WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Organizator | GGFF |
Cykl | Imladris |
Miejsce | Kraków |
Od | 20 października 2006 |
Do | 22 października 2006 |
WWW | Strona |
Wasz człowiek w KrakowieTegoroczny, dziesiąty już Imladris zorganizowany był w konwencji szpiegowskiej. Jeżeli chcecie wiedzieć, w co wrobiono Spike’a, dlaczego PWC miał na szyi szramę, z kim spała Ania Kańtoch, skąd się wzięła nazwa „Słudzy Metatrona” i który pisarz zdaniem naszej agentki wygląda słodziutko, przeczytajcie tę szpiegowsko-plotkarską relację.
Agnieszka ‘Achika’ SzadyWasz człowiek w KrakowieTegoroczny, dziesiąty już Imladris zorganizowany był w konwencji szpiegowskiej. Jeżeli chcecie wiedzieć, w co wrobiono Spike’a, dlaczego PWC miał na szyi szramę, z kim spała Ania Kańtoch, skąd się wzięła nazwa „Słudzy Metatrona” i który pisarz zdaniem naszej agentki wygląda słodziutko, przeczytajcie tę szpiegowsko-plotkarską relację. ‹Imladris X›
20.10.2006, godz. 14:17 Wraz z agentem Indianą przybywamy na teren konwentu, udając zwykłych fanów. Organizatorzy stoją na ulicy, informując, że jeszcze nie można wejść, zezwalają nam jednak na umieszczenie bagażu w zamkniętym pomieszczeniu. Przy tej okazji instalujemy kilka urządzeń podsłuchowych, po czym udajemy się przeprowadzić rozpoznanie wśród krakowskich restauracji. Wracamy o godz. 17:30 i wtapiamy się w tłum uczestników konwentu – dla niepoznaki każde osobno. [z raportu agentki o kryptonimie operacyjnym „Śpiąca Królewna”] Swój udział w Imladrisie zaczęłam od prelekcji Kuby Lenczowskiego „James Bond i dr Strangelove, czyli proza życia w świecie wywiadu”. Trochę się spóźniłam i nie wiem, co konkretnie prelegent mówił o tej prozie życia, bo wjechał na temat bezpieczeństwa międzynarodowego i już do końca była mowa o różnych konfliktach. W sumie ciekawe i paru rzeczy się dowiedziałam. Publiczność wprawdzie można było policzyć na palcach jednej ręki, ale to był dopiero początek konwentu i jeszcze nie wszystkim udało się dotrzeć na miejsce. Na chwilę zajrzałam na kolejną prelekcję – „Służby wywiadowcze w PRL”, ale prowadzący dość monotonnie wymieniał, czym się zajmował który wydział, więc wróciłam na korytarz rozmawiać ze znajomymi i zaznaczać w informatorze interesujące mnie punkty programu. Informatory imladrisowe były ładne, nieco większego niż standardowy formatu, z ładnym motywem graficznym w środku (dach japońskiego zamku z ninja i wenecki kanał z zamaskowanymi zabójcami). Oprócz regulaminu, programu i planu budynku zawierały fragment książki Hala Duncana, relację Puszona1) z drugiego Imladrisu i zabawne portreciki oraz opisy organizatorów upozowanych na różnych agentów (np. „pseudonim: Kari Mata; ulubiona broń: ostry kebab”). Z prelekcji „Szpiedzy w Star Wars” zrezygnowałam na korzyść kolacji. Zresztą przedtem usłyszałam przypadkiem, jak autorzy prelekcji omawiają to, o czym zamierzają mówić – wyglądało na to, że głównie o książkach (zresztą trudno inaczej, skoro w filmach jedyna wzmianka o jakimkolwiek wywiadzie to „many Bothans died”), więc nie żałowałam. 21.10.2006, godz. 01:23 Nocleg na sali zbiorowej okazał się złym pomysłem. Wprawdzie wtopienie się w tło umożliwia podsłuchiwanie rozmów [właśnie grupka podejrzanie wyglądających młodych osób omawia jakąś bitwę i przewrót pałacowy; sprawdzić, co to jest „fajerbol” – z kontekstu wynika, że jakiś rodzaj broni], ale za to skutecznie uniemożliwia sen. Ciężkie jest życie szpiega… [z raportu agentki o kryptonimie operacyjnym „Śpiąca Królewna”] Deficyt snu w dużej mierze zepsuł mi następny dzień, bo nie byłam w stanie brać udziału w programie tak intensywnie, jak bym chciała. O dziesiątej rano powlokłam się na konkurs wiedzy o świecie Dysku – organizowali go Inkayon z Magdą i