WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Autor | Sebastian Chosiński |
Tytuł | Gdzie woda czysta i trawa zielona |
Opis | Opowiadania Kira Bułyczowa, osadzone w naukowo-magicznych realiach Wielkiego Guslaru, weszły na trwałe do kanonu popkultury nie tylko krajów rosyjskojęzycznych. Także i u nas doczekały się fanfików. Oto jeden z nich… |
Gatunek | humor / satyra, SF |
Wielki Guslar: Gdzie woda czysta i trawa zielonaSebastian ChosińskiWielki Guslar: Gdzie woda czysta i trawa zielona4. Czas biegł nieubłaganie, a Udałow i jego towarzysze wciąż nie zbliżyli się do rozwikłania zagadki nieznajomych z pokoju sto dwanaście. Kolejny kwadrans stracili najpierw na cucenie słynnej piosenkarki, a następnie na jej przywiązanie do krzesła i zakneblowanie. Na drugim krześle w identycznej pozie spoczął Łożkin. Stendal przyglądał się tej dwójce z wyraźnie mieszanymi uczuciami. – Nie jestem pewien, czy dobrze robimy – dziennikarz zwrócił się z tą uwagą do profesora Minca. – Nie mamy wyjścia, młody człowieku – odparował twardo Lew Chrystoforowicz i protekcjonalnie poklepał mężczyznę po plecach. Chwilę później padł sygnał do wymarszu. Ostatni opuścił pokój, gasząc światło, Korneliusz Udałow. Wychodząc, niepostrzeżenie przeżegnał się. Miał nadzieję, że nic już nie stanie im na przeszkodzie w unieszkodliwieniu tajemniczych przybyszów z kosmosu. Do drzwi pokoju sto dwanaście dotarli bezszelestnie. Odgłosy kroków tłumił czerwony dywan, którym wyłożono korytarz oraz grająca piętro niżej orkiestra. Towarzysząca big-bandowi piosenkarka przedstawiała właśnie własną interpretację „Arlekina”. Niewiele brakowało, aby Udałow zaczął podśpiewywać wraz z nią refren. Uchronił go przed tym kuksaniec w okolice nerki otrzymany od Stendala, który wciąż chyba nie potrafił wybaczyć mu sposobu, w jaki Korneliusz kazał potraktować słynną Ałłę. Pierwszy pod drzwiami sto dwunastki stanął Kola Gawriłow. Przyłożył ucho do szczeliny przy futrynie i nasłuchiwał przez około minutę. – Nic – stwierdził, odstawiając ucho. – Cisza? – nie dowierzał profesor. – Absolutna. – Może tam nikogo nie ma? – spytał dziennikarz. – Może nigdy nie było… Udałow zmroził go spojrzeniem. Zastanawiał się przez kilka sekund, po czym zawyrokował: – Musimy wejść do środka. – Ale jak? – Miszutin – Korneliusz przyciągnął do siebie mechanika i płomieniem zapalniczki oświetlił zamek w drzwiach – poradzisz sobie z tym? Froł rzucił tylko okiem i odparł: – Bez problemu. To standardowe zamki. Będę tylko potrzebował scyzoryka. Albo spinki do włosów. Mężczyźni zaczęli szukać po kieszeniach, ale nic odpowiedniego nie znaleźli. Kiedy wydawało się, że nie ma już innego wyjścia, jak wyważyć drzwi siłą, Sasza Grubin znalazł rozwiązanie. Poprosił Stendala o klucz do pokoju Ałły Pugaczowej i niebawem wrócił stamtąd, dumnie dzierżąc w dłoni, jak złoty olimpijski medal, spinkę do włosów. Uzbrojony Miszutin poradził sobie z przeciwnikiem raz dwa. Drzwi do pokoju sto dwanaście stanęły otworem. Kiedy Udałow pchnął je lekko, serce podeszło mu do gardła. W korytarzu panowały jednak idealne ciemności i niczym niezmącona cisza. Lekko pochylony, wszedł do środka, za nim na kolanach ruszyli Gawriłow, Grubin i Froł Miszutin. Profesor Minc i Stendal woleli na razie zostać w holu. Korneliusz ostrożnie przemaszerował przez korytarz i zatrzymał się przy kolejnych drzwiach, tym razem prowadzących do pokoju. Przez szczelinę w podłodze prześwitywało światło. Słychać też było dziwny szum, jakby ktoś nastawił radio pomiędzy dwiema stacjami. – Chyba ktoś jest w środku – wyszeptał do klęczącego za nim Koli. – Wchodzimy? – spytał Gawriłow. – Cholera wie. – A co, drzwi są zamknięte? – z ciemności dobiegł szept Miszutina. – Nie, chyba nie. – Więc sprawdź – poradził Froł. – Naciśnij klamkę. „Łatwo powiedzieć – pomyślał Udałow. – Naciśnij klamkę! A jeśli po drugiej stronie jest dwóch uzbrojonych bandytów, kosmicznych terrorystów?” – Nie możemy się teraz wycofać – naciskał mechanik. – Oskarżą nas o włamanie. – A jeśli tam wpadniemy w szóstkę, to o co? Chyba o napad? – zirytował się Korneliusz. – I to z bronią w ręku – dodał, przypominając sobie o spince do włosów. „Psia mać! Głupia sytuacja – skonstatował w myśli. – I chyba bez wyjścia. Dotarłszy tak daleko, nie możemy już zrobić w tył zwrot i tak po prostu się wycofać. Ludzkość nigdy by nam tego nie wybaczyła!” W przypływie rzadko u niego spotykanej odwagi Udałow odszukał w ciemności klamkę i lekko ją nacisnął. Nie stawiała żadnego oporu, nacisnął