiem zespół postawił na bardziej komercyjne brzmienie, suto polane sosem klawiszowych dźwięków. I w sumie uczciwie trzeba przyznać, że okładka dobrze oddaje klimat samej muzyki – niby słodkiej i lukrowanej, ale jednak łobuzerskiej. „Bastard” jest niemal czczony przez fanów Kata. Dlatego też wyobrażam sobie zgrozę, jaką przeżyli, kiedy na reedycji płyty w 1996 roku pojawiła się interesująca nas grafika. Tak właśnie wygląda kwintesencja kiczu. Niemniej dziecko, którego poród odbierał anioł, musiało być o wiele bardziej przerażające niż vanhalenowy kupidynek z fajkami, ale o tym niżej… Ostatnia płyta Lenny’ego Kravitza nie była przełomowa ani dla artysty, ani dla muzyki w ogóle, ale przyniosła całkiem sporo udanych kompozycji. Co zaś się tyczy samej okładki, to niech nie zwiodą was te wszystkie pacyfki i napisy wielbiące pokój i miłość, wystarczy spojrzeć w oczy chłopcu, by wiedzieć, że jest przepełniony gniewem. Choć zespół Blind Faith (którego wizytówkami byli Eric Clapton i Steve Winwood) wydał tylko jedną płytę, jest bohaterem jednego z największych skandali obyczajowych w muzyce. Chodzi o zdobiące ją zdjęcie jedenastoletniej, nagiej dziewczynki. Nie bez znaczenia jest też samolot, który trzyma, a którego obły, błyszczący kokpit niektórym nasunął skojarzenia falliczne. Autorem zdjęcia jest Bob Seidemann, który chciał, by pozowała mu starsza o trzy lata siostra dziewczynki (wypatrzył ją przypadkiem w metrze), jednak jej rodzice nie wyrazili na to zgody i… podsunęli przed obiektyw jedenastolatkę. W USA oczywiście projekt nie został dopuszczony do obiegu. „Born Again” to jedna z najbardziej kontrowersyjnych płyt w dorobku Black Sabbath. Nie tylko ze względu na paskudną okładkę, na której do dziś wieszają psy fani metalowej legendy. Jest to przede wszystkim jedyny album grupy, na którym zaśpiewał chwilowo bezrobotny Ian Gillan, czyli najpotężniejszy głos Deep Purple. W epoce miks stylów obu zespołów nie przełożył się na sukces albumu, aczkolwiek dziś ma on wielu zwolenników. Co innego dzieciątko z okładki. I wtedy, i dziś wstyd mieć koszulkę z jej reprodukcją. Gdyby nie to, że „Born Again” jest płytą starszą, można by zgadywać, że to właśnie tego noworodka przeraził się anioł z „Bastard”. Cóż, nazwa zespołu zobowiązuje. Jak ktoś się ochrzcił Cannibal Corpse, to musi zadbać o odpowiednią oprawę graficzną. Interesującym nas rysunkiem jest ten zdobiący drugi album formacji, a przedstawiający dwóch zombie dokonujących wyjątkowo nieumiejętnej aborcji. Z racji krwawego charakteru okładka została zakazana w wielu krajach, w tym (o dziwo) w Niemczech, w których to pozwolono ją odsłonić dopiero w 2006 roku. „Deadly Lullabyes Live”, jak sama nazwa wskazuje, jest albumem koncertowym, do tego bardzo cenionym przez fanów Kinga Diamonda. Choć sam King jest podobno bardzo miłym gościem, to jednak jego demoniczny makijaż potrafi zmrozić krew w żyłach. Jeśli do dziś cierpicie na koszmary senne i moczycie łóżko w nocy, znaczy, że wasz poród również odbierał lekarz z czymś takim na twarzy. Z płytą „Feel the Blade” wiąże się mały przekręt ze strony Legion Of The Damned. Choć krążek ma inny tytuł i zmienioną okładkę, tak naprawdę jest podrasowaną reedycją płyty „Elegy of the Weak” formacji Occult, z której wywodzą się członkowie LOTD. Co zaś się tyczy naszego milusińskiego z grafiki zdobiącej album, to chyba mamy do czynienia ze skutkami niespełnionych oczekiwań, związanych z prezentem na Pierwszą Komunię Świętą. Jak to dobrze, że wciąż są tacy muzycy, którzy twardo trwają przy swoich zwyczajach i poglądach. Jednym z nich jest Chris Barnes, założyciel Cannibal Corpse, a obecnie wokalista innej, równie uroczej, formacji Torture Killer. Okładka ich debiutanckiego krążka może nie bulwersuje tak jak „Butchered at Birth”, ale i tak firma, która miała ją wydrukować, uznała, że jest „zbyt szokująca”. Jak widać, zespół jednak sobie poradził tym problemem. Choć w przypadku takich zespołów jak The Afghan Whigs jest to zawsze ryzykowne stwierdzenie, niewiele się pomylę, jeśli powiem, że „Gentleman” to ich najlepsze dzieło. Zdobi je również niesamowita okładka. Nie wiem, ile może mieć lat znajdujący się na niej chłopiec, ale malujące się na jego twarzy zmęczenie życiem jest wręcz przytłaczające. Wiadomo, King Diamond miał lepsze płyty niż „Give Me Your Soul… Please”, ale i tą nikt nie powinien poczuć się rozczarowany. W końcu Król, nagrywając ją, miał już pięćdziesiątkę na karku. Może to właśnie kryzys wieku średniego sprawił, że zatęsknił za dzieciństwem i po wspomnianej wyżej „Deadly Lullabyes Live” jest to druga z rzędu okładka z niepełnoletnim w roli głównej. I przy okazji kolejny dowód na to, że rodzice za mało przytulali Diamonda w młodości… Debiutancki longplay The Lemonheads, „Hate Your Friends”, jest gniewny, tak jak i jego tytuł. Choć z czasem zespół skręcił w stronę bardziej alternatywnego, mniej kojarzącego się z punkiem grania, to na pewno zapisał się w historii niepokornego rocka dzięki niepokojącej okładce zdobiącej debiut. Tytuł „Nadchodzą kłopoty” wydaje się wyjątkowo trafny w odniesieniu do tego, co na początku lat 90. działo się w szeregach Bad Company, z którą to formacją wkrótce po ukazaniu się albumu pożegnał się wokalista Brian Howe. Co zaś się tyczy okładki, można z niej wywnioskować, że skoro hardrockowi wyjadacze nie mogą się zmobilizować i nagrać porządnej płyty, to młodzi muszą wziąć sprawy we własne ręce. Koleżka przy motorze jest już właściwie na to gotów. Scena zaprezentowana na kopercie „Houses of the Holy” Led Zeppelin jest wariacją na temat zakończenia powieści „Koniec dzieciństwa” Arthura C. Clarke’a. Zaprojektowali ją Aubrey Powell i Storm Thorgerson, założyciele firmy Hipgnosis, współpracujący z takimi artystami jak Pink Floyd, Genesis, UFO, ELO, Scorpions i wieloma innymi. Choć zdjęcie wspinających się po skałach dzieci jest bardzo odrealnione i pozbawione erotyzmu, pierwsze edycje „Houses of the Holy” były ocenzurowane poprzez umieszczenie na pośladkach pierwszoplanowej postaci napisu informującego o tytule płyty i wykonawcy. Debiut Korna wyznaczył nowy trend w muzyce – nu metal, który ma równie wielu zwolenników, co i przeciwników. Nas jednak interesuje zdjęcie z okładki, przedstawiające małą dziewczynkę na huśtawce. I nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie cień stojącego przed nią mężczyzny, który nie wygląda, jakby miał pokojowe zamiary. Smaczku całości dodaje fakt, że na krążku znajdziemy utwór „Daddy”, w którym Jonathan Davis zwierza się z tego, że był w młodości molestowany seksualnie. Aczkolwiek wokalista zastrzega, że sprawcą nie był jego ojciec. Powiedzmy sobie szczerze – panowie z Rammsteina mają chore poczucie humoru. Świadczą o tym perwersyjne teksty, zrobione z rozmachem wideoklipy i okładka ich najlepszej płyty „Mutter”. Rozumiem, że można się bawić konwencją, umieszczając siebie samego w formalinie, jak to ma miejsce w książeczce, ale by całość ozdobić zdjęciem stylizowanym na martwy płód… Tylko Niemcy mogli coś takiego wymyślić. W porównaniu z innymi okładkami w niniejszym zestawieniu, dzieci zjadane przez mórwczanego potwora wydają się dziś mało kontrowersyjne. Mimo to, jeśli rozłoży się książeczkę i ujrzy się całość rysunku, jest w stanie i dziś narobić niezłego zamieszania. Okazuje się bowiem, że całej scenie przygląda się zachwycony papież. Ale czego się spodziewać po zespole, który swoją nazwą chciał zaprotestować przeciwko encyklice „Humanae vitae” wydanej przez papieża Pawła VI, która otwarcie potępiała sztuczne środku antykoncepcyjne. |
Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.
więcej »W latach 1968-1971 życie muzyków Can ogniskowało się wokół pracy. Mieszkając w Schloß Nörvenich, praktycznie nie wychodzili ze studia. To w którymś momencie musiało odbić się na kondycji jeśli nie wszystkich, to przynajmniej niektórych z nich. Pewien kryzys przyszedł wraz z sesją do „Ege Bamyasi” i nie wiadomo, jak by to wszystko się skończyło, gdyby sprawy w swoje ręce nie wziął nadzwyczaj zasadniczy Holger Czukay.
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Idź do krateru wulkanu Snæfellsjökull…
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
I ty możesz być Kubą Rozpruwaczem
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
My i Oni
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Wielki mały finał
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Piołun w sercu a w słowach brak miodu, czyli 10 utworów do tekstów Ernesta Brylla
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Kim był Józef J.?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Ilu scenarzystów potrzea by wkręcić steampunkową żarówkę?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Baldwin Trędowaty na tropie
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Nie należy mylić zagubienia się w masie z tkwieniem w gównie
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Diabeł rozbiera się u Prady
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski