WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Organizator | Druga Era |
Cykl | Pyrkon |
Miejsce | Poznań |
Od | 23 marca 2012 |
Do | 25 marca 2012 |
WWW | Strona |
Rekord wszech czasówPyrkon’12 był bez wątpienia najliczniejszym polskim konwentem w historii. Przybyło ponad sześć i pół tysiąca osób! Co prawda nie było tych najbardziej znanych polskich pisarzy, za to dopisali goście zagraniczni, program był bogaty, a wygląd tłumu urozmaicali przebierańcy w strojach od wiktoriańskich do prasłowiańskich. Można się było dowiedzieć, jak wyhodować sobie podnóżka albo jak się spakować na cały konwent do damskiej torebki. A co ma z tym wszystkim wspólnego Sherlock Holmes?
Agnieszka ‘Achika’ SzadyRekord wszech czasówPyrkon’12 był bez wątpienia najliczniejszym polskim konwentem w historii. Przybyło ponad sześć i pół tysiąca osób! Co prawda nie było tych najbardziej znanych polskich pisarzy, za to dopisali goście zagraniczni, program był bogaty, a wygląd tłumu urozmaicali przebierańcy w strojach od wiktoriańskich do prasłowiańskich. Można się było dowiedzieć, jak wyhodować sobie podnóżka albo jak się spakować na cały konwent do damskiej torebki. A co ma z tym wszystkim wspólnego Sherlock Holmes? ‹Pyrkon 2012›
Piątek W Poznaniu trwała piękna, ciepła wiosna, krzewy wypuszczały listki, a przed halą Międzynarodowych Targów Poznańskich stała gigantyczna kolejka ciągnąca się wzdłuż ulicy aż do budki strażnika. Wewnątrz hali wszystkie kasy z akredytacją pracowały pełną parą, ale i tak czas stania wynosił, na oko, ze dwie godziny. Na szczęście przed okienkiem dla prasy oraz sponsorów stały tylko trzy osoby, a ja funkcjonowałam jako wysłanniczka Esensji, więc rejestracja przebiegła szybko i mogłam zagłębić się w ogromny, przeszklony hol, w którym od ubiegłego roku czuję się już niemal jak w domu. W rozłożonych co krok sklepikach można było kupić niemal wszystko, od miecza półtoraręcznego do mangowej poduszki. Było stoisko słowiańskich wojów, renesansowe toczki, i wisiory, figurki z rozmaitych filmów, miecze świetlne, magnesy na lodówkę, kocie uszka na głowę – jak to na konwentach ostatnimi czasy. A pamiętam jeszcze któryś z Krakonów sprzed dziesięciu lat, gdzie sensacją była możliwość kupienia sobie starwarsowej naszywki!… Barek piwny był zaaranżowany falloutowo: samochód terenowy, barykada z worków z piaskiem oraz opancerzeni żołnierze z gigantycznymi giwerami. Kawałek dalej umieszczono komputer, który skanował laserem postać gracza i przy wykonywaniu przezeń skoków oraz gestów odpowiednio poruszała się postać w grze. O każdej porze dnia stała tam kolejka chętnych. Poza tym dosłownie co krok działo się coś ciekawego: a to pokazy capoeiry, a to tańca, wystawa imponujących modeli pojazdów oraz postaci z „Gwiezdnych wojen”, reprodukcji dzieł Grzegorza Rosińskiego oraz galeria bardzo profesjonalnie i pięknie zrobionych fotografii z ubiegłorocznego Nordconu. Najpierw poszłam na prelekcję o wierzeniach Słowian, prowadzoną przez sympatycznego młodego rodzimowiercę o pseudonimie Wielebny. Generalnie o wierzeniach naszych przodków wiemy mało, nawet imiona bóstw nie są stuprocentowo pewne, bo były zapisywane przez kronikarzy łacińskich albo arabskich, a więc niezbyt dokładnie brzmieniowo. Mimo mglistości źródeł dowiedzieliśmy się, że według Słowian świat dzielił się na trzy części: prawia, jawia i nawia, przy czym jawia to świat realny, w którym istnieje tylko bogini Ziemi o imieniu Moksza lub Mokosz. Prawia to świat większości bóstw, a nawia – Welesa i dusz przodków. Wielebny omówił też najważniejsze słowiańskie święta i ogólnie było bardzo ciekawie. „Jeżeli ty mówisz do Boga, to jest to modlitwa. Jeżeli Bóg mówi do ciebie, to jest to schizofrenia”. „Lingwistyka jest fajna, można się dowiedzieć wielu totalnie niepotrzebnych faktów”. „Radośni Słowianie to słowo zapożyczyli w trakcie wędrówki ludów, o której nie wiemy, kiedy była”. „Handel Słowian z Rzymianami: dawaliśmy im strzały i braliśmy ich miecze”. O wiecu rodzimowierców: „Uchwały są podejmowane na trzeźwo. Przez trzeźwo rozumiem, że chodzą i mówią.” Pozostając w klimacie, poszłam na prelekcję o wyglądzie słowiańskich demonów, która polegała zasadniczo na pokazywaniu obrazków z książki Witolda Vargasa i Pawła Zycha. Ilustracje zmontowano w filmiki-przezrocza z ładnym podkładem muzycznym. Podzielone były na domeny poszczególnych duchów i bóstw: ogień, woda, pole, las, obejście i tak dalej. Obrazki były bardzo ładne graficznie, utrzymane w nastrojowej sepii, a książkę można było kupić na konwencie. Witold zwięźle komentował obrazki, więc mogliśmy się dowiedzieć, na przykład, że nieborak to dziecko zmarłe przed chrztem. Następnym punktem programu była prelekcja Łukasza Śmigla o tym, jak pisać, żeby się podobało, ale w rzeczywistości było o tym, jak promować swoją książkę. Łukasz pokazywał zrobione przez siebie i znajomych filmiki-trailery do swoich „Demonów”. Panel o literaturze dla dzieci byłby lepszy, gdyby co poniektórzy paneliści mówili normalnie, zamiast szemrać i mamrotać… Tylko Ewę Białołęcką i Romualda Pawlaka dawało się bez problemu zrozumieć. Pisarze opowiadali o swoich doświadczeniach z pisaniem literatury dla dzieci lub młodzieży. Wszyscy doszli do zgodnego wniosku, że trzeba pisać tak, aby wywoływać emocje. Ewa dodała, że nastolatki ogromnie lubią //angst//, czyli sytuację, kiedy bohater cierpi. Następnie autorka cyklu lengorchiańskiego wygłosiła prelekcję: „Jak zapakować się na trzydniowy konwent do damskiej torebki”. Miała przy sobie nieduży plecak na ubrania, prawie pusty, oraz kolorowy neseserek wypchany do ostatecznych granic. Wygarnęła z niego wszystko, łącznie z awaryjną podpaską, i demonstrowała użyteczność poszczególnych przedmiotów. Zaczęła od przeciwpancernego pasa na gotówkę i karty kredytowe, następnie zaprezentowała trzy różne scyzoryki i omówiła ich zalety, potem pokazała różne kosmetyki w niewielkich opakowaniach, składane sztućce i szczoteczki do zębów. Ewa demonstruje grzałkę do herbaty zrobioną własnoręcznie z kabla i dwóch żyletek: Wrażenia Ewy z moskiewskiego hotelu: „Ale czysto! Ani jednego pająka! Czułam się samotna.” Sobota Dzień chciałam zacząć od prelekcji o intrygującym tytule: „Wpływ zorzy polarnej na rozwój kolarstwa średniowiecznych Chin”, ale przez dwadzieścia minut nie zjawił się prelegent, więc udałam się na „Ludzką twarz pisarza”. Sympatyczna tłumaczka Iwona Michałowska-Gabrych opowiadała o swoich tłumaczeniach oraz kontaktach z pisarzami. Wychwalała fakt, że w obecnych czasach można zamailować do autora i spytać, co miał na myśli, pisząc jakąś dziwną kwestię lub imię. Piotr Olszówka, który na poprzednim konwencie miał ciekawą prelekcję o walce mieczem (z pokazami), tym razem wygłosił równie ciekawą prelekcje o średniowiecznym pojmowaniu świata. W średniowieczu mało rysowano map, bo większość ludzi nie oddalała się od swojej miejscowości, a władca określał swoją dziedzinę za pomocą granic naturalnych. Mapy, jeśli już powstawały, z początku miały za zadanie oddać boski porządek świata (z tego powodu nieraz w centrum umieszczano Jerozolimę), nie zaś ukształtowanie terenu czy kierunki geograficzne. Dopiero w 1328 roku Piero Vesconte zapoczątkował europejską kartografię, rysując pierwszą mapę za pomocą punktów odniesienia. Na uczelniach wykładano siedem sztuk wyzwolonych (od pracy fizycznej) – podstawowymi były gramatyka, logika i retoryka, które uważano za niezbędne do wyrażenia wszystkich pozostałych. Muzyka była nauką nie o nutach, lecz o harmonii świata – w oparciu o teorię harmonii można było nastroić kuszę oblężniczą albo ustawić chór w kościele. Cyrkiel i kątownik wystarczał uczonemu do kreślenia skomplikowanych figur, na przykład planu sklepień w katedrach. Obejrzeliśmy szkice Willarda z postaciami ludzkimi w ruchu przedstawionymi za pomocą figur geometrycznych, głównie trójkątów. W ogóle w dekoracji średniowiecznej szukano kompozycji opartej o geometrię, na przykład orzeł na planie pentagramu. Zamki przyrastały przez pączkowanie i były silnie związane z rzeźbą terenu (wzgórze, rzeka dyktowały kształt obronny), natomiast kościoły i klasztory budowano od razu