WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Organizator | S.M.E.R.F. |
Miejsce | Łódź |
Od | 31 sierpnia 2006 |
Do | 3 września 2006 |
WWW | Strona |
Konwent podwodnyU-Bot ma za sobą dopiero rok rozwoju. Nie przypomina jednak nieporadnej wczesnej łodzi podwodnej Turtle. Kojarzy się raczej z atomowym okrętem USS Los Angeles – sprawnym, nowoczesnym, pozostającym rok w zanurzeniu i ujawniającym swoje istnienie tylko gdy nadejdzie czas wykonania zadania. W tym momencie metafora zaprowadziła mnie donikąd, bo przecież celem łódzkiej imprezy nie jest torpedowanie fandomowych inicjatyw. Może lepiej dam sobie spokój z marynistycznymi porównaniami i zacznę jeszcze raz?
Agnieszka ‘Achika’ Szady, Igor WawrzyniakKonwent podwodnyU-Bot ma za sobą dopiero rok rozwoju. Nie przypomina jednak nieporadnej wczesnej łodzi podwodnej Turtle. Kojarzy się raczej z atomowym okrętem USS Los Angeles – sprawnym, nowoczesnym, pozostającym rok w zanurzeniu i ujawniającym swoje istnienie tylko gdy nadejdzie czas wykonania zadania. W tym momencie metafora zaprowadziła mnie donikąd, bo przecież celem łódzkiej imprezy nie jest torpedowanie fandomowych inicjatyw. Może lepiej dam sobie spokój z marynistycznymi porównaniami i zacznę jeszcze raz? ‹U-Bot: Drugie Wynurzenie›
Igor Wawrzyniak: Tegoroczny U-Bot to zaledwie druga edycja, również łódzkie Stowarzyszenie Miłośników Erpegów i Fantastyki jest jednym z najmłodszych klubów. Pomimo tego konwent pod względem programu i organizacji nie ustępował bardziej uznanym imprezom. Kilka równoległych bloków tematycznych było wypełnionych po brzegi, przygotowano atrakcje dla czytelników, graczy wszelkich odmian, fanów komiksu i filmu. Organizatorom udało się zaprosić nie tylko kilku polskich pisarzy, ale również gości zagranicznych: Marinę i Siergieja Diaczenko oraz Thomasa Mielke. Impreza odbyła się w Akademii Języków Obcych i Kultur Narodów przy ul. Pomorskiej. Lokalizacja okazała się całkiem udana – budynek był pojemny i dobrze wyposażony, teren (wraz z parkingiem) nadzorowany przez całą dobę, a w okolicznych barach i restauracjach uczestnicy konwentu mogli uzyskać zniżkę. Jedyną wadą było oddalenie od ulicy Piotrkowskiej, zwłaszcza że okolica przypominała nieco Pratchettowskie Mroki i nocne spacery mogły dostarczyć sporo emocji. Jednak, o ile mi wiadomo, wszyscy uczestnicy przeżyli. Agnieszka Szady: Po przeczytaniu tego opisu czytelnicy pewnie wyobrażą sobie jakieś zapleśniałe, wąskie zaułki, podczas gdy szkoła znajduje się przy dużej, choć nie maksymalnie ruchliwej ulicy. No, fakt – z wielkimi napisami sławiącymi Widzew, namalowanymi na każdym możliwym kawałku ściany… IW: Konwent uzyskał status imprezy towarzyszącej Festiwalu Dialogu Czterech Kultur, co niewątpliwie jest pewną nobilitacją – ułatwiło to zaproszenie zagranicznych gości, a informacja o U-Bocie dotarła do głównonurtowych mediów. Niestety, wiązała się z tym również pewna wada – termin konwentu musiał zostać dostosowany do terminu Festiwalu, przez co U-Bot odbył się zaledwie tydzień po Polconie. Z pewnością wielu fanom zabrakło czasu lub pieniędzy, by odwiedzić obie imprezy. Dlatego też na U-Bocie widać było głównie tubylców, a wiele ciekawych prelekcji i spotkań autorskich odbyło się przy widowni złożonej z trzech czy czterech osób. Taki los spotkał m.in. Dorotę Żywno, która w czwartek opowiadała o ezoterycznych korzeniach nazizmu. Nie chodziło tu o pokazane w filmach z Indianą Jonesem poszukiwania Świętego Graala czy Arki Przymierza – z prelekcji można się było dowiedzieć, kim naprawdę byli Aryjczycy, jak prekursorów nazizmu zainspirowała Madame Blavatsky i czemu właściwie fanatyczni Nordycy przyjęli jako swój symbol indyjski znak swastyki. Tego dnia odwiedziłem też spotkanie autorskie Witolda Jabłońskiego. Nie dotarła osoba, która miała prowadzić spotkanie, i organizatorzy postanowili powierzyć tę funkcję mnie. Znam powieści autora, ale nie przygotowywałem się wcześniej i w żadnym razie nie można mnie było uznać za pełnowartościowego prowadzącego. Na szczęście Witold Jabłoński potrafi mówić bez przerwy przez pół godziny, przeskakując przy tym z tematu na temat, moja rola ograniczyła się więc do okazjonalnego przypominania, by wrócił do omawiania swojej twórczości i planów. ASz: Najzabawniejsze było, jak opowiadał o zarobkowym pisaniu kontynuacji „Trędowatej” („…przy szóstym tomie wymiękłem…”) i jak „lata 90. spędzone w pubach” dały mu natchnienie do napisania książki „Dzieci nocy”. IW: Ten sam autor przygotował także inny punkt czwartkowego programu – LARP „Kod Witelona”. Nie tylko napisał scenariusz oparty na trzecim tomie swojego cyklu, ale również wcielił się w tytułową rolę. LARP rozgrywał się na uczcie u księcia Henryka Probusa, a miejsce książkowego ogrodu zajęła restauracja Prestige (dla uczestników zarezerwowano wydzieloną salę). Gracze wcielili się w postacie arystokratów, rycerzy i dam dworu, zabrakło jednak służących, dlatego książę po przywitaniu gości zaproponował, by – szwedzkim zwyczajem – sami się obsłużyli. W LARP-ie wzięło udział prawie trzydzieści osób, dla wszystkich wypożyczono z teatru kostiumy. Akcja potoczyła się zupełnie inaczej niż w książce, znacznie chętniej korzystano ze sztyletu i trucizny. Jednak nawet uczestnicy, którzy nie dożyli końca uczty, zachwalali LARP-a. Piątek IW: Nazwa konwentu zobowiązuje, więc motywy morskie pojawiały się wszędzie – w informatorze, na stronie WWW, na identyfikatorach („Pasażer”, „Marynarz”) i ogłoszeniach, a nawet dostały się do rozpoczęcia tej relacji. Piątek rozpocząłem więc od prelekcji o historii okrętów podwodnych. Pawłowi „Czeźwemu” Marchwicy udało się dotrzeć tylko do rozpoczęcia drugiej wojny światowej, późniejsze lata streścił w kilku zdaniach. Opowiedział za to sporo o wczesnych konstrukcjach, które często skuteczniej zabijały załogi własne niż okrętów przeciwnika. Następnym punktem programu było spotkanie z Jackiem Komudą. Autor mówił m.in. o swoim udziale w inscenizacji bitwy, podczas której oszołomiony uderzeniem kolby muszkietu rzucił się na szwedzką piechotę z takim entuzjazmem, że omal nie zmienił losów wojny polsko-szwedzkiej. Na koniec fani pisarza zorganizowali aparat i drukarkę do zdjęć, po czym zaproponowali autorowi rolę fotograficznego misia. ASz: Ja przyszłam na konwent wcześniej i zaliczyłam prelekcję Cezarego Frąca o mitach, tabu i fantasy. Temat brzmi nieco eklektycznie, ale prelegent dobrze wiedział, o czym chce mówić, wypowiadał się konkretnie i z sensem. Podzielił mity powstające w czasach współczesnych na mity niewiedzy (np. że Średniowiecze było epoką ciemnoty), legendy miejskie oraz spiskową teorię dziejów. Podał przykłady do każdego z punktów, wydatnie wspomagany przez publiczność, której dał się wygadać, ale nie pozwalał zepchnąć z tematu. Potem wyjaśnił pochodzenie i znaczenie słowa „tabu” oraz przypadki, w których było używane (utrzymanie w tajemnicy pewnych informacji przez kastę kapłańską, rozsądne zakazy, np. picia wody z niezdrowego źródła, albo tabu współczesne: zakaz używania w PRL-owskiej prasie wyrazów „kryzys”, „inflacja”, „strajk” czy w USA wyrazu „Murzyn”). Na koniec przedstawił hipotezę o fantasy jako współczesnym zamienniku mitów. IW: Marina i Siergiej Diaczenko zapewnili tego dnia aż cztery godziny programu. Rozpoczęli spotkaniem autorskim, potem zaprezentowali znane już z Polconu materiały dotyczące projektu rock-opery na podstawie powieści „Dzika energia”. Wreszcie wraz z Thomasem Mielke (niemieckim autorem SF i powieści historycznych) wzięli udział w dyskusji o rynku fantastyki w różnych