zrobili to naprawdę porządnie: konkurencje były urozmaicone, a pytania, choć niekiedy trudne, to jednak nieprzerażające. Oprócz testu wiedzy i pokazywanek były rysowanki oraz odgadywanie cytatów, początków książek i zakończeń (dwie ostatnie konkurencje okazały się najtrudniejsze). Drużyny były dwuosobowe; nie miałam nikogo do pary, ale prowadzący byli mili i pozwolili mi wystartować samej – przy pokazywankach Inki pokazywał, a ja zgadywałam. Zresztą dość prędko przyłączył się do mnie Bąku z Tolk Folku, zakrzyknąwszy wniebogłosy, że jego partner nie czytał nic Pratchetta. Po ciężkich bojach i dogrywce wywalczyliśmy III miejsce. W czasie przerwy na papierosa w trwającym dwie godziny konkursie wyszłam na chwilę na podwórze, gdzie zaczynały się warsztaty filmowe. Później widziałam na korytarzu gromadę ludzi uzbrojonych w kartonowe rury, ekierki z sali matematycznej, kosze na śmieci i inne podobne przedmioty, idących za rudowłosym dziewczęciem z kataną. Po południu filmowcy kręcili już scenę z samym dziewczęciem, stającym do walki z chłopakiem w czarnym płaszczu, wygłaszającym tekst z „48 stron” („Mam 6 dan, 97 poziom w Diablo, biorę 160 na klatę i 200 za godzinę” czy jakoś tak). Przyglądałam im się z zainteresowaniem, ale niestety po chwili padła im bateria w kamerze i zanim ją naładowali, znalazłam już sobie inne zajęcie. Innym zajęciem było częściowe wysłuchanie spotkania autorskiego z Marcinem Przybyłkiem – częściowe, bo nie czytałam jego książki, więc w połowie wyszłam na obiad, rezygnując z prelekcji o interesującym tytule „Dekonstrukcja Jamesa Bonda – od szowinizmu do homoseksualizmu”. Wróciwszy z kilkugodzinnego spaceru po Krakowie, reanimowałam się kawą przed wygłoszeniem własnej prelekcji „Kryptozoologia, czyli na tropach tatzelwurma”. Patrzyłam, jak Hal Duncan rozdaje autografy, kończąc swoje spotkanie autorskie. Od organizatorów dostał tort urodzinowy, co było bardzo miłe (częstowano wszystkich obecnych). Hal Duncan, nawiasem mówiąc, wygląda słodziutko niczym bard z filmów o Robin Hoodzie: szczupła, delikatna twarz, ciemne włosy do ramion, mały wąsik i do tego jeszcze koszula w kwiatki. Tak bym mogła sobie wyobrazić Jaskra z „Wiedźmina”, chociaż książkowy Jaskier jest blondynem. Kawa w połączeniu z mobilizacją psychiczną spowodowała, że w trakcie prelekcji tryskałam już energią i elokwencją. Nie wyrobiłam się z zakończeniem jej o czasie, po części dlatego, że organizatorzy bardzo długo podłączali mi rzutnik, a po części za względu na zbyt rozbudowany wstęp, opowiadający między innymi o tym, z jakich powodów nieznane gatunki mogą się uchować przed ludzkim okiem oraz czy i dlaczego należy ufać lub nie ufać opowieściom tubylców. Kiedy zaczęłam mówić o samych kryptydach, dojechałam ledwo do połowy – a i to nie czytając większości z zaplanowanych opisów podróżników ze względu na kiepskie oświetlenie. Andrzej Pilipiuk, który miał w tej sali spotkanie autorskie, stał przy drzwiach i patrzył na mnie znacząco, więc zakończyłam wykład niemal w pół słowa, kilkanaście minut po planowym terminie. Poszłam na panel tłumaczy: prowadził go Spike, wrobiony w tę czynność po dyskusji na pl.rec.fantastyka.sf-f dotyczącej tego, jak powinien być zrobiony panel tłumaczy na Polconie – Spike zasugerował tematyczny dobór uczestników, np. w związku z tłumaczeniem cykli, no i dano mu go do prowadzenia. Zaliczyłam też częściowo spotkanie autorskie z Jarosławem Grzędowiczem, który przyznał się do posiłkowania książką „Okręt” przy pisaniu „Wilczej zamieci”. Szymon Sokół: Kto mi powie, co to za książka: bohater: silny, samotny facet z przeszłością, ma motocykl i umie przenikać do innego wymiaru, gdzie za wynagrodzeniem pełni szczególną misję, a pewnego dnia spotyka wiedźmę, w której się zakochuje. Wszyscy (milczą, węsząc w tym pytaniu jakiś haczyk). Szymon: No, kto napisał tę książkę? Jarosław Grzędowicz czy Maja Kossakowska? Kolejny przypływ zmęczenia po zarwanej nocy sprawił, że nie poszłam posłuchać Andrzeja Pilipiuka opowiadającego o szpiegowaniu meteorytów ani Marcina Przybyłka opowiadającego o mózgu; zajrzałam na chwilę na prowadzony przez Miśka i Kubę konkurs na szpiega (uczestnicy musieli np. planować od strony technicznej zepchnięcie jadącego samochodu w przepaść albo opowiadać, jak wytłumaczyliby się, gdyby na przyjęciu znaleziono ich z pistoletem w dłoni nad zwłokami córki ambasadora), po czym poszłam spać. Dobudziłam się na dziewiątą wieczór, bo obiecałam Sługom Metatrona, że przyjdę na ich prezentację. Słudzy Metatrona, czyli PWC, Kuba i Misiek, dojechali dopiero w sobotę zamiast w piątek, ponieważ po drodze mieli wypadek samochodowy (śliska nawierzchnia + hamowanie na zakręcie). PWC demonstrował wszystkim czerwoną szramę od pasów bezpieczeństwa na szyi, twierdząc, że ktoś go zaatakował maczetą. Oprócz tego kulał solidnie, a chłopcy też byli nieźle potłuczeni i nie mogli się śmiać, bo bolały ich żebra. O wypadku opowiadali dumnie wszem i wobec, powodując niekończące się żarty („Mieliście WYPADEK? Niemożliwe, opowiedz! Słyszałem tylko trzy razy!”). Prezentacja była bardzo fajna i z biglem, czego zresztą oczekiwałam. Chłopcy opowiedzieli historię utworzenia grupy, zdradzili, skąd pochodzi jej nazwa (z ich dwóch ulubionych filmów: „Słudzy admirała” z „Zakochanego Szekspira” plus Metatron z „Dogmy”) oraz pokazali fragmenty swoich dotychczasowych dokonań: teledysk do piosenki o swagmanie znad bilabongu (w tłumaczeniu Eli Gepfert), piosenkę o jeżu (cała sala śpiewała refren), trailer do przedstawienia „Kaliope”, „Zabawki diabła” oraz słynny film o zombie („A oto scena, która przejdzie do historii kina: żołnierz marines po raz pierwszy zmienia magazynek w czasie strzelaniny!”). Kuba: Najtrudniejsza w „Kaliope” była scena gwałtu, bo musieliśmy wymyślić, jak ją zrobić bez wulgarności, ale żeby było dramatycznie. Zbliżał się termin premiery, a my nie mieliśmy odtwórczyni tytułowej roli… Achika: I daliście ogłoszenie: „Aktorka na gwałt potrzebna”? |
Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.
więcej »Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.
więcej »34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.
więcej »GSB – Etap 21: Stożek - Ustroń
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 20: Węgierska Górka – Stożek
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 19: Hala Miziowa – Węgierska Górka
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 18: Markowe Szczawiny – Hala Miziowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 17: Hala Krupowa – Markowe Szczawiny
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 16: Skawa – Hala Krupowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 15: Turbacz – Skawa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 14: Krościenko nad Dunajcem - Turbacz
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 13: Przehyba – Krościenko nad Dunajcem
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 12: Hala Łabowska - Przehyba
— Marcin Grabiński
I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Zwariowane studentki znów atakują
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Transformersy w krainie kucyków?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Płomykówki i gadzinówki
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Jedyna nadzieja w lisiczce?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Ken odkrywa patriarchat, czyli bunt postaci drugoplanowych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady