Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 12 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alea iacta est!…

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 »
…Miał powiedzieć Juliusz Cezar, przekraczając niewielką rzeczkę graniczną o nazwie Rubikon i wywołując tym samym wojnę domową w Italii. Wojna jak wojna, ale cytat przeszedł do historii. Jak Gajusz w polityce, tak prehistoryczni ludzie w sztuce podjęli decyzję, od której nie było już odwrotu. Gdy pierwszy bezimienny artysta sięgnął po przypadkowy kawałek krzemienia, by zrobić z niego coś w rodzaju noża, nie przypuszczał nawet co z tego w przyszłości wyniknie…

Magda Jurowicz

Alea iacta est!…

…Miał powiedzieć Juliusz Cezar, przekraczając niewielką rzeczkę graniczną o nazwie Rubikon i wywołując tym samym wojnę domową w Italii. Wojna jak wojna, ale cytat przeszedł do historii. Jak Gajusz w polityce, tak prehistoryczni ludzie w sztuce podjęli decyzję, od której nie było już odwrotu. Gdy pierwszy bezimienny artysta sięgnął po przypadkowy kawałek krzemienia, by zrobić z niego coś w rodzaju noża, nie przypuszczał nawet co z tego w przyszłości wyniknie…
Pierwsze w (pre)historii przedstawienie pechowego myśliwego w bliskim kontakcie z bizonem<br>Fot. © www.culture.gouv.fr/culture/arcnat/lascaux
Pierwsze w (pre)historii przedstawienie pechowego myśliwego w bliskim kontakcie z bizonem
Fot. © www.culture.gouv.fr/culture/arcnat/lascaux

Wariaci. Rozpustnicy i pijacy. Najczęściej bez grosza, w połatanych gaciach, ale za to z fantazją. O pustym żołądku potrafią godzinami rozmawiać o wyższości sieny palonej nad ugrem żółtym. Albo sklepienia krzyżowego nad kolebkowym. Jednym słowem: Artyści.

W Magazynie Szerzącym Kulturę nie mogło ich zabraknąć.

Opowieść o samych początkach sztuki i pierwszych, bezimiennych twórcach.
Jak to się właściwie zaczęło
Nigdy nie dowiemy się, kiedy dokładnie narodziła się sztuka. Nie mówiąc już o tym, że wciąż mamy problemy z odpowiedzią na pytanie, kiedy tak naprawdę narodził się człowiek. Wprawdzie coraz to nowsze odkrycia archeologiczne powoli rozjaśniają mroki dziejów, jednak nasza wiedza o czasach prehistorycznych ciągle przypomina ser szwajcarski. Mimo rażącego braku źródeł pisanych, które mogłyby rzucić światło na te prehistoryczne ciemności, uczonym udało się ustalić parę faktów. Na przykład chronologię. Wyróżniono epoki: paleolit, mezolit, neolit. Każdą epokę dodatkowo podzielono na fazy lub okresy. Żeby nie było za różowo: nie ma jednej, odgórnie przyjętej chronologii. Co kraj to uczony i inna wersja wydarzeń. Pocieszające jest jedno: wszyscy zgodnie twierdzą, że sztuka narodziła się w paleolicie.
Wizerunki zwierząt poutykane na ścianach jaskiń, figurki grubawych kobiet oraz rozmaite odłamki skalne, szumnie zwane „narzędziami”, to przedmioty najczęściej kojarzące się ze sztuką prehistoryczną. Wszystkie powstały właśnie w paleolicie – starszej epoce kamienia (gr. palaiós ‘stary, dawny’ i lithos ‘kamień’). Mieczysław Porębski, autor trzytomowych „Dziejów sztuki w zarysie”, podzielił paleolit na starszy, środkowy i młodszy, a ten ostatni dodatkowo na fazy.
Na początku był krzemień…
O paleolicie starszym wiadomo niewiele. Mieczysław Porębski sugeruje, że żyjące wtedy istoty potrafiły już nadać krzemiennemu ostrzu wybrany przez siebie kształt. Podobno też owe istoty interesowały się barwnikami. Do tego jak naprawdę było w tym paleolicie starszym pewnie nigdy nie dojdziemy, jednak przy odrobinie wyobraźni ów sławny początek sztuki mógłby wyglądać na przykład tak:
Istota obudziła się, bo coś kapało jej na głowę. Przewróciła się na drugi bok, ale kapanie nie ustawało. Wobec powyższego faktu niemrawo wygrzebała się ze swojej przytulnej jamy, wymoszczonej pierwszorzędną trawą, żeby zobaczyć, co jej tak przeszkadza w spaniu. Na dworze było zimno i nieprzyjemnie. Woda leciała z góry sporym strumieniem, produkując liczne kałuże i zalewając przy okazji jamę, w której mieszkała bohaterka tej historii. Istota postała chwilę, popatrzyła, skrobiąc się mocno w kudłaty czerep. Nie umiała jeszcze myśleć, nie mówiąc już nawet o wyciąganiu logicznych wniosków, ale coś w środku mówiło jej, że trzeba będzie zmienić lokum na bardziej suche. Tak postanowiwszy, odwróciła się z żalem od dawnego mieszkania i powoli ruszyła w drogę. Już z daleka zobaczyła obiecującą stertę kamieni ze sporą dziurą pośrodku. Istota przyspieszyła, żeby jak najszybciej obejrzeć owo cudo i odstraszyć ewentualną konkurencję. Nagle pośliznęła się. Rozpaczliwie machając rękami, próbowała utrzymać równowagę, ale dość szybko przegrała z grawitacją, lądując na ziemi i nabijając sobie solidnego guza. Po dobrych paru minutach ocknęła się z zamroczenia i niezgrabnie spróbowała stanąć na nogi. Udało jej się to już za trzecim podejściem. Głęboko oddychając, bo przed oczami znów zaczęły przelatywać jej kolorowe zygzaczki, pomacała się po kudłatym łbie. Na czole rosła solidna wypukłość, która wściekle bolała w kontakcie z włochatą ręką. Istota zrezygnowała z szukania dalszych obrażeń, wytarła liśćmi lecącą jej z nosa czerwoną wodę i rozejrzała się za przyczyną swojego upadku. Okazał się nią – oprócz śliskiej trawy, która w czasie deszczu nie jest żadną tam sensacją – spory kamień. Istota podniosła go i biorąc porządny zamach odrzuciła daleko od siebie. Kamień poleciał ładnym łukiem, aż do upatrzonej przez istoty sterty głazów i odbił się od niej, rozpadając na dwie prawie równe części. Istota popatrzyła na to wszystko z pewną satysfakcją, po czym postanowiła podejść bliżej. Dotarła do kupy kamieni i zobaczyła jeden z owych odłamków, który jeszcze nie tak dawno temu był częścią całkiem ładnego okazu krzemienia. Istota podniosła go i długą chwilę przyglądała mu się, obracając dla lepszego efektu ze wszystkich stron i przy okazji nieźle rozcinając sobie rękę. Pulsujący ból w rozwalonej dłoni przyspieszył chyba proces kojarzenia, bo zamiast znów wyrzucić przyczynę swojego nieszczęścia, istota chwyciła odłamek przez kawałek okrywającej ją skóry i zaczęła wypróbowywać ostrze na innych, mocniejszych materiałach. Z uzyskanego efektu była całkiem zadowolona. Problem był tylko jeden: w jaki sposób trzymać odłamek, by się znowu nie uszkodzić? Istota stała i tupała dla rozgrzewki. Coś pod czaszką od dłuższego czasu gwałtownie domagało się jej uwagi. Istota skojarzyła wreszcie efekt, jaki dało odbicie kamienia od sterty głazów i postanowiła przetestować swój pomysł…
Deszcz lał tego dnia prawie do nocy, ale istocie wcale to nie przeszkadzało. Siedziała sobie na ziemi i z zapałem stukała odłamkiem w kupę głazów, a spod jej ręki wychodził całkiem zgrabny przecinak. Temu, że przy okazji dała początek sztuce nie poświęciła większej uwagi…
Kiedy historia posunęła się nieco do przodu i dotarła do neandertalczyka, wraz z nią rozwinęły się także artystyczne zdolności człowieka. Neandertalczyk potrafił już zużywać odłamki czerwonej ochry (w jakim celu jeszcze nie ustalono) i stworzyć coś w rodzaju muzeum – dzięki gromadzeniu co ciekawszych skamielin, muszli oraz minerałów. Podobno też opanował początki zdobnictwa. Wszystko to jednak było zaledwie początkiem na długiej – i ciernistej – drodze ku prawdziwej Sztuce, jednak dzięki wiedzy przekazywanej z pokolenia na pokolenie ludzkość mogła wkroczyć w kolejny etap sztuki, przypadający już na paleolit młodszy.
Nuda, nic się nie dzieje…
Paleolit młodszy to czasy już nieco lepiej znane uczonym i co za tym idzie dokładniej sklasyfikowane. Cytowany już wyżej Porębski wyodrębnił pięć faz przypadających na tę epokę: szatelperońską i oryniacką, grawecko-protosolutrejską, solutrejską i wczesnomagdaleńską, środkowomagdaleńską oraz późnomagdaleńską. Z grubsza pokrywają się one z tym, co ustaliły inne autorytety.
(Zapamiętywanie nazw owych faz nie jest konieczne. No chyba że ktoś jest harcerzem i lubi wyzwania albo szuka okazji do trenowania pamięci. Wszyscy inni niech spokojnie czytają dalej, nie zwracając przesadnej uwagi na zbyt wyszukane słownictwo).
W dawnych czasach sztuka zdobienia ciała osiągnęła apogeum – tatuowano nawet krowy<br/>Fot. © www.culture.gouv.fr/culture/arcnat/lascaux
W dawnych czasach sztuka zdobienia ciała osiągnęła apogeum – tatuowano nawet krowy
Fot. © www.culture.gouv.fr/culture/arcnat/lascaux
Faza szatelperońska rozpoczęła się 35 tys. lat temu. Nic się w niej specjalnie ciekawego nie działo. Dalej eksperymentowano z barwnikami (hematyty, glinki żelaziste, czerwone piaskowce, czarne związki manganowe), smarując wszystko, co się dało: ubrania, broń, ściany mieszkań, siebie i sąsiadów. Oprócz tej radosnej twórczości produkowano jeszcze amulety i ozdoby. 30 do 27 tys. lat temu, już w fazie oryniackiej, tempo akcji troszkę wzrosło. Mianowicie po raz pierwszy próbowano coś wyryć na niewielkich odłamkach skalnych walających się człowiekowi pod ręką. Kiedy człowiek nauczył się wreszcie sprawnie „rysować” kontury, co dziś już potrafi nawet pięciolatek, nastąpił koniec tej fazy i przejście na wyższy poziom. Nadeszła era grawecko-protosolutrejska.
Kobiety mają głos
Kiedyś się ta kobieta w sztukę wepchnąć musiała, inaczej sobą by nie była. Nie działała jeszcze bezpośrednio, bo na to było za wcześnie, ale i tak nieźle namieszała. Mowa tu oczywiście o figurkach paleolitycznych Wenus, datowanych na fazę grawecko-protosolutrejską.
Pod tą – nieco ironiczną – nazwą kryją się niewielkie posążki nagich kobiet odkrywane m.in. w Europie Zachodniej, Środkowej, południowej Rosji czy Syberii Wschodniej. Rozmiarów Wenus były niewielkich: liczyły sobie od kilku do kilkunastu centymetrów. Najczęściej rzeźbiono je w kamieniu lub kości, często dodatkowo pokrywano czerwoną polichromią. Jeżeli przyjąć, że te wizerunki uosabiały paleolityczny ideał kobiecego piękna, opisując je nasuwa się określenie ukute parę stuleci później, „rubensowskie kształty”. Głowa lekko zarysowana, ramionka drobne, rączki ledwo widoczne, stóp często nawet nie uwzględniano, za to partie środkowe rozbudowane aż do przesady: spore (i o zgrozo!) obwisłe piersi, baniasty, pofałdowany brzuch i szerokie biodra ozdobione widocznym cellulitem. De gustibus non est disputandum, ale w naszych czasach taki „ideał” nie załapałby się nawet do kwalifikacji „Miss Polonia 2006”. Nie wspominając już o „Miss Universum”.
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
Agnieszka ‘Achika’ Szady

1 XII 2023

Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.

więcej »

Razem: Odcinek 3: Inspirująca Praktyczna Pani
Radosław Owczarek

16 XI 2023

Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.

więcej »

Transformersy w krainie kucyków?
Agnieszka ‘Achika’ Szady

5 XI 2023

34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.

więcej »

Polecamy

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.