Xiążę Warszawski, czyli 10 niezapomnianych kompozycji Janusza GrudzińskiegoJanusz Grudziński sławę zdobył jako muzyk Kultu, z którym związał się w 1982 roku. Jego charakterystyczny styl gry na instrumentach klawiszowych stał się podstawą wielu przebojów grupy. Choć opuścił skład w 2020 roku, wielu miało nadzieję, że do niego wróci. Niestety tak się nie stanie. Niespodziewanie zmarł 2 października bieżącego roku.
Piotr ‘Pi’ GołębiewskiXiążę Warszawski, czyli 10 niezapomnianych kompozycji Janusza GrudzińskiegoJanusz Grudziński sławę zdobył jako muzyk Kultu, z którym związał się w 1982 roku. Jego charakterystyczny styl gry na instrumentach klawiszowych stał się podstawą wielu przebojów grupy. Choć opuścił skład w 2020 roku, wielu miało nadzieję, że do niego wróci. Niestety tak się nie stanie. Niespodziewanie zmarł 2 października bieżącego roku. „1932 – Berlin” („Kult”, 1987 r.) „Berlin” nie jest dziś najbardziej znanym utworem Kultu, choć w czasach jego początków był małym hitem wśród bywalców koncertów. Dla Janka Grudzińskiego okazał się przepustką do muzycznej kariery. Sama kompozycja istniała od jakiegoś czasu, ale zespół uważał, że brakuje jej głębi. Kazik dał ją do podrasowania Jankowi, absolwentowi szkoły muzycznej, z którym zakumplował się w czasie strajku na Uniwersytecie Warszawskim w 1981 roku. Prosta, ale efektowna partia klawiszy dołożona przez Grudzińskiego tak bardzo spodobała się członkom Kultu, że, pomimo, iż nie pasował wizualnie do ekipy, zapadła decyzja by zasilił szeregi drużyny. „Totalna stabilizacja” („Posłuchaj, to do ciebie”, 1987 r.) Jak wiadomo, to Kazik jest odpowiedzialny za warstwę słowną Kultu. Były jednak wyjątki. Jednym z nich jest song „Totalna stabilizacja”, za którego tekst odpowiada właśnie Janusz Grudziński. W czasie kultowych koncertów sam go też wykonywał. W książce Wiesława Weissa „Kult biała księga, czyli wszystko o wszystkich piosenkach” Kazik wspomina swoją rozmowę z cenzorem, któremu musieli zanieść utwory do aprobaty: „powiedział mi, że wszystkie teksty, które przyniosłem, są chujowe i właściwie tylko jeden jest dobry, napisany językiem ezopowym. Pomyślałem: „ciekawe który?”. A on wyciągnął jedyny tekst Janka Grudzińskiego – „Totalna stabilizacja"”. „Arahja” („Spokojnie”, 1988 r.) O niezaprzeczalnym talencie melodycznym Grudzińskiego świadczy to, że praktycznie w całości skomponował muzykę do jednego z najgenialniejszych utworów w historii polskiej muzyki popularnej – „Arachji”. Ułożył zarówno linie basu, jak i gitary oraz organów Hammonda, na których sam zagrał (po raz pierwszy siadając za tym instrumentem). Tylko solo gitarowe Wojciecha Pietrzaka zostało dograne bez wyraźnych wskazówek autora. Ponieważ reszcie zespołu klimat kompozycji kojarzył się z dokonaniami formacji Uriah Heep, zaczęto dowcipnie mówić o nim „Arahja”, co miało przypominać wymowę skomplikowanej nazwy zespołu. I tak już zostało. „Czarne słońca” („Spokojnie”, od reedycji z 1993 r.) „Czarne słońca” to utwór nagrany do filmu pod tym samym tytułem. Na początku lat 90. Kult otrzymał zlecenie od reżysera Jerzego Zalewskiego skomponowania muzyki do jego najnowszej produkcji. Tym razem Kazik Staszewski za bardzo się w zadanie nie zaangażował, za to Janek Grudziński potraktował je, jako sprawdzian swoich umiejętności. Najjaśniejszym punktem współpracy stał się utwór „Czarne słońca”, który został dołączony do płyty „Spokojnie” na jej reedycji z 1993 roku i tak jest do dziś. To właśnie Gruda opracował charakterystyczny motyw klawiszowy rozpoczynający kawałek. „Baranek” („Tata Kazik”, 1993 r.) Choć na „Tacie Kazika” znalazły się kompozycje Stanisława Staszewskiego, zespół bardzo przyłożył się do ich aranżacji, by zabrzmiały o wiele barwniej, niż w oryginale. Wszyscy zaangażowali się w pracę, ale to właśnie Janusz Grudziński okazał się motorem napędowym przedsięwzięcia. W pewnym momencie doszło nawet do tarcia między nim, a Krzysztofem „Bananem” Banasikiem, który również miał sporo pomysłów. Jednym z przykładów tego konfliktu stanowi hitowy „Baranek”. Przed ostatnią zwrotką pojawia się w nim fragment instrumentalny, przyjmujący formę walca. Banan zagrał go na waltorni i upierał się, że brzmi lepiej, niż Gruda i jego klawisze symulujące akordeon. By nie doszło do eskalacji, ostatecznie zostawiono obie wersje, co do dziś robi piorunujące wrażenie. „Gdy nie ma dzieci” („Ostateczny krach systemu korporacji”, 1998 r.) „Gdy nie ma dzieci” to największy komercyjny sukces Kultu. Piosenka bezapelacyjnie rządziła latem 1998 roku. Tymczasem odpowiedzialny za jej trzon Janusz Grudziński wcale nie był w pogodnym nastroju w czasie jej nagrywania. Rozstawał się z żoną i zaliczył intensywny epizod depresyjny. Z braku laku, wygrzebał ten utwór z szuflady, by choć cokolwiek przynieść do studia. Kazik we wspomnianej książce Wiesława Weissa mówi: „Janek był w takiej formie, że przyniósł pomysł tej piosenki, dwa akordy, i miał jeszcze drugą część, ale nie chciało mu się jej nam pokazać. Generalnie miał doła. No i zostało na dwóch akordach od początku do końca”. A my dostaliśmy hicior. „Komu bije dzwon” („Ostateczny krach systemu korporacji”, 1998 r.) Było o najpopularniejszej piosence Kultu, to teraz będzie o najsmutniejszej. Janek przekuł w niej na dźwięki cały swój egzystencjalny ból, którego doświadczał w tamtym okresie. Zagrał nie tylko na klawiszach, ale także podłożył partie gitary. Do tego Kazik napisał jeden ze swoich najbardziej poetyckich tekstów, do którego życie ułożyło scenariusz. Tuż przed premierą „Ostatecznego krachu systemu korporacji” zmarł perkusista zespołu Andrzej „Szczota” Szymańczak, a „Komu bije dzwon” został mu dedykowany. „Łączmy się w pary, kochajmy się” („Salon Recreativo”, 2001 r.) Przyznam, że „Salon Recreativo” nie należy do moich ulubionych płyt Kultu, niemniej dwa pochodzące z niego single, czyli „Brooklyńska Rada Żydów” Banana i „Łączmy się w pary, kochajmy się” Grudy są rewelacyjne. Ten drugi zachwyca uroczą partią organów, która doskonale koresponduje z tekstem o „klubie samotnych serc”, jak to określił Kazik. Co ciekawe zainspirował go spontaniczny okrzyk „łączmy się w pary, kochajmy się” Janka Grudzińskiego, przypadkowo utrwalony na nagraniu jednego z koncertów. Został nawet wsamplowany do utworu. „Kocham cię, a miłością swoją” („Poligono industrial”, 2005 r.) W przeciwieństwie do „Salonu…”, wciąż lubię wrócić do „Poligono industrial”, mimo, że zespół za nim nie przepada. Nic dziwnego, bo okres w jakim powstawał był dla muzyków trudny. Poniekąd wiązało się to z autorytarnymi zapędami Banana, który w owym czasie przyćmił nawet Kazika. Dlatego też lwia część materiału została skomponowana właśnie przez niego. Niemniej Grudzie udało się przemycić dwie swoje kompozycje. „Kocham cię, a miłością swoją” była jedną z nich. I bardzo dobrze się stało, bo to świetny, żywiołowo-nostalgiczny numer, zdecydowanie najlepszy na płycie. „Spacer po Warszawie” („Olśnienie”, 2006 r.) Choć Janusz Grudziński długo pozostawał wierny Kultowi, z czasem zaczął angażować się w projekty poboczne. Nagrywał muzykę do filmów i seriali, działał w zespołach Przyjaciele i Orkiestra Na Zdrowie, aż wreszcie w 2006 roku, ukrywając się pod pseudonimem Xiążę Warszawski, wydał, jak się okazało, jedyny solowy longplay. Choć zawierał zestaw wpadających w ucho melodii, udowadniał, że bohater niniejszego tekstu nie był urodzonym wokalistą, co momentami mocno przeszkadza w odbiorze. Niemniej „Spacer po Warszawie” to mała perełka, która doskonale utrwaliła miłość autora do Stolicy. Dzięki zawartym w nim emocjom można przymknąć oko na pewne niedostatki wokalne. 1 listopada 2023 |
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj najbardziej jazzrockowy longplay czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma.
więcej »Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Palec z artretyzmem na cynglu
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Idź do krateru wulkanu Snæfellsjökull…
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
I ty możesz być Kubą Rozpruwaczem
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
My i Oni
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Wielki mały finał
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Piołun w sercu a w słowach brak miodu, czyli 10 utworów do tekstów Ernesta Brylla
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Kim był Józef J.?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Ilu scenarzystów potrzea by wkręcić steampunkową żarówkę?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Baldwin Trędowaty na tropie
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Nie należy mylić zagubienia się w masie z tkwieniem w gównie
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski