WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Organizator | Cytadela Syriusza |
Cykl | Falkon |
Miejsce | Lublin |
Od | 17 listopada 2006 |
Do | 19 listopada 2006 |
WWW | Strona |
W krainie magii i miecza (świetlnego)Falkon 2006 upłynął zdecydowanie pod znakiem „Gwiezdnych wojen” – naliczyłam dziewięć związanych z nimi punktów programu. Oczywiście innych atrakcji też było w bród, pogoda dopisała, uczestnicy takoż i ogólnie konwent był bardzo udany.
Agnieszka ‘Achika’ SzadyW krainie magii i miecza (świetlnego)Falkon 2006 upłynął zdecydowanie pod znakiem „Gwiezdnych wojen” – naliczyłam dziewięć związanych z nimi punktów programu. Oczywiście innych atrakcji też było w bród, pogoda dopisała, uczestnicy takoż i ogólnie konwent był bardzo udany. ‹Falkon 2006›
Organizatorom Falkonu udało się powtórzyć numer z tegorocznego Polconu: pusty stolik akredytacji dla uczestników i kilometrową kolejkę przy stoliku dla VIP-ów. W dodatku kartka informująca, który stolik jest który, była zawieszona w miejscu całkowicie zasłoniętym przez kolejkowiczów, w związku z czym kolejne wchodzące osoby ustawiały się na końcu ogonka, najwyraźniej nie śmiejąc podejść do wolnego stoiska. Odczekawszy swoje, dostałam zieloną plakietkę twórcy programu, informator (którego okładka w tym roku po raz pierwszy nie była kopią którejś z powieści „Fabryki Słów”, lecz pomniejszoną wersją plakatu konwentowego) i popędziłam na zaczynający się właśnie konkurs z „Kronik Drugiego Kręgu”. Konkurs prowadzili Agnieszka „Druzila” Krzyżewska i Piotr „Murgen” Banach, a większość uczestników stanowili młodzi fani Ewy Białołęckiej z potterowskiego forum dyskusyjnego. Karteczki z pytaniami były umieszczone w dwóch miseczkach, oznaczonych wizerunkami węża: niebieskim i czarnym (w „Kronikach…” są to kolory oznaczające magów o różnych poziomach umiejętności); w kolejnych turach losowało się zadania łatwe lub trudne. Niestety, większość pytań zaczynała się od „Jak nazywał się…”, a ja twardo stoję na stanowisku, że dobrze zrobiony konkurs nie powinien mieć zbyt wiele wspólnego ze spisem powszechnym postaci występujących w danej książce, i to z dokładnością do pokojówki, która nawet nie pojawia się osobiście. Dzięki temu, że lengorchiański cykl Ewy Białołęckiej znam niemal na pamięć, udało mi się wywalczyć punktowane miejsce. Zwyciężył niejaki Leszek, pokonując w rozgrywce swojego czternastoletniego syna. Zgarnąwszy nagrody – książkę „Wieża królewskiej córy” i stary numer fanzinowo wyglądającego magazynu RPG „Fantazyn” – poszłam na drugą połowę prelekcji Marcina Wrońskiego „Magiczny Lublin” (w sąsiedniej sali trwała dyskusja „Nowa Trylogia – rok po”, ale doszłam do wniosku, że bezpieczniej będzie zakotwiczyć w tej sali, w której za chwilę sama miałam mieć prelekcję). Żałowałam, że nie mogłam wysłuchać prelekcji od początku, bo Marcin, posiłkując się slajdami, opowiadał różne ciekawostki związane z historią i układem przestrzennym Lublina. Mówił o rzeczce, która spory kawałek płynie pod ziemią, o Zasranej Bramie, o dzielnicy żydowskiej – ze szczególnym uwzględnieniem domu Widzącego z Lublina – i o tym, dlaczego wybudowany po wojnie Plac Zamkowy widziany z góry ma wyraźnie kształt oka. W pewnym momencie jakieś szczegóły zaczął dopowiadać Marcin „Indiana” Waciński, który ze względu na pracę w Ośrodku Brama Grodzka nieźle zna historię Lublina. Skomentowałam, że oto mamy w całej krasie sytuację „uczył Marcin Marcina”, ale w sekundę potem przypomniała mi się druga część tego powiedzenia i zrobiło mi się trochę głupio… Gdy autor „Węża Marlo” skończył mówić, zajęłam jego miejsce z prelekcją „Kryptozoologia, czyli na tropach tatzelwurma”, z zadowoleniem notując fakt, że sala jest równie pełniutka, co podczas wykładu Marcina. Bogata w doświadczenia z Imladrisu, skróciłam wstęp i z bólem serca zrezygnowałam z odczytania dodających sprawie realizmu relacji afrykańskich podróżników z przełomu wieków na temat mngwy i niedźwiedzia z Nandi. Dzięki temu udało mi się idealnie zmieścić w czasie. Zachrypnięta, ale zadowolona z siebie, usiadłam na widowni, by posłuchać, jak Milena Wójtowicz i Wiktoria Witkiewicz opowiadają o paleniu czarownic. Jako rekwizyt miały piękny, spiczasty, czarny kapelusz, który wkładała na głowę ta z nich, która w danej chwili zabierała głos. W połowie prelekcji wyszłam, bo właśnie zaczynały się „Kalambury antymasonki”, prowadzone przez Dominikę Rycerz i Andrzeja „Ejdżeja” Jakubca. Ich nazwa wzięła się stąd, że organizatorzy mieli dość „masońskich znaków”, którymi posługują się na kalamburach niektóre drużyny (pokazywanie końcówek fleksyjnych, dzielenie wyrazów na sylaby itp. – na początku Falkonu była nawet prelekcja na ten temat) i zabronili pokazywania/rysowania wszystkiego, co nie jest samym hasłem. Te zaś dobrali tak, aby w miarę łatwo było je przedstawić – bez nazw własnych i rzeczowników abstrakcyjnych. Istotnie, łatwiej jest pokazać „Górę białego pióropusza” niż „Algorytm pustki”, więc uczestnicy bawili się doskonale. Mimo zaciętej walki mojej drużynie nie udało się zdobyć punktowanego miejsca, jednak nie żałuję, że poświęciłam dla tego konkursu dwie prelekcje: Cezarego Frąca o tłumaczeniu książek i Dominiki Kurek o czarach. W sobotnie wczesne przedpołudnie prasowałam sobie spokojnie moją szatę Jedi, kiedy zadzwonił Indiana z pytaniem, czy zgadzam się na przesunięcie naszej dyskusji o Zakonie Jedi z godziny dwunastej na jedenastą. Zważywszy na to, że była za dwadzieścia jedenasta, a ja w odległości pięciu kilometrów od miejsca konwentu, kazałam mu jeszcze to przemyśleć. Dodało mi to jednak przyspieszenia na tyle, że już o jedenastej dziesięć wbiegłam na teren szkoły, przypinając w pośpiechu identyfikator. Ostatecznie nasz punkt programu nie został przesunięty, mogłam więc iść na dość enigmatycznie zatytułowaną prelekcję: „Co ty wiesz o zabijaniu? – komandosi fantasy”. Zamiast tego jednak postanowiłam skorzystać z pięknej, iście wiosennej pogody, i na boisku szkolnym wraz z Kristofem i Dexterem wcieliłam się w komandosa osobiście. Zasadniczo polegało to na robieniu sobie zdjęć z karabinem na kulki, pożyczonym od grupki młodzieńców w panterkach, którzy pod ścianą szkoły ustawiali sobie styropianowe tarcze. Potem walczyliśmy na miecze, co ze względu na nasze stroje musiało stanowić dość malowniczy widok dla ewentualnych obserwatorów (w każdym razie jakiś dziadek z wnuczkiem nie spuszczali z nas oka). Gdy skończyliśmy, zdążyłam tylko nieco odsapnąć i dojść do sali, gdzie właśnie kończyła się dyskusja o filmach sf i głównonurtowych. Wraz z Indianą stanęliśmy pod tablicą i rozpoczęliśmy prelekcję o tym, jak wygląda Zakon Jedi w filmach i wszystkich dodatkach, a jak powinien wyglądać, żeby funkcjonowanie takiej instytucji było możliwe, sensowne i logiczne. Rozważaliśmy między innymi, czy Jedi sami sobie piorą ubrania, czy Zakon ma pojazdy służbowe i jak wygląda zależność między nim a senatem Republiki. Przy zagadnieniu „Jedi w oczach społeczeństwa” wywiązała się długa i burzliwa dyskusja o Mocy, którą Ania „Księżna” Łuszczak ładnie podsumowała, że jasna i ciemna strona Mocy to nie są partie polityczne, do których można wstępować, kiedy jest to z jakichś względów wygodne. Większość dyskutantów była zdania, że rycerze Jedi oprócz przesuwania przedmiotów na odległość i umiejętności wmawiania rozmówcom, że to nie są roboty, których szukają, właściwie niczym się nie różnią od normalnych (czytaj: słabych i ułomnych moralnie) ludzi. Argumentowałam, że w tym świecie Moc działa na zasadzie magii, a więc istnienie Jedi, który będzie na przykład dążył do zdobycia władzy jest równie niemożliwe, jak Gandalf zagarniający orków Sarumana i posyłający ich przeciwko Sauronowi. Zdaje się jednak, że oprócz Księżnej nikt nie podzielał tego poglądu. W każdym razie takim oto podziałem podejść do świata „Gwiezdnych wojen” zakończyłam dyskusję. Potem można było dać odpocząć strunom głosowym i posłuchać, jak dwóch nieznanych mi fanów opowiada o różnicach w pokazywaniu bitew w epizodach I-III i IV-VI. Jakoś nigdy nie zwróciłam uwagi, że w Klasycznej Trylogii po pierwsze – bitwy były pokazane od początku do rozstrzygnięcia (w przeciwieństwie do poszatkowanych fragmentów w Nowej Trylogii, szczególnie w „Zemście Sithów”), a po drugie – bardzo często kamera pokazywała twarze zestrzeliwanych pilotów na sekundę przed śmiercią, co dodawało opowieści dramatyzmu i realizmu. Następna prelekcja również dotyczyła „Gwiezdnych wojen” – Marek „Krad” Dudziak i Michał „Doh” Łuszczak streścili wszystko, co z filmów, książek i dodatków wiadomo o szturmowcach. Nie był to bynajmniej ostatni ze starwarsowych punktów programu tego dnia. W jednej z sal można też było podziwiać owoce nocnego konkursu modelarskiego: pojazdy z Gwiezdnej Sagi wykonane z tektury i butelek po napojach gazowanych. Szczególnie efektowny był x-wing, rozmiarów niemal naturalnych. Rezygnując – z pewnym żalem – z prelekcji Jacka Komudy „Brud, smród, ruja i poróbstwo”, poszłam z przyjaciółmi na obiad. Po powrocie na teren konwentu zajęliśmy się z Dexterem i nieocenioną Basią wykonywaniem modelu konia – był lepszy niż na Polconie, bo bardziej końskich (a nie kucykowych) rozmiarów, i w dodatku miał ogon ze sznurka. Wciągnęliśmy go do sali prelekcyjnej, po czym powtórzyliśmy nasze polconowe wejście ze stukaniem skorupami kokosów. Stacjonarne warsztaty czyszczenia, siodłania i jazdy konnej udały się nad podziw. Publiczność, podobnie jak na Polconie, brała żywy udział w dyskusji, a dwie osoby z poświęceniem demonstrowały układ końskich nóg w stępie i kłusie. Po zakończeniu prelekcji jeszcze godzinę bardzo miło przegadałam o koniach z Biegatą z Lublina i Zefirowym z Warszawy (pozdrowienia!), porównując doświadczenia z różnych klubów i wymieniając się anegdotkami. Z tego powodu z ilustrowanej filmami prelekcji Michała Studniarka pt.: „Machinimy” zobaczyłam tylko końcowe dwie minuty, ale może będzie powtórka na jakimś innym konwencie. |
Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.
więcej »Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.
więcej »34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.
więcej »GSB – Etap 21: Stożek - Ustroń
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 20: Węgierska Górka – Stożek
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 19: Hala Miziowa – Węgierska Górka
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 18: Markowe Szczawiny – Hala Miziowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 17: Hala Krupowa – Markowe Szczawiny
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 16: Skawa – Hala Krupowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 15: Turbacz – Skawa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 14: Krościenko nad Dunajcem - Turbacz
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 13: Przehyba – Krościenko nad Dunajcem
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 12: Hala Łabowska - Przehyba
— Marcin Grabiński
I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Zwariowane studentki znów atakują
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Transformersy w krainie kucyków?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Płomykówki i gadzinówki
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Jedyna nadzieja w lisiczce?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Ken odkrywa patriarchat, czyli bunt postaci drugoplanowych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady