WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Organizator | Cytadela Syriusza |
Cykl | Polcon |
Miejsce | Lublin |
Od | 24 sierpnia 2006 |
Do | 27 sierpnia 2006 |
WWW | Strona |
W kinie w Lublinie kochaj mnie…Po dwunastu latach Polcon po raz drugi zawitał do Lublina. Zdania co do tego, czy był to udany konwent, są podzielone, jednak mnie się bardzo podobał.
Agnieszka ‘Achika’ SzadyW kinie w Lublinie kochaj mnie…Po dwunastu latach Polcon po raz drugi zawitał do Lublina. Zdania co do tego, czy był to udany konwent, są podzielone, jednak mnie się bardzo podobał. ‹Polcon 2006›
Po wynikłej miesiąc przed terminem imprezy zmianie lokalizacji Polcon wylądował w dzielnicy wprawdzie nieco odległej od centrum, ale za to zielonej i ładnej. Konwent był rozdzielony między dwa naprzeciwko siebie położone budynki – gimnazjum, w którym odbywała się większość punktów programu, oraz Osiedlowy Dom Kultury, w którym miał miejsce blok literacki, wystawa prac plastycznych i rozmaite pokazy. Uczestnicy, których przybyło około 900, otrzymali dość bogate materiały. Informator z programem i drugi, zawierający wyłącznie fragmenty powieści/opowiadań znanych polskich pisarzy (oba na papierze kredowym, ale z czarno-białymi okładkami), trzy różne plakaty konwentowe, numer specjalny fanzinu „Czas Efemerydy” (zawierający najlepsze teksty z dotychczas wydanych numerów), książkę z nominowanymi do nagrody im. Zajdla opowiadaniami1) oraz liczne materiały reklamowe, np. kolorowe katalogi wydawnictw. Spóźniłam się trochę na pierwszy punkt programu – prelekcję Mileny Wójtowicz (autorki książek „Podatek” i „Wrota”) o czarownicach. Nawiasem mówiąc, w czwartkowym dodatku lokalnym do „Gazety Wyborczej” było duże zdjęcie Mileny i wywiad z nią – nawet sensowny, przynajmniej nie pytali, czy wierzy w rusałki… Po prelekcji Mileny oddałam głos na nagrodę Zajdla i poszłam na prelekcję Pilipiuka dotyczącą kolonialnych zapędów w historii Polski. Było ciekawie, dowiedzieliśmy się między innymi o burzliwej historii wyspy Tobago kolonizowanej kolejno przez Kurlandczyków (to ten polski wątek), Portugalczyków, Anglików, Duńczyków, Hiszpanów i Francuzów; o przygodach Beniowskiego, który uciekłszy z kamczackiego zesłania porwanym okrętem, pozyskał dla Polski Tajwan, a potem podbił Madagaskar dla Ludwika XV, bo w Polsce nikt nie był zainteresowany kolonizacją. Fascynująca była historia Cecila Rhodesa – tego od Rodezji – który zbił majątek na australijskiej wełnie dzięki… egzemplarzowi angielskiej gazety znalezionemu w brzuchu upolowanego rekina. W gazecie była informacja o wybuchu wojny, a rekin połknął ją razem z jakimś Niemcem i przypłynął do Australii szybciej niż statek pocztowy, więc młody Cecil wiedział o wojnie jako pierwszy na tamtej półkuli i wyciągnął z tego praktyczne wnioski, kupując na kredyt większość wełny2). O godz. 19 wysłuchałam prelekcji Krzysztofa Grzegorczyka „Loszek pieszczoszek”, moim zdaniem najfajniejszej na całym Polconie. Prowadzący pół żartem, pół serio dokonał biologicznej analizy niektórych pomysłów rodem z fantasy – wyszło np., że elfy jako stworzenia leśne powinny mieć niski wzrost i długie ręce umożliwiające im wspinanie po drzewach. Rozważał też, w którym miejscu ciała hydry powinien znajdować się jej mózg (ziemska biologia nie dopuszcza istnienia stworzenia o kilku mózgach) i jaki byłby ekosystem lochów, to ostatnie na przykładzie jaskiń oraz stworzeń zasiedlających stoki podmorskich wulkanów położonych na głębokościach teoretycznie wykluczających życie. Najciekawszym, a przy tym najzabawniejszym fragmentem było wyjaśnienie, dlaczego rycerze mają skłonność do atakowania smoków – otóż są żywicielem jednego ze stadiów bąblowca smoczego, który uszkadza im mózgi… Zaraz potem była prelekcja Tadeusza A. Olszańskiego o inkwizycji, też bardzo ciekawa. Sala była pełniutka, musiałam siedzieć na podłodze pod tablicą, na szczęście tuż obok krzesła prelegenta, więc dobrze słyszałam. Tadeusz wyjaśniał, że wiele faktów przypisywanych inkwizycji w potocznej świadomości, jest całkowicie mylnych – na przykład stosowanie wyrafinowanych tortur było typowe dla sądownictwa świeckiego, szczególnie w miastach założonych na tzw. prawie niemieckim. Następnie poszliśmy wszyscy do sali kinowej Domu Kultury na oficjalne otwarcie Polconu, po którym już nie było żadnych punktów programu oprócz kalamburów. Piątek zaczęłam od dwóch konkursów z rzędu. Najpierw był konkurs z „Kronik Drugiego Kręgu” Ewy Białołęckiej, zorganizowany przez bodaj najmłodszego twórcę programu w historii Polconów – nie wiem, ile lat ma Piotrek „Orion Canis Black” Masierak, ale wygląda na jakieś czternaście. Mimo młodego wieku potrafił nie tylko przygotować dobry konkurs, ale i zapanować nad rozbrykaną niekiedy gromadką uczestników (pomagała mu w tym kartka z napisem „CISZA!!!”, którą w odpowiednich momentach podnosił do góry). Konkurs składał się głównie z testu wiedzy, ale były i zadania sprawnościowe – pokazywanki oraz rysowanie. Rysowanie polegało na tym, że losowało się jakąś postać, otwierając książkę na chybił-trafił, a następnie do schematycznego ludzika narysowanego na tablicy należało dorysować dwa atrybuty tak, aby druga osoba z drużyny odgadła, kto to. Pokazywanki były niekiedy potwornie trudne, bo odgadywać należało całe wyrażenia, np. „Pojedynek Stalowego na Balu Słonecznikowym” – mimo wysiłków Maćka Olczaka nie udało mi się odgadnąć słowa „Stalowy” i zajęliśmy drugie miejsce. Drugi konkurs, robiony przez Tomasza Rudnickiego zwanego Orkiem, dotyczył komiksów o Kajku i Kokoszu. Utworzyliśmy drużynę ze Sławkiem i Kumo; pytania były dość trudne, więc poddałam się i wyszłam przed końcem, zwłaszcza że zależało mi na prelekcji Marcina Przybyłka „Odwrócone pojęcia”. W sali kinowej Domu Kultury zgromadziło się sporo osób. Marcin siedział wysoko na scenie i energicznie gestykulując, opowiadał o znaczeniach, jakie potoczna świadomość przypisuje takim słowom, jak: „inteligentny” i „mądry”, oraz o ludziach przystosowanych do różnych rzeczy (np. genialny mechanik Ciołkowski nie był przystosowany do zwracania uwagi, co na siebie wkłada). W sumie było dosyć ciekawie, jednak bardziej mi się podobały poprzednie prelekcje Marcina z innych konwentów. Były jakieś bardziej konkretne i chyba też bardziej pouczające. Zostałam w sali, bo zależało mi na panelu tłumaczy. Brali w nim udział Piotr W. Cholewa, Agnieszka Sylwanowicz, Michał Jakuszewski, Cezary Frąc i Ania Studniarek, a na widowni siedziały jeszcze co najmniej ze trzy osoby również zajmujące się tłumaczeniem fantastyki. Panel bardzo ucierpiał z powodu całkowitego braku prowadzącego i jakiejkolwiek tematyki przewodniej. Na początku wydawało się, że uczestnicy nie są pewni, o czym właściwie mają mówić. Zaproponowałam, żeby się po kolei przedstawili, bo w końcu nie każdy musi ich znać z twarzy. Opowiadali więc kim są i jakie książki ostatnio tłumaczą; potem była dość niemrawa dyskusja na różne tematy, niekiedy przeradzająca się w dość hermetyczną rozmowę między samymi tłumaczami (np. na tematy wydawnicze). Była już godz. 14. Na konkurs o świecie Dysku nie poszłam, bo uznałam, że nie mam szans (z tego, co potem o nim czytałam, to może bym i miała, bo był chyba jakiś dziwny i niekoniecznie na wiedzę nastawiony); nic innego mnie nie zainteresowało, więc poszłam do pizzerii z Miśkiem Cholewą, PWC-em, Kubą Ćwiekiem oraz Kaliope. I w ten sposób nie zdążyłam na prelekcję o Hieronimie Boschu, czego trochę żałowałam, choć pizza była bardzo smaczna :-) Wróciłam na godz. 17 prosto na prelekcję znanego z lubelskich konwentów Pawła Frelika „Uboga krewna czy dobra partia. Fantastyka a literatura głównego nurtu”. Potem wysłuchałam prelekcji dr. Marka Florka na temat pozostałości przesądów i obyczajów. Zapamiętałam, że nazwy takie jak Żmigród, Górki Zjawienne czy Mokoszyn/Makoszyn są pozostałościami dawnych kultów (niekiedy później „ochrzczonych”, np. że na Górkach Zjawiennych ukazywała się Matka Boska). Było też o rytualnych bitwach między wsiami toczonych tuż po stopnieniu śniegów na okolicznych kurhanach do pierwszej krwi. Potem zaczęliśmy z Andrzejem „Dexterem” Kaszyckim siodłać konia. Znaczy, przygotowywać akcesoria do naszej prelekcji. Z kozła gimnastycznego, szczotki do zamiatania i sznurka oraz wypożyczonego z klubu jeździeckiego rzędu powstał przepiękny model konia z łbem z kartonu (z ruchomymi uszami!) wykonanym przez mnie poprzedniego wieczoru. Przygotowania te czyniliśmy z tyłu sali, w której z przodu Wiktoria prowadziła spotkanie autorskie z Mają L. Kossakowską. Było pustawo, bo w Domu Kultury zaczynały się właśnie warsztaty filmowe Staszka Mąderka. Kiedy wybiła godz. 21, weszliśmy do sali w ten sposób, że Dexter z wyciągniętym mieczem szedł przodem, udając, że jedzie konno, a ja szłam za nim, stukając orzechami kokosowymi. Następnie przeprowadziłam przystępny wykład na temat czyszczenia i siodłania koni oraz jeżdżenia na nich. Dexter mówić za bardzo nie chciał, za to służył za model, już to podając nogę do czyszczenia kopyt, już to demonstrując prawidłową postawę w siodle. Ponieważ nasz punkt programu był ostatnim w tej sali3) i nikt nas z niej nie wyrzucał, na wniosek nielicznej, acz zaangażowanej widowni przedłużyliśmy prelekcję o kolejną godzinę, opowiadając o płoszeniu się i innych reakcjach koni, uczeniu ich różnych sztuczek oraz ujeżdżaniu. |
Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.
więcej »Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.
więcej »34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.
więcej »GSB – Etap 21: Stożek - Ustroń
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 20: Węgierska Górka – Stożek
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 19: Hala Miziowa – Węgierska Górka
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 18: Markowe Szczawiny – Hala Miziowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 17: Hala Krupowa – Markowe Szczawiny
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 16: Skawa – Hala Krupowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 15: Turbacz – Skawa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 14: Krościenko nad Dunajcem - Turbacz
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 13: Przehyba – Krościenko nad Dunajcem
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 12: Hala Łabowska - Przehyba
— Marcin Grabiński
I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Zwariowane studentki znów atakują
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Transformersy w krainie kucyków?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Płomykówki i gadzinówki
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Jedyna nadzieja w lisiczce?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Ken odkrywa patriarchat, czyli bunt postaci drugoplanowych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady