Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Sebastian Chosiński
‹Nocą umówioną, nocą ociemniałą›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorSebastian Chosiński
TytułNocą umówioną, nocą ociemniałą
Opis„Nic już nie słychać”, pierwsza część „Tryptyku wojennego”, opowiadała o wydarzeniach z września 1939 r. „Niech ogarnie cię lęk”, część druga, rozgrywała się wiosną 1943 r. podczas powstania w getcie. A oto i trzecia odsłona tryptyku, mówiąca o wydarzeniach po likwidacji getta.
Gatunekdramat, historyczna

Tryptyk wojenny: Nocą umówioną, nocą ociemniałą

« 1 3 4 5

Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Nocą umówioną, nocą ociemniałą

– Ktoś ty?
– To krewny. Przyjechał z dziewczyną po wałówkę. Nie zdążyli na ostatni pociąg – wyjaśnił gospodarz.
– Nie ciebie pytam – obsztorcował go partyzant. Lufę karabinu wbił natomiast w brzuch chłopaka. – Mów.
Andrzej podał swoje imię i pseudonim, wyjaśniając przy tym, że uczęszcza na kursy tajnej podchorążówki. Martę przedstawił, zgodnie z prawdą, jako swoją przyjaciółkę. Dziewczyna jednak nie zainteresowała przybyłych.
– Gdzie masz broń? – spytał kapitan.
– Nie mam.
– Co to za żołnierz, który nie nosi przy sobie broni? – zaśmiał się partyzant, a w ślad za nim zarechotali jego towarzysze.
– Nie przyjechałem tu na akcję – odparł chłopak.
– Wiem już, wiem. Przyjechałeś po żarcie. Bo wy, w mieście, musicie się objadać, kiedy my, w lesie, wszystkiego sobie odmawiamy.
Andrzej chciał zaprotestować, ale gdy tylko otworzył usta, otrzymał uderzenie otwartą dłonią w twarz.
– Lepiej już nic nie mów.
Kapitan spostrzegł otwartą butelkę samogonu. Wziął z niej spory łyk i podał pozostałym żołnierzom. Ci opróżnili ją w kilka sekund. Dowódca usiadł w tym czasie przy stole i niedbale położył karabin na kolanach.
– Przyszliśmy po prowiant. Szykujcie wszystko, co macie –zakomenderował, rzucając w stronę gospodarza pusty żołnierski plecak. – Wódkę – dodał – też możesz zapakować.
Gospodarz ruszył w stronę drzwi wyjściowych, ciągnąc za sobą Andrzeja.
– Dokąd to? – Zatrzymał ich żołnierz stojący w drzwiach. Sądząc po dystynkcjach, miał stopień sierżanta.
– Zapasy są w spiżarce.
Sierżant spojrzał na swego dowódcę, a kiedy ten kiwnął potakująco głową, zrobił przejście.
– Przypilnuj ich, Babinicz.
– Tak jest!
Spiżarka znajdowała się po przeciwnej stronie sieni. Po otwarciu drzwi powiało stamtąd chłodem. Weszli do środa, pilnujący ich żołnierz został natomiast na zewnątrz. Gospodarz automatycznie sięgnął po stojącą na półce świeczkę, a z kieszeni wyciągnął zapałki. W blasku świecy Andrzej dostrzegł półki wypełnione zapasami jedzenia.
– Kim oni są? – spytał po cichu.
– Oddział Hrabiego – wyjaśnił gospodarz.
– To ten kapitan?
– Tak.
Chłopak trzymał w rękach plecak, mężczyzna zaś wrzucał do niego zdejmowaną z półek żywność. Andrzejowi wciąż jednak coś nie dawało spokoju.
– To prawdziwy hrabia?
Gospodarz spojrzał na niego tak, jak patrzy się na niesforne dziecko, które powiedziało niezwykle głupią rzecz.
– Skądże. Czerwona swołocz – odparł półszeptem – W ubiegłą zimę spalił dwór w sąsiedniej wsi i wyrżnął całą rodzinę dziedzica. Od tamtej pory nazywają go Hrabią. Przed wojną ponoć nawet w więzieniu siedział. Jedni mówią, że za komunę, inni, że za zwykły bandytyzm.
W drzwiach spiżarni pojawił się sierżant.
– Nie gadać tyle, tylko pakować. I pamiętajcie o samogonie. Noce teraz zimne. – Zaśmiał się, choć nie wiadomo, co śmiech ten miał oznaczać.
Kiedy już plecak był pełen, wrócili do pokoju. Kapitan wciąż siedział na krześle i bawił się karabinem, gospodyni stała oparta o framugę kuchennych drzwi, a Marta przy piecu. Dowódca zważył plecak w ręce i stwierdził:
– Cieszy mnie, że tym razem postanowiłeś nie oszczędzać na polskim wojsku.
Gospodarz zbył tę uwagę milczeniem. W myśli pewnie modlił się do Boga, by ta niespodziewana wizyta skończyła się jak najszybciej. I najwyraźniej Bóg postanowił go wysłuchać, kapitan bowiem podniósł się z krzesła i podał plecak trzeciemu ze swoich żołnierzy.
W tej samej chwili jednak coś zakotłowało się na podwórzu, otwarły się drzwi i do sieni weszły jeszcze jakieś osoby. W ciemności niewiele było jednak widać.
– Co tam się, do cholery, dzieje, Korab!? – wrzasnął dowódca.
– Niespodziankę prowadzę, kapitanie – odburknął ktoś z korytarza.
Do pokoju jednak pierwszy wbiegł pies. Natychmiast odszukał gospodarza i zaczął się do niego łasić.
– Zwariowałeś, Korab?
– Oto i ona. – Wyraźnie podchmielony żołnierz, który pojawił się w pokoju, popychał przed sobą jakąś skuloną postać. W półmroku widać było jedynie, że to mężczyzna. Miał ręce skrępowane z tyłu w nadgarstkach; także u kostek zwisał poluźniony już nieco sznur. – Zgadnijcie, gdzie go znalazłem.
– Melduj. – Kapitanowi najwyraźniej nie w smak były teraz zagadki.
– Siedział w stodole. Zakneblowany i przywiązany do słupa, a kundel miał go chyba pilnować.
Związany mężczyzna z trudem się wyprostował. Zobaczywszy jego twarz, Marta krzyknęła, a Andrzej z niedowierzaniem spojrzał na gospodarza. To był ten sam człowiek, któremu pomogli w ucieczce przed Niemcami.
– Kogóż my tu mamy? – spytał dowódca, podchodząc do nieznajomego. By lepiej przyjrzeć się jego twarzy, poświecił sobie lampą naftową. – Żydek – wymruczał z nieukrywanym niezadowoleniem. – Skąd tu? – zwrócił się wprost do niego.
– Uciekłem z transportu, chciałem się ukryć.
– Więc jesteś goły. Nie masz nawet czym zapłacić za uratowanie życia, czy tak?
– Nie mam nic – odparł Żyd z rezygnacją.
– Wiesz chyba, że Żydzi nie mogą się bezkarnie wałęsać po okolicy? – Nieznajomy, na widok lufy karabinu wycelowanej w podbródek, skwapliwie przytaknął ruchem głowy. – Szczególnie Żydzi, którzy nic przy sobie nie mają. Nic, poza parszywymi wszami. Pozwól więc, że wyświadczymy ci przysługę. – Obrócił się w stronę swoich towarzyszy i rzucił od niechcenia: – Babinicz, zrób, co należy.
– Tak jest – odparł od niechcenia sierżant.
Pociągnął mężczyznę za ramię i wypchnął z pokoju. Marta, która do tej pory stała jak zamurowana, nagle zaczęła krzyczeć. Niewiele brakowało, aby rzuciła się z pięściami na dowódcę. Powstrzymał ją cios kolbą karabinu w podbrzusze zadany przez żołnierza, który kilka minut wcześniej przyprowadził Żyda. Dziewczyna zgięła się w pół i głośno zaszlochała. Andrzej przez cały czas stał bez ruchu, mając na wprost siebie czwartego z partyzantów. Jego chłopska zacięta twarz nie pozostawiała wątpliwości, że nie zawaha się strzelić przy najdrobniejszym chociażby geście sprzeciwu ze strony chłopaka.
Po chwili w płacz Marty wbił się pojedynczy wystrzał z dworu. Kapitan uśmiechnął się tylko pod nosem i stwierdziwszy: „Zadanie wykonane”, ręką dał sygnał do opuszczenia domu. Dziewczyna nagle zamilkła, jej wzrok zatrzymał się na pustej butelce po samogonie, którą żołnierze po opróżnieniu odstawili na stół. Andrzej, widząc jej spojrzenie, w ułamku sekundy pojął, co zechce zrobić. Krzyknął jeszcze: „Nieee!”, ale było już za późno – Marta, trzymając butelkę w ręku, została przecięta w pół krótką serią karabinu maszynowego. Kule przeszły na wylot, roztrzaskały szybę w oknie i wbiły się w masywne dębowe okiennice.
Na twarzy żołnierza, który strzelał, malowało się przerażenie. Odruchowo ścierał dłonią ze swojej twarzy krew dziewczyny, jakby chciał usunąć piętno hańby. Kapitan zaklął głośno i pociągnął żołnierza za sobą. Ponownie trzasnęły drzwi wyjściowe.
Andrzej przyklęknął nad ciałem Marty. W półmroku widział gęstniejącą plamę krwi na podłodze i psa, który próbował się jej napić. Odepchnął go nogą. Kundel zaskowyczał przeciągle i uciekł do kuchni, skąd docierał rozpaczliwy lament gospodyni. W chłopaku stopniowo rosła wściekłość. Wstając, oparł się o krawędź stołu. Po drugiej stronie, w podobnej pozycji, stał „wujek” Adam. Andrzej zmierzył go nienawistnym wzrokiem.
„Dlaczego nie mam teraz przy sobie broni?!” – pożałował w myśli.
W panującym w izbie półmroku twarz mężczyzny wydała mu się pozbawioną wszelkich ludzkich cech. Chciał czuć do niego litość. I tylko litość. Ale nie potrafił. W odruchu wściekłości chwycił stojącą na stole lampę naftową, zdjął klosz i cisnął nią w gospodarza. Nafta oblała mu włosy, twarz i wełniany sweter – wszystko też natychmiast zapaliło się od knota. Pokój wypełnił smród i piekielny, potępieńczy wrzask. Mężczyzna jak żywa pochodnia rzucał się po pokoju, chcąc ugasić ogień. Skutek był jednak odwrotny od zamierzonego – od płomienia zapaliły się obrus, firanki, zasłony, rozłożony na fotelu koc.
Andrzej przyglądał się temu z chorą satysfakcją. Po raz pierwszy czuł niewątpliwą radość, patrząc na czyjeś cierpienie. Po raz pierwszy też miał się przyczynić bezpośrednio do śmierci człowieka. Nie spodziewał się jednak, że tym człowiekiem będzie Polak.
Nie zwracając już dłużej uwagi na gospodarza, pochylił się nad zwłokami Marty. Chwycił bezwładne ciało dziewczyny od tyłu za ramiona i ciągnąc je po podłodze, wyguzdrał się do sieni, a potem na dwór. Przez rozbitą szybę i zniszczone okiennice przezierała krwawa poświata ognia. W środku krzyk mężczyzny mieszał się z rozpaczą kobiety.
Andrzej chciał być już jak najdalej stąd. Przyspieszył, ale nagle potknął się o coś leżącego na ziemi i wywrócił jak długi. Po ubraniu poznał, że to było ciało Żyda, którego uratowali przed Niemcami. Trup nie miał twarzy – kula wystrzelona w potylicę rozerwała mu czaszkę, kawałki mózgu leżały obok. Wzdrygnął się z obrzydzenia i krzyknął jak oparzony. Pies, który wybiegł za nim, stał w bezpiecznej odległości i warczał na niego nieprzyjaźnie. Pewnie też czuł się nieswojo w tak bliskim sąsiedztwie śmierci.
Andrzej pozbierał się machinalnie i zaczął biec na oślep. W ciemności torował sobie drogę nieludzkim wprost wrzaskiem.
koniec
« 1 3 4 5
18 września 2008
Tytuł opowiadania zaczerpnięty został z wiersza Bolesława Leśmiana „Nocą umówioną”.

