Zespół Uda płytą „Hurtownia przebiśniegów” zaistniał na polskiej scenie jazzrockowej w pierwszej połowie 2010 r. Niestety, druga część roku upłynęła kolektywowi na szukaniu gitarzysty. Od kilku miesięcy chłopaki z Krakowa ćwiczą już z nowym muzykiem i przygotowują się do kolejnych nagrań i powrotu do koncertowania. Zapraszamy na recenzję debiutu formacji oraz na wywiad z jej perkusistą Michałem Zawadzkim.
Co w garażu piszczy?: Szpiegowski jazz
[Uda „Hurtownia przebiśniegów” - recenzja]
Zespół Uda płytą „Hurtownia przebiśniegów” zaistniał na polskiej scenie jazzrockowej w pierwszej połowie 2010 r. Niestety, druga część roku upłynęła kolektywowi na szukaniu gitarzysty. Od kilku miesięcy chłopaki z Krakowa ćwiczą już z nowym muzykiem i przygotowują się do kolejnych nagrań i powrotu do koncertowania. Zapraszamy na recenzję debiutu formacji oraz na wywiad z jej perkusistą Michałem Zawadzkim.
W cyklu „Co w garażu piszczy?” będziemy starali się prezentować młode, niezależne zespoły, którymi warto się zainteresować. Naszym celem jest pokazanie, że w Polsce jest cała masa dobrej muzyki, której niestety nie chcą promować środki masowego przekazu. Decydujemy się wziąć na siebie ten ciężar, dlatego jeśli macie zespół i chcecie podzielić się z nami (a w konsekwencji także z naszymi Czytelnikami) Waszą muzyką, możecie śmiało pisać na muzyczny adres „Esensji”.
Uda
‹Hurtownia przebiśniegów›
Utwory | |
CD1 | |
1) Mewy lajty | 03:25 |
2) Stacja grzyb | 07:37 |
3) Umyjcie węgiel | 04:52 |
4) Szkielet żaby | 04:34 |
5) Feministyczna pani pedagog | 01:58 |
6) Nibynóżki | 03:49 |
7) Człowiek-gulasz zadaje decydujący cios lutownicą | 05:08 |
8) Gąbczasta lambada przyszłości | 01:25 |
9) Kombajn do zbierania eunuchów | 04:39 |
10) Kompozycja zimowa | 04:12 |
11) Pobaw się nim | 01:31 |
12) Pomórnik | 07:31 |
Zadajecie sobie pytanie, w jakiej formie jest polska muzyka okołorockowa? Zastanówmy się, dlaczego w radiu Doda, Feel, Coma, Strachy Na Lachy i ciągle ten Kult? Patrząc z punktu widzenia młodych muzyków, dla których muzyka ciągle jest wyzwaniem, rejonem poszukiwań, zabawą i jednocześnie formą wyrażania emocji, odpowiedź jest prosta. W radiu gra się piosenki, które dobrze sprawdzają się jako łączniki pomiędzy reklamami, wiadomościami i prognozą pogody. Członkowie Ud zarzekają się, że w ich absurdalnych, krótkich, w zasadzie recytowanych tekstach oraz kosmicznych tytułach utworów nie ma żadnej ideologii. Ale czy nie są dobrym podsumowaniem przytłaczającej nas zewsząd papki? Czy wy też nie odnosicie wrażenia, że wszystkie piosenki mają takie same słowa? Że to wszystko kręci się dookoła jednych spraw oraz jednych i tych samych melodii?
Cała masa początkujących kapel nie ma jednak dużo do powiedzenia. Nawet przy całkiem dobrych umiejętnościach technicznych ich twórczość często sprowadza się do ogranych schematów i tematów. Uda idą temu wszystkiemu na przekór, tworząc dobrą muzykę spod znaku mocnego, dynamicznego i nieokiełznanego jazzrocka. Wystarczy sięgnąć po wydany własnym sumptem debiutancki krążek kapeli, by przekonać się, że i w Polsce można grać na światowym poziomie. Jazzowe brzmienie, rockowa i funkowa motoryka i nieograniczona swoboda to składniki charakteryzujące muzykę Ud. Trio czerpie z tradycji polskiego niezależnego rocka od lat 60. Mamy więc bluesrockowe zagrywki w stylu Breakoutu, jazzowe rozwiązania à la pierwszy album SBB, jest też szczypta buntu lat 80. i brzmienia grunge’owe. Jednym słowem talia postrockowych kart, w której atutem jest kolor jazzu. Idąc dalej karcianym tropem – obcowanie z „Hurtownią przebiśniegów” jest jak dobra brydżowa zagrywka. Trzeba się skupić, pamiętać o tym, co już zeszło, i nie dać się złapać na impas. Jak każda gra, jest także przede wszystkim zabawą, jeśli jednak dacie się wciągnąć i połkniecie bakcyla, płyta zabierze wam kilka długich chwil. Co da w zamian? Nieuczesane, nieprzystające do znanych radiowych schematów nuty.
Płyty dobrze się słucha od samego początku. Gdzie trzeba trio podkręca tempo i „gain” we wzmacniaczach, a gdy wypada spuścić z tonu, tworzy z ciepłych dźwiękowych plam pastelowe pejzaże. Pobudzające są kolejne takty i motywy zgrabnego „Mewy lajty”, zaciekawiają następne, z pozoru niełączące się fragmenty „Stacji grzyb”, intryguje i wciąga, by zaskoczyć chóralnym finałem „Umyjcie węgiel”. Jazzowe patenty i schematy wyłażą z całą mocą w „Szkielecie żaby”. „Feministyczna pani pedagog” wprowadza luźny klimat grania dla zabawy w garażu. Transowy „Człowiek-gulasz zadaje decydujący cios lutownicą” to najmocniejszy kawałek, w którym orientalizmy wzbogacają siłę jazzrockowego czadu. Uda nie byłyby sobą, gdyby i tu nie spłatały psikusa – gdzieś w środku pojawia się urocza melodia i delikatne głosy, a wszystko kończy się montypythonowskim absurdem. Natomiast atmosferycznie i jakby poważniej (ale do czasu) robi się w „Kompozycji zimowej”, gdzie autorom bardzo blisko do estetyki prezentowanej przez muzyków Ścianki.
Grupie należą się brawa za własne podejście do muzyki. Mimo że słuchać podobne inspiracje, jakie przyświecały takim grupom jak Something Like Elvis, Ewa Braun i Pink Freud, to Uda niewątpliwie grzeszą oryginalnością, o co niestety coraz trudniej na naszej scenie. Bardzo dobrze, że takie zespoły grają i starają się dotrzeć do szerszej publiczności. Na tle radiowej papki, którą można nierzadko usłyszeć również w knajpianych występach młodych polskich kapel klepiących banalne piosenki z banalnymi tekstami, formacja ta to prawdziwy skarb. Jak to czasami z debiutami bywa, można się do niektórych rzeczy przyczepić – choćby do wkradającej się momentami, ale naprawdę sporadycznie, monotonii, czy do nie zawsze jasnego przekazu słowno-gardłowego. Trzeba nadmienić także, że na „Hurtowni przebiśniegów” nie ma mocnego, wyrazistego fragmentu, który przychodziłby na myśl podczas wspominania tego albumu. Świadczy to jednak o tym, że krążek jest równy, więc ciężko powiedzieć, by to był minus.
Warto także zwrócić uwagę na nagrania zrealizowane u Jarka Wyki, który pracując głównie z lokalnymi i początkujacymi kapelami, potrafi zapewnić im brzmienie na bardzo zadowalającym poziomie. To nie jest wybitne dzieło, rzucające na kolana, to nie jest jeszcze rzecz, która wystrzeli kapelę do ścisłej krajowej czołówki. Ale po zapoznaniu się z „Hurtownią przebiśniegów” uważam, że ten zespół należy obserwować, bo bardzo szybko może awansować do ekstraklasy, a jego albumy staną się wytyczną dla innych. I wtedy posiadanie debiutu Ud z Krakowa będzie prawdziwym powodem do dumy.
Jakub Stępień: Wypadałoby się na początek przedstawić. Zespół Uda nie jest jeszcze szeroko znany słuchaczom w Polsce. Skąd się wzieliście, gdzie i co graliście wcześniej?
