Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Kultura informacji

Esensja.pl
Esensja.pl
Co dzieje się dziś za oknem? Dla jednych to nic nie znaczące przemiany, których po prawdzie nawet się zbytnio nie zauważa. Dla innych to prawdziwa rewolucja.

Łukasz Kustrzyński

Kultura informacji

Co dzieje się dziś za oknem? Dla jednych to nic nie znaczące przemiany, których po prawdzie nawet się zbytnio nie zauważa. Dla innych to prawdziwa rewolucja.
Dziś za oknem niepodzielnie króluje globalizacja i to co nierozerwalnie się z nią łączy – rychła transformacja z epoki industrialnej do informatycznej. Ta epoka informatyczna, te wyczekiwane przez wszystkich nowe czasy przyniosą… Właśnie, co? Jeśli już trzymać się nazewnictwa można powiedzieć, że nowe czasy to nowe wartości, nowa kultura, nowa moralność. Nowi ludzie tworzący nowe społeczeństwo. Aż dziw bierze, że pisarze sf nie rzucili się jeszcze w wir globalizacyjnych przemian i nie wycisnęli tego tematu jak świeżej, pachnącej cytryny sprowadzonej do naszego kraju w ramach bezcłowego importu ze spowinowaconej z nami globalizacyjnymi nićmi Hiszpanii.
Maszyna parowa a PC
Odchodząca do lamusa era industrialna dawała nam możliwość swoistego przedłużenia ciała w przestrzeni. Dzisiejsza elektrotechnika przedłuża nie tyle naszą fizyczność, co bardziej ulotny i trudniejszy do wyobrażenia centralny system nerwowy. Przedłuża go na całą kulę ziemską, oplata ją i pozwala na interakcję z najdalszymi zakątkami. Epoka industrialna była tedy domeną mas, domeną zwykłego człowieka, który na własnej skórze, bez większego wysiłku mógł przekonać się o jej zbawiennych korzyściach. Epoka informatyczna, z tej perspektywy wydaje się przeznaczona dla elit. Szczególnie jest to widoczne w krajach rozwijających się – tam hasła nowej ery są często tylko pustym sloganem lub nic nie mówiącym, ładnym i zgrabnym słowotokiem.
Mimo tego powszechnie dominuje zdanie człowieka wychowanego w dobie globalizacyjnych, gwałtownych przemian, w których mcluhanowskie określenie „globalna wioska” stało się bardziej niż popularne.
Oddech nowej epoki
Symptomy świadczące o zaawansowanym procesie tranzycji z epoki industrialnej do informatycznej towarzyszą nam na każdym niemal kroku. Różne to symptomy – zarówno materialne jak i te, które dotykają jedynie złudnej materii ludzkiej świadomości.
Oto pojawia się nowa moralność, która dziś bardziej jest produktem masowym niż kiedykolwiek wcześniej. Chyba gdzieś zatraciła swoje naturalne korzenie i szuka nowych, lepiej pasujących do dzisiejszej rzeczywistości. Oto techniczne cudeńka, rodem z niedawnych powieści fantastyczno – naukowych, szturmem wkraczają w nasze codzienne życie. Te same techniczne gadżety zaczynają mieć niebagatelny wpływ na społeczne czy polityczne przemiany. Doskonałym przykładem Internet – nowinka, która w pełni uzmysłowiła przeciwnikom McLuhana, że ten stary, opętany metafizycznym szaleństwem szarlatan może jednak miał trochę racji. Jest bowiem ta ogólnoplanetarna sieć, łącząca z takim samym powodzeniem Wrocław z Opolem jak i Zagrzeb z Caracas, pełnym spełnieniem mcluhanowskiej idei globalnej wioski. Dopiero Internet potrafił połączyć stałą obecność danej informacji (dotychczas było to domeną tylko druku – książek, prasy) z szybkością jej przekazywania, natychmiastowością odbioru i multimedialnością (co wcześniej zapewniał telefon lub telewizor). Dzięki temu Internet odgrywa wielką rolę nie tylko w technice. Z powodzeniem macza również palce w przemianach kulturowych i społecznych, a także w działalności politycznej na skalę globalną. Pozwala na uniezależnienie się od informacji – daje wolność wypowiedzi, daje wolność odbioru.
