Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Instytucjonalny obrońca pokrzywdzonych, czyli Józefa Mackiewicza przygody z reportażem, część 1

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 4 5 6

Sebastian Chosiński

Instytucjonalny obrońca pokrzywdzonych, czyli Józefa Mackiewicza przygody z reportażem, część 1

Zawsze i wszędzie manifestujący swe antykomunistyczne poglądy Mackiewicz pytał w jednym z artykułów: Kto u nas robi komunistów? I pośrednio odpowiadał: […] działalność poszczególnych naszych organów administracyjnych […] przez swą nieudolność, biurokrację, a często chyba złośliwość, stanowi źródło ogólnego przygnębienia, apatii i zniechęcenia. Stąd już niedaleka droga do zanegowania rzeczywistości i poddania się propagandzie komunistycznych agitatorów. Białoruski chłop, wyraźnie nastawiony antybolszewicko (nastrój ten opiera się, zdaniem Mackiewicza, na panujących w ZSRR głodzie i biedzie, wypadkach rozstrzeliwań i widmie kołchozów), nie jest przez polską władzę w poglądach tych utwierdzany. Przeciwnie, władza ta robi wszystko, by chłopa do siebie zniechęcić.
Jak bowiem wytłumaczyć wybudowanie w miejscowości Sarny na Polesiu (pod samą granicą sowiecką) pomnika wojewody śląskiego Michała Grażyńskiego7)? Wznieść go mieli „wdzięczni robotnicy”. Ale skąd? Ze Śląska? Nie bez ironii Mackiewicz komentował to następująco: Polityka na Kresach dąży do „konsolidacji” wszystkich żywiołów, do „zjednoczenia”, do „scementowania” wschodnich połaci kraju z „Macierzą”. Każdy cudzysłów miał tutaj swoje znaczenie. Oburzenie prasy z Polski zachodniej na „złośliwość” Mackiewicza, o którą go posądzano, skomentował dziennikarz krótko, publikując w „Słowie” siedem różnych zdjęć pomników wdzięczności dla wojewody Grażyńskiego, człowieka, który w żaden przecież sposób nie zasłużył się tej ziemi. Zabrał również Mackiewicz głos w dyskusji, jaka wybuchła po przeniesieniu przez biskupa Adama Sapiehę trumny marszałka Piłsudskiego z krypty św. Leonarda na miejsce pod wieżą Srebrnych Dzwonów. Dziennikarz nie zwykł wydawać pochopnych sądów i opinii, wybrał się więc specjalnie do Krakowa, aby zbadać sprawę. Po powrocie – stojąc w opozycji do większości publicystów w Polsce – napisał: Ze wszystkich krypt, które oglądałem, najgorzej przedstawia się Leonarda – najlepiej Srebrnych Dzwonów. Tym samym zgadzał się z decyzją biskupa Sapiehy, uznając za kłamstwa wszystkie doniesienia o znieważeniu czy też profanacji zwłok marszałka. Jak sądzę, ten obiektywizm poglądów nie mógł mu w tamtym czasie przysporzyć zwolenników wśród wyznawców komendanta, którzy zgodnie wystąpili z potępieniem biskupa.
Troszczył się jednak Mackiewicz nie tylko o los zwłok marszałka. Gdy sprowadzono do Polski z Leningradu w zaplombowanej trumnie ciało ostatniego polskiego króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, publicysta „Słowa” udał się do Wołczyna – na miejsce jego pochówku. Rok później pojechał tam ponownie. Z oburzeniem skonstatował, że kościół, w którym znajduje się ciało, uległ dużemu zniszczeniu. Byliśmy [redakcja „Słowa”] przeciwni pozostawieniu szczątków Stanisława Augusta w Wołczynie. Uważaliśmy Wawel za miejsce bardziej odpowiadające jego randze historycznej – napisał, kryjąc w tych słowach duży żal.
W tych reportażach ujawniał Mackiewicz przede wszystkim konflikty społeczne Wileńszczyzny i Polesia. Polemizował ze stereotypowymi wyobrażeniami tzw. Kresów, zarazem chwalił piękno ich pejzażu, skromność i pracowitość zamieszkujących te ziemie ludzi. Opisywał sytuacje konfliktowe między ludnością a administracją państwową i policją. Śledził nonsensy organizacyjne i absurdy administracyjne. Drażniła go zawsze niechęć do mówienia głośno o sprawach drażliwych, trudnych. Nie godził się z ich przemilczaniem z obawy przed naruszeniem „interesu państwa”. Nigdy też nie wahał się przed ujawnieniem indolencji i głupoty władz. Przemawiał przy tym za każdym razem w imię nadrzędnego interesu Polski. Jego zdaniem to właśnie głupota, niesprawiedliwość, krzywda pojedynczych ludzi powodowana tępotą urzędników szkodziły nade wszystko prestiżowi Rzeczypospolitej. Maria Zadencka ten okres twórczości Mackiewicza w przedmowie do krajowego wydania „Zwycięstwa prowokacji” scharakteryzowała następująco: Mackiewicz był nieustannie w drodze, opisy jego podróży obecne były niemal w każdym reportażu […] trud reporterski pokonywania przestrzeni jednał czytelniczą sympatię. W reportażach objawiał się Mackiewicz jako wróg biurokracji. Tropił oszustwa urzędnicze, najrozmaitsze przejawy złego czy głupiego funkcjonowania instytucji, czy indolencji władz. Były kampanie, które wygrywał, więc wiele osób zwracało się do niego o pomoc, o obronę swych praw. Każdą sprawę, o której pisał, poznawał dokładnie, opisywał logicznie i chronologicznie. Z reguły okazywało się, że winna w danym wypadku jest instytucja, władza. Ludzie, których bronił, reprezentowali często niepisane prawa tych ziem, ignorowane, nierozumnie zwalczane przez nie znające miejscowych warunków władze.
Ruiny kościoła w Wołczynie<br/>© Ирина Швец<br/>Fot. za www.babinets.com
Ruiny kościoła w Wołczynie
© Ирина Швец
Fot. za www.babinets.com
Jak sam Mackiewicz obliczył, przeszedł i przejechał w samym tylko 1938 roku 26 132 kilometrów. Podróżował koleją (18 170 km), samolotem (4900 km), samochodem (2445 km), furmanką (334 km), statkiem po rzekach (268 km), nawet na nartach (15 km). Jeździłem okrągły rok, tędy, owędy – pisał. – Wychodząc z nagrzanego wagonu, przesiadałem się na sanie, czekałem cierpliwie, aż woźnica podepchnie burkę. Jechałem czasem po rozpalonym na słońcu kurzu, słuchając strzykania polnych koników, a bywało tak gorąco, że ptaki wolały spać w koronach drzew. Rok 1938 to jednak nie tylko ciągłe podróże, to także wytężona praca. W tym bowiem roku ukazała się nakładem „Słowa” reporterska książka Mackiewicza „Bunt rojstów”, dedykowana córce mojej Haluni, żeby poznała kraj rodzinny. Przyniosła ona dziennikarzowi spory sukces wśród czytelników i nagrodę „Wiadomości Literackich”. Wstępy do niej napisali Ferdynand Antoni Ossendowski i Ludwik Chomiński, co było dla autora sporym wyróżnieniem.
Maszynopis „Buntu rojstów” wysłał Mackiewicz Ossendowskiemu. Książka bardzo mu się spodobała i autor „Lenina” oraz słynny podróżnik odpisał listem, który znalazł się później w przedmowie. Nie widzieliśmy się nigdy i nie dzieliliśmy się swymi myślami, które przy bliższej znajomości stałyby się zapewne – dumami, pełnymi troski palącej i jadowitej trwogi – pisał znany i niezwykle popularny w całym kraju autor powieści podróżniczych i przygodowych. – Każdy, najmniejszy reportaż, umieszczony w książce Pana, żywym echem odbił się w moim sercu i obudził w nim wspomnienia tego, co przejrzałem własnymi oczyma, co przeczułem i przeniknąłem instynktem pisarza i podróżnika, przemierzając rojsty, hała, puszcze, wąwozy, wierchy górskie, jary i bezkresną równinę naszych kresów […]. Bunt rojstów stanie się niezmiernie ważnym i pouczającym dokumentem historycznym wartości pierwszorzędnej. Trafił Ossendowski w sedno pisząc dalej: Prawdziwą zasługą Pana jest śmiałe odsłonięcie rzetelnej prawdy o naszych kresach, gorące serce autora, łomocące szybkim tętnem współczucie i miłość dla ludzi, zapomnianych przez wszystkich oprócz sekwestratora i rzutkich przedstawicieli radosnej twórczości, co to wolą wpisać do księgi bierczej trzy złote podatku, zabrać sielawy rybakom, wspaniałomyślnie pozwalając im sądzić się ze Skarbem Państwa, czy z jakąś tam potężną Dyrekcją. […] Tak, Bunt rojstów jest książką buntowniczą, bo z każdej strony jej krwią serca bije pod szare, posępne niebiosa tej piaszczystej i hriaznoj ziemi wołanie namiętne: – To tylko państwo jest godne posiadać własne prawa, w którym każdy obywatel tego swego prawa broni.
Ludwik Chomiński pisał natomiast i ostrzegał: Tego buntu [rojstów], a raczej przygrywki do niego, będziemy świadkami, jeśli przeczytamy wnikliwe karty tej, dla wielu rewelacyjnej, książki. […] Otwórzmy oczy na tę rzeczywistą rzeczywistość, w której niedostrzegalnie dla p.t. opinii publicznej żyją doły szerokiej połaci naszego państwa, i posłuchajmy jak tę rzeczywistość podchwytuje autor na gorącym uczynku w momentach rodzących się odgłosów burzy. – Zdławmy w sobie wstyd przy czytaniu pewnych ustępów, wstyd za niektóre poczynania, bo jako Polacy nie możemy się nie czuć współwinni – i bądźmy wdzięczni za ostrzeżenie, bijące z poniższych stronic, za bicia na trwogę nawet tam, gdzie zda się toń jeszcze spokojna i grunt pewny pod nogami, a ledwie czuć początek podziemnego drżenia… – Kto umie myśleć i wnioski wyciągać – z przerażeniem przerzuci te karty i nie zazna spokojnego snu, nim ręki nie przyłoży do odwrócenia niebezpieczeństwa, wywołanego może nie złą wolą, a przez bezmyślność i nieznajomość rzeczy. To słowa jednego z przyjaciół Mackiewicza, dla którego „idea krajowości” także była wciąż żywa i bliska sercu.
„Bunt rojstów” to jedenaście reportaży, z których prawie wszystkie drukowane były wcześniej w „Słowie”. Na potrzeby książki zostały one przeredagowane, połączone tematycznie w większe całości; nadał im Mackiewicz ten ostateczny, pisarski kształt i szlif. Mamy tu więc historię buntu rybaków naroczańskich („Bunt Narocza”), opis polowań dygnitarzy w Puszczy Rudnickiej („Dygnitarz i łosie”) i skandalu związanego z budową portu w Drui („Podróż na północ”), opis Polesia po ogromnym pożarze błot, który miał miejsce 21-23 listopada 1935 roku („Wpław przez Polesie”), historię konfliktu w wołożyńskiej szkole („Rynsztok i szkoła w Wołożynie”) i „odkrycia” wsi Mitrycze („Przez błotną pustynię wiedzie droga do raju”). Nie zabrakło krytyki owej, wspomnianej przez Ossendowskiego, „radosnej twórczości” na temat Kresów („Droga ich powrotu”) ani rozważań Mackiewicza o stosunkach między ludnością żydowską a białoruskimi chłopami („A Szwarce Bor”). Opisał też nadużycia władzy w Jeziorach („Miasteczko”). Te reportaże niewiele różniły się od swoich pierwodruków w „Słowie”.
Znacznie natomiast poszerzony został problem sekciarstwa na Kresach. W reportażu zatytułowanym „Błędne ogniki” Mackiewicz zastanawiał się nad zjawiskiem odchodzenia tutejszej ludności od prawosławia i przechodzenia do baptystów, zielonoświątkowców i najróżniejszych sekt. Ruch sekciarski – pisał – znalazł szerokie pole rozwoju, właśnie na podłożu materialnej nędzy, przeciwstawiając jej głębię duchową. Być może jest w nim trochę mistycznej reakcji na bliskość bezbożnej granicy sowieckiej. Nie ma się jednak czego obawiać, uważał. Chłopi naszych wschodnich powiatów odwrócili się ideologicznie od komunizmu, odkąd kołchozy rozwiały resztki iluzji. By jednak nie popadać w nadmierny zachwyt, dodawał: Ale tam źle i tu źle. Mimo to w sekciarstwie dostrzegał więcej dobra aniżeli zła. […] każdy członek sekty poszczególnie jest zjawiskiem bezwzględnie dodatnim – dowodził – jako jednostka uczciwa i przeciwstawiająca bezbożnej agitacji bolszewickiej na granicy pełnię niespożytej energii religijnej i etyki życiowej.
