Seria „Storm” przyzwyczaiła już swoich czytelników do dużej rotacji na stanowisku scenarzysty i związanych z nią zmian okoliczności, w jakich rozgrywa się akcja opowieści. Po epickich gwiezdnych wojnach, którymi autorzy uraczyli nas w tomie trzecim, przyszedł czas na historie utrzymane w klimatach bliższych stylistyce fantasy.
Ruda walczy jak szalona
[Kelvin Gosnell, Don Lawrence „Storm #4: Legenda o Yggradsilu. Miasto potępionych” - recenzja]
Seria „Storm” przyzwyczaiła już swoich czytelników do dużej rotacji na stanowisku scenarzysty i związanych z nią zmian okoliczności, w jakich rozgrywa się akcja opowieści. Po epickich gwiezdnych wojnach, którymi autorzy uraczyli nas w tomie trzecim, przyszedł czas na historie utrzymane w klimatach bliższych stylistyce fantasy.
Kelvin Gosnell, Don Lawrence
‹Storm #4: Legenda o Yggradsilu. Miasto potępionych›
Storm należy do tych bohaterów komiksowych, których życie raczej nie rozpieszcza. Po nieudanej misji na Jowisza, powrócił na całkowicie odmienioną Ziemię i od tego czasu nie może się na niej odnaleźć. Dopóki jego uwagę zaprzątała walka o życie własne i nowopoznanych przyjaciół, odsuwał od siebie myśl o tym, że tak naprawdę nie należy on do tego świata. Kiedy jednak rozwiązał już zagadkę dotyczącą zniknięcia oceanów, zwyciężył w niemal samobójczym turnieju czempionów, uratował ofiary okrutnych eksperymentów genetycznych i rozprawił się z przybyłymi z kosmosu Azurianami, na horyzoncie pojawiło się nowe niebezpieczeństwo. Jest nim bezczynność i wynikające z niej autodestrukcyjne ciągoty.
Storm wbrew sobie stał się przywódcą narodu i musi sprostać związanym z tym stanowiskiem obowiązkom. Nie jest to jednak życie odpowiednie dla niego. Coraz częściej nawiedzają go nostalgiczne refleksje na temat Ziemi, którą bezpowrotnie utracił. Zamiłowanie do przeszłości i związana z nim nadzieja na powrót do swoich czasów skłaniają go do podjęcia desperackiego kroku. Postanawia mianowicie wrócić na Jowisza i jeszcze raz pogrążyć się w czerwonej plamie, która przeniosła go do tak obcej mu przyszłości. W tej wyprawie towarzyszy mu Rudowłosa, która z kolei nie wyobraża sobie życia bez Storma.
Ponowna wizyta na Jowiszu nie przenosi jednak dwójki bohaterów do upragnionej przeszłości, ale ponownie przerzuca ich w odległą przyszłość. Jak się okazuje Ziemia przeszła kolejną metamorfozę – tym razem Storm i Rudowłosa lądują bowiem w świecie zamieszkanym przez dziwne, przypominające dinozaury, stwory. Toczą one walkę z ludźmi, którzy z jakichś powodów dążą do ich całkowitej eksterminacji. Dzielny podróżnik w czasie i jego towarzyszka wplątują się zatem w kolejną intrygę, która rzuca ich w sam środek śmiertelnie niebezpiecznego konfliktu. By rozwikłać zagadkę będą musieli przebyć długą drogę wiodącą z gorącej Australii aż po skutą lodem Antarktydę.
Dwie opowieści tworzące czwarty tom wydania zbiorczego „Storma”, czyli „Legenda o Yggdrasilu” i „Miasto potępionych” tworzą zwartą całość, która utrzymana jest już w zupełnie innej tonacji niż poprzednie albumy. Po epickich, gwiezdnych walkach z Azurianami, Storm i Rudowłosa angażują się w przygodę, w której znajdziemy znacznie więcej elementów charakterystycznych dla gatunku fantasy. Niebezpieczne, smokopodobne stwory, skrzydlate konie, rycerze, niesamowite krainy, mroczne jaskinie i - oczywiście - skąpo odziane bohaterki przywołują skojarzenia z klasycznymi opowieściami. Co ciekawe, zmiana garderoby w przypadku Rudowłosej idzie w parze ze zmianą jej roli w całej intrydze. Dziewczyna wreszcie wychodzi bowiem z cienia Storma i staje się jedną z kluczowych postaci – w wielu sytuacjach przejmuje inicjatywę, dzielnie walczy i niejednokrotnie ratuje życie swojemu towarzyszowi. Ta zmiana jest szczególnie widoczna w albumie „Miasto potępionych”, gdzie Rudowłosa musi także podjąć walkę z piękną a zarazem diaboliczną Anor, kontrolującą umysł Storma. Trzeba przyznać, że ta zmiana wypada bardzo przekonująco i przydaje całej serii atrakcyjności.
Wszystkie te modyfikacje zawdzięczamy nowemu – czwartemu już w historii serii – scenarzyście. Za opowieściami zawartymi w czwartym tomie stoi brytyjski twórca Kelvin Gosnell. To właśnie on postanowił zmienić scenografię tej historii, zastępując gigantyczne statki kosmiczne stworami przywołującymi skojarzenia z „Parkiem Jurajskim”. O różnorodnych inspiracjach scenarzysty oraz jego niełatwej współpracy z rysownikiem i redakcją magazynu „Eppo” dowiadujemy się z czwartej części tekstu „Nieodkryty Storm” zamieszczonej w tomie. Dość powiedzieć, że ta pozornie udana kooperacja była jednak pełna napięć i wzajemnych nieporozumień, za sprawą których Gosnell pożegnał się z serią po zaledwie dwóch albumach.
Choć scenarzyści serii zmieniają się jak w kalejdoskopie, to na stanowisku jej rysownika niezmiennie trwa Don Lawrence. W zasadzie o jego rysunkach powiedziałem już w poprzednich recenzjach chyba wszystko. Kolejny album potwierdza nie tylko jego kunszt, ale także umiejętność sprawnego poruszania się w rozmaitych gatunkach. Świat przedstawiony w „Legendzie o Yggdrasilu” oraz „Mieście potępionych” wypełniają fantastyczne stworzenia, przepiękne krajobrazy oraz epickie, futurystyczne konstrukcje. Krótko mówiąc połączenie elementów science-fiction i fantasy wyszło mu bardzo przekonująco. Co więcej, można odnieść także wrażenie, że poszczególne kadry zyskały nieco na dynamice. Tym razem bowiem w centrum uwagi są ludzie, a nie gigantyczne maszyny. Album obfituje w pełne akcji kadry, na których możemy podziwiać walki i inne heroiczne wyczyny Storma oraz Rudowłosej. Niezmiennie też niesamowite wrażenie robią całostronicowe kadry, będące w istocie małymi obrazami. Kilka dodatkowych grafik i szkiców Lawrence’a wykorzystano także jako ilustrację tekstu opisującego kulisy pracy nad komiksem.
Czwarty tom „Storma” przynosi zatem całkowitą zmianę nastroju i rytmu opowieści, ale nadal jest to opowieść, którą bardzo dobrze się czyta. Prosta, przygodowa historia bez wątpienia dostarczy sporą dawkę porządnej rozrywki miłośnikom klasycznych komiksów. Powody do satysfakcji będą mieć również wszyscy, którzy narzekali dotąd na to, że autorzy nie wykorzystują potencjału tkwiącego w Rudowłosej. W historii stworzonej przez Kelvina Gosnella piękna bohaterka wreszcie wychodzi z cienia, a chwilami odgrywa nawet pierwszoplanową rolę. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że w kolejnych tomach ten trend zostanie zachowany. Co ważne, „Storm” pozostaje także serią, która stanowi prawdziwą ucztę dla oka. Hiperrealistyczne rysunki Dona Lawrence’a utrzymane w malarskiej stylistyce bez wątpienia wyróżniają tę serię spośród wszystkich wydawanych obecnie na naszym rynku.