Przypisy:
1) Andrzej cytuje początkowy fragment „Wysokich drzew” Leopolda Staffa. Wiersz ukazał się drukiem w 1932 roku w tomiku noszącym taki sam tytuł.

Posłowie
Einsatz Reinhard – pod którym to kryptonimem hitlerowcy ukryli masową eksterminację ludności żydowskiej w Generalnym Gubernatorstwie – rozpoczęła się latem 1942 roku. W następnym roku w kilku gettach na terenie GG (m.in. w Warszawie i Białymstoku) dojdzie z tego powodu do zbrojnych powstań. Akcja opowiadania rozgrywa się właśnie po tych wydarzeniach. Komory gazowe i krematoria Treblinki, Sobiboru, Majdanka i Auschwitz-Birkenau wciąż jeszcze pracowały. Choć za kilka miesięcy, z powodu buntów i ucieczek więźniów, Niemcy przystąpią do likwidacji pierwszych dwóch obozów. Czy Polacy wiedzieli, co spotyka wywożonych masowo z likwidowanych gett ich dawnych żydowskich sąsiadów? Na pewno nie wszyscy byli tego świadomi, ale wiadomo też, że ocaleli Żydzi różnymi sposobami informowali o mordach nie tylko swoich rodaków (vidé „Wszystkim, których kochałem” Martina Graya, „Czy ja jestem mordercą?” Calka Perechodnika). Inna sprawa, czy informowani wierzyli w doniesienia o tak potwornych i niewiarygodnych wręcz zbrodniach…
Kwestia zakresu pomocy, jakiej Polacy udzielali ukrywającym się Żydom, jest sprawą sporną, o czym przekonuje dobitnie dyskusja, którą rozpętało polskie wydanie „Strachu” Jana Tomasza Grossa. Nie ma najmniejszych wątpliwości co do tego, że zdarzały się przypadki mordowania Żydów przez Polaków – i wcale nie była to, jak przedstawiano to w historiografii peerelowskiej, domena osób o poglądach nacjonalistycznych, chociażby partyzantów z Narodowych Sił Zbrojnych. Piotr Gontarczyk w swojej monografii poświęconej PPR-owi („Polska Partia Robotnicza. Droga do władzy (1941-1944)”) przedstawia wiele przykładów zbrodni na Żydach popełnionych przez komunistyczną Gwardię Ludową (patrz rozdział: „Partyzantka PPR w 1943 roku”). Pojawiający się w opowiadaniu dowódca komunistycznego oddziału „leśnych” miał więc niejeden swój odpowiednik w rzeczywistości. Tekst nie został jednak oparty na faktach historycznych – przedstawia nie to, co się wydarzyło, ale to, co z dużym prawdopodobieństwem zdarzyć się mogło.

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Hot 31
— Aleksander Krukowski

Honorowy obywatel
— Sebastian Chosiński

Wielki Guslar: Gdzie woda czysta i trawa zielona
— Sebastian Chosiński

Metanoia
— Sebastian Chosiński

Ktoś mnie zawołał: Sebastian!
— Sebastian Chosiński

Kidusz Haszem
— Sebastian Chosiński

Bóg jest czystą nicością
— Sebastian Chosiński

Non omnis moriar
— Sebastian Chosiński

Kolberg, cz. 2
— Sebastian Chosiński

Kolberg, cz. 1
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.