Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 6 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Kolorowych jarmarków…!

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 »
Jarmark Jagielloński w Lublinie został zorganizowany po raz pierwszy i od razu okazał się wielkim sukcesem. Na Starym Mieście i błoniach zamkowych zaroiło się od kapel folkowych, tańczących dwórek, rycerzy, białoruskich kilimów, słomianych wyplatanek, ceramiki ludowej i artystycznej, żonglerów, połykaczy ognia i wszelkich innych atrakcji. Kapele folkowe z Węgier i Portugalii zachwyciły publiczność, a spektakle teatralne były fascynujące.

Agnieszka ‘Achika’ Szady

Kolorowych jarmarków…!

Jarmark Jagielloński w Lublinie został zorganizowany po raz pierwszy i od razu okazał się wielkim sukcesem. Na Starym Mieście i błoniach zamkowych zaroiło się od kapel folkowych, tańczących dwórek, rycerzy, białoruskich kilimów, słomianych wyplatanek, ceramiki ludowej i artystycznej, żonglerów, połykaczy ognia i wszelkich innych atrakcji. Kapele folkowe z Węgier i Portugalii zachwyciły publiczność, a spektakle teatralne były fascynujące.
„Kwoka trojańska”, czyli plakat imprezy
„Kwoka trojańska”, czyli plakat imprezy
Lublin zaczął wreszcie wykorzystywać swoje położenie w pobliżu granicy z Ukrainą i Białorusią. Centrum Kultury sięgnęło po dofinansowanie z unijnej inicjatywy INTERREG i zorganizowało imprezę, jakiej w Kozim Grodzie jeszcze nie było.
Jeśli wierzyć doniesieniom prasowym, przez Stare Miasto i błonia zamkowe przewinęło się około stu tysięcy osób, zaś wystawców z Polski, Ukrainy i Białorusi było dobrze ponad dwustu. Wielką zaletą imprezy był jej jednorodny klimat: w kramach królowało rękodzieło artystyczne i wyroby ludowe, jedyne stoisko z plastikowymi, odpustowymi zabawkami było wstydliwie schowane w najdalszym krańcu błoni, zaś w kramie z tandetnymi replikami broni palnej i siecznej już następnego dnia pojawiły się bardzo porządnie wykonane kute miecze i topory bojowe.
Zacznijmy jednak od początku. Jarmark Jagielloński rozpoczął się w środę, 15 sierpnia, uroczystą mszą odpustową w kościele, o którym legenda głosi, że zbudowany został rękami jeńców krzyżackich spod Grunwaldu. Tego dnia nie było jeszcze jarmarku w sensie handlowym, a jedynie imprezy towarzyszące. O 16:00 odbył się XIV Ogólnopolski Konkurs Hejnałów Miejskich, wieczorem zaś odbyła się Noc Świątyń.
Na jarmarku była obecna również bardziej awangardowa ceramika<br/>Fot. © Agnieszka Szady
Na jarmarku była obecna również bardziej awangardowa ceramika
Fot. © Agnieszka Szady
Punkt zborny wycieczki ustalono na wzgórzu Czwartek, pod kościołem Św. Mikołaja – jednym z najstarszych w Lublinie. Idąc tam, spodziewałam się kilkudziesięciu osób, lecz po wdrapaniu się po stromych schodkach ujrzałam kilkusetosobowy tłum. W zapadającym zmroku przewodnik poprowadził nas na tyły kościoła, pod dzwonnicę, gdzie ze skarpy roztaczał się piękny widok na panoramę starej części Lublina. Opowiadał o wizycie Władysława Jagiełły w Lublinie oraz o historii kościoła pod wezwaniem Św. Mikołaja – niestety, ze względu na brak nagłośnienia tylko osoby stojące najbliżej mogły coś usłyszeć.
Potem weszliśmy do kościoła i wysłuchaliśmy kolejnego wykładu, a następnie cała gromada skierowała się do cerkwi lubelskiej pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego. Przy stromych schodkach stali ochroniarze i zabraniali nimi schodzić, kierując ludzi do bezpieczniejszego zejścia obok, łagodnym stokiem. Przeszliśmy wzdłuż pustawego w nocy dworca PKS na dziedziniec cerkwi, z trudem się na nim mieszcząc. Zwiedzanie wnętrza odbywało się na tury, a w tym czasie przewodnik, stojąc przy okolonym żywopłotem klombie, opowiadał, z jakich najstarszych źródeł wiadomo o istnieniu cerkwi w Lublinie (pierwsze wieści pochodzą, można powiedzieć, z kroniki kryminalnej: zapisu o zamordowaniu przez rozbójników dwóch kobiet, które z jakiejś odległej miejscowości wędrowały do Lublina na święto prawosławne w roku 1390).
Misterium teatralne na dziedzińcu klasztoru Dominikanów<br/>Fot. © Agnieszka Szady
Misterium teatralne na dziedzińcu klasztoru Dominikanów
Fot. © Agnieszka Szady
Dostałam się w końcu do środka cerkwi i zaczęłam dzielić uwagę między wykład popa a obfotografowywanie ikonostasu, obrazów w pozłocistych ramach, fresków ze świętymi i malowideł iluzorycznych. Byłam w ostatniej grupie, więc zaraz po wyjściu ruszyliśmy w stronę Starego Miasta. Przy przechodzeniu przez ruchliwą w tym miejscu ulicę ochroniarze wstrzymywali ruch samochodowy, a nasz tłum robił spore wrażenie na przechodniach.
W drodze do kościoła Karmelitów odłączyłam się i pognałam do Dominikanów, gdzie w wirydarzu klasztornym zaczynało się właśnie „Misterium ekumeniczne” Teatru im. Łesia Kurbasa ze Lwowa.
Przez oświetloną pochodniami bramę weszłam na dziedziniec wypełniony widzami otaczającymi scenę, na której stał niski, okrągły stolik, kręcone krzesło i wózek inwalidzki, a także dekoracje z postaciami Matki Boskiej i świętych. Niektóre postaci miały lustro w miejsce twarzy lub twarz obrotową z lustrem po drugiej stronie. Nad sceną wisiał wielki walec z lśniącego, białego materiału, a w jednym rogu sceny stał mężczyzna cały owinięty niczym mumia długim pasem cienkiego płótna. Kiedy weszłam, aktor z kitką odwijał to płótno, mówiąc coś po ukraińsku. Z początku bardzo niewiele rozumiałam, ale kiedy wsłuchałam w język (który znam piąte przez dziesiąte), załapywałam już całkiem sporo. Misterium traktowało o istocie duszy, Boga i człowieka. Porwała mnie atmosfera, a nie do końca zrozumiały język tylko dodawał uroku. Aktorzy świetnie grali, bardzo ekspresyjnie, ale bez przesady, a co jakiś czas przepięknie śpiewali chóralne pieśni cerkiewne.
Urodziwe białoruskie tkaczki przy krosnach<br/>Fot. © Agnieszka Szady
Urodziwe białoruskie tkaczki przy krosnach
Fot. © Agnieszka Szady
Aktor z kitką momentami spierał się z drugim, śniadym z bródką – kojarzył mi się z diabłem, aczkolwiek nie wiem, czy taka była jego rola w tej sztuce. Potem do dialogu włączyli się chłopak i dziewczyna, którzy początkowo stali z tyłu i śpiewali. Na koniec wszyscy zdjęli ze stolika okrągły lustrzany blat, najstarszy, siwy aktor – ten, który był owinięty płótnem, a potem nic nie mówił – wszedł na stolik i okazało się, że w „pulpicie” pod blatem jest woda, którą obmyli mu nogi. Następnie zszedł na scenę, wczołgał się pod stół i położył krzyżem, a pozostali opuścili niżej ten walec z materiału i ścisnęli go w połowie sznurkiem, tworząc dwa stożki stykające się wierzchołkami. To był koniec. Oklaskawszy należycie cały zespół, ruszyłam przez nocne Stare Miasto, rozmawiając z poznanymi chwilę wcześniej sympatycznymi artystami ze Lwowa, którzy przyjechali na jarmark ze swoją ceramiką.
• • •
Białoruskie cudeńka ze słomy<br/>Fot. © Agnieszka Szady
Białoruskie cudeńka ze słomy
Fot. © Agnieszka Szady
Od czwartku do niedzieli Stare Miasto pełne było kramów, które zaczynały się zaraz za Bramą Krakowską, by ciągnąć się aż do Rynku i dalej Grodzką w dół oraz Dominikańską do placu Po Farze. W oczach aż wirowało od bajecznie kolorowych haftowanych chust kurpiowskich, niewyobrażalnie filigranowych białoruskich plecionek ze słomy, wełnianych kilimków i krajek, garnuszków, dzbanuszków, glinianych dzwoneczków w najróżniejszych kształtach (ażurowego stożka, krowy albo… orangutana), świątków, wycinanek, batików, szydełkowych serwet, westernowych siodeł, metaloplastyki, drewnianych szkatułek, miodów pitnych, motyli drewnianych i koników bujanych. Sprzedawano też grube pajdy chleba ze smalcem i ogórkiem kiszonym, swojskie kiełbasy, tradycyjny chleb w ogromnych bochnach i ekologiczną kaszę. Szczególnym powodzeniem cieszyły się gorące oscypki z dżemem żurawinowym, opiekane na pięknym, ręcznie kutym ruszcie.
W ramach pokazów ginących zawodów można było obejrzeć przy pracy kowali i garncarzy, wyplatanie koszyków z wikliny, a także przędzenie kądzieli i tkanie na krosnach w wykonaniu kobiet w polskich i białoruskich strojach ludowych. Tuż obok jeden twórca ludowy rzeźbił dłutem świątki, a drugi wyciosywał swoje rzeźby za pomocą zwykłej siekiery. Odbywały się też mini-warsztaty garncarstwa dla najmłodszych.
Tak się robi pieczęcie lakowe<br/>Fot. © Agnieszka Szady
Tak się robi pieczęcie lakowe
Fot. © Agnieszka Szady
Siłacz przebrany za giermka wielkim młotem z jeszcze większym hukiem wybijał z miedzi i aluminium pamiątkowe monety, a obok stała krzyżacka przyłbica i dyby, w których za drobną opłatą można się było sfotografować. Na ulicy Grodzkiej odbywało się ręczne czerpanie papieru, zaraz obok rekonstrukcja średniowiecznej prasy odciskała na tym papierze różne drzeworyty oraz pamiątkowe świadectwa jarmarkowe, na których mężczyzna w stroju historycznym odciskał lakowe pieczęcie. Pomiędzy straganami przechadzał się król Jagiełło z dwórkami, a także rycerze, którzy przybyli na turniej; co jakiś czas można też było zobaczyć żonglerów i szczudlarzy, zaś z ciągniętego przez konie wozu z płócienną budą młodzieniec w mnisim stroju sprzedawał jakieś tajemnicze eliksiry.
Drugą z głównych atrakcji jarmarku były występy kapel folkowych oraz śpiewaków polskich i zagranicznych. Odbywały się na placu Po Farze, a w sobotę i niedzielę również na drugiej scenie, ustawionej na błoniach pod Zamkiem. Dla odmiany na Rynku przy Trybunale puszczano folkową muzykę z głośnika. Od czasu do czasu kapele chodziły też po całym mieście: dziko wyglądający irlandzcy kobziarze o pomalowanych twarzach, zespół z Bukowiny w eleganckich czarnych strojach, siwowłose śpiewaczki ludowe, jakaś ni to hiszpańska, ni to cygańska trupa uliczna w strojach przypominających wieczorowe – pozornie niepasująca do ludowo-historycznego klimatu jarmarku, a jednak zadziwiająco dobrze wtapiająca się w staromiejskie uliczki.
Koncetr Portugalczyków na placu Po Farze<br/>Fot. © Agnieszka Szady
Koncetr Portugalczyków na placu Po Farze
Fot. © Agnieszka Szady
Największą popularnością cieszyli się węgierscy bębniarze i męski zespół muzyczno-wokalny „Tuna Real Academicum” z Viseu w Portugalii w strojach à la Vasco da Gama. Piosenki portugalskie, z którymi zetknęłam się po raz pierwszy w życiu, zdziwiły mnie – sądziłam, że muzyka tego kraju powinna być podobna do hiszpańskiej, tymczasem pobrzmiewały w niej nuty kojarzące mi się odrobinę… rosyjsko. Młodzi Węgrzy, wygrywający na bębnach i piszczałkach dzikie, hipnotyzujące rytmy, z niespożytą kondycją koncertowali a to na błoniach, a to na placu, by po chwili pojawić się na Rynku lub w Bramie Krakowskiej. Trochę tylko szkoda, że publiczność jednych i drugich słuchała nieruchomo i z kamiennym wyrazem twarzy jak na pogrzebie… Tańczyć ośmielały się właściwie tylko dwórki Jagiełły – dziewczyny z Zespołu Muzyki Dawnej w Lublinie.
Codziennie wieczorem miały miejsce koncerty znanych zespołów, jak Kwartet Jorgi, Federacja Bardów czy Orkiestra Świętego Mikołaja. Nawiasem mówiąc, tylko te zespoły (plus rockowo-folkowa gruzińska Zumba) dostąpiły zaszczytu określenia w programie godziny ich występu – pozostałe grupy potraktowano zbiorczym „15:00 – występy kapel folkowych”, na co wielu zwiedzających narzekało.
• • •
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
Agnieszka ‘Achika’ Szady

1 XII 2023

Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.

więcej »

Razem: Odcinek 3: Inspirująca Praktyczna Pani
Radosław Owczarek

16 XI 2023

Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.

więcej »

Transformersy w krainie kucyków?
Agnieszka ‘Achika’ Szady

5 XI 2023

34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.

więcej »

Polecamy

Zobacz też

Tegoż autora

I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Zwariowane studentki znów atakują
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Transformersy w krainie kucyków?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Płomykówki i gadzinówki
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Jedyna nadzieja w lisiczce?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Ken odkrywa patriarchat, czyli bunt postaci drugoplanowych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.