krajach. Życzę wszystkim polskim autorom takich nakładów, jakie osiągają książki fantastyczne w Rosji i na Ukrainie. Niemiecki rynek okazał się dość podobny do polskiego, choć znacznie lepiej sprzedają się proste powieści popularne, przeznaczone dla najmniej wymagających czytelników. Natomiast zupełnie różna okazała się organizacja fandomu. Niemieccy czytelnicy SF niegdyś działali bardzo prężnie: pierwszy konwent odbył się w 1958 roku i była to impreza na dużą skalę, która doczekała się nawet wzmianki w dziennikach telewizyjnych. Następnie powstały kluby miłośników seriali SF i zorganizowały własne spotkania. Jeszcze później pojawili się miłośnicy fantasy i RPG. Te grupy działają całkowicie osobno, nie mają żadnych wspólnych imprez. Podobna sytuacja jest w Rosji i na Ukrainie, gdzie największe, ściągające ponad tysiąc osób konwenty są poważnymi imprezami literackimi. Zjawiają się na nich politycy, naukowcy, a poza książkami tolerowany jest co najwyżej film i teatr – żadnych gier! Ten ewidentny objaw szowinizmu spotkał się z lekkim niedowierzaniem polskiej publiczności. Najbardziej chyba oczekiwanym punktem piątkowego programu było spotkanie z SuperNOWĄ. Redaktora naczelnego Mirosława Kowalskiego wspierały dwie panie z wydawnictwa oraz dwóch pisarzy: Witold Jabłoński i Andrzej Sapkowski. Autor „Wiedźmina” i „Narrenturm” rzadko pojawia się na konwentach, więc to do niego fani kierowali najwięcej pytań. Najważniejszą informacją była zapowiedź trzeciego tomu cyklu – ma się ukazać jeszcze tej jesieni. Tradycyjnie już pisarz nie chciał mówić na temat ekranizacji swojej prozy. ASz: Natomiast kilka razy i z naciskiem twierdził, że obecnie publikujący polscy pisarze fantastyczni powinni być mu dozgonnie wdzięczni za przetarcie szlaków w wydawnictwach. IW: Za to dość malowniczo opisywał współpracę z Bogusławem Polchem (rysownikiem, twórcą komiksu „Wiedźmin” i okładek cyklu). Jego metodę twórczą porównał do „Kodu Leonarda da Vinci”, przy czym zagadką jest związek okładki z treścią książki. Andrzej Sapkowski, cytując rozmowę pewnego autora z Bogusławem Polchem: – Boguś, dlaczego [autocenzura] na okładce jest ziejący ogniem smok, skoro w książce w ogóle nie ma mowy o smokach, a o ziejących ogniem w szczególności? – To dopisz. |
Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.
więcej »Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.
więcej »34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.
więcej »GSB – Etap 21: Stożek - Ustroń
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 20: Węgierska Górka – Stożek
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 19: Hala Miziowa – Węgierska Górka
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 18: Markowe Szczawiny – Hala Miziowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 17: Hala Krupowa – Markowe Szczawiny
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 16: Skawa – Hala Krupowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 15: Turbacz – Skawa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 14: Krościenko nad Dunajcem - Turbacz
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 13: Przehyba – Krościenko nad Dunajcem
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 12: Hala Łabowska - Przehyba
— Marcin Grabiński
I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Zwariowane studentki znów atakują
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Transformersy w krainie kucyków?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Płomykówki i gadzinówki
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Jedyna nadzieja w lisiczce?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Ken odkrywa patriarchat, czyli bunt postaci drugoplanowych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady