Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Romuald Pawlak
‹Wody cierpienia›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorRomuald Pawlak
TytułWody cierpienia
OpisPierwsze z opowiadań o przygodach maga Rosselina, o którym opowiada książka „Czarem i smokiem”, zapowiadana przez Fabrykę Słów na czerwiec 2005.
Gatunekfantasy

Wody cierpienia

« 1 2 3 4 5 6 9 »

Romuald Pawlak

Wody cierpienia

Była tylko jedna rzecz, której Rosselin szyprowi nie powiedział, nawet po pijanemu.
Tajemnica, którą magowie musieli skrzętnie ukrywać.
Sekret tak straszny, że poznawszy go, niejeden czarodziej oszalał albo stracił powołanie. Akademia pełna była takich nieszczęśników uwięzionych w salach szpitalnych albo pozbawionych życia i zakopanych w piwnicach. Cech umiał dbać o swoje tajemnice.
Było to coś, nad czym najtężsi magowie Akademii, profesorowie piastujący swe stanowiska od dziesięcioleci, łamali sobie głowę – jak dotąd bez skutku.
Otóż magia nie lubiła morza i na nim działała słabo albo i wcale. Mag wystawiony na działanie słonej wody nie tylko właściwie przestawał być magiem, ale zamieniał się w rzygającą, załzawioną, pogrążoną w depresji kulkę nieszczęścia. Jak obecnie Rosselin.
Oczywiście zdarzali się mutanci. Tak jak jeden na dwanaście tysięcy trzystu mieszkańców Imperium miał każde oko innego koloru, co skrzętnie obliczyli cesarscy urzędnicy, tak też raz na siedemset siedemdziesiąt siedem powołań, i tylko w przypadku pierworodnego syna drugiej córki trzeciego brata, rodził się tak zwany morski mag. Na lądzie jego moc, jeżeli zdołał ją z siebie wykrzesać, była śmieszna i nic niewarta. Ale pośród oceanu czy w rejsach dookoła brzegów kontynentu… o, taki czarodziej mógł zrobić wszystko.
Rosselin jednak był zwykłym, prostym, lądowym szczurem. Nigdy nie sprawdził, jak jego magia niesie się po falach. Po co? Wystarczyło mu, że nawet na lądzie sprawdza się kiepsko.
A teraz, o ile dobrze zrozumiał Tortinatusa, po pijanemu zaciągnął się na statek w roli morskiego maga zdolnego wywołać wiatr o określonym kierunku…
Ukrył twarz w dłoniach. Zaraz jednak musiał oderwać ręce, bo ryby zdecydowały, że pora na kolejny posiłek.
IV
Tortinatus wydawał się wielce zadowolony z pozyskania maga. Nie przeszkadzało mu, że Rosselin cały dzień karmi ryby coraz bledszym wspomnieniem po ostatnich posiłkach. W pewnej chwili nawet zaproponował mu, aby coś zjadł w jego kabinie, zanim znów opróżni żołądek, bo inaczej ryby będą pływać głodne. Z dumą przedstawił też pogodnika swoim dwóm pomocnikom, Naftilusowi oraz Farclayowi.
Załoga jednak wcale nie okazywała swej radości, nawet jeżeli morski mag, za jakiego uważali Rosselina, wydawał się cennym nabytkiem. Owszem, szyper i obaj oficerowie mogli się cieszyć, to ich sprawa. Lecz pośród prostego marynarstwa obowiązywał pogląd, iż mag na pokładzie to coś trzy razy bardziej niebezpiecznego niż baba na łajbie. I w dodatku gorszego, bo skoro to chłop, kobiecymi wdziękami nacieszyć się nie można. A nawet męskimi, bo choćby ktoś takie wolał, schadzki z czarownikiem nie zaryzykuje – to pewne jak Krakern w głębinach.
Nic więc dziwnego, że kiedy Rosselin po raz kolejny tego pierwszego dnia w nowej pracy oparty o burtę oddawał się swemu ulubionemu zajęciu, pochwycił strzęp rozmowy między Naftilusem a jednym z majtków.
– Nigdym nie mieli maga na pokładzie i dobrze było – burczał ten ostatni.
– A teraz mamy i zobaczysz, będzie jeszcze lepiej – osadził go w miejscu Naftilus. – Zresztą, ty mi tu, Wywrych, nie pyskuj, tylko bierz się do naprawiania żagli. Myszy już dziury porobiły, szlag by je na węgiel usmażył!
Pogodnik cicho i boleśnie zajęczał z rozpaczy. Nie dość, że był chory, to jeszcze musiał znosić takie upokorzenia!
• • •
Wieczorem jakoś doszedł do siebie. Po raz ostatni otarł usta chustką, po czym ruszył na poszukiwanie kapitana tej przeklętej łajby.
Tortinatus naradzał się z młodym oficerem, urzędując na mostku obok sternika, który z niezmąconym spokojem poruszał kołem, pilnując właściwego kierunku. Szyper uśmiechnął się, widząc maga niepewnie poruszającego się pośród lin, beczek i łopoczących nad głową żagli.
– Właśnie ustalamy z Naftilusem kurs na noc – wyjaśnił, gdy mag wspiął się do nich po kilku stopniach. – A potem urządzamy małą popijawę z okazji szczęśliwego wyjścia z portu. Czuj się zaproszony, Rosselinie. Dobre jedzenie też się znajdzie – na jego oblicze wypłynął lekko drwiący wyraz. Naftilus odwrócił głowę, ale pogodnik zdążył dostrzec ironiczne skrzywienie ust.
– O tym chciałem najpierw pogadać – z wysiłkiem rzekł Rosselin. Słowa z trudem przechodziły mu przez gardło, przełyk palił jak po wlaniu płynnego ołowiu przez mistrza tortur. – Znaczy o wyjściu z portu…
Szyper spojrzał na niego ze zdziwieniem.
– Ale teraz? Już? Zaraz? – zdumiał się szczerze.
Mag skinął głową. Już, teraz, natychmiast – a najlepiej przedwczoraj. Miał nadzieję, że nie odpłynęli zbyt daleko od Fertu. Przybiją do brzegu, wysadzą go… szybko wróci do miasta…
Tortinatus wzruszył ramionami, rzucił Naftilusowi kilka zdań (z których pogodnik nie zrozumiał żadnego, bo naszpikowane były określeniami typu „ostry bajdewind” czy „prawy hals lewym figofago”), po czym powiódł maga do swojej kajuty.
Zapadła ciemność, więc szyper najpierw zapalił trzy świece w lichtarzu, później wskazał Rosselinowi miejsce przy stole i skromny zydelek. Sam zasiadł obok rozłożonych rulonów map morskich i wielkiego, oprawnego w skórę foliału, z którego wystawało pełniące rolę zakładki pióro harpii górskiej.
– No to w czym mamy problem? – spytał wreszcie.
Pogodnik westchnął.
– Nie pamiętam, żebym się mustrował na pokład tego statku…
– „Aqury”, magu, „Aqury” – poprawił go łagodnie szyper. – I nie mów o niej „ten statek”, błagam. Teraz to także i twoja dziewczyna… – rzekł z jakąś dziwną nostalgią w głosie, po czym roześmiał się ochryple, pewnie by nie wyjść na sentymentalnego.
– A co do kontraktu, to proszę bardzo – zaczął, sięgając pod rulon map. Chwilę szperał tam, przekładając jakieś papiery. Wyciągnął pojedynczą pergaminową kartę i z bezpiecznej odległości pokazał ją pogodnikowi. – Podpisany, to i obowiązuje – skrobnął paznokciem w miejscu, gdzie widniał wielki, zakończony potrójnym zawijasem podpis Rosselina.
Ten, wzdychając w zadumie, oglądał kontrakt jak weksel na milion imperiałów, który własnoręcznie podżyrował po pijanemu. Wszystko się zgadzało: data była wczorajsza, podpis jego, obok stosowny gryzmoł Tortinatusa wbiegający na plamę wina, które pewnie wtedy obaj popijali…
Nic, tylko skakać do oceanu. Jedynym pocieszeniem było to, iż najął się wyłącznie na kurs do Garandyny i z powrotem. Czterysta mil w jedną stronę – da się przeżyć, o ile nie pojawią się jakieś paskudne okoliczności.
Szyper z ukosa przyglądał się, jak mag studiuje umowę. Wreszcie ostentacyjnie chrząknął. A gdy Rosselin podniósł głowę, Tortinatus westchnął i zaczął z krzywym uśmiechem:
– No, powiem ci, bo i tak pewnie byś to swoją magią wywęszył… Rozumiesz, towary w ładowniach są, a jakże – roześmiał się szorstko, wodząc twardym spojrzeniem po swojej kajucie. Dosyć była zagracona, prawdę mówiąc. Rulony map sąsiadowały z zasuszoną głową małpy i wiszącymi na haczykach ubraniami. – Ale przecież wiesz, że Garandyna słynie z połowów pereł…
Bystro spojrzał na pogodnika.
Ilustracja: Oskar Huniak
Ilustracja: Oskar Huniak
– Legalne towary legalnymi towarami, a przemyt swoją drogą. Kupi się parę perełek, zamocuje za burtą i tak przemyci do naszej stolicy świata, znaczy Fertu… i sprzeda z zyskiem co najmniej dziesięciokrotnym.
Rosselin zrobił się biały na twarzy. Nie dość, że pomyłkowo został obsadzony w roli maga morskiego, to jeszcze znajdował się na statku przemytniczym! Jak cesarscy celnicy znajdą kontrabandę, to całej załodze wyrwą wszystko, co się tylko da, poczynając od oczu i języka, a skończywszy na… Tu zbladł jeszcze bardziej, bo odkrył, że na innych organach zależy mu bardziej nawet niż na języku.
– Ale dlaczego chcesz wystawić perły za burtę? – spróbował skupić uwagę szypra na czymś innym niż własny strach. – Przecież to bez sensu…
Tortinatus westchnął ciężko.
– Może i bez sensu, może i ryzykowne, ale cesarscy mają specjalnie tresowane psy, na pokładzie trudno coś przeszmuglować. Takie bydlę każdą perełkę wywęszy, nawet w pełnej zęzie – poskarżył się.
Poprawił swój dziwny kapelusz na stole, tak żeby celował ostrym końcem w stronę Rosselina.
– Będzie tego czytania – zabrał kontrakt i przygniótł go grubym dziennikiem pokładowym. – Suszy mnie, pora na przyjemności…
• • •
Najpierw tylko pili i tylko we czterech: szyper, mag i obaj oficerowie, choć Naftilus powinien nadzorować wachtę. Pili, jedli, rozmawiali. Wreszcie Farclay, drugi oficer, wyciągnął z kieszeni coś, czego Rosselin nigdy wcześniej nie widział: długie, brązowe skręty w szczelnym metalowym pudełku. Wtedy całą mesę wypełnił zapach, który magowi przypominał mieszankę „Zioła uniwersalne” z apteki Farfinkelszta.
« 1 2 3 4 5 6 9 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Groch z kapustą
— Michał Foerster

Zrobieni w balona
— Michał Foerster

Mało fantasy, jeszcze mniej historii
— Jakub Gałka

Rozczarowaniem i niesmakiem
— Agnieszka Szady

Igraszki z babcią Prawdą Historyczną
— Eryk Remiezowicz

Hidalgos de putas
— Paweł Pluta

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.