Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Sebastian Chosiński
‹Tryptyk wojenny: Nic już nie słychać ›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorSebastian Chosiński
TytułTryptyk wojenny: Nic już nie słychać
OpisTytuł opowiadania zaczerpnięty został z wiersza Federico Garcii Lorki, w którym czytamy: Ale płacz jest olbrzymim aniołem / płacz jest olbrzymimi skrzydłami / łzy tamują głos wiatru / i nic już nie słychać prócz płaczu.
Gatunekhistoryczna

Tryptyk wojenny: Nic już nie słychać

« 1 2 3 4 5 »

Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Nic już nie słychać

Twarz policjanta po raz kolejny tego dnia wyrażała krańcowe zaskoczenie.
– To rozkaz, panie komisarzu?
– Traktuj to sobie, jak chcesz, ale jeśli coś się jej stanie w naszym mieście, to będzie twoja wina. Ty ją tu przywlokłeś. Skoro nie dałeś jej powiesić ludziom na dworcu, jesteś za nią odpowiedzialny.
– Rozumiem – stwierdził z rezygnacją Nowak.
Z trudem stłumił wściekłość. Nie dlatego, że miał się zaopiekować wyjątkowo niechcianym gościem, ale dlatego, że za kwadrans powinien zakończyć służbę. Spacer na przedmieścia i powrót do centrum zajmie mu zaś zapewne nie mniej niż półtorej godziny. Nie chciał się jednak narażać przełożonemu. Stuknął więc obcasami i bez słowa, wbrew regulaminowi, odmaszerował.
Komisarz odetchnął z ulgą. Tylko tego mu jeszcze brakowało, by wściekli podróżni powiesili na dworcu jakąś wstrętną babę. Wojna – wojną, ale śledztwo musiałby przeprowadzić i, zgodnie z nowymi, wojennymi zarządzeniami, ukarać winnych. A na to akurat miał najmniejszą ochotę. Jeśli więc komuś przyjdzie do głowy zaszlachtowanie babsztyla, niech zrobi to gdzieś w polu, poza miastem. Co go to wtedy będzie obchodziło.
Nieco już rozluźniony, sięgnął po szklankę. Mucha poderwała się do lotu, ale oszołomiona nie zdołała daleko odfrunąć. Spadła na drewnianą podłogę. Komisarz rozdeptał ją butem.

