Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Czasem z sensem, czasem nie: Bollywood Festiwal 2010

Esensja.pl
Esensja.pl
Na tegorocznym festiwalu kina bollywoodzkiego, po raz trzeci organizowanego przez firmę dystrybucyjną Epelpol i sieć Multikino, pojawiło się 8 tytułów przedstawiających różne oblicza filmów z Indii. W repertuarze znalazły się popularne massala movies oraz koprodukcje indyjsko-zachodnie. Zabrakło uwielbianego w Polsce Shahrukha Khana w roli głównej (nie licząc epizodu w „Odnaleziony narzeczony”), którego „Nazywam się Khan” zastąpił z przyczyn technicznych film znany z rynku DVD –„Podróż kobiety”. Było refleksyjnie, smutno, wesoło, a czasem…męcząco. Przedstawiamy relację z festiwalu.

Ewa Drab, Kamil Witek

Czasem z sensem, czasem nie: Bollywood Festiwal 2010

Na tegorocznym festiwalu kina bollywoodzkiego, po raz trzeci organizowanego przez firmę dystrybucyjną Epelpol i sieć Multikino, pojawiło się 8 tytułów przedstawiających różne oblicza filmów z Indii. W repertuarze znalazły się popularne massala movies oraz koprodukcje indyjsko-zachodnie. Zabrakło uwielbianego w Polsce Shahrukha Khana w roli głównej (nie licząc epizodu w „Odnaleziony narzeczony”), którego „Nazywam się Khan” zastąpił z przyczyn technicznych film znany z rynku DVD –„Podróż kobiety”. Było refleksyjnie, smutno, wesoło, a czasem…męcząco. Przedstawiamy relację z festiwalu.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Dzień 1: Videsh: Niebo na Ziemi
Indyjsko-kanadyjska produkcja w reżyserii Deepy Mehty, autorki cenionej trylogii żywiołów („Earth, „Water”, „Fire”), to przesycony mistycyzmem i duchowością dramat psychologiczny ze znakomitą rolą Preity Zinty, laureatki nagrody festiwalu w Chicago, Silver Hugo Award. Bohaterka, Chand, zostaje wysłana do Kanady, gdzie wraz z rodziną mieszka wybrany dla niej mąż, Rocky. Ceremonia zaślubin staje się symbolem wejścia w zupełnie obcy świat, w którym dominuje strach, siła, bezbronność i zależność. Wieloosobowa rodzina Rocky’ego gnieździ się w niedużym mieszkaniu, przez co każdy z domowników całkowicie pozbawiony jest prywatności. Szybko pojawia się frustracja i bezradność, które skonfrontowane z realiami tradycji przeniesionych sztucznie na grunt emigracji, przeradzają się w przemoc psychiczną lub fizyczną. Chand staje się ofiarą tej ostatniej, ale nie tylko ona jest w filmie Mehty poszkodowana. Wbrew pozorom, mąż-kat oraz inni członkowie toksycznej rodziny również cierpią i nie potrafią się odnaleźć w absurdalnej sytuacji. Chociaż Mehta to bardzo dobra reżyserka, popełnia również błędy: przeciąga niepotrzebnie sceny, nie wyważa portretów postaci, przez co Chand wydaje się rzuconym na pożarcie hołoty ideałem, zbyt gwałtowanie miesza mistycyzm i realizm. Niezależnie jednak od potknięć, „Videsh” wciąż jest filmem mocno zapadającym w pamięć, wartą głębszego przemyślenia refleksją psychologiczną i kulturową zgrabnie wpisującą się w nurt kina społecznego Mehty.
Ewa Drab
Dzień 2: Blue: Błękit
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Z pozoru „Blue” ma wszystko by zadowolić widza: plejadę gwiazd, widowiskową scenerię Bahamów, chwytliwy motyw poszukiwania zaginionych skarbów i muzykę oscarowego Rahmana. Na dodatek do cameo i zaśpiewania jednej z piosenek udało się nakłonić nie byle kogo, bo samą Kylie Minogue. Oczekiwania tym bardziej mogły i powinny być spore, bo jak wieść niesie, „Blue” to najdroższa produkcja w historii kina z subkontynentu. Co z tego, skoro film zawodzi na wszystkich płaszczyznach, począwszy od tempa, przez montaż, na niezwykle płaskiej – nawet jak na Bollywood – fabule kończąc. Trudno zatem nie zgodzić się z teorią, że po seansie zadowoleni będą tylko wielbiciele wdźięków seksownej Lary Dutty. Wpompowanych w produkcję grubych milionów nie widać, akcji jest tyle co w przeglądaniu folderu u jubilera, większego wrażenia nie robią mało widowiskowe podwodne zdjęcia. Niczego nie zmienia prężący się przed kamerą, wyjątkowo mdły Akshay Kumar, dostosowując się wakacyjną formą do marnego poziomu całości. Co ciekawe, termin „blue film” to w Indiach określenie dla amatorskich pornosów. Mam wrażenie, że nawet obejrzenie takiej produkcji mogłoby okazać się dużo ciekawsze, a już na pewno wzbudziłoby bardziej wyraziste emocje. Gdyby tylko twórcy „Blue” mieli choć odrobinę szacunku do siebie i widzów, zebraliby wszystkie kopie filmu i zatopili na dnie oceanu.
Kamil Witek
Dzień 3: Jannat: W poszukiwaniu raju
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Ciężko powiedzieć od razu coś pozytywnego o filmie, którego największym atutem ma być obleśny, zarozumiały i zblazowany lowelas. Już bowiem od samego początku „Jannat” sympatia widowni leży daleko od Arjuna, drobnego i pozbawionego jakiegokolwiek uroku cwaniaczka. Na szczęście jego irytujące emploi, wraz z chęcią ciągłego rzucania czymś w ekran, szybko odchodzi na drugi plan. W gruncie rzeczy „Jannat” jest zrobiony według tradycyjnego bolly-przepisu. Odrobina miłości, szczypta dramatu i garść sekretów, które muszą wyjść na jaw. Sam wątek nawrócenia przestępcy pod wpływem miłości – choć generalnie mało oryginalny – nie razi mocno absurdami, przez co oglądanie po raz któryś tej samej historii nie jest zbytnio męczące. Do tego upiększony zmysłową debiutantką Sonal Chauchan, w roli przewodniczki sprowadzającej Arjuna na dobra drogę, odsuwa wszelkie fabularne niedostatki w zapomnienie. Jej uwodzicielskie i głębokie spojrzenie z pewnością jest namiastką tytułowego raju.
Kamil Witek
Dzień 4: Amal: Rikszarz
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
„Rikszarz” to film, który można pokochać albo znienawidzić. Wszystko za sprawą tytułowego Amala – dobrotliwego rikszarza bez skazy, o sercu czystszym od białych ścian Taj Mahal. Trudno jednak uwierzyć w jego niespotykaną dobroć i empatię, które zamiast budzić podziw, tylko zwiększają u widza irytację. Momentami bowiem jego poczynania są bardziej nieprawdopodobne niż zwroty akcji w typowych massala movies. Sympatia, jaką otacza nieznaną mu młodą złodziejkę, dla której jest w stanie poświęcić ukochaną rikszę, jest zwyczajnie mało wiarygodna, nawet dla ludzi o wielkim sercu. Idąc dalej tym tropem, gdyby w Indiach było więcej takich ludzi jak Amal, subkontynent byłby najszczęśliwszym miejscem na ziemi. Z drugiej strony „Rikszarz” to prawdziwszy wizerunek współczesnych Indii, przynajmniej od tego, który oglądamy w kolorowym kinie Bollywood. Tu na każdym kroku bogactwo ściera się i przeplata z biedą, uczciwość z fałszem, a nowoczesność z tradycją. Daje również znakomite świadectwo nieodwracalnych przemian Indii, gdzie nawet nad tak popularnym i tradycyjnym zawodem jak rikszarz wisi poważne zagrożenie likwidacji i zdominowania przez powstające i rozwijające się szybko metro, w zakorkowanym do granic możliwości Delhi.
Kamil Witek
Dzień 5: Dulha Mil Gaya: Odnaleziony narzeczony
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
W Indiach – klapa roku. Wpływy z „Dulha Mil Gaya” były tak niskie, że jego postawa w tamtejszym box office została określona miażdżącym terminem „disaster”. Krytyka także nie pozostawiła na nim suchej nitki, w poprawie notowań filmu nie pomógł nawet gościnny występ czczonego Shahrukh Khana. Taka cenzurka sugerowałaby, że mamy do czynienia z totalnym nieporozumieniem. Na szczęście „Dulha Mil Gaya” nie jest tak zły jak go w Indiach malują. Choć niczym szczególnym nie zachwyca, to miks absurdu, fabularnych kalek, żywiołowych tańców i chwil pełnych wzruszeń jest zdecydowanie do przełknięcia bez mocniejszej popitki. W wiodącym wątku „Dulha Mil Gaya” to arena starcia wydających się w dzisiejszych czasach archaicznych wartości rodziny, małżeńskiej przysięgi i wierności wobec woli rodziców, z nowoczesnym i pełnym wolności i braku poważniejszych zobowiązań trybem życia. To także pean na cześć tych wszystkich, którzy mimo trudów i przeciwności wciąż gonią za marzeniami o wielkiej miłości rodem z bollywoodzkiego love story. Największe z uczuć jest bowiem dla tych, którzy o nie walczą i łatwo się nie poddają.
Kamil Witek
Dzień 6: Tandoori Love: Hinduski smak miłości
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Średnia ocen filmu przyznana przez fanów na najpopularniejszym internetowym forum poświęconemu kinu z Indii czyli bollywood.pl mówi sama za siebie – 1,96/5. „Tandoori Love” to kino Bollywood w Szwajcarii czyli ciekawy eksperyment, który zaowocował wielką katastrofą. Raj przyjeżdża do Szwajcarii jako kucharz indyjskiej ekipy filmowej i szybko zakochuje się w Sonii, miejscowej kelnerce. Postanawia trafić do jej serca przez żołądek serwując brzydko sfilmowane potrawy prosto z kraju Gandhiego. O ile w niektórych momentach filmowi udaje się przemycić udaną scenę, ciekawe rozwiązanie lub celną satyryczną obserwację, to i tak giną one w zalewie niesmacznych dowcipów, stereotypów i nielogicznych zwrotów akcji. A jeśli nie wierzycie, że „Tandoori Love” jest aż tak zły, to wyobraźcie sobie piosenkę w stylu bollywoodzkim śpiewaną po niemiecku i nie oglądajcie tego filmu.
Ewa Drab
Dzień 6: Singh is King: Król z przypadku
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Wielki przebój indyjskich kin z Akshayem Kumarem w roli głównej to totalny absurd. Dowcip, filmowy odlot, szaleństwo pozbawione logiki. Fabuła filmu jest pretekstowa i zmienia się jak w kalejdoskopie, postaci są przesadzone lub ledwo zarysowane, głupota kolejnych gagów rozkłada na łopatki, a kolejne epizody bynajmniej nie łączą się w spójną całość. Nie zmienia to jednak faktu, że „Król z przypadku” to dużo śmiechu i masa niezobowiązującej zabawy. Mało wyrafinowanej, ale całkowicie relaksującej, zwłaszcza dla tych, którzy potrafią odczytać skojarzenia z indyjską (pop)kulturą oraz kupić w całości konwencję massali, tutaj doprowadzoną do skrajności. Wizualnie i dźwiękowo „Król z przypadku” jest dopracowany: wrażenia potęguje dynamiczna mieszanka bhangry, muzyki pop i hip-hopu oraz zgrabnie wykorzystane plenery Egiptu i Australii. Akshayowi Kumarowi towarzyszy na ekranie piękna Katrina Kaif oraz cała galeria dziwacznych i zwariowanych postaci, które raz po raz zaplątują się w zakręcone intrygi i absurdalną akcję (przeskakiwanie między windami w centrum handlowym, wjazd skuterem do wnętrza unoszącego się w powietrzu helikoptera itp.) Na szczęście, gołym okiem widać, że twórcy mają do filmu dużo dystansu, potrzebnego i widzowi do dobrej zabawy. Czyli w skrócie: odjazdowo, choć bez sensu.
Ewa Drab
Dzień 7: Laaga Chunari Mein Daag: Podróż kobiety
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Film Pradeepa Sarkara ma pozornie wszystko to, za co kochamy massala movies: gwiazdy, wpadające w ucho piosenki, wewnętrzne zróżnicowanie gatunkowe. Ale „Podróży kobiety” brakuje iskry, by uznać film albo za uroczą rozrywkę, albo za dramat społeczny. Reżyser i scenarzysta stanął rozkrokiem między różnymi rodzajami filmowej stylistyki, zapewne mając w zamiarze połączyć ważny temat z rozrywką, ale przez to niepotrzebnie obciążył rozrywkę i rażąco uprościł, czy wręcz rozrzedził massalą, ważny temat. Główna bohaterka, Badki, to porządna dziewczyna, która robi wszystko, by pomóc swojej rodzinie. Jednak gdy długi stają się kolosalne, a ojciec bohaterki dostaje zawału, dziewczyna postanawia wyruszyć do Bombaju, by znaleźć pracę i zarobić na spłatę wierzytelności. W wielkim mieście szybko dowiaduje się, że bez wykształcenia, umiejętności i znajomości daleko nie zajdzie i wreszcie kończy jako luksusowa prostytutka. Film Sarkara zamienia się wówczas w kolejną wersję „Pretty Woman”, bo przecież Badki, w głębi duszy przyzwoity człowiek, musi spotkać na swej drodze księcia, a co za tym idzie spokój ducha, miłość, wybaczenie i odkupienie. Niełatwy temat prostytucji z pierwszej połowy filmu schodzi na drugi plan, podczas gdy żywo rozwija się uproszczona historia rodzinnego przebaczenia i słabo rozpisany romans. W rezultacie „Podróż kobiety” sprawdza się tylko w kategoriach rozrywkowych. Aktorzy nie zawodzą: wszechstronna i piękna Rani Mukherji, świetna Konkona Sen Sharma, pyszałkowaty Kunal Kapoor i brylujący w drugoplanowej rólce Abhishek Bachchan. Dla nich właśnie warto zapoznać się z historią Badki.
Ewa Drab
koniec
8 kwietnia 2010

Komentarze

08 IV 2010   18:37:22

Taki właśnie był tegoroczny festiwal :)

09 IV 2010   01:44:38

Nie pozostaje nic innego jak tylko się zgodzić. Świetna i rzeczowa relacja. Więcej, więcej więcej!

09 IV 2010   13:46:01

Dokładnie takie były też i moje wrażenia - może trochę bardziej niż Panu Witkowi podobał mi sie Rikszarz ale co do zasady się zgadzam.

15 IV 2010   15:57:48

Nic dodać, nic ująć. Cieszę się, ze poza ścisłym gronem fanów bollywood można się spotkac z obiektywną oceną tych filmów.Brawo.

16 VI 2010   11:29:37

witam i pozdrawia wszystkich kamilów

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Rosjan – nawet zdrajców – zabijać nie można
Sebastian Chosiński

30 IV 2024

Opowiadanie Jerzego Gierałtowskiego „Wakacje kata” ukazało się w 1970 roku. Niemal natychmiast sięgnął po nie Zygmunt Hübner, pisząc na jego podstawie scenariusz i realizując spektakl telewizyjny dla „Sceny Współczesnej”. Spektakl, który – mimo świetnych kreacji Daniela Olbrychskiego, Romana Wilhelmiego i Aleksandra Sewruka – natychmiast po nagraniu trafił do archiwum i przeleżał w nim ponad dwie dekady, do lipca 1991 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Android starszej daty
Jarosław Loretz

29 IV 2024

Kości pamięci, silikonowe powłoki, sztuczna krew – już dawno temu twórcy filmowi przyzwyczaili nas do takiego wizerunku androida. Początki jednak były dość siermiężne.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Polecamy

Android starszej daty

Z filmu wyjęte:

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.