Oczekiwania wobec filmowej wersji losów Edith Piaf były chyba zbyt wygórowane, wszyscy mieli przcież nadzieję na wielkie wydarzenie w świecie kina. W utworach Piaf można odnaleźć tragizm i głębię interpretacyjną. Jej fenomen to muzyka będąca prawdziwą sztuką oraz głos, w którym można usłyszeć nuty wyjątkowości. Niestety, wyjątkowości zabrakło filmowi Oliviera Dahana: “Niczego nie żałuje” pozostawia widza poruszonym, ale nie wzruszonym.
Przeciętna niezwyczajność
[Olivier Dahan „Niczego nie żałuję – Edith Piaf” - recenzja]
Oczekiwania wobec filmowej wersji losów Edith Piaf były chyba zbyt wygórowane, wszyscy mieli przcież nadzieję na wielkie wydarzenie w świecie kina. W utworach Piaf można odnaleźć tragizm i głębię interpretacyjną. Jej fenomen to muzyka będąca prawdziwą sztuką oraz głos, w którym można usłyszeć nuty wyjątkowości. Niestety, wyjątkowości zabrakło filmowi Oliviera Dahana: “Niczego nie żałuje” pozostawia widza poruszonym, ale nie wzruszonym.
Olivier Dahan
‹Niczego nie żałuję – Edith Piaf›
EKSTRAKT: | 60% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Niczego nie żałuję – Edith Piaf |
Tytuł oryginalny | La Môme |
Dystrybutor | Best Film |
Data premiery | 11 maja 2007 |
Reżyseria | Olivier Dahan |
Zdjęcia | Tetsuo Nagata |
Scenariusz | Olivier Dahan, Isabelle Sobelman |
Obsada | Marion Cotillard, Sylvie Testud, Jean-Paul Rouve, Pascal Greggory, Emmanuelle Seigner, Gérard Depardieu, Manon Chevallier, Pauline Burlet, Alain Figlarz, Lana Likic, Christopher Gunning |
Muzyka | Christopher Gunning |
Rok produkcji | 2007 |
Kraj produkcji | Czechy, Francja, Wielka Brytania |
Czas trwania | 140 min |
WWW | Strona |
Gatunek | dramat |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Klasyczna biografia zbudowana na kolejnych wydarzeniach z życia artystki, od jej lat dziecięcych do ostatnich dni, to trochę za mało, jak na film mający być w zamierzeniu hołdem złożonym muzycznej ikonie Francji. Ścisłe trzymanie się kolejnych ważnych etapów w życiu śpiewaczki sprawia wrażenie wybrania drogi po linii najmniejszego oporu – nie zmienia nic próba urozmaicenia narracji zaburzeniem chronologii. I tak nietrudno odnaleźć się w żelaznych punktach typowej biografii filmowej: trudne dzieciństwo Piaf, okres przeobrażania się z ulicznego wróbelka w wielką artystkę, czas sukcesów oraz największej aktywności scenicznej, załamanie psychiczne i fizyczne u końca życia. Twórcy nie rezygnują z większości tragicznych momentów z życiorysu Piaf, nie skąpiąc przy tym przerysowania i rozbuchania. Kiedy bohater biografii przechodzi wiele dramatycznych przeżyć, niepotrzebna jest już dodatkowa ich ekspozycja, namnożenie wątków, krzyku i cierpienia, a koniecznym zabiegiem jest zrównoważenie wszystkich fabularnych elementów, aby nie popaść w skrajność. Dramatyczne wydarzenia najlepiej opowiedzieć w sposób stonowany, oszczędnie w słowach, bogato w emocjach. Tymczasem Olivier Dahan zaburza tę – tak niezbędną – równowagę, i opowiada historię Piaf zbyt topornie, jednocześnie obdarzając swoją bohaterkę cechami groteskowymi. A żaden meloman ani kinoman nie może wybaczyć takiego postępowania.
Losy Edith Giovanny Gassion obfitowały w tak wiele trudnych przeżyć, że słynne słowa “Je ne regrette rien” (polski tytuł filmu i piosenki: “Niczego nie żałuję”) wydają się w jej ustach prawie nierealne. Nieoszczędzana przez życie, otrzymała niezwykły dar, który uśmierzał ból i stał się z czasem narkotykiem i lekarstwem, koniecznością dla dalszego funkcjonowania. Śpiew, muzyka i scena stały się pasją oraz nałogiem Piaf, która prawie w każdej innej sferze życia ponosiła porażki. Jednak w filmie Dahana owa silna relacja między artystką a muzyką została ledwo nakreślona, a wszystkie inne wątki zmieszane w nierozpoznawalną masę, w której nie wyróżnia się znacząco żaden z nich. I to wydaje się największym grzechem “Niczego nie żałuję” – brak jednego tematu przewodniego. Dahan wrzucił do fabuły wszelkie możliwe epizody (łącznie z niepotrzebnym, a pokaźnym fragmentem w domu publicznym), ale jednocześnie stworzył kilka znakomitych scen wykorzystujących siłę opowiadanej historii. Sekwencja pierwszego ważnego występu Edith została pokazana z wyłączoną fonią, czyli w oderwaniu od piosenek Piaf, największego atutu w ręku reżysera. Tymczasem to jedna z najciekawszych scen, z której wyziera autentyczna postać francuskiej artystki, w której widać szczere zaangażowanie twórców i prawdziwe przebłyski wyjątkowości tej historii. Wiele innych sekwencji ociera się o wielkość, ponieważ wspaniałe kadry i chwile chwytające za gardło zostały zręcznie zestawione z ponadczasowymi, oryginalnymi wykonaniami utworów Piaf. Ale niestety, te dobre, nawet znakomite elementy jedynie równoważą słabe aspekty filmu Dahana, przez co otrzymujemy opowieść często poruszającą, ale ułożoną i poprawną, bez iskry geniuszu.
Różne były koleje losy Edith (na środku, w rękawicach). Podczas bokserskiego epizodu nazywano ją Pif-Piaf ze względu na siłę ciosu.
Na szczęście częste niedociągnięcia scenariuszowe i reżyserskie nie mają tak wielkiej siły rażenia dzięki Marion Cotillard w roli głównej oraz innym aktorom z drugiego planu. Cotillard podczas zdjęć obsesyjnie dopracowywała ruchy i mimikę, aby jak najbardziej przypominać wielką legendę muzyczną Francji. Starania nie poszły na marne, bo aktorka daje z siebie wszystko, a wypalając się na ekranie, daje dowód na to, że Edith Piaf to dla niej postać wspaniała i złożona, którą nie tak łatwo zrozumieć, ale którą niewątpliwie należy docenić. Szkoda, że mimo wielkiego oddania Cotillard, jej umiejętności czasem giną gdzieś w konfrontacji z ciężką reżyserią Dahana. Nawet doskonały aktor źle poprowadzony lub niekontrolowany przez reżysera zaczyna zaburzać koncepcję roli. Tak też bywa – sporadycznie, ale się zdarza – w przypadku Cotillard, która potwierdza, że jest jedną z ciekawszych francuskich aktorek, lecz czasem przesadza w swobodzie interpretacyjnej. Czego by jednak nie powiedzieć, to właśnie dzięki niej można “Niczego nie żałuję” przeżywać: jej twarz i cała sylwetka wyrażają silne emocje z pewnością doświadczane przez Piaf.
Paradoksalnie można jednak stwierdzić, że to nie aktorstwo lub atmosfera są największymi pozytywami tego filmu, a wrażenie, jakie pozostaje po seansie. Refleksja nad jakością spektaklu Dahana przychodzi dużo później, ustępując miejsca chęci zamknięcia oczu, wsłuchania się w głos Piaf i – bez towarzystwa obrazu – wyłuskania spośród dźwięków prawdziwych przeżyć i ulotnych chwil, które w filmie pojawiają się w formie oszczędnej, a w utworach Piaf rozbrzmiewają pełnią emocji. Bo ciągłość obrazu z muzyką dodaje siły wyrazu temu pierwszemu, sprawiając, że ewidentne błędy Dahana nie kłują aż tak bardzo w oczy. Pytanie tylko, czy w takim wypadku nie lepiej pozostać przy muzyce?