3.
Zegar na ratuszowej wieży wybił szóstą po południu. Przodownik Nowak spojrzał na swój kieszonkowy zegarek i stwierdził ze zdziwieniem, że spóźnia się o ponad pięć minut. Zaklął w duchu, bo kupił go zaledwie przed paroma tygodniami i wydał nań prawie całą kwartalną premię. Na dodatek sprzedawca w Lublinie zapewniał, że busola posłuży mu przez długie lata. Z uśmiechem dodał nawet, że gdy jego już nie będzie na świecie, któryś z jego spadkobierców nadal będzie z niej korzystał. „Żeby go pokręciło, psubrata!” – policjant sklął w myśli ekspedienta. Chcąc nie chcąc, musiał na moment przystanąć, aby przesunąć do przodu wskazówki zegara.
W tym momencie usłyszał za plecami znajomy głos:
– Cześć, Albin!
Odwrócił się. W drzwiach restauracji stali dwaj znajomi, jeszcze ze szkolnych czasów. Później wprawdzie ich drogi rozeszły się, gdy Nowak postanowił wstąpić do szkoły policyjnej, ale wciąż jeszcze spotykali się od czasu do czasu, aby wspólnie osuszyć kilka kufli piwa i powspominać stare, beztroskie gimnazjalne czasy.
„Diabli ich nadali” – pomyślał Albin. Nie mógł jednak przejść obok nich obojętnie. Gotowi bowiem ruszyć za nim, małpować go i przedrzeźniać na oczach mieszkańców. Tym bardziej że wyglądali na nieźle podchmielonych.
– Ty jeszcze paradujesz w mundurze? – spytał jeden z nich, śmiejąc się w głos. – Nie zapomnij go tylko zdjąć, gdy Niemcy pokażą się na rogatkach.
– Niemcy al… al… albo Sowieci – wtrącił drugi, czkając. Był już tak pijany, że musiał się podtrzymywać ściany, aby nie upaść.
– Dajcie spokój – bąknął Nowak. – I lepiej wracajcie już do domu.
– Do… do domu. Sły… słyszysz? Świat się wa… wali, a ten każe nam wra… wracać do domu.
– I może jeszcze przespać całe to przedstawienie?
Policjant nie miał najmniejszej ochoty na czcze dyskusje i przekomarzanie się z pijanymi kolegami. Zagroził im więc, że jeśli nadal będą zakłócać spokój publiczny, nie będzie miał innego wyjścia, jak wpakować ich na noc do aresztu. Groźba poskutkowała, mężczyźni zrobili w tył zwrot i z powrotem zniknęli w drzwiach prowadzących do restauracji.
„Swoją drogą, ciekawe, jak udało im się wymigać od poboru” – zastanawiał się przez chwilę Nowak, po czym przyspieszył kroku i popędził za kobietą. Wyprzedziła go już o dobrych kilkadziesiąt metrów. Szła szybko, jakby podświadomie chciała go zgubić. Pytanie tylko, czy wiedziała, dokąd iść.
Dogonił ją na kolejnym skrzyżowaniu, kiedy stanęła pośrodku pustej ulicy i rozglądała się bezsilnie, nie wiedząc, który kierunek wybrać. W ręku miała tylko czarną torebkę. Nowak zdał sobie właśnie sprawę, że wszystkie jej rzeczy zostały na dworcu. Nie było pewnie tego zbyt wiele, ale zawsze coś – bielizna, sukienka na przebranie, może wygodniejsze buty. Wracać po walizkę nie miało jednak sensu. Podróżni i tak już pewnie wszystko rozdrapali, kiedy zdali sobie sprawę, że są to rzeczy pozostawione przez „morderczynię”.
Policjant stanął na chodniku, nieopodal kobiety, i w milczeniu czekał, co ta postanowi. Ale kobieta nie była w stanie podjąć żadnej decyzji. Spoglądała to w lewo, to w prawo, przed siebie i w tył, wreszcie, widząc nadjeżdżający z daleka dostawczy samochód wojskowy, zeszła na pobocze.
– Dlaczego pan za mną idzie? – spytała, stając obok Nowaka.
– Nie domyśla się pani? – odpowiedział pytaniem. A kiedy zaprzeczyła ruchem głowy, dodał: – Komisarz wystraszył się, że ktoś jednak zdoła zrobić pani krzywdę.
– Myślałam, że w obliczu wojny ludzie mają zupełnie inne problemy. I że…
– …że zapomnieli już o pani? – wszedł jej w słowo.
– Tak, to też – odparła tak cicho, że ledwo dosłyszał.
Od niechcenia ułożone, zaniedbane włosy, poszarzała twarz, zapadnięte policzki i uwydatnione kości – wszystko to sprawiało, że kobieta wyglądała na jakieś pięćdziesiąt lat, dziesięć więcej niż wynikało to z dokumentów, które Nowak przeglądał na komisariaci e.
Jak przez mgłę pamiętał proces sprzed siedmiu lat i rysunki – a potem, już po ogłoszeniu wyroku, także zdjęcia – publikowane wówczas na pierwszych stronach niemal wszystkich liczących się dzienników w kraju. Za nic w świecie nie rozpoznałby w tej kobiecie słynnej na całą Polskę – ba! całą Europę – zabójczyni. A mimo to znaleźli się tacy, którym jej twarz tak bardzo utkwiła w pamięci, że nawet po latach nie mieli wątpliwości, kim jest ta niepozorna, przedwcześnie postarzała kobieta.
Brunetka, widząc wpatrzonego w siebie młodego policjanta, instynktownie poprawiła niesforne kosmyki. Niewiele to pomogło, bo niemyte zapewne od kilku dni włosy wymykały się spod kontroli i z powrotem opadały na twarz.
– Dokąd pani chce iść? – spytał wreszcie Nowak, przerywając przedłużającą się, nieznośną ciszę.
– Mówiłam już – ja muszę do Lwowa.
– Przecież tam są już Niemcy. Niemcy i bolszewicy – poprawił się, przypominając sobie poranne doniesienia radiowe.
– To nic – odparła kobieta. – To nie ma znaczenia. Ja muszę.
– Ale po co? – mężczyzna nie dawał za wygraną. – Nie lepiej zatrzymać się gdzieś na wsi, przeczekać całą tę zawieruchę? Wpadnie jeszcze pani w ręce Niemców. A kto wie, jak oni panią potraktują…
– Pan tego nie zrozumie – stwierdziła kobieta beznamiętnym tonem.
– Ja nie zrozumiem? – Nowak obruszył się. – Czego to znowu nie zrozumiem? Co tu jest takiego trudnego do zrozumienia? – nie dawał za wygraną.
– Tam są… – kobieta przerwała, by zaczerpnąć oddechu. A może tylko chciała ukryć w ten sposób swoje wzruszenie. – Tam zostały moje córeczki. Ja muszę do nich.
– Czy one wiedzą, że wypuszczono panią z więzienia?
Kobieta wpatrywała się w policjanta przez dłuższą chwilę, jakby nie rozumiała sensu zadanego przezeń pytania. Wreszcie skojarzyła, co mężczyzna może mieć na myśli i odpowiedziała, znów tak cicho, że jej głos niemal utonął w przedwieczornym zgiełku:
– Nie wiem.
Policjantowi żal się zrobiło kobiety – nie morderczyni, ale matki, którą na długie lata pozbawiono możliwości widywania się z dziećmi. W jego głowie szalały sprzeczne myśli. „Czy to możliwe, by ona naprawdę zabiła? By dokonała tak bestialskiej zbrodni, jaką jej przypisano i za którą skazano na ciężkie więzienie?”
– Podprowadzę panią – powiedział bezwiednie, ze zdziwieniem konstatując własne słowa. – Pokażę drogę.
– Nie musi pan iść ze mną, proszę tylko powiedzieć którędy.
– Przecież nie może pani iść główną drogą. Tam są setki uciekinierów. Znów ktoś panią rozpozna i…
– Boi się pan, że nie będzie go wtedy przy mnie i w końcu komuś uda się powiesić mnie na najbliższym drzewie? – Mówiąc to, delikatnie dotknęła dłonią jego policzka. To był niewinny, niemal matczyny gest, ale mężczyzna odskoczył jak oparzony. Miała nieprzyjemną, szorstką dłoń. Przypominała mu spracowane dłonie ojca, który całe dnie spędzał na polu, starając się zarobić na utrzymanie i wykształcenie gromadki dzieci.
Ale jego ojciec nigdy nikogo nie zamordował. Nowak nie słyszał nawet o tym, by kiedykolwiek wyrządził komuś krzywdę.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Hot 31
— Aleksander Krukowski

Honorowy obywatel
— Sebastian Chosiński

Wielki Guslar: Gdzie woda czysta i trawa zielona
— Sebastian Chosiński

Metanoia
— Sebastian Chosiński

Ktoś mnie zawołał: Sebastian!
— Sebastian Chosiński

Kidusz Haszem
— Sebastian Chosiński

Bóg jest czystą nicością
— Sebastian Chosiński

Non omnis moriar
— Sebastian Chosiński

Kolberg, cz. 2
— Sebastian Chosiński

Kolberg, cz. 1
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.