Po prawdzie to od dawna można było wyczuć na twarzy oddech nowej epoki. Nie każdy chce się z tym zgodzić, nie każdy z otwartymi ramionami czeka na nowe czasy. Ale teraz jest stanowczo za późno na zastanawianie się, czy warto otworzyć im drzwi – one same uczyniły to już dawno. Bo czy dziś nie jest tak, że jedynie zgoda na nową rzeczywistość pozwala na spokojną w niej egzystencję? Przejście do epoki informatycznej coraz częściej staje się jedynym możliwym sposobem na pełnoprawne uczestnictwo w ogólnoświatowym życiu. Jest warunkiem tego uczestnictwa, jest też w jakimś sensie jego głównym gwarantem.
Pokojowa znajomość
Kluczowym tutaj wydaje się pytanie o dalsze skutki tych przemian. Co już przyniosły, czego można się po nich jeszcze spodziewać? Proces szeroko pojętego przejścia z epoki industrialnej do nowej epoki informatycznej, bynajmniej nie przypomina łatwego i bezbolesnego wkroczenia w nowy wiek. Jak każda rewolucyjna przemiana niesie ze sobą ofiary. Czy to źle? Ofiary zawsze są niepożądane, ale odpowiedź winna być taka – nie, nie ma w tym nic złego. Bo i taka już kolej rzeczy, bo i tak wygląda nasza rzeczywistość. Zupełnie jak powietrze, które hamuje rozpędzony pojazd i nie pozwala mu osiągnąć pełnej prędkości, tak i ta rzeczywistość na każdą nagłą zmianę reaguje w tożsamy sposób – oporem. Lecz jednocześnie ten sam opór powietrza, ten który tak bezceremonialnie ogranicza nasze rekordy prędkości, ten właśnie opór ratuje skoczka spadochronowego przed upadkiem i pozwala mu bezpiecznie wylądować. Wynika z tego, że proces, o którym mowa, i wszystkie towarzyszące mu perturbacje, nie niesie tylko ofiar. On pozwala na wiele więcej. Pozwala bezpiecznie wylądować, i nie chodzi tu jedynie o lądowanie żądnego mocnych wrażeń skoczka.
To co nieznane, to co nowe, to z czym wcześniej nie mieliśmy do czynienia – wzbudza niepokój i strach. I zaprawdę nie ma w tym nic niezwykłego – bo i jest li to normalna, w pełni ludzka reakcja. Reakcja, która w taki czy inny sposób dyktowała zachowanie człowieka od początku jego istnienia. Strach przed nieznanym jest przyczyną agresji, praprzyczyną zaś jest brak wiedzy o tym co obok. Brak wiedzy, a więc i brak zrozumienia. Jedno z drugim łączy się nierozerwalnie. To prosta zależność, wydawać by się mogło, że jest możliwa tylko w odpowiednio niewielkich systemach, gdzie margines błędu jest niewielki, gdzie taką zależność nietrudno sprowokować. Czy jest możliwa także na większą skalę? Na skalę plemienia? Narodu? Cywilizacji?
Zaryzykuję odpowiedź twierdzącą. Najgroźniejsze wrogości od zawsze rodziły się na granicach między głównymi kulturami świata. Dowodem niekończące się boje między cywilizacjami – w imię idei, w imię wiary, w imię tego co znane, co moje. Bo określenie „znane” często równało się innym – „dobre”, „bezpieczne”, „niegroźne”.
