Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Sebastian Chosiński
‹Tryptyk wojenny: Nic już nie słychać ›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorSebastian Chosiński
TytułTryptyk wojenny: Nic już nie słychać
OpisTytuł opowiadania zaczerpnięty został z wiersza Federico Garcii Lorki, w którym czytamy: Ale płacz jest olbrzymim aniołem / płacz jest olbrzymimi skrzydłami / łzy tamują głos wiatru / i nic już nie słychać prócz płaczu.
Gatunekhistoryczna

Tryptyk wojenny: Nic już nie słychać

« 1 2 3 4 5 »

Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Nic już nie słychać

– Oddajcie ją nam! – krzyknął ktoś trzeci. – Wam i tak na nic się już nie przyda. Za stara…
Tłum zarechotał.
Brunetka mocno ścisnęła rękę chroniącego ją mężczyzny.
– Kim pani jest, do cholery? – policjant wyszeptał wprost do jej ucha. Nie odpowiedziała. Przerażenie całkowicie ją sparaliżowało.
– Macie dosyć problemów.
– Zostawcie ją i odejdźcie!
– Nikt się o niczym nie dowie.
Żołnierze sprawiali wrażenie zdezorientowanych. Przez chwilę mogło się nawet wydawać, że przystaną na żądanie tłumu. Opuścili nawet karabiny, co mogło stać się sygnałem dla napierającej hordy mścicieli.
– Jest nasza? – spytał jakiś młody mężczyzna, który wystąpił krok przed tłum. Miał na głowie przekrzywioną cyklistówkę i sprawiał wrażenie chojraka, który z niejednego pieca jadł już chleb. Policjant znał takich, często wsadzał ich za kratki za rozboje po pijanemu, sutenerstwo, paserstwo albo szmugiel. Nie mieściło mu się w głowie, że sprawiedliwość może przybrać taką postać.
– Jest nasza?! – złowrogie pytanie, zadane przez cwaniaczka w cyklistówce, powróciło powtórzone przez dziesiątki innych gardeł.
„Niedoczekanie wasze” – pomyślał policjant i dyskretnie wyjął pistolet z kabury.
– Jeśli ta kobieta popełniła jakieś przestępstwo, odpowie za to – powiedział stanowczo. – Ale nie tutaj i nie teraz.
– Zabiła! – odpowiedział mu tłum.
– Jeżeli zabiła, to gdzie jest trup?
Przez tłum przeszedł szmer. Ktoś, schowany za plecami innych, zaproponował, żeby wyrwać kobietę siłą i powiesić na najbliższym drzewie. Tylko tak sprawiedliwości stanie się zadość.
Atmosfera gęstniała. Wściekłość i przerażenie stały się niemal namacalne. Policjant wiedział, że jeśli w ciągu najbliższych kilkunastu sekund nie podejmie zdecydowanych kroków, tłum eksploduje. A wtedy skończy się to tragicznie. I to nie tylko dla nieszczęsnej kobiety. Gdy mężczyzna w cyklistówce zrobił więc jeszcze jeden krok w jego stronę, wycelował w niego broń. Żołnierze momentalnie podnieśli karabiny i przekręcili zamki, by dać znać, że w każdej chwili gotowi są do strzału.
„Raz… dwa… trzyyy… czteeeryyy…” – policzył do piętnastu, nim ludzie zaczęli się rozchodzić. Na odchodne posyłali zaś pod adresem żołnierzy i policjanta niewybredne przekleństwa. Nie wiadomo, jak długo jeszcze by to trwało, gdyby nagle dworcowy megafon nie oznajmił, że spóźniony o trzy godziny pociąg wjedzie za chwilę na peron. Tłum, który minutę temu gotowy był do linczu na bezbronnej kobiecie, rzucił się teraz na peron. Popychano starców, podkładano nogi kobietom, taranowano dzieci. Wrzawa wzmogła się jeszcze, kiedy przedwieczorne powietrze rozdarł przenikliwy gwizd lokomotywy.
Żołnierze wreszcie odetchnęli z ulgą.
– Co ci przyszło do głowy? – spytał policjanta najstarszy stopniem, niemłody już, przyprószony siwizną sierżant.
– Obojętnie co zrobiła… moglibyście spokojnie patrzeć na to, jak ją wieszają na drzewie?
Kobieta wciąż milczała, wbijając wzrok w jakiś odległy punkt na horyzoncie. Sprawiała wrażenie nieobecnej. Jakby to wszystko, co wydarzyło się przed chwilą, dotyczyło kogoś zupełnie innego. Po jej nodze spływała krew. Miała ją też na dłoniach.

2.
W gęstej, pełnej napięcia ciszy doskonale słychać było bzyczenie muchy. Wreszcie po dłuższej chwili owad, nic sobie nie robiąc z siedzących w pokoju ludzi, przysiadł na brzegu biurka i zaczął przechadzać się po rozłożonych na nim dokumentach. Mężczyzna za biurkiem sięgnął po pustą szklankę, odwrócił ją do góry dnem i szybkim ruchem nakrył nią muchę. Ta, zdawszy sobie sprawę, że znalazła się w pułapce, podjęła próbę oswobodzenia się. Poderwała się do lotu, ale niemal natychmiast uderzyła w szkło. Mimo to nie zrezygnowała; przez następną minutę obijała się o szklankę, wreszcie zrezygnowana opadła na poliniowaną, zapisaną starannym kaligrafowanym pismem kartkę zeszytu.
Mężczyzna za biurkiem uważnie spojrzał najpierw na siedzącą naprzeciw niego kobietę, a następnie na stojącego za jej plecami policjanta w granatowym mundurze. Wyciągnął w jego stronę rękę. Policjant zrobił krok do przodu i odebrał od swego przełożonego plik dokumentów. Przejrzał je dokładnie. Podczas lektury na jego twarzy coraz wyraźniej odmalowywało się osłupienie. Z trudem przełknął ślinę.
– Nic dziwnego, że ludzie na dworcu chcieli ją zlinczować, panie komisarzu – stwierdził, bez zażenowania gapiąc się prosto w twarz kobiety. Jakby zdał sobie sprawę z tego, że ma właśnie teraz jedyną i niepowtarzalną okazję na własne oczy zobaczyć wyjątkowy dziw natury.
Kobieta odwróciła głowę. Patrzyła za okno, na skąpany w słońcu bruk ulicy, chłopską furmankę i oddalający się patrol żołnierzy, w asyście których przyprowadzono ją na komisariat.
– Dajcie spokój, przodowniku – zgromił policjanta komisarz. – Papiery są w porządku. Swoje odsiedziała i została wypuszczona na mocy aktu łaski.
– Co to za łaska! – żachnął się podwładny. – Wypuszczają z więzień i aresztów kogo popadnie. Ja rozumiem, złodziei, paserów, sutenerów, nawet politycznych, ale taką… – Komisarzowi wydawało się, że młody policjant za chwilę splunie kobiecie w twarz. Ten jednak, nawet jeśli przez moment taka myśl zaświtała mu w głowie, nie zrobił tego. Odwrócił się, podszedł do okna, otworzył je na oścież i pełną piersią zaczerpnął powietrza. Po chwili zamknął okno, poprawił mundur i służbiście wyprostowany stanął obok biurka komisarza. Czekał na dalsze polecenia.
– Zatrzymać pani nie mamy prawa – komisarz zwrócił się do kobiety. – Jest pani wolna i może odejść.
Brunetka jakby nie zrozumiała jego słów. Wciąż siedziała na krześle, ściskając w ręku jak najdroższy skarb niewielkich rozmiarów czarną skórzaną torebkę. Sprawiała wrażenie nieobecnej.
– Ale dokąd ona ma iść, panie komisarzu? – Przodownik przyjął postawę „spocznij”. – Na dworzec wrócić nie może. Jeśli ktoś ją tam rozpozna, znów trzeba jej będzie skórę ratować.
Komisarz mruknął coś pod nosem i przytaknął ruchem głowy.
– Dokąd pani w ogóle chciała jechać?
– Do Lwowa – odparła kobieta. Głos miała gardłowy, szorstki, nieprzyjemny. Przodownik pomyślał, że takim głosem wiedźma mogłaby porządnych ludzi do grzechu namawiać.
„Głupie przesądy!” – skarcił się w myśli, ale widok kobiety, którą godzinę temu uratował od linczu, przyprawiał go o ciarki.
– To chyba nie jest najlepszy pomysł – stwierdził komisarz. – Tam już Niemcy z jednej i bolszewicy z drugiej strony.
– Ale ja… muszę. Muszę, rozumie pan?
– Rozumiem, nie rozumiem – jakie to ma znaczenie? – zeźlił się mężczyzna. – Przecież i tak niczego pani zabronić nie mogę. Mówię tylko, że tam już są wrogowie. A pani i tak zrobi, co zechce.
Brunetka, przestraszona nagłym wybuchem gniewu, ostrożnie podniosła się z krzesła.
– Mogę odejść?
Komisarz bez słowa machnął ręką. Przodownik podał jej dokumenty, które przez cały czas kurczowo ściskał w ręku. Kobieta schowała je do torebki.
Na moment ich spojrzenia spotkały się.
– Chciałam panu podziękować – powiedziała cicho, prawie niedosłyszalnie. – Tam, na dworcu, gdyby nie pan, kto wie, jakby się to skończyło.
– Ja wiem jak – odparł policjant i odwrócił twarz w stronę swojego przełożonego. Zmienił też ton na służbowy. – Zrobiłem tylko to, co do mnie należało. Chociaż… – nie dokończył. Jakie to bowiem miało teraz znaczenie?
Kobieta, nie zwlekając dłużej, ruszyła do drzwi. Odgłos jej kroków odbijał się od ścian pokoju. Nie powiedziała już ani słowa. Usłyszeli jedynie skrzypienie i trzask zamykanych drzwi. Cisza, która zapadła, nie nastrajała optymistycznie.
– Nowak! – zawołał wreszcie komisarz, przerywając kilkunastosekundowe milczenie. Przodownik stanął na baczność. – Nie wygłupiaj się – ofuknął go zwierzchnik. – Co z nią teraz zrobimy?
W tym momencie, jak na sygnał, obaj spojrzeli przez okno na ulicę. Brunetka stała na chodniku i bezradnie rozglądała się dokoła. Nie znała miasta i całkiem możliwe, że w szoku, jaki przeżyła, nie zapamiętała nawet drogi z dworca na komisariat.
– Nie możemy zostawić jej samej, bez opieki – wycedził przez zęby komisarz.
– A co zrobić? – spytał przodownik, starając się odgadnąć, jakimi meandrami krążą teraz myśli jego przełożonego.
– Idź z nią! Wyprowadź ją z miasta, a potem… psiakrew!… niech radzi sobie sama.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Hot 31
— Aleksander Krukowski

Honorowy obywatel
— Sebastian Chosiński

Wielki Guslar: Gdzie woda czysta i trawa zielona
— Sebastian Chosiński

Metanoia
— Sebastian Chosiński

Ktoś mnie zawołał: Sebastian!
— Sebastian Chosiński

Kidusz Haszem
— Sebastian Chosiński

Bóg jest czystą nicością
— Sebastian Chosiński

Non omnis moriar
— Sebastian Chosiński

Kolberg, cz. 2
— Sebastian Chosiński

Kolberg, cz. 1
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.