Smutniejszy odcień bieli, czyli wspominamy 10 utworów Gary’ego BrookeraGary Brooker był kompozytorem, pianistą, a przede wszystkim, wokalistą o charakterystycznym i ciepłym głosie. Jego kariera muzyczna głównie związana była z formacją Procol Harum. Ale nie tylko. Ponieważ październik jest dobrym miesiącem na wspominki, przypomnijmy sobie dziesięć najwspanialszych utworów zmarłego w lutym artysty.
Piotr ‘Pi’ GołębiewskiSmutniejszy odcień bieli, czyli wspominamy 10 utworów Gary’ego BrookeraGary Brooker był kompozytorem, pianistą, a przede wszystkim, wokalistą o charakterystycznym i ciepłym głosie. Jego kariera muzyczna głównie związana była z formacją Procol Harum. Ale nie tylko. Ponieważ październik jest dobrym miesiącem na wspominki, przypomnijmy sobie dziesięć najwspanialszych utworów zmarłego w lutym artysty. „A Whiter Shade of Pale” („Procol Harum”, 1967 r.) Nie mogliśmy zacząć od innego utworu. Przecież to jedno z najwspanialszych nagrań w historii muzyki rozrywkowej. Jest to także największy przebój Procol Harum, który z czasem stał się przekleństwem zespołu. Nie tylko dlatego, że musiał być zagrany na każdym koncercie, ale także z tego powodu, że poróżnił członków formacji. Choć charakterystyczny motyw organów Hammonda został zainspirowany „Arią na strunie G” z „III Suity Orkiestrowej D-dur” Johanna Sebastiana Bacha, to przez lata Gary Brooker toczył sądową batalię z Matthew Fisherem o to, kto powinien być wpisany jako autor. Ostatecznie musieli podzielić się tantiemami. „Homburg” („Procol Harum”, 1967 r.) „Bielszy odcień bieli” nie jest jedynym hitem Procol Harum z debiutanckiego albumu. Drugi singel go promujący, czyli „Homburg”, również okazał się przebojem. Może nie tak ogromnym, ponieważ pierwsze miejsce na liście najlepiej sprzedających się piosenek zaliczył tylko w Holandii, ale w większości krajów trafił do pierwszej dziesiątki. „Conquistador” („Procol Harum”, 1967 r.) I jeszcze jeden reprezentant pierwszego krążka. Dowodzi tego, że formacja Gary’ego Brookera nie tylko nagrywała piękne ballady, ale potrafiła dorzucić do pieca. „Conquistador” w rewelacyjny sposób łączy rock’and’roll z muzyką klasyczną. Intryguje także od strony lirycznej, opowiadając o człowieku, który obserwuje ciało niedawno zmarłego konkwistadora, leżące na plaży. „A Salty Dog” („A Salty Dog”, 1969 r.) Tytułowy „A Salty Dog” to slangowy odpowiednik naszego „wilka morskiego”. Utwór opowiada bowiem o żeglarzu i jego nieszczęsnej załodze. Od strony muzycznej mamy zaś do czynienia z, po raz pierwszy wykorzystaną przez Procol Harum, partią orkiestry. Warto odnotować, że krytycy dopatrują się tu wyraźnych wpływów muzyki Chopina. „Simple Sister” („Brocen Barricades”, 1971 r.) Jeszcze przed nagraniem poprzedniej płyty – „Home” – z zespołu odszedł Matthew Fisher, do tego w międzyczasie psychodeliczny rock ewoluował w stronę hard rocka. Wszystko to znalazło także oddźwięk w muzyce Procol Harum. „Simple Sister” to bowiem ostrzejszy kawałek, niż zaproponowane wyżej, niesiony zadziorną partię gitary elektrycznej. „In Held ’Twas in I” („Procol Harum Live: In Concert with the Edmonton Symphony Orchestra”, 1972 r.) Siedemnastominutowa suita „In Held ’Twas in I” pierwotnie znalazła się na albumie „Shine on Brightly” z 1968 roku. Sprawia tam jednak nieco ociężałe wrażenie. Jej pełny kunszt oddaje dopiero wersja koncertowa z rewelacyjnego albumu nagranego wraz z prawdziwą orkiestrą. Pokusiłem się więc o przypomnienie tego właśnie wykonania. „Bringing Home the Bacon” („Grand Hotel”, 1973 r.) Przedstawiciel płyty „Grand Hotel”, ostatniego z serii wielkich dokonań Procol Harum. W następnych latach zespołowi zdarzały się wzloty, ale bez osiągnięcia takiego poziomu, co na przełomie lat 60. i 70. Pierwotnie miałem sięgnąć po utwór tytułowy, ale „Bringing Home the Bacon” ma w sobie więcej energii. Poza tym zawsze podobał mi się ten wybijany motyw fortepianowy. „Pandora’s Box” („Procol’s Ninth”, 1975 r.) Można odnieść wrażenie, że w czasie nagrywania „Procol’s Ninth” zespołowi kończyły się pomysły. Dlatego w zestawie znalazło się po raz pierwszy miejsce dla coverów (w tym „Eight Days a Week” Beatlesów). Formacja sięgnęła też po stare pomysły. Na przykład „Pandora’s Box” Gary Brooker i Keith Reid stworzyli na początku działalności formacji. Niemniej dobrze się stało, że utwór ten ujrzał światło dzienne i nie przepadł w mrokach archiwum. „Savannah” („No More Fear of Flying”, 1979 r.) „Savannah” to jedyny utwór na liście niebędący autorstwa Brookera. Jako jedyny również nie pochodzi z żadnej płyty Procol Harum. Można go bowiem znaleźć na solowym debiucie lidera zespołu „No More Fear of Flying” z 1979 roku. Znów czasy się zmieniły. Mainstreamowy rock złagodniał, stając się przyjazny radiu. Dobrze, że nie zmienił się głos wokalisty. „Last Chance Motel” („Novum”, 2017 r.) Rozwiązanie Procol Harum w latach 70. nie oznaczało końca zespołu. W 1991 roku reaktywował się, ponownie z Matthew Fisherem na pokładzie. Panowie jednak niezbyt chętnie wchodzili do studia i na przestrzeni trzydziestu lat nagrali jedynie trzy albumy studyjne. Ostatnim okazał się krążek „Novum” (znów bez Fishera, który odszedł ze składu w 2004 roku). Wbrew tytułowi zawiera muzykę nawiązującą do chwalebnej przeszłości Procol Harum. Najlepszym tego dowodem jest wybrany na singel „Last Chance Motel”, mogący śmiało uchodzić za cudem odnalezione nagranie sprzed pięćdziesięciu lat. Wspaniałe pożegnanie legendy z publicznością. 19 października 2022 |
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj najbardziej jazzrockowy longplay czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma.
więcej »Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Palec z artretyzmem na cynglu
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Idź do krateru wulkanu Snæfellsjökull…
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
I ty możesz być Kubą Rozpruwaczem
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
My i Oni
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Wielki mały finał
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Piołun w sercu a w słowach brak miodu, czyli 10 utworów do tekstów Ernesta Brylla
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Kim był Józef J.?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Ilu scenarzystów potrzea by wkręcić steampunkową żarówkę?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Baldwin Trędowaty na tropie
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Nie należy mylić zagubienia się w masie z tkwieniem w gównie
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski