Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Komiksy

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

komiksowe

więcej »

Zapowiedzi

komiksowe

więcej »

‹Relax #8›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułRelax #8
Data wydania1977
CyklRelax
Gatunekantologia, sensacja, SF
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk

Czar „Relaksu” #8: Amerykański proletariusz i szczęka Spielberga
[„Relax #8” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Ósma odsłona „Relaksu” przyniosła sześć opowieści rysunkowych, ale w tym aż trzy shorty. Po raz pierwszy pojawiła się praca autora zza żelaznej kurtyny (a mówiąc precyzyjniej – z Belgii). Po raz drugi nie zamieszczono komiksu opowiadającego o najdawniejszych dziejach Polski. Niejako w formie rekompensaty wrócili za to, choć jedynie na trzech stronach, Kajko, Kokosz i Miluś (ponownie w odcieniu czerwonym!).

Sebastian Chosiński

Czar „Relaksu” #8: Amerykański proletariusz i szczęka Spielberga
[„Relax #8” - recenzja]

Ósma odsłona „Relaksu” przyniosła sześć opowieści rysunkowych, ale w tym aż trzy shorty. Po raz pierwszy pojawiła się praca autora zza żelaznej kurtyny (a mówiąc precyzyjniej – z Belgii). Po raz drugi nie zamieszczono komiksu opowiadającego o najdawniejszych dziejach Polski. Niejako w formie rekompensaty wrócili za to, choć jedynie na trzech stronach, Kajko, Kokosz i Miluś (ponownie w odcieniu czerwonym!).

‹Relax #8›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułRelax #8
Data wydania1977
CyklRelax
Gatunekantologia, sensacja, SF
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Poprzedni numer „Relaksu” tak wysoko podniósł poprzeczkę, że trudno było sobie wyobrazić, aby jego następca był w stanie mu dorównać (o przeskoczeniu nie było nawet mowy). I rzeczywiście, w porównaniu z siódmą odsłoną „Magazynu Opowieści Rysunkowych” ósma prezentowała się nieco słabiej. Ale, na szczęście, tylko nieco! Okładka ponownie biła po oczach – na pomarańczowym tle widniało ciemnozielone (znów jakby przybrudzone) logo. Zupełnie nietrafiony był jednak kadr, którym opatrzono pierwszą stronę, a który miał dodatkowo zachęcić czytelników do tego, aby kupili pismo (inna sprawa, że nikt takiej zachęty już wtedy nie potrzebował, a gazeta prawdopodobnie rozeszłaby się na pniu nawet wtedy, gdyby na jej frontonie widniał wyidealizowany portret pierwszego sekretarza PZPR towarzysza Edwarda Gierka). Zamiast pojawiających się do tej pory najczęściej rysunków Grzegorza Rosińskiego, zdecydowano się na powiększenie kadru autorstwa Węgra Erno Zoráda. Nic w tym, oczywiście, złego, ale kto optował za wyborem czegoś tak wizualnie nieatrakcyjnego (i przy okazji całkowicie pozbawionego barw) – pewnie nigdy się nie dowiemy. Tym jest to dziwniejsze, że przecież w „Akcji Labirynt” nie brakowało momentów dynamiczniejszych, podnoszących ciśnienie i choćby z tego powodu znacznie bardziej nadających się do tego, by zostać „twarzą” magazynu komiksowego. Na dolnym pasku znalazły się natomiast zapowiedzi dwóch kolejnych opowieści – jedną z nich, co musiało niezwykle ucieszyć czytelników (zwłaszcza tych młodszych), był „Kajko i Kokosz” (z Milusiem straszącym krowę). A że po „Relax” sięgali przede wszystkim, choć nie tylko, uczniowie starszych klas szkół podstawowych – i to w przeważającej większości chłopcy – udowadniała rubryka zawierająca listy od czytelników. Co prawda, zostały one zapewne odpowiednio dobrane, ale nie zmienia to faktu, że przez cały czas istnienia pisma była to właśnie podstawowa grupa, w którą celowała redakcja. Inna sprawa, że ówcześni dwunasto-, trzynasto- czy czternastolatkowie dzisiaj są już poważnymi panami po czterdziestce, którzy wciąż jeszcze – w ukryciu przed pozostałymi domownikami – przeglądają rozpadające się stare numery pisma.
kliknij aby powiększyć
kliknij aby powiększyć
Część rysunkową otworzyła kolejna – po polityczno-przygodowej chilijskiej opowieści „Wolność mieszka w górach” – praca duetu Jerzy Wróblewski (rysunki) i Knab (scenariusz). Nosiła ona tytuł „508, alarm!”, a oparta była na autentycznych wydarzeniach, które miały miejsce na Górnym Śląsku sześć lat wcześniej. Inspiracją dla twórców tego sześcioplanszowego komiksu był reportaż niejakiego Janusza Roszki opublikowany w rozchwytywanym w tamtych czasach „Przekroju”. 23 marca 1971 roku około godziny szesnastej w kopalni „Rokitnica” w jednej z dzielnic Zabrza nastąpiło tąpnięcie. W wyniku wstrząsu tektonicznego na pokładzie 508, który znajdował się na głębokości 780 metrów, zapadł się chodnik; pod ziemią uwięzionych zostało dziewiętnastu górników. Natychmiast przystąpiono do akcji ratunkowej, w której udział wzięło około stu pięćdziesięciu ratowników z większości górnośląskich kopalń. W kilka godzin po zdarzeniu wyciągnięto na powierzchnię ośmiu zasypanych, nic groźnego im się nie stało. Walka o życie pozostałych trwała jeszcze przez tydzień i zakończyła się, niestety, niepowodzeniem. Z jednym tylko wyjątkiem – 30 marca natrafiono na wciąż żyjącego Alojzego Piontka1). Cudem praktycznie ocalony zabrzański górnik stał się bohaterem mediów – pisano o nim reportaże, wydano na jego temat książkę, nakręcono film dokumentalny („Czarne słońce” w reżyserii Antoniego Halora), wreszcie powstał komiks. Do legendy przeszło pytanie, które zadał swoim wybawcom już po wyniesieniu go na powierzchnię: „Co z Górnikiem? Wygrał?”2). Komiks narysowany został w typowym dla Wróblewskiego realistycznym stylu i broni się do dzisiaj. Artysta znakomicie poradził sobie ze scenami, które rozgrywają się pod ziemią, ale to nic dziwnego – zawsze przecież potrafił niezwykle przekonująco przedstawiać twardych facetów w akcji.
kliknij aby powiększyć
kliknij aby powiększyć
W zupełnie innym nastroju utrzymana była natomiast stała już rubryka Szymona Kobylińskiego „Historia z uśmiechem”, w której tradycyjnie przedstawił on kilka anegdot zobrazowanych charakterystycznymi dla niego ilustracjami. Z żarcików umieszczonych w ósmym numerze „Relaksu” czytelnicy mogli dowiedzieć się między innymi, dlaczego kronikarz Wincenty Kadłubek postanowił wstąpić do klasztoru w Jędrzejowie, jakie były początki sławnej Biblioteki Ossolińskich (uwaga, mocne!) oraz kto jest odpowiedzialny za zaśmiecanie polszczyzny obcymi słówkami. Za ciekawostkę można uznać pierwszy z tekstów autorstwa Małgorzaty Machowskiej, który powstał w oparciu o materiały, jakie przekazane zostały przez… Zakład Kryminalistyki Komendy Głównej Milicji Obywatelskiej. Redakcja magazynu zrezygnowała tym samym z publikacji krótkich opowiadań kryminalnych, a zastąpiła je utrzymanymi w tym samym charakterze relacjami z pierwszej ręki. Tekst Machowskiej był zbeletryzowanym minireportażem, którego bohaterem uczyniono niesfornego ucznia trzeciej klasy technikum mechanicznego Stanisława Goraja. Chłopak nie palił się ani do nauki, ani do pracy, miał za to wielkie marzenie – kupić sobie motor. By zdobyć nań pieniądze, postanowił zaszantażować swego dobrze sytuowanego wuja z sąsiedniej wsi. Zakończyło się to dla Staszka oczywiście katastrofą, ale jednocześnie dało redakcji „Relaksu” asumpt do wygłoszenia kilku górnolotnych, pouczających fraz skierowanych do młodych czytelników. Jak chociażby: „Bo jak wiadomo marzenia realizować należy w oparciu o własną pracę”. Brakowało jeszcze tylko nieśmiertelnego: „Bez pracy nie ma kołaczy”… Po ponad trzech dekadach tego typu artykuły nie tylko wywołują delikatny uśmieszek, ale przede wszystkim każą się zastanowić nad rzeczywistymi intencjami twórców, którzy – oprócz napiętnowania negatywnych zjawisk – gloryfikują również MO. Co chcieli dzięki ich publikacji osiągnąć – przestrzec, przestraszyć, zindoktrynować? Swoją drogą ciekawe, czy chociaż zmieniono personalia nieszczęsnego Staszka Goraja?
kliknij aby powiększyć
kliknij aby powiększyć
Kolejna odsłona cyklu „Barwa i broń żołnierza polskiego” była kontynuacją tekstu z poprzedniego numeru i rozwijała temat kirasjerów Księstwa Warszawskiego (tym razem jednak aż na ponad dwóch stronach). Krajowa Agencja Wydawnicza nie zapomniała również o zareklamowaniu swojej działalności na innym polu, zachęcając czytelników do sięgnięcia po kolejną własną serię wydawniczą – „Wszystko o…”, w której publikowano minikompendia wiedzy w najróżniejszych dziedzinach (od nauki, poprzez kulturę, historię, politykę, obyczaje, aż po sport). Intrygującym przerywnikiem była także prezentacja znaczków pocztowych wydanych w… Mongolskiej Republice Ludowej, zawierających rysunki nawiązujące do miejscowych bajek i podań. Co by nie powiedzieć – specyficzne! W pewnym sensie clou numeru stanowiła jednak druga – niestety, ponownie jedynie trójplanszowa – część „Kajka i Kokosza” (a mówiąc precyzyjniej – „Zamachu na Milusia”) Janusza Christy, który to komiks powrócił na łamy „Relaksu” po trzech miesiącach przerwy. Pojawienie się Milusia – znowu w barwach czerwono-pomarańczowych, nie zaś tradycyjnie zielonych – wywołało w Mirmiłowie wielką trwogę. Kasztelan, jak na przywódcę lokalnej społeczności przystało, postanawia rozprawić się z krwiożerczym smokiem, ale nie pozwala mu na to, jak zawsze przytomna, Lubawa. W końcu od czegoś ma wojów. Problem w tym, że żaden z nich, z Kokoszem na czele, nie kwapi się do tego, by stanąć oko w oko z potworną bestią. Rozwiązanie problemu przychodzi z zupełnie innej strony… Z kolei w „Tylko dla dorosłych” (sic! właśnie „tylko”, a nie „bajce” tym razem) Christa opowiada zaskakujące dzieje miłości księżnej Jadwigi i księcia Kubusia, którzy dożywają swoich lat w ubożuchnej chatce gdzieś na skraju lasu. Dlaczego właśnie tam, a nie we wspaniałym pałacu? Nie zdradzimy. W każdym razie pointa tej bajeczki do przesadnie radosnych nie należy.
kliknij aby powiększyć
kliknij aby powiększyć
Zdarzało się już we wcześniejszych numerach, że „Relax” zamieszczał komiksy autorów spoza Polski, ale – przynajmniej jak do tej pory – byli to rysownicy i scenarzyści z zaprzyjaźnionych krajów demokracji ludowej (Czechosłowacji i Węgier). W albumie ósmym uczyniono pierwszy wyłom i pozwolono zadebiutować twórcy zza „żelaznej kurtyny” – redaktorowi pisma „Spirou”, Belgowi Charles’owi Degotte’owi. Co zapewne było pokłosiem kariery, jaką właśnie w tym czasie zaczął robić w Europie Zachodniej – a głównie na rynku francuskojęzycznym – Grzegorz Rosiński. Narysowane przez Degotte’a króciutkie, humorystyczne „Szczęki” (nawiązujące do nakręconego dwa lata wcześniej słynnego filmu Stevena Spielberga) powstały ponoć specjalnie dla „Relaksu”, co uznać należy za kolejny dowód na rosnącą pozycję magazynu na rynku wydawniczym. Głównymi historiami ósmego numeru były jednak dwie kontynuacje – trzecie odsłony „Akcji Labirynt” i „Najdłuższej podróży”. W komiksie Tibora C. Horvátha (scenariusz) oraz Erno Zoráda (rysunki) poznajemy dalsze losy doktora Karcowa (względnie Karcewa, tłumacz stosował różne formy nazwiska), który zostaje wzięty przez Amerykanów za niemieckiego dywersanta i w trybie natychmiastowym skazany na śmierć. Szczęśliwym trafem, w jego winę nie wierzy strażnik, który pełni nad nim pieczę, co z kolei otwiera dzielnemu Rosjaninowi drogę do wolności. Nie bez znaczenia jest tu chyba także fakt, że ów skromny amerykański żołnierz w cywilu był robotnikiem i ciężko pracował w fabryce, dzięki czemu mógł odnieść się ze sporym zrozumieniem do przedstawiciela Ojczyzny Wszechświatowego Proletariatu (czytaj: Związku Radzieckiego). Fortuna sprzyja jednak Karcowowi w dwójnasób, ponieważ uciekając, wpada niechcący na interesujący go trop.
Numer zamyka (pięcioplanszowa) „Najdłuższa podróż” Rosińskiego i scenariuszowego duetu Siwanowicz-Sawicki (Rian Asars). Naukowcy, którzy wybrali się w odległą przeszłość, wciąż starają się wytropić tyranozaura, co ostatecznie im się udaje. Niejako przy okazji poznają też inne gady epoki kredowej – morskie plezjozaury i latające błotniastoskrzydłe pteranodony. Gdy jeden z podróżników, kierujący batyskafem Rosjanin Grigorij, zostaje w oceanicznej głębinie zaatakowany przez podwodne potwory, natychmiast z internacjonalistyczną pomocą spieszą mu dwaj Polacy – Andrzej i Ryszard. Z jakim skutkiem – okaże się dopiero w dziewiątej odsłonie „Relaksu”. Trzecia część ponownie obfituje w niezapomniane, pełne dynamiki kadry walk, jakie toczą między sobą dinozaury . Do czasu pierwszego „Parku jurajskiego” Spielberga chyba nikt nie poradził sobie tak dobrze z tym tematem.
koniec
6 sierpnia 2011
1) Po traumatycznych przeżyciach, które stały się jego udziałem w marcu 1971 roku, Alojzy Piontek już nigdy nie zjechał pod ziemię; niechętnie nawet, jak wspominają jego krewni i znajomi, zakładał mundur górniczy. W ciągu siedemnastu lat pracy w kopalni nabawił się pylicy, która stała się główną przyczyną jego śmierci w końcu października 2005 roku.
2) Pytanie to było w pełni uzasadnione i nie świadczyło wcale o szaleństwie uratowanego. Następnego dnia bowiem, czyli 24 marca 1971 roku, Górnik Zabrze miał zagrać na wyjeździe rewanżowy mecz z Manchesterem City w ćwierćfinale Pucharu Zdobywców Pucharów. Dwa tygodnie wcześniej w Zabrzu Ślązacy wygrali 2-0 i cała Polska liczyła na to, że w Anglii uda im się wziąć rewanż za przegrany rok wcześniej w Wiedniu finał tych rozgrywek. Niestety, stało się inaczej. W Manchesterze wygrało City 2-0, a trzeci pojedynek, rozegrany na neutralnym terenie w Kopenhadze, zakończył się porażką drużyny – w której notabene grały takie tuzy polskiego futbolu, jak Hubert Kostka, Jerzy Gorgoń, Włodzimierz Lubański, Stanisław Oślizło, Zygfryd Szołtysik i Jan Banaś – 1-3. Udzielona więc Piontkowi przez ratownika odpowiedź: „Nie martw się, stary. Będzie trzeci mecz” – musiała wielce uradować pana Alojzego.

Komentarze

02 III 2024   13:51:40

Ten Stasio brzmi jak prawdziwy uczeń wyklęty. Seba i PiS postawili mu już pomnik?

02 III 2024   18:53:10

Oho, wyborca "uśmiechniętej władzy" dał głos.

03 III 2024   21:55:11

@Mike- nie, usłyszał od nich "Spi…j, dziadu", a od "dziadka z Wehrmachtu" z kolei "Arbeit, shparragen, shnellA, shnellA!!"

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Palec z artretyzmem na cynglu
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

27 IV 2024

„Torpedo 1972” to powrót po latach Luca Torelliego, niegdyś twardziela i zabijaki, a dziś… w sumie też zabijaki, ale o wiele bardziej zramolałego.

więcej »

Holmes w tunelu czasoprzestrzennym
Maciej Jasiński

26 IV 2024

„Sherlock Holmes Society” to popkulturowy miszmasz, w którym mieliśmy w jednej historii zombie, Kubę Rozpruwacza, pana Hyde’a i wiele różnych innych motywów. Czwarty album serii domykał większość wątków, dlatego ostatnie dwa albumy to jakby nowe otwarcie. A skoro tak, to autorzy postanowili przebić to, co już było. Nic więc dziwnego, że piąta część rozpoczyna się od wybuchu bomby atomowej w samym centrum Birmingham.

więcej »

Zagubiony w samym sobie
Andrzej Goryl

25 IV 2024

„Czarny Młot” to seria, która miała bardzo intrygujący początek, ciekawie się rozwijała, ale jej zakończenie było co najmniej rozczarowujące. Po drodze ukazało się też kilka komiksów pobocznych, które w większości nie prezentowały zbyt wysokiego poziomu. Podobnie sprawa się ma z najnowszą publikacją z tego uniwersum – albumem „Pułkownik Weird. Zagubiony w kosmosie”.

więcej »

Polecamy

Jedenaście lat Sodomy

Niekoniecznie jasno pisane:

Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński

Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński

Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński

Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński

Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński

„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński

Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński

Nowe status quo
— Marcin Knyszyński

Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński

Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.