Michał Zawadzki: Z Kubą Sieńczykiem – basistą – poznaliśmy się w krakowskim zespole Żmij, gdzie graliśmy folkowo-rockowe klimaty. To był mój pierwszy kontakt z muzyką w Krakowie. Przyjechałem 3 lata temu z Torunia, gdzie bębniłem kilka lat z przyjaciółmi w kapeli Syndrom, głównie kowerującej klasyków rockowych (m.in. Pink Floyd, Led Zeppelin). Kuba, który obecnie gra równolegle w progresywnej kapeli Wnętrza, trafił do Krakowa z Warszawy, gdzie udzielał się na tamtejszej scenie undergroundowej. W pewnym momencie uznaliśmy, że powinniśmy coś razem stworzyć i tak powstały Uda. Gitarzystą został Igor Herzyk, z którym nagraliśmy „Hurtownię przebiśniegów”. Natomiast nasz nowy gitarzysta – Łukasz Krzywicki – przewinął się przez kilka krakowskich składów, choćby Świnie W Kosmosie.
JS: Wspomniana przez Ciebie „Hurtownia przebiśniegów” nakreśla już kształt Ud, a ty jak byś go podsumował, czyli ulubione pytanie: „co gracie?”.
MZ: Czasem określamy naszą muzykę jako postmodernistyczny rock oraz szpiegowski jazz. A tak naprawdę to jest tak, że ta muzyka nie jest w jakiś szczególny sposób przez nas kategoryzowana. Po prostu na próbach gramy to, co czujemy, to, co chcemy – dzięki temu ciągle coś się dzieje, coś się zmienia, jest różnorodnie pod względem rytmicznym, harmonicznym, brzmieniowym. I to nas bawi. To, że zmienia się metrum na perkusji, zmienia się brzmienie na gitarze, zmieniają się akordy, zmienia się harmonia. Czasami dodatkowo dokładamy absurdalne teksty. To wszystko tworzy pewną jazz-rockową całość opartą na naszych osobistych inspiracjach. Nie podporządkowujemy się z góry wymyślonym schematom, gramy to, co pod wpływem chwili przychodzi nam do głowy.
JS: Zmiana gitarzysty wniesie coś nowego, zupełnie odmieni wasze oblicze czy będziecie kontynuować wypracowany do tej pory styl?
MZ: Staramy się połączyć to, co graliśmy do tej pory, czyli ten styl quasi-jazzowy z charakterem gry Łukasza, który jest gitarzystą o mocniejszym brzmieniu. Jeżeli chodzi o podejście do kompozycji to tu nic się nie zmieni, to ciągle będą takie postrzępione utwory bazujące na różnych gatunkach. Natomiast samo brzmienie gitary na pewno się zmieni, będzie bardziej rockowe.
JS: Powiedziałeś o absurdalnych tekstach. Zgoda, to nie są słowa, nazwijmy je, piosenkowe. Czy od razu tak zakładaliście, że to będzie muzyka instrumentalna z takimi wstawkami? Czy tak po prostu wyszło?
MZ: Tak wyszło. Tak naprawdę w momencie, kiedy graliśmy jeszcze z Igorem i zrobiliśmy pierwszą próbę, nie wiedzieliśmy jeszcze co z tego wyjdzie. Zupełnie. Nikt nie przyniósł na pierwszą próbę konkretnych piosenek lub jakichkolwiek tematów. Zaczęliśmy grać, zaczął się kompletny odjazd i tak już zostało, natomiast te absurdalne teksty wynikają po prostu z naszego poczucia humoru.
JS: I w końcu stanęło na instrumentalnym trio, które od czasu do czasu zaskakuje niespodziewanymi słowami.
MZ: Tak się składa, że mamy bardzo podobne poczucie humoru. „Człowiek-gulasz zadaje decydujący cios lutownicą” jest takim klasycznym przykładem naszego podejścia do rzeczywistości. Nie ukrywam, że to nas bawi po prostu. Czasem na próbie zaśmiewamy się do łez wymyślając nowe kompozycje, tytuły czy teksty. Myślę ponadto, że nasza twórczość to na pewno wynik dystansu nas wszystkich względem tego, co dzieje się współcześnie w muzyce komercyjnej, w tzw. mainstreamie. Nikt z nas nie przepada za muzyką, która dominuje na antenach, za piosenkami zbudowanymi na dwóch akordach i zawierającymi teksty w stylu „ja cię kocham, a ty kochasz mnie i patrzymy się razem w gwiazdy”. Naszą twórczością chcemy przeciwstawić się takiej anty-muzycznej, kiczowatej papce komercyjnej, którą karmi się tak wiele osób w naszym kraju.
JS: A myślisz, że to będzie bawić też kogoś innego? Taki humor nie zawsze się przekłada na odbiorcę.
MZ: Zdawaliśmy sobie z tego sprawę od samego początku, jednak wcale nie spędzało to nam snu z powiek. Tworzenie muzyki – jak i wykonywanie jakiegokolwiek innego działania, szczególnie o charakterze artystycznym – jeśli nie ma być grą pozorów, musi być oparte na pasji i osobistej inspiracji, nie uwarunkowanej potrzebami czy gustami konsumenckimi. To, że w największych stacjach radiowych leci non-stop jakiś utwór i pół Polski nuci go pod nosem nie oznacza jeszcze, że mamy do czynienia z jakąkolwiek formą artystycznej twórczości. Kryterium pozwalającym odróżnić twórczość od jałowej pod względem artystycznym produkcji, jest osobista pasja i przeżycie tego, co się komponuje i gra, nie musi to współgrać z dominującymi oczekiwaniami. Uda nie udają i nie podporządkowują się sztucznie powszechnym trendom. Paradoksalnie jednak, dotychczasowa praktyka koncertowa pokazuje, że nasza muzyka jest bardzo dobrze odbierana. Okazuje się, że w naszym kraju jest naprawdę wielu realnych pasjonatów muzyki, którzy nie zadowalają się komercyjną chałturą. Ci ludzie wyczuwają, że kierujemy się autentyczną pasją, że nie gramy koncertu po to, żeby tylko go zagrać, żeby przypodobać się czyimś zachciankom, ale że osobiście przeżywamy naszą muzykę i cieszymy się jak małe dzieci, że możemy pokazać innym to, na co samodzielnie wpadliśmy. Między innymi dzięki temu publiczność zawsze bardzo fajnie bawi się na naszych koncertach – ludzie czują, że ich szanujemy, nie oszukujemy, że nasza twórczość jest szczera. Przychodzi ich zazwyczaj całkiem sporo, śpiewają razem z nami, rozmawiają po koncertach, kupują płyty, nawiązujemy trwalsze znajomości. Dla tych, którzy lubią jazz-rock, którzy czują klimat absurdalnego humoru, którzy potrafią i chcą łapać dystans względem rzeczywistości, Uda to strzał w dziesiątkę. Naturalne jest jednak to, że nie wszystkim ta muzyka się podoba. Ale to tylko dobrze o Udach świadczy, ponieważ to, co podoba się wszystkim lub większości jest zazwyczaj kiepskie, pozbawione indywidualnego waloru, bo dostosowane do uśrednionych, zredukowanych gustów.
JS: Na usta ciśnie się porównanie do jednego zespołu, który także trudno było i jest sklasyfikować. Czy porównanie was do Something Like Elvis odbierasz jako komplement i czy zgodziłbyś się z nim?
MZ: To jest bardzo duży komplement, ponieważ strasznie cenię ten zespół, z resztą każdy z nas chyba go ceni. Naszym marzeniem jest zagrać z nimi koncert.
JS: Taka sposobność może się zdarzyć – wszak się reaktywowali. Jest jeszcze ktoś na naszym podwórku u boku kogo widzielibyście się na scenie?
MZ: Przede wszystkim Pink Freud – świetni muzycy, znakomite koncerty. Z przyjemnością zagralibyśmy również ponownie wraz z Pogodno.
JS: Życzę spełnienia marzeń. Do zobaczenia na koncertach. Mam nadzieję, że jak najszybciej.
MZ: Dzięki. Aktualności koncertowe można śledzić na naszej stronie
www.myspace.com/udauda.