Niespecjalnie uwiodła mnie ta opowieść.
Dziękuję za komentarz. Skoro "dobrze opowiedziane", to nie wszystko stracone ;)
Ciekawe i dobrze opowiedziane, ale...
No właśnie, to piekielne ale. W tym wypadku zakończenie pierwszego rozdziału Marcina opowieści o windzie zdradziło koniec opowiadania.
Świetny tekst, nie mogłam się oderwać!
Mocny głos w obronie inności. Świetny koncept!
Dziewczyna pisząca z taką swobodą o macierzach, cewkach i innych technicznych sprawach to rzecz jeszcze kilka lat temu nie do pomyślenia. Tylko czekać na propozycje matrymonialne od brzydszej części czytelników.
Od strony treści i poruszanych problemów również ciekawie. Trochę mi tu Lemem zapachniało, ale to raczej komplement. W każdym razie czytało się dobrze i mam nadzieję, że dało nam do myślenia, bo zderzenie z inteligencją, której nośnikiem zamiast białka będzie krzem lub może jeszcze coś zupełnie innego chyba jest nieuniknione.
Dobrze Esensjo, że drukujecie takie teksty. Jeśli ktoś szuka czegoś równie dobrego to polecam Dyeu-Peter - do odszukania w opowiadaniach.
O rany, dzięki! Sama już o tym tekście nie pamiętałam :-)
Swietny tekst. I napisany z poczuciem humoru. Gratuluję!
16 lat temu, kiedy przeczytałem ten tekst po raz pierwszy w dodatku do magazynu CD Action, zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie - teraz po tylu latach jest podobnie ;)
W tramwajach powinni to wywieszać na oparciach foteli. Jakby wtedy weszła jakaś starowinka, to na wszelki wypadek wszyscy by ustępowali miejsca ;)
Dzięki za pozytywny odbiór
Wciągnęła mnie wartka akcja i sprawnie zrobiony przeplot fantastyki z jakże aktualną rzeczywistością.
Jakie mocne! Słyszę deszcz w górach, pomiędzy skałami. I grzmot. Drugi człowiek, jako ścieżka do wnętrza jaźni? Trzeba odejść, aby powrócić? Nie jestem pewna, czy Cię dobrze rozumiem, ale i tak dziękuję, Adrianno.
Niezła humoreska, a już zawartość sejfu generała jego kk&k mości- cud, miód i orzeszki. Autor zapomniał, że w prasłowisńskiej Galicyji wierzono tskże w leszych [mieli wciągać wroga w korzenie, a wykorzeniali wozy z zaopatrzeniem], południce [miast oślepiać nieprzyjaciół, zajmowały się praniem ciuszków], wąpierze [niestety wojskowa dieta z grochówki doprawionej czosnkiem wybitnie im nie służyła], płanetników [no cóż, ściągali chmury deszczowe, ale tylko do siebie]. Itp, itd
Zaczyna się zabawnie. Wstawka z Horpachem świetna ;) Czytam dalej...
Nie czytaj tak późno, bo i Ciebie będzie mogło dotyczyć takie "zalecenie lekarskie", misia.
Świetny warsztat, bardzo wciągające połączenie kawałka historii i tego "Czegoś" nieokreślonego, fantastycznego, mrocznego, budzącego grozę. Może to po prostu zło, które gdzieś tam czyha, w nas, w naszych sąsiadach, w bohaterze?
I aż zachciało mi się poczytać o przedwojennym Białymstoku, którego atmosfera jest tu tak plastycznie zasugerowana.
Potwierdzam - to opowiadanie czyta się zupełnie inaczej, jeśli ma się do czynienia z dziećmi w podobnym wieku. Dreszcze przenikają. Podoba mi się rytm opowiadania, ze scenami z różnych punktów widzenia i tekstami kursywą, zwiększającymi napięcie niczym pieśń w tle, coraz głośniej nucona przez chór.
Do czwartej strony super.
Miło mi :). Nigdy nie utrzymywałam, że to prorocza wizja. Obawiam się, że raczej niezamierzony odprysk po, hmm, pewnej "inspirującej" pozycji, z którą miałam styczność zawodowo.