więc jeszcze raz i delikatnie uchylił drzwi. Przez szparę zauważył stolik, dwa puste krzesła i telewizor. Był wyłączony, więc to nie stamtąd pochodził szum. Gdzieś musiało grać radio. Ale radia w pokoju nie było widać. – No i co? – Kola Gawriłow uszczypnął Korneliusza w pośladek. – Wchodzimy? – Chyba nikogo nie ma. – To na co czekasz? Właź! Udałow otworzył drzwi jeszcze szerzej. Pokój rzeczywiście był pusty, a szum, który nie dawał mu spokoju, dochodził z łazienki. „No tak, woda puszczona do wanny albo prysznic. Ale chyba nie biorą kąpieli we dwójkę? – pomyślał Korneliusz. – Zresztą, kto ich tam wie. Dzisiaj po ludziach wszystkiego można się spodziewać.” Ilustracja: Maciej Banaś Swoją drogą dobrze, że nie mógł poznać jego myśli wciąż tkwiący na korytarzu i niecierpliwiący się straszliwie profesor Minc. Czwórka mężczyzn weszła do pokoju. W pomieszczeniu nic nie wzbudzało podejrzeń. Bo też nic ich wzbudzać nie mogło. Pokój sprawiał bowiem wrażenie niezamieszkanego. A jednak w łazience coś szumiało. Ktoś musiał tam być. Pytanie tylko: kto? – To się chyba nigdy nie skończy – mruknął pod nosem Udałow. – Co mówisz? – zareagował Miszutin. – Czuję się jak laboratoryjny szczur w labiryncie – wyjaśnił Korneliusz. – Może i szczur – podsumował Gawriłow – ale przynajmniej coraz bliżej wyjścia. – Mówiąc to, wskazał głową drzwi do łazienki. – Myślisz, że poszli wziąć prysznic, nie zdejmując nawet garniturów? – Oj, nigdy mi się to nie zdarzyło – stwierdził Grubin. – Nawet po pijanemu. Mężczyźni zamilkli, wsłuchując się w szum dobiegający z łazienki. – Może to jednak nie woda… – podrzucił mechanik. – A co? – zaatakował go Kola. – Nie wiem. To wy jesteście inteligencja, główkujcie. – Przestańcie się kłócić – warknął Udałow. – W każdym razie nie ulega wątpliwości, że coś tam musi być – stwierdził Sasza, rozładowując tym samym napiętą sytuację. – Coś albo ktoś. Korneliusz cały czas mruczał coś pod nosem, lecz pozostali nie mogli zrozumieć ani słowa. Może to i lepiej. Gdyby dowiedzieli się, że odmawia „Ojcze nasz”, zapewne nie wpłynęłoby to na poprawienie ich nastrojów. Zauważywszy jednak, że spojrzenia towarzyszy wbite są właśnie w niego, Udałow zamilkł. – Czego my się w ogóle boimy? – spytał Miszutin. – Jest nas tu czterech, a na korytarzu jeszcze dwóch. Nie poradzimy sobie z nimi? – Mogą być uzbrojeni – wyjaśnił spokojnie Gawriłow. – A my nie jesteśmy? – odparował Froł, prężąc muskuły, których mógłby mu pozazdrościć niejeden strongman. – Jeśliś taki mądry, to idź! – zaproponował Korneliusz i chwilę później pożałował swoich słów. Mechanik bowiem zaczerpnął powietrze, potem wypuścił je z ust z głośnym sykiem i ruszył w stronę łazienki. Gdy Udałow spodziewał się już usłyszeć trzask wyłamywanych drzwi, rozległo się ciche pukanie. W tej samej chwili coś ścisnęło Korneliusza za gardło. To był strach! Nie bał się tak bardzo od czasu pierwszego spotkania z kosmitami. Bać musiał się jednak również sam Miszutin, skoro zamiast prawdziwego wejścia smoka zafundował swoim towarzyszom mysie skrobanie w drzwi. „Nie, tego już za dużo! – ryknął w myśli Udałow. – Jeśli sytuacja zaraz się nie wyjaśni, narobię w portki.” Wziął rozbieg i prawym barkiem uderzył w drzwi do łazienki. Otwarły się z hukiem, a Korneliusz wpadł do środka. Nie wylądował jednak ani w wannie, ani pod prysznicem. Za drzwiami w ogóle nie było żadnej łazienki. Oczom czterech zaskoczonych mężczyzn ukazał się krajobraz rodem z obrazów Iwana Szyszkina – sosnowy las z szumiącym w oddali potokiem, przez konary drzew prześwitywało południowe, oślepiające słońce. Udałow odruchowo sięgnął do tylnej kieszeni spodni po okulary przeciwsłoneczne. Takie same, jakie mieli nosili tropieni przez niego nieznajomi. |
Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.
więcej »Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.
więcej »— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.
więcej »...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak
Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak
Hot 31
— Aleksander Krukowski
Honorowy obywatel
— Sebastian Chosiński
Tryptyk wojenny: Nocą umówioną, nocą ociemniałą
— Sebastian Chosiński
Tryptyk wojenny: Niech ogarnie cię lęk
— Sebastian Chosiński
Tryptyk wojenny: Nic już nie słychać
— Sebastian Chosiński
Metanoia
— Sebastian Chosiński
Ktoś mnie zawołał: Sebastian!
— Sebastian Chosiński
Kidusz Haszem
— Sebastian Chosiński
Bóg jest czystą nicością
— Sebastian Chosiński
Non omnis moriar
— Sebastian Chosiński