WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Organizator | ŚKF |
Cykl | Seminarium Literackie ŚKF-u |
Miejsce | Chorzów |
Od | 8 października 2010 |
Do | 10 października 2010 |
Konwent, na którym wszyscy znają się z imieniaJak się porusza Kaspijski Potwór? Do czego służy mokume-game? Co pływa w zupie u Tolkiena? Czy napęd warpowy Alcubierre’a jest możliwy? Na te wszystkie pytania (i dużo, dużo więcej) można było znaleźć odpowiedź w czasie Seminarium Literackiego odbywającego się pod hasłem „Tricon Bis”.
Agnieszka ‘Achika’ SzadyKonwent, na którym wszyscy znają się z imieniaJak się porusza Kaspijski Potwór? Do czego służy mokume-game? Co pływa w zupie u Tolkiena? Czy napęd warpowy Alcubierre’a jest możliwy? Na te wszystkie pytania (i dużo, dużo więcej) można było znaleźć odpowiedź w czasie Seminarium Literackiego odbywającego się pod hasłem „Tricon Bis”. ‹Seminarium Literackie 2010›
Seminaria Literackie są konwentami bardzo kameralnymi – liczba uczestników poniżej setki, jeden blok programowy, za to dużo okazji do spokojnego porozmawiania z ludźmi, których na Polconach widuję się zwykle w przelocie. Tegoroczne Seminarium z powodu organizowania Triconu przez Śląski Klub Fantastyki zostało przeniesione z tradycyjnego terminu czerwcowego na październik. Organizatorzy poprosili wybranych prelegentów o powtórzenie ich punktów programu, aby ci, którzy nie zdołali ich wysłuchać w Cieszynie, mieli okazję teraz. Ponieważ dojeżdżam niemal z drugiego końca Polski, w piątek zdążyłam tylko na ostatnich kilka minut panelu dyskusyjnego „Czy ktoś jeszcze potrzebuje fanzinów” – był on jednocześnie promocją reaktywowanego Miesięcznika Śląskiego Klubu Fantastyki, którego nowy numer ukazał się po kilkuletniej przerwie. Panelistów było czworo, widowni tyle samo. Ewa „EwaP” Pawelec optymistycznie twierdziła, że druk ma przyszłość: jej czternastoletnia córka domaga się papierowych książek, bo „w komputerze to ja sobie mogę blogi czytać”. Nieznany mi panelista: Są jeszcze ludzie, którzy chcą czytać papier. Następna była prelekcja Krzysztofa Wolana o sztukach walki; właściwie należałoby ją nazwać dyskusją, bo prelegent wolał dopuszczać publiczność do głosu niż sam mówić. Najpierw zdefiniowaliśmy, co to właściwie są sztuki walki („Skodyfikowany układ ruchów służący do robienia komuś krzywdy, głównie gołymi rękami, ale niekoniecznie”), potem Krzysztof wyjaśnił, że pojęcie „kung-fu” oznacza samodoskonalenie, a więc ktoś może zajmować się kung-fu malarstwa albo śpiewu; przedstawił też historię różnych sztuk walki od starożytności poczynając (dowiedzieliśmy się, że ju-jitsu było obecne w Polsce już w latach dwudziestych ubiegłego wieku) i kilka ciekawostek – na przykład w Indiach funkcjonowali specjalni wojownicy do obrony nóg królewskiego słonia w bitwie. Później prelekcja przerodziła się w przerzucanie się anegdotami z filmów oraz życia codziennego. EwaP stwierdziła, że w nocy „coś jej chyba wyłazi na twarz”, bo nigdy nikt jej w nocy nie zaczepia, nawet w niezbyt bezpiecznych dzielnicach. EwaP: Chodziłam po Paryżu w TAKIEJ krótkiej spódnicy (wstaje i pokazuje, w jakiej) i butach na TAKICH obcasach, wracałam późnym wieczorem i nikt mnie nie zaczepiał. Po zakończeniu prelekcji ekipa ŚKF-u wniosła na salę sałatki, napoje i torty i rozpoczęła się uczta z okazji urodzin dwóch członkiń klubu. Odśpiewano „Sto lat”, były prezenty, życzenia i torty oraz długie nocne rodaków rozmowy: o kotach, o dysleksji, o historii Łemków i o najdziwniejszych nazwach miejscowości: podobno jest w Polsce miejscowość, która nazywa się Mała Wieś Przy Drodze. W Lubelskiem są natomiast Sforne Gacie. W sobotę część obecnych gawędziła w westybulu, a część wysłuchała prelekcji Tadeusza Olszańskiego „Władca Losu i Powiernik Pierścienia. O przeznaczeniu i wolnej woli w Śródziemiu”. Najpierw spytał, kto z obecnych czytał „Dzieci Hurina” (jeżeli się nie mylę, nie podniosła się ani jedna ręka), po czym wyjaśnił, że na potrzeby prelekcji musimy założyć, że te historie opowiadają o realnych wydarzeniach. Dowiedzieliśmy się, że we wcześniejszych utworach Tolkiena dominuje wolność, a w „Dzieciach Hurina” – przeznaczenie, konkretnie zaś klątwa sprowadzona przez przysięgę Noldorów. Tadeusz opowiedział też o różnych przejawach wolnej woli Froda podczas wędrówki. Kolejna prelekcja, wygłoszona przez Annę „Nifrodel” Adamczyk, nosiła intrygujący tytuł „Co pływa w zupie u Tolkiena”. Była w niej mowa o demitologizacji mitu i o rozmywaniu etnograficznej konkretności… nie, nie pytajcie mnie, o co w tym chodzi. Najbardziej zrozumiałym fragmentem była informacja, że Tolkien stworzył swój świat DLA wymyślonych przez siebie języków. Na końcu prelegentka oznajmiła, że wczesne dzieła Tolkiena były grafomanią (część publiczności aż podskoczyła z szoku na te słowa) i wdała się w dyskusję z Tadeuszem na temat definicji talentu i jego roli w dziele tworzenia. Wyglądało na to, że mogą się spierać jeszcze długo, ale Nifrodel musiała ustąpić miejsca Ewie Pawelec i jej wykładowi „My w niebo ślem rakiety”. Prelekcja rozpoczęła się od zwodniczo humorystycznego slajdu przedstawiającego dziecinnie wyglądającą rakietkę na gruncie podpisaną „tu-na-dole” i tę samą rakietkę celującą w skrzywioną buźkę Księżyca podpisaną „tam-na-górze”, jednak później było już szalenie poważnie i naukowo – ale jednocześnie na tyle przystępnie, że nawet kompletny laik fizyczny, taki jak ja, wszystko rozumiał. Dowiedzieliśmy się o zasadach działania napędu rakietowego (jeżeli rakieta uzyskuje prędkość w jedną stronę, to coś musi uzyskać taką samą prędkość w stronę przeciwną), wyjaśniła, jakie są podstawowe parametry silników rakietowych (ciąg, impuls właściwy, proporcje masowe) oraz przedstawiła różne rodzaje napędów rakietowych – od prymitywnych, wynalezionych setki lat temu w Chinach, polegających na spalaniu paliwa stałego, po nowoczesne jonowe i plazmowe. EwaP: Jeżeli macie intuicję nabytą na pilocie Pirxie, to to wszystko działa. No dobrze: komputery wyglądają inaczej! Na zakończenie Ewa przedstawia koncepcję napędu warpowego Alcubierre’a, polegającego na tym, że tworzymy czasoprzestrzenny bąbel. Matematycznie jest to wykonalne, ale szacowana masa potrzebna do skonstruowania takiego bąbla przekracza masę znanego nam Wszechświata… No to sobie nie polatamy. Niezwykle sympatyczna Aleksandra Janusz, znana ze swoich historii o magach w Farewell (oraz z opublikowanego całkiem niedawno w Esensji krótkiego opowiadania „Maestro”) przedstawiła wykład o tym, jaki stopień cyborgizacji człowieka jest obecnie wykonalny. Było o sztucznych kończynach, implantach oka, egzoszkieletach i sterowaniu komputerem za pomocą fal mózgowych. Aleksandra (pokazuje zdjęcie żołnierza w egzoszkielecie dźwigającego skrzynie): Podnoszenie ciężarów uszkadza nogi. Egzoszkielet amerykański powstał dla celów wojskowych, a japoński – medycznych (ludzie z zanikami mięśni oraz pielęgniarki podnoszące pacjentów). Cybernetyczne wynalazki często mają nazwy nawiązujące do filmów, np. sztuczną rękę nazwali Luke. Jo’Asia: Ten model egzoszkieletu nazywa się HAL9. Ja bym tego na siebie nie założyła! Sterowanie komputerem za pomoc fal mózgowych jest już dziś w pewnym stopniu możliwe i nawet można sobie taki interfejs kupić do użytku domowego. Ola przedstawiła różne rodzaje systemów bazujących na falach mózgowych, ale podkreśliła, że czasami życzeniowe myślenie naukowca może rzutować na wyniki, na przykład badanie martwego łososia systemem fMRI wykryło, że martwy łosoś ma fale mózgowe, co EwaP skomentowała: „Z software’u poddanego torturom niejedno można wyciągnąć”. Aleksandra: Są też badania nad wykorzystaniem tego w interfejsach do gier. Przeprowadzono doświadczenia na grupie zdrowych ochotników w wieku 24-29 lat, czytaj: na doktorantach z tego labu. Ewa „Srebrna” Marczyńska-Goldstein miała interesującą prelekcję o historycznych technikach wytwarzania biżuterii. Srebrna sama zajmuje się robieniem rozmaitych wisiorków i na każdy konwent wozi ze sobą masę koralików i drucików, z których następnie coś rzeźbi. W niedzielę można było podziwiać, jak robi wisiorek z płaskiego kawałka chalcedonu oplecionego misterną plecionką srebrnych drucików grubości końskiego włosia. Pierwsze ozdoby (już 75 000 lat temu!) tworzone były z muszli, kości, zębów, suszonych owoców i rogu. Biżuterią nazywamy ozdoby zrobione z metalu – najstarsza datuje się na ok. 8700 p.n.e. Podstawowymi metalami do wyrobu biżuterii są miedź, złoto i srebro, które niekiedy bywało cenniejsze od złota. Niektóre kultury ograniczają używanie poszczególnych metali, np. złota przez mężczyzn w islamie. Aztekowie nazywali złoto odchodami bogów, a Egipcjanie dla każdego znanego im kamienia szlachetnego umieli wytworzyć szkło w analogicznym kolorze. Dowiedzieliśmy się też o niebieskim bursztynie z Dominikany i niebiesko-fioletowym z Hiszpanii, choć co prawda kolory są widoczne tylko w świetle odbitym. Srebrna omówiła pokrótce techniki używane w tworzeniu biżuterii: ażur (wybijanie dziurek), filigran (skręcanie cienkich drucików i sklepywanie na płasko), granulację (pokrywanie małymi kulkami szlachetnego metalu), damaskinaż (rodzaj inkrustowania jednego metalu drugim) mokume-game (japońską technikę łączenia różnych metali przez zgrzewanie i przekuwanie). |
Fatycznie, według Wikipedii Mała Wieś przy Drodze istnieje w mazowieckim ;-) .
Fajna relacja :-)
Achika: to był oblesny farbowany agat, a nie żaden chalcedon, niestety ;)
Cytaty, mrr...
Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.
więcej »Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.
więcej »34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.
więcej »GSB – Etap 21: Stożek - Ustroń
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 20: Węgierska Górka – Stożek
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 19: Hala Miziowa – Węgierska Górka
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 18: Markowe Szczawiny – Hala Miziowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 17: Hala Krupowa – Markowe Szczawiny
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 16: Skawa – Hala Krupowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 15: Turbacz – Skawa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 14: Krościenko nad Dunajcem - Turbacz
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 13: Przehyba – Krościenko nad Dunajcem
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 12: Hala Łabowska - Przehyba
— Marcin Grabiński
I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Zwariowane studentki znów atakują
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Transformersy w krainie kucyków?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Płomykówki i gadzinówki
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Jedyna nadzieja w lisiczce?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Ken odkrywa patriarchat, czyli bunt postaci drugoplanowych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Fajna relacja.
Czy w tytule nie powinno być: wszyscy znają się z imienia (albo: wszyscy mówią sobie po imieniu)?