Powrót do przeszłości [Wolfgang Becker „Good Bye, Lenin!” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Dla pokolenia polskich 30- i 40-latków obraz Beckera powinien zaś być fantastyczną, sentymentalną podróżą do lat młodości, miłym wspomnieniem Piaskowego Dziadka, trabantów i korniszonów. Dla mnie, bardzo mgliście pamiętającego co nieco z tamtej epoki (wówczas ośmiolatek), znającego przedstawione w filmie wydarzenia głównie z rodzinnych opowieści i telewizyjnych dokumentów, "Good bye, Lenin!" pozostaje cenną wypowiedzią publicystyczną oraz ciepłą, uniwersalną opowieścią o sile miłości.
Powrót do przeszłości [Wolfgang Becker „Good Bye, Lenin!” - recenzja]Dla pokolenia polskich 30- i 40-latków obraz Beckera powinien zaś być fantastyczną, sentymentalną podróżą do lat młodości, miłym wspomnieniem Piaskowego Dziadka, trabantów i korniszonów. Dla mnie, bardzo mgliście pamiętającego co nieco z tamtej epoki (wówczas ośmiolatek), znającego przedstawione w filmie wydarzenia głównie z rodzinnych opowieści i telewizyjnych dokumentów, "Good bye, Lenin!" pozostaje cenną wypowiedzią publicystyczną oraz ciepłą, uniwersalną opowieścią o sile miłości.
Wolfgang Becker ‹Good Bye, Lenin!›EKSTRAKT: | 90% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Good Bye, Lenin! | Dystrybutor | SPI | Data premiery | 14 listopada 2003 | Reżyseria | Wolfgang Becker | Zdjęcia | Martin Kukula | Scenariusz | Wolfgang Becker, Hendrik Handloegten, Bernd Lichtenberg, Achim von Borries | Obsada | Daniel Brühl, Katrin Saß, Maria Simon, Chulpan Khamatova, Florian Lukas, Alexander Beyer, Burghart Klaußner, Michael Gwisdek | Muzyka | Yann Tiersen | Rok produkcji | 2003 | Kraj produkcji | Niemcy | Czas trwania | 121 min | WWW | Polska strona Strona | Gatunek | dramat, komedia | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
"Good bye, Lenin!", słodko-gorzka przypowieść Wolfganga Beckera, przenosi nas w czasy podzielonych Niemiec. Poznajemy zamieszkałą w enerdowskim bloku rodzinę Kernerów. Matka, zagorzała społecznica i komunistyczna aktywistka partyjna, samotnie wychowuje dwójkę dorastających dzieci. Szykanowany przez władze mąż zostawił ją i ruszył do RFN-u w poszukiwaniu lepszego życia. Mogła wyjechać z nim, ale w swej idealistycznej naiwności zbyt mocno wierzy w tę swoją ukochaną socjal-rzeczywistość. W październiku 1989 r., gdy kobieta zdąża na obchody 40-lecia utworzenia NRD, natrafia na antypaństwową manifestację. Widząc (pełnoletniego już) syna pałowanego przez milicję, dostaje ataku serca i mdleje na ulicy, w wyniku czego zapada w ośmiomiesięczną śpiączkę. Kiedy się budzi, nie ma już muru berlińskiego i rządów Honeckera. Jest coca-cola, anteny satelitarne i sex-shopy. Ale ona o tym nie wie. Co więcej, cały wic polega na tym, że lepiej gdyby dalej nie wiedziała - diagnozy lekarskie nie rokują dobrze - tak silny wstrząs mógłby okazać się tragiczny w skutkach. Kochający syn Alex decyduje się więc na szalony krok. W rodzimym mieszkaniu tworzy dla matki iluzoryczny świat, w którym NRD wciąż istnieje. Przy pomocy bliskich, kolegów i sąsiadów, zdobywa gadżety i produkty żywnościowe sprzed transformacji, a nawet nagrywa fikcyjne wiadomości telewizyjne. Dzieło Beckera jest najlepszym dowodem na to, że genialność tkwi w prostocie. Narzuca się paralela z "Życie jest piękne" Benigniego, gdzie ojciec, by chronić syna, kreował dla niego wizję lepszej rzeczywistości. Tu syn robi poniekąd to samo dla matki. Tyle, że w opozycji do przemaglowanej tematyki lagrowej, "Good bye, Lenin!" najwięcej zyskuje samym umiejscowieniem fabuły. Trudno przecenić znaczenie tego filmu dla Niemców. Doskonale portretuje jeden z najważniejszych momentów w całej ich historii, będąc przy tym znakomitą satyrą na paradoksalną tęsknotę (tzw. ostalgię) za tamtym, absurdalnym, ale wspominanym z rozrzewnieniem, bo w końcu "własnym", systemem. Dla pokolenia polskich 30- i 40-latków obraz Beckera powinien zaś być fantastyczną, sentymentalną podróżą do lat młodości, miłym wspomnieniem Piaskowego Dziadka, trabantów i korniszonów. Dla mnie, bardzo mgliście pamiętającego co nieco z tamtej epoki (wówczas ośmiolatek), znającego przedstawione w filmie wydarzenia głównie z rodzinnych opowieści i telewizyjnych dokumentów, "Good bye, Lenin!" pozostaje cenną wypowiedzią publicystyczną oraz ciepłą, uniwersalną opowieścią o sile miłości. Gdy dodam do tego jeszcze atuty w postaci wybitnej roli Daniela Brühla (Alex), świetnej gry pozostałych aktorów, wyśmienitych zdjęć i pięknej oprawy muzycznej autorstwa Yanna Tiersena ("Amelia"), nie będę się nawet silić na patriotyzm. "Good bye, Lenin!" to mój europejski faworyt do przyszłorocznego Oscara. I piszę to z pełną świadomością o przedstawicielu nie lubianej kinematografii. Najlepszy niemiecki film od czasów "Pukając do nieba bram". Suplement trzydziestolatka Najważniejsze w filmie Beckera wydaje się to, że nie przedstawił on świata czarno-białego, niezależnie od tego, o jakich czasach opowiadał. Nie demonizuje on enerdowskiej rzeczywistości, choć szczerze pokazuje jej wady (o ile jedynie "wadą" można określić pałowanie demonstrantów). Nie zachwyca się też nowym ładem po obaleniu muru, pokazując szczerze jakie pozytywne i negatywne interakcje miał on na mieszkańców Wschodnich Niemiec. Nie jest to też ani kpina, ani gloryfikacji ′ostalgii′, tęsknoty za starym systemem. Świat Beckera jest w odcieniach szarości - dokładnie tak, jak życie. Z punktu widzenia innych świadków wschodnioeuropejskich przemian, możemy dostrzec, że proces ten w NRD odbywał się jeszcze bardziej lawinowo niż u nas. Do Polski ten "zachód" jednak spływał wolniej, pamiętam jeszcze jak w drugiej połowie 1990 roku, będąc w RFN mało nie zemdlałem z wrażenia na widok rzędu telewizorów w sklepie będącym odpowiednikiem dzisiejszych Media Marktów. Do NRD nowe spłynęło szybciej - ze względu na szybsze zniesienie granic, brak bariery językowej i mniejszą barierę kulturową. Wydaje się też, że NRD było bardziej wyizolowane ze świata niż Polska, większą rolę odgrywała propaganda - choćby i z tego powodu szok przemian musiał być silniejszy. Wolfgang Becker nakręcił bardzo mądry, ciepły i głęboko ludzki film, jednocześnie utrwalając na taśmie filmowej bardzo istotny fragment współczesnej historii. Wielka szkoda, że w Polsce nie znaleźli się artyści, którzy mogliby z takim talentem opowiedzieć o tych czasach, niezmiernie ważnych przecież także i dla nas. Konrad Wągrowski
|