Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Lana Del Rey
‹Ultraviolence›

EKSTRAKT:30%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułUltraviolence
Wykonawca / KompozytorLana Del Rey
Data wydania17 czerwca 2014
NośnikCD
Czas trwania51:24
Gatunekpop
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Utwory
CD1
1) Cruel World6:39
2) Ultraviolence4:11
3) Shades of Cool5:42
4) Brooklyn Baby5:51
5) West Coast4:16
6) Sad Girl5:17
7) Pretty When You Cry3:54
8) Money Power Glory4:30
9) Fucked My Way Up to the Top3:32
10) Old Money4:31
11) The Other Woman3:01
Wyszukaj / Kup

Depresyjna pustka
[Lana Del Rey „Ultraviolence” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Na dłuższą metę to się nie mogło udać. Lana Del Rey zachwyciła świat swoim image’em retro, ale by ponownie robił on wrażenie, potrzebna była jakaś wartość dodana, tymczasem na „Ultraviolence” wraca do tego, co przyniosło jej rozgłos, i niestety strąca, wysoko przez samą siebie postawioną, poprzeczkę.

Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Depresyjna pustka
[Lana Del Rey „Ultraviolence” - recenzja]

Na dłuższą metę to się nie mogło udać. Lana Del Rey zachwyciła świat swoim image’em retro, ale by ponownie robił on wrażenie, potrzebna była jakaś wartość dodana, tymczasem na „Ultraviolence” wraca do tego, co przyniosło jej rozgłos, i niestety strąca, wysoko przez samą siebie postawioną, poprzeczkę.

Lana Del Rey
‹Ultraviolence›

EKSTRAKT:30%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułUltraviolence
Wykonawca / KompozytorLana Del Rey
Data wydania17 czerwca 2014
NośnikCD
Czas trwania51:24
Gatunekpop
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Utwory
CD1
1) Cruel World6:39
2) Ultraviolence4:11
3) Shades of Cool5:42
4) Brooklyn Baby5:51
5) West Coast4:16
6) Sad Girl5:17
7) Pretty When You Cry3:54
8) Money Power Glory4:30
9) Fucked My Way Up to the Top3:32
10) Old Money4:31
11) The Other Woman3:01
Wyszukaj / Kup
„Born to Die”, debiut artystycznego wcielenia, jakie znamy pod postacią Lany Del Rey (bo dziś wiemy, że artystka pod innym pseudonimem próbowała juz zawojować listy przebojów) był strzałem w dziesiątkę. Odwołanie do stylistyki lat 50. i wiecznie młodych buntowników z Jamesem Deanem na czele trafiło na podatny grunt tęsknoty za minionymi czasami niewinnej Ameryki. Broniła się również muzyka, stonowana, delikatnie podszyta elektronicznymi bitami lub nastrojowymi smyczkami, co kontrastowało z bijącym po oczach, barokowym blichtrem współczesnego popu. Okazało się, że by zostać gwiazdą, nie trzeba świecić nagością i prowokować obscenicznymi ruchami na scenie. Ta niepozorna melancholijność zwracała na siebie uwagę. Nie należy także zapominać o przebojowości, która niosła takie utwory jak „Video-Games”, „Blue Jeans” czy „Summertime Sadness”.
„Ultraviolence” miał być rozwinięciem tego konceptu, ale mam wrażenie, że zamiast twórczo go modyfikować, Del Rey i odpowiedzialny za produkcję albumu Dan Auerbach (The Black Keys) zapragnęli powtórzyć patent, ale zrobić wszystko „bardziej”. I niestety się zupełnie wyłożyli. Choć stylistyka została zachowana (czarno-białe zdjęcie na okładce Lany na tle starego samochodu), to jednak z samej muzyki przebija emocjonalna pustka.
Owszem, Auerbach postarał się o to, by całość brzmiała bardziej szorstko, ale uwypuklenie roli gitar nie ukryło braku pomysłów na same piosenki, które są do bólu jednostajne. Na „Born to Die”, pomimo utrzymania średnich temp, zdarzały się delikatne zrywy, tu natomiast nie ma nawet tego. Choć można pobawić się w interpretację mówiącą o spójności materiału, to tak naprawdę chodzi o zanudzenie słuchacza na śmierć. W połowie „Ultraviolence” zaczynamy nerwowo zerkać na listę utworów, ile czasu zostało jeszcze do końca. Niestety sporo.
Przed premierą albumu, którego miało nie być (Lana twierdziła, że na debiucie powiedziała wszystko, co do powiedzenia miała, i zrywa z muzyką), pojawiły się informacje, że „Ultraviolence” będzie najbardziej dołującym krążkiem 2014 roku. Okazuje się jednak, że nie wystarczy spowolnić muzykę, nagrać ciche brzdąkanie instrumentów i melorecytować kolejne depresyjne zwrotki. Trzeba sprawić, że słuchacz w cały ten dół uwierzy. Tymczasem po przesłuchaniu całości, poza znużeniem, odczuwa się emocjonalną pustkę. I to jest chyba najpoważniejszy zarzut, jaki można postawić „Ultraviolence”. Lana swoim powłóczystym, zmanierowanym śpiewem nikogo tym razem nie jest w stanie zaczarować. Trudno powiedzieć, czy dzieje się tak ze względu na brak nośnych refrenów, czy po prostu wychodzą na jaw niedostatki wokalne Del Rey. Nie chodzi nawet o sam głos, bo jak wielokrotnie mogliśmy się przekonać, perfekcyjna technika i wielooktawowe możliwości nie gwarantują nagrywania dobrych piosenek. Jednak nieumiejętność przekazywania uczuć to grzech śmiertelny dla muzyka.
Przyznaję, że znajdziemy na albumie kilka wyróżniających się momentów, jak ozdobiony surowym brzmieniem gitary „Shades of Cool”, posiadający nieco więcej werwy w warstwie muzycznej „West Coast” czy najbardziej melodyjny w zestawie „Sad Girl”, ale to za mało, by uratować krążek trwający w podstawowej wersji ponad 50 minut (a są jeszcze bonusy). Jeśli więc coś w związku z „Ultraviolence” miało mnie zdołować, to właśnie rozczarowanie, jakie mnie dotknęło po jego odsłuchaniu. Jeśli Lana Del Rey chce, by na jej trzeci krążek czekano tak jak na drugi, musi nad nim mocno popracować.
koniec
25 września 2014

Komentarze

27 II 2015   10:04:49

No niestety, ale to gorzka prawda. Ja najbardziej słucham jedynie dwóch utworów: tytułowego Ultraviolence i Cruel world.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
Sebastian Chosiński

25 IV 2024

Arild Andersen to w świecie europejskiego jazzu postać pomnikowa. Kontrabasista nie lubi jednak przesiadywać na cokole. Mimo że za rok będzie świętować osiemdziesiąte urodziny, wciąż koncertuje i nagrywa. Na dodatek kolejnymi produkcjami udowadnia, że jest bardzo daleki od odcinania kuponów. „As Time Passes” to nagrany z muzykami młodszymi od Norwega o kilkadziesiąt lat album, który sprawi mnóstwo radości wszystkim wielbicielom nordic-jazzu.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Oniryczne żałobne misterium
Sebastian Chosiński

24 IV 2024

Martin Küchen – lider freejazzowej formacji Angles 9 – zaskakiwał już niejeden raz. Ale to, co przyszło mu na myśl w czasie pandemicznego odosobnienia, przebiło wszystko dotychczasowe. Postanowił stworzyć – opartą na starożytnym greckim micie i „Odysei” Homera – jazzową operę. Do współpracy zaprosił wokalistkę Elle-Kari Sander, kolegów z Angles oraz kwartet smyczkowy. Tak narodziło się „The Death of Kalypso”.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Mityczna rzeka w jaskini lwa
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Po trzech latach oczekiwania wreszcie zostały spełnione marzenia wielbicieli norweskiego tria Elephant9. Nakładem Rune Grammofon ukazała się dziesiąta, wliczając w to także albumy koncertowe, płyta formacji prowadzonej przez klawiszowca Stålego Storløkkena – „Mythical River”. Dla fanów skandynawskiego jazz-rocka to pozycja obowiązkowa. Dla tych, którzy dotąd nie zetknęli się z zespołem – szansa na nowy związek, którego nie da się zerwać.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Tegoż twórcy

Amerykański sen z YouTube
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Tegoż autora

Idź do krateru wulkanu Snæfellsjökull…
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

I ty możesz być Kubą Rozpruwaczem
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

My i Oni
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wielki mały finał
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Piołun w sercu a w słowach brak miodu, czyli 10 utworów do tekstów Ernesta Brylla
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Kim był Józef J.?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Ilu scenarzystów potrzea by wkręcić steampunkową żarówkę?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Baldwin Trędowaty na tropie
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Nie należy mylić zagubienia się w masie z tkwieniem w gównie
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Diabeł rozbiera się u Prady
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.