Epoka informatyczna zawęża i ogranicza arenę nieznanego. Niszczy ją metodycznie, niszczy zapamiętale i regularnie. Bez owijania w bawełnę i bez zbędnej ostrożności pokazuje świat, ze światem tym zaznajamia, uczy go i z nim oswaja. Nie ogranicza się tylko do naszego podwórka, bo to znamy doskonale. Także i nie do podwórka obok – bo i o nim możemy się czegoś dowiedzieć. Ale już to podwórko z drugiego końca świata, które istnieje tylko w mglistych opowiadaniach, które kojarzy się bardziej z wysuszoną i przykrytą kurzem opowieścią niźli z krwistą rzeczywistością zza okna, to właśnie podwórko pozostaje dla nas tajemnicą. Jest gdzieś tam, poza naszym zasięgiem. Jest nieznane – ergo niebezpieczne, groźne. Wymagające obrony i zdecydowanego działania. Wymagające nierzadko agresji. Dzięki przeradzaniu się naszej rzeczywistości w globalną wioskę ta agresja traci rację bytu, traci swoje główne filary – to co było nieznane staje się wszak znajome. Od tego zaś tylko krok do akceptacji.
To jeden ze zbawiennych skutków obserwowanych przemian. Zbawiennych jeśli patrzeć na niego przez pryzmat pokojowych dążeń człowieka. Bo zbawienność ta staje pod wielkim znakiem zapytania, jeśli zdać sobie sprawę z czym będzie się to wszystko wiązać – z kulturowym ujednoliceniem, ze zniszczeniem i zapomnieniem bogatej spuścizny poprzednich pokoleń, z mcdonaldyzacją społeczeństwa w końcu. Coś za coś, chciałoby się rzec.
Niemoc Goebbelsa
Żyjemy w dobie informacji – jesteśmy częścią cywilizacji informacji, której integralnym elementem jest kultura. Kultura informacji. Ta informatyczna epoka tworzy zbiorowość ponad podziałami, ponad sztucznie wytyczonymi na nieuchwytnych mapach liniami. Informacji wszak niepotrzebny paszport na granicy rozdzielającej dwa państwa. Informacja nie ma narodowości. Takie media jak Internet są areną, na których buduje się gigantyczne forum wymiany poglądów – nie obarczone jakąkolwiek cenzurą, wymykające się wszelkiej możliwej kontroli, nie faworyzujące żadnego użytkownika. De facto to prekursorzy ogólnoświatowej opinii publicznej. Od tego już niedaleka droga do światowego społeczeństwa. To zaś niesie ze sobą daleko idące konsekwencje. Jakie?
Pojawiają się coraz częściej głosy mówiące, w kontekście choćby francuskich wyborów prezydenckich, że dziś również może grozić nam pojawienie się następcy Hitlera, czy Goebbelsa, którzy z wprawą równą swym prekursorom manipulowaliby np. Internetem w sobie tylko wiadomych, niecnych celach. Jeden z tych głosów należy do Marka Zieleniewskiego, który we wstępie do jednego z numerów „Wprost” ostrzega niepoprawnych optymistów przed politykami pokroju Le Pena czy Haidera. Zapomina pan Marek, że dzisiejsze czasy za nic nie przypominają tych sprzed ponad pół wieku. Zapomina pan Marek, lub nie zauważa, że taki Goebbels miał zadanie inne, kto wie czy nie o niebo prostsze, bo i rzeczywistość tamta była różna i nie przystająca w żaden sposób do dnia dzisiejszego. Drobny przykład – operując radiem i telewizją faszystowski spec od propagandy nie musiał martwić się o innych nadawców. Nasza sieć zaś to medium multimedialne – użytkownik jest w równym stopniu odbiorcą informacji, jak i jej nadawcą. Na tym forum, forum ogólnoplanetarnym przecież, propagandzista nie ma uprzywilejowanej pozycji – jest jednym z wielu milionów użytkowników. Ani lepszym, ani gorszym. Nierozważnego następcę Goebbelsa, ani chybi, po prostu by przekrzyczano.
Popularne dziś hasła mówiące o powrocie zbrodniczych systemów totalitarnych należałoby tedy zaklasyfikować jako political-fiction. Świetnie się ich słucha, ale traktować je można jedynie jako niezły materiał na filmowy scenariusz. Zagrożenie to zażegnano w dużej mierze dzięki naporowi kultury informacji, związanej nierozerwalnie z nową epoką. Niedawne niebezpieczeństwo dojścia we Francji do władzy Le Pena, niczego tu nie zmienia. Marek Ostrowski pisał o wielkim kacu, jakiego nabawili się Francuzi po pierwszej turze wyborów prezydenckich. I rzeczywiście, Le Penowi jego pięć minut skończyło się tuż po drugiej turze wyborów. Wielka w tym zasługa naszej ogólnoświatowej opinii publicznej, która dosadnie i bez znieczulenia nazwała działania francuskich wyborców.
Dzisiejszy świat jest bardziej otwarty niż kiedykolwiek wcześniej, bardziej przejrzysty, łatwiej w nim o informacje, łatwiej też o wywieranie wpływów i nacisków. Lecz naciski to nie posiadające pejoratywnego zabarwienia. Mają one w pełni demokratyczny charakter – planetarna większość, za pomocą narzędzi nowej epoki, wywiera wpływ na mniejszość. Oto pierwszy krok do światowego systemu demokratycznego. Krok może jeszcze niemrawy, bardziej przypominający raczkowanie. Ale czy nie od raczkowania się zaczyna?
Oczywiście nie oznacza to w żadnym razie, że przejście z epoki industrialnej do informatycznej wszędzie dokonuje się w identycznym tempie, i że wszędzie owa globalna wioska zatoczyła pełny krąg stając się faktem dokonanym. Bo tak nie jest, i być po prostu nie może. Czy to jednak zmienia cokolwiek? Raczej nie, może opóźnia pewne zdarzenia, może niektóre procesy czyni bardziej zakamuflowanymi, nie koryguje jednak centralnego biegu spraw. A dziś wydaje się, że bieg ten odbywa się wszędzie pod jednym i tym samym szyldem.
Naiwne dążenia?
Lem pisał w „Powrocie z gwiazd” o wizji planety zjednoczonej pod rządami światowego rządu. W tamtej rzeczywistości warunkiem trzymania ludzkości w ryzach, warunkiem zaniku wszelkich konfliktów, także tych z ekonomią czy polityką w tle, było zaspokajanie jej podstawowych potrzeb materialnych. W naszej rzeczywistości odpowiednikiem dobrobytu ekonomicznego staje się dobrobyt… informacyjny.
Trudno tu jednoznacznie i bez wątpliwości stwierdzić, że czekająca nas era informatyczna, dzięki rozwiniętej na szeroką skalę informacji, będzie erą pokojowo nastawionego społeczeństwa oddanego jednej zunifikowanej kulturze. Byłby to osąd zapewne nazbyt optymistyczny i kto wie czy nie trochę naiwny. Ale i nie pozbawiony cienia prawdy. Bo bezkonfliktowa koegzystencja w świecie jednolitym, w którym różnice ekonomiczne czy kulturowe nie odgrywają większej roli, jest chyba jakimś naturalnym, ludzkim pradążeniem. Era informatyczna, jako pierwsza, dała narzędzia, dzięki którym urzeczywistnienie tego celu leży tak blisko nas – na wyciągnięcie ręki.
koniec
1 października 2002

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
Agnieszka ‘Achika’ Szady

1 XII 2023

Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.

więcej »

Razem: Odcinek 3: Inspirująca Praktyczna Pani
Radosław Owczarek

16 XI 2023

Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.

więcej »

Transformersy w krainie kucyków?
Agnieszka ‘Achika’ Szady

5 XI 2023

34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.

więcej »

Polecamy

Zobacz też

Tegoż autora

Prawie magia w prawie świecie
— Łukasz Kustrzyński

Tego ciemny lud nie kupi
— Łukasz Kustrzyński

Sztuka wybaczania
— Łukasz Kustrzyński

Niewidoczny POPiS reżysera
— Łukasz Kustrzyński

Bigos z zepsutą kiełbasa i morze słowackiej wódki
— Łukasz Kustrzyński

Ci wspaniali mężczyźni w swych latających strojach Batmana
— Łukasz Kustrzyński

Obcy jest w nas
— Łukasz Kustrzyński

Posłyszałem szum w ciemności
— Łukasz Kustrzyński

A co by było gdyby…
— Łukasz Kustrzyński

Prowincjonalne ciasteczko, czyli bracia Coen trzymają poziom
— Łukasz Kustrzyński

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.