w całości, na regularnym planie. Zamek symbolizował siłę i nieposkromioną naturę, a kościół harmonię. Ogród klasztorny nie służył do spacerów, lecz jako symbol świata: pośrodku studnia lub fontanna jako źródło wszystkiego, ścieżki symbolizowały cztery rzeki wymienione w Biblii. Spacerowało się dookoła po krużgankach. Po tej fascynującej prelekcji zostałam w sali, aby posłuchać, jak Jacek Inglot analizuje klasykę SF – głównie „Powrót z gwiazd” Lema – pod kątem przewidywań, które się sprawdziły lub nie. Lem zakładał gigantyzację komputerów aż do wielkości całych budynków, HAL 2000 był wtedy uważany za model kompaktowy. W latach 60. Lem nie mógł pisać o cybernetyce, gdyż była wyklęta przez stalinizm, wiec wymyślił „heurystykę”. Przewidział rzeczywistość wirtualną i ewolucję kina w kierunku 3D, można też uznać, że przewidział interaktywne gry komputerowe – w książce bohaterowie przeżywają wycieczkę łodzią po afrykańskiej rzece. Natomiast ekspansja ludzi w kosmos nie zrealizowała się. Autorzy fantastyki nie zastanawiali się nad kosztem podróży kosmicznych. Na zakończenie podrzuciłam jeszcze jedną rzecz niezrealizowaną, mianowicie społeczeństwo globalne, o którym pisała większość autorów fantastyki. Aczkolwiek nie wiem, czy na serio w to wierzyli, czy tylko ułatwiali sobie w ten sposób tworzenie fabuły. Zamiast „Zombie survivalu” odbyła się prelekcja o gwiazdozbiorach. Prowadząca wyświetlała mapę nieba ukazującą do wyboru: same gwiazdy, konstelacje, konstelacje wraz z ich obrazkami-symbolami, konstelacje w innych kulturach (Chiny, Egipt, jakieś plemiona indiańskie i tak dalej). Bardzo to było ciekawe. |
@Prowadząca nazywała się po fandomowemu Katriona i była rewelacyjna.
Erm, not. Nie była (IMO) rewelacyjna, bo kurczowo trzymała się swoich pytań z kartki i zerowo reagowała na odpowiedzi przepytywanych. Nie powiedziałbym, że prowadziła dyskusję - zadawała po prostu kolejne pytania.
cd.
...które to pytania swoją drogą zdawały się ograniczone do apokalipsy zombiakowej. Rozumiem, że teraz to w modzie, ale post-apo ma więcej ciekawych odmian.
Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.
więcej »Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.
więcej »34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.
więcej »GSB – Etap 21: Stożek - Ustroń
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 20: Węgierska Górka – Stożek
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 19: Hala Miziowa – Węgierska Górka
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 18: Markowe Szczawiny – Hala Miziowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 17: Hala Krupowa – Markowe Szczawiny
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 16: Skawa – Hala Krupowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 15: Turbacz – Skawa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 14: Krościenko nad Dunajcem - Turbacz
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 13: Przehyba – Krościenko nad Dunajcem
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 12: Hala Łabowska - Przehyba
— Marcin Grabiński
I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Zwariowane studentki znów atakują
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Transformersy w krainie kucyków?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Płomykówki i gadzinówki
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Jedyna nadzieja w lisiczce?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Ken odkrywa patriarchat, czyli bunt postaci drugoplanowych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Prowadząca nazywała się po fandomowemu Katriona i była rewelacyjna. Formy zwrotu nie zauważyłam zupełnie, natomiast zauważyłam, że znakomicie prowadziła dyskusję, nie pozwalając gadułom (czyli Ćwiekowi i mnie) całkowicie zdominować spotkania czy też wygenerować chwil niezręcznego milczenia, z czym czasem spotykałam się na konwentach (autor potrafi się zatkać i trzeba mu wtedy pomóc). Wyluzowała też towarzystwo, więc atmosfera była świetna. Się więc nie przyczepiać. O.