Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Lao Che
‹Gospel›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułGospel
Wykonawca / KompozytorLao Che
Data wydania22 lutego 2008
Wydawca Antena Krzyku
NośnikCD
Czas trwania57:27
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Utwory
CD1
1) Drogi panie3:43
2) Czarne kowboje5:06
3) Bóg zapłać4:53
4) Do syna Józefa Cieślak3:16
5) mpaKOmpaBIEmpaTA5:32
6) Hiszpan2:48
7) Zbawiciel Diesel4:29
8) Hydropiekłowstąpienie5:52
9) Paciorek2:29
10) Chłopacy5:20
11) Ty człowiek jesteś?4:06
12) Siedmiu nie zawsze wspaniałych9:46
Wyszukaj / Kup

Festiwal piosenki studenckiej
[Lao Che „Gospel” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
„Gospel” byłby fenomenalną płytą, gdyby nie jeden drobny mankament. Otóż trzeci album płockiej grupy nie nazywa się „Powstanie Warszawskie” i nie mówi o wydarzeniach historycznych sprzed ponad półwiecza. Bez patriotyczno-historycznej aureoli Lao Che brzmi nieco miałko, a ich kompozycje nagle zaczynają razić błędami i banalnością.

Paweł Franczak

Festiwal piosenki studenckiej
[Lao Che „Gospel” - recenzja]

„Gospel” byłby fenomenalną płytą, gdyby nie jeden drobny mankament. Otóż trzeci album płockiej grupy nie nazywa się „Powstanie Warszawskie” i nie mówi o wydarzeniach historycznych sprzed ponad półwiecza. Bez patriotyczno-historycznej aureoli Lao Che brzmi nieco miałko, a ich kompozycje nagle zaczynają razić błędami i banalnością.

Lao Che
‹Gospel›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułGospel
Wykonawca / KompozytorLao Che
Data wydania22 lutego 2008
Wydawca Antena Krzyku
NośnikCD
Czas trwania57:27
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Utwory
CD1
1) Drogi panie3:43
2) Czarne kowboje5:06
3) Bóg zapłać4:53
4) Do syna Józefa Cieślak3:16
5) mpaKOmpaBIEmpaTA5:32
6) Hiszpan2:48
7) Zbawiciel Diesel4:29
8) Hydropiekłowstąpienie5:52
9) Paciorek2:29
10) Chłopacy5:20
11) Ty człowiek jesteś?4:06
12) Siedmiu nie zawsze wspaniałych9:46
Wyszukaj / Kup
W „wywiadzie dla „Esensji” wokalista Lao Che, Hubert „Spięty” Dobaczewski, twierdził, że na „Gospel” zespół chciał uciec od „PW”.
Po całym zamieszaniu z tamtą płytą nie ma co się dziwić. Chłopaki z Płocka zostali okrzyknięci – w zależności od opcji – a to nadzieją polskiego rocka, a to wyrachowanymi zdrajcami bogoojczyźnianych wartości. Posądzano ich o nacjonalizm, komercję, płyciznę, profanację i wywołanie opadów śniegu w maju. Tak więc ten postpowstańczy eskapizm wydaje się naturalną koleją rzeczy. W końcu kto ma ochotę dźwigać na plecach taki garb?
Jak daleko udało im się uciec?
Cech wspólnych obu albumów jest wiele. „Gospel” został nagrany w tym samym składzie, co „PW”, z użyciem prawie identycznego instrumentarium, w równie „archaicznym”, co Rogalów Analogowy, studiu Polskiego Radia no i w tej samej punkowo-rockowej estetyce. Podobna jest produkcja: utwory okraszone są samplowanymi wstawkami, a brzmienie jest czyste jak zeszyt klasowego lizusa. Nie zmienił się także przepis „Spiętego” na pisanie tekstów. Wciąż sprytnie miesza w kotle z cytatami, wyjmując z niego co smaczniejsze kąski i doprawiając je szczyptą uciesznych archaizmów. Całość zaś ciągle rozbija się o jedno: chwytliwe melodie zaaranżowane na rockowy septet.
Lao Che od dawna sprawdzali tę metodę. I na „Gusłach”, i na „Gospel” popowe melodie stanowiły trzon wielu utworów, vide „Klucznik” na „Gusłach”, a teraz na przykład „Bóg zapłać”.
Jest też kilka drobnych różnic.
Choćby tematyka: „Gospel” traktuje głównie o religii i kondycji ludzkiej, tudzież egzystencjalnych potyczkach „Spiętego”… ze „Spiętym”. Można tu mówić o concept albumie, ale trochę na wyrost, bo wyraźnego łuku narracyjnego – no właśnie – wyraźnie brak. Z pewnością teksty łączy kilka cech, choćby ich ekshibicjonizm. Tak bardzo „Spięty” jeszcze się nie wybebeszał. Na przykład jego autopsychoanaliza w „Czarne kowboje”, gdzie śpiewa o swoich stanach „dołowych” („Czy należycie do mnie/Czy do mojego we mnie wroga”). Zresztą ta prywatna, niemal intymna perspektywa obecna jest w większości utworów.
Wielu krytyków i odbiorców sugerowało, że jest to płyta bardziej pogodna niż poprzednia. Rzeczywiście, nie ma tu „granatów rzuconych w kąt” i tym podobnych, ale „Gospel” to raczej cierpka niż radosna nowina.
Inną nowością są wpływy muzyki klezmerskiej oraz … dalibóg, rosyjskiej muzyki ludowej? Klarnet tu i ówdzie zanosi się żydowską melodyjką („Bóg zapłać”), a przy „Czarnych kowbojach” można by wywijać radosne kozaki.
Teraz pora na smutną konkluzję: wszystko byłoby fajnie, gdyby nie te – konieczne przecież – zmiany. Zrozumiałe, że Lao Che chcieli zrobić krok naprzód i pozmieniać to i owo, ale bez mocnej kompozycyjnej podstawy, bez silnych wzruszeń wszystkie wpadki widać jak na dłoni.
Pal sześć potknięcia tekściarza (kwiatem jabłoni nie może być owoc, kwiatem jabłoni jest kwiat – to przytyk do „Drogi Panie”), warstwa tekstowa to i tak jaśniejsza strona krążka.
Gorszy jest twórczy bałagan – wypadkowa przeciętnych umiejętności wykonawczych, dobrych intencji i nieciekawych wzorców. Na poprzednich płytach to nie przeszkadzało: temat niósł sam. Bez względu na to, czy była to emocjonalna bomba, jak na „PW”, czy oniryczna wycieczka przez słowiańskie mitologie.
Teraz jednak, gdy opadła zasłona patosu i wzruszeń, magii i oniryzmu, przez strukturę piosenek przeziera nuda i trywialność. Tym razem ładne melodie to za mało, temat nie udźwignął całości – trzeba było więc szukać w nastroju, w ciekawych rozwiązaniach rytmicznych, a tu tego jak na lekarstwo.
Na pewno nie ratują „Gospel” wspomniane chasydzkie i rosyjskie wtręty, które co bardziej obeznanych rażą dosłownością. Szkoda, że te orientalne innowacje zostały dodane jak ten kwiatek do kożucha. Ot, wrzucone w piosenkę jako ładny kontrapunkt, li tylko dla zabawy gawiedzi, bez namysłu i w nieznanym celu.
Nie ma też wspaniałego, analogowego brzmienia z ostatniego wydawnictwa. Klawisze brzmią niekiedy jak żywcem z wiejskiego disco wyjęte (i to w tym złym znaczeniu), a perkusja i gitary – zamiast rozgrzewać temperaturę – brzmią leciutko jak chrzczone wino.
Jeszcze gorzej jest, gdy zespół się sili. Sili się gitarzysta: na potoczystą solówkę w latynoskim stylu w „Siedmiu nie zawsze wspaniałych”. Sili się producent: na koszmarne wrzucanie sampli na chybił trafił. Przecież w XXI w. napędzaniem rytmu przez poszatkowane sample nikomu się nie zaimponuje („Hiszpan”). Sili się niekiedy sam „Spięty” na śpiew: w „Hydropiekłowstąpienie” chce tak bardzo, że zapomina, iż nie za bardzo może. No i silimy się my, żeby poskładać z co ładniejszych momentów jakąś ciekawą całość. Bezskutecznie.
Jest kilka rewelacyjnych momentów – dajmy na to „Hydropiekłowstapienie”. Tak dobrej, dynamicznej, piosenki nie zepsują nawet nieco pretensjonalne wywody wszechmogącego podmiotu lirycznego. To też jedyny kawałek, w którym słychać, po co jest w zespole klawiszowiec. Albo „Siedmiu nie zawsze wspaniałych”, gdzie z kolei to tekst jest majstersztykiem. Tylko że z powodu dwóch, może trzech (no niech będzie: bóg zapłać za „Bóg zapłać”) kawałków nie ma co „gęby cieszyć”, cytując lidera.
Obcując z tą płytą przez dłuższy czas ma się wrażenie, że to po prostu kolejny polski, rockowy album, gdzieś między Pidżamą Porno a Kultem. Takich nam nad Wisłą, niestety, nie brakuje.
Jest prawie pewne, że „Gospel” zyska sobie powodzenie wśród braci studenckiej. Ona wspomniane kapele wielbi od lat wielu i wielbić będzie zawsze, bo zamiast słuchać nowości, katuje empetrójki „kaenżetu” przy kolejnej puszce piwa na imprezie w akademiku. Polubią więc studenci i „Gospel” – w końcu tak fajnie można śpiewać „nie będę do pana telefonował” przy ognisku.
Ale czy o taki sukces tu chodzi?
koniec
9 maja 2008
Skład:
Mariusz „Denat” Denst, Hubert „Spięty” Dobaczewski (wokale, gitara);
Michał „Dimon” Jastrzębski (perkusja, instrumenty perkusyjne);
Rafał „Żubr” Borycki (gitara basowa);
Filip „Wieża” Różański (klawisze);
Jakub „Krojc” Pokorski (gitara);
Maciek „Trocki” Dzierżanowski (instrumenty perkusyjne)

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
Sebastian Chosiński

25 IV 2024

Arild Andersen to w świecie europejskiego jazzu postać pomnikowa. Kontrabasista nie lubi jednak przesiadywać na cokole. Mimo że za rok będzie świętować osiemdziesiąte urodziny, wciąż koncertuje i nagrywa. Na dodatek kolejnymi produkcjami udowadnia, że jest bardzo daleki od odcinania kuponów. „As Time Passes” to nagrany z muzykami młodszymi od Norwega o kilkadziesiąt lat album, który sprawi mnóstwo radości wszystkim wielbicielom nordic-jazzu.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Oniryczne żałobne misterium
Sebastian Chosiński

24 IV 2024

Martin Küchen – lider freejazzowej formacji Angles 9 – zaskakiwał już niejeden raz. Ale to, co przyszło mu na myśl w czasie pandemicznego odosobnienia, przebiło wszystko dotychczasowe. Postanowił stworzyć – opartą na starożytnym greckim micie i „Odysei” Homera – jazzową operę. Do współpracy zaprosił wokalistkę Elle-Kari Sander, kolegów z Angles oraz kwartet smyczkowy. Tak narodziło się „The Death of Kalypso”.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Mityczna rzeka w jaskini lwa
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Po trzech latach oczekiwania wreszcie zostały spełnione marzenia wielbicieli norweskiego tria Elephant9. Nakładem Rune Grammofon ukazała się dziesiąta, wliczając w to także albumy koncertowe, płyta formacji prowadzonej przez klawiszowca Stålego Storløkkena – „Mythical River”. Dla fanów skandynawskiego jazz-rocka to pozycja obowiązkowa. Dla tych, którzy dotąd nie zetknęli się z zespołem – szansa na nowy związek, którego nie da się zerwać.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Tegoż twórcy

Album niekoncepcyjny z konceptem
— Monika Kapela

Nareszcie
— Jakub Stępień

Niech żyje Polska!
— Marek Staszewski

Tegoż autora

Milczenie Boga
— Paweł Franczak

Są wielcy, nie Mali!
— Paweł Franczak

Pokój z Zornem!
— Paweł Franczak

Podsumowanie muzyczne roku 2008 (2)
— Paweł Franczak, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Zawód: kompozytor
— Paweł Franczak

Na żywo i z prądem
— Paweł Franczak

Pierwszy sort Chopina
— Paweł Franczak

Między arcydziełem a Radiem Maryja
— Paweł Franczak

Quo Vadis, rynku muzyczny?
— Paweł Franczak

Diament nieco zszarzały
— Paweł Franczak

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.