W innym reportażu – „Malkontent i defetysta” – opisał Mackiewicz swoją wizytę u człowieka, którego urzędnicy państwowi uznali za takiego właśnie „szkodliwego typa”. Po rozmowie z nim autor doszedł do wniosku, że jest on „malkontentem i defetystą”, gdyż: występuje w obronie praw samorządu, nie idzie w pochodzie Święta Morza, nie podpisuje depesz gratulacyjnych z powiatu, nie głosuje za każdym postulatem starosty, nie jest prezesem ani sekretarzem i nie należy do żadnych organizacji. Jest za to wzorcowym gospodarzem, wspominającym czasami stare, carskie czasy, gdy było „rozsądniej” niż teraz. Nie trzeba chyba dodawać, że zdobył on sporą sympatię reportażysty „Słowa”, uosabiając sobą postać skromnego a pracowitego człowieka „tutejszego”, który nie tracił cennego czasu na przynależność i „działalność” w fikcyjnych organizacjach społecznych tylko po to, aby przypodobać się władzy.
Jerzy Malewski o „Buncie rojstów” napisał: [w książce tej] Mackiewicz charakteryzował społeczną specyfikę ziem byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego. Obok sugestywnych opisów przyrody Wileńszczyzny i Polesia przedstawił przede wszystkim konflikty polityczne, religijne i ekonomiczne na tych terenach. Wyraźnym tonem książki było wyczulenie autora na krzywdę i niesprawiedliwość spotykającą tutejszych ze strony – najczęściej niekompetentnej – administracji państwowej. Mackiewicz prezentował wschodnie tereny II Rzeczypospolitej jako ziemię nieznaną, obszar legendarny, ale znajdujący się poza wyobraźnią cywilizacyjną Polaków z dawnej Kongresówki […]. Taki stosunek do terenów byłego W. X. L. Mackiewicz uważał za poważny błąd rządów warszawskich, toteż w jego książce jawnie dostrzeżono nie tylko egzotyczny reportaż, lecz także pośrednią krytykę polityki wschodniej rządu II Rzeczypospolitej. Uwagi te można odnieść do całej twórczości reporterskiej Mackiewicza. Twórczości, którą Malewski scharakteryzował następująco: […] to laboratorium małych form literackich. Pokaz fantastycznego słuchu językowego, doskonałych dialogów, scenek rodzajowych i mikrobiografii całej galerii typów ludzkich. Nie byłoby zapewne pisarza Józefa Mackiewicza, gdyby nie te lata reportażowania i poznawania odległych zakątków II Rzeczypospolitej. W tych reportażach zatem, broniących praw pojedynczych ludzi i całych grup, walczących z głupotą i zakłamaniem, rodził się Mackiewicz-powieściopisarz, jeden z najwybitniejszych polskich epików naszego wieku.
koniec
« 1 4 5 6
11 października 2007
1) Hromada – a właściwie Białoruska Rewolucyjna Hromada, później przekształcona w Białoruską Socjalistyczną Hromadę – była pierwszą partią polityczną powstałą na Białorusi (w 1902 roku). Działała ona również w okresie międzywojennym na terenie II Rzeczypospolitej. Całkowicie zinfiltrowana przez bolszewików służyła przede wszystkim do szerzenia propagandy komunistycznej wśród białoruskich chłopów. Jako organizacja antypaństwowa była w Polsce nielegalna, a za przynależność do niej można było trafić do więzienia.
2) Te przyczyny polityczne to ciągnący się przez całe dwudziestolecie międzywojenne konflikt o Wilno, które Polska wydarła Litwie po tzw. „buncie” Żeligowskiego. 8 października 1920 roku na rozkaz naczelnika państwa Józefa Piłsudskiego „zbuntowały” się oddziały dowodzone przez generała Lucjana Żeligowskiego i wkroczyły do stolicy Wileńszczyzny. „Bunt” miał usprawiedliwić fakt, że w armii tej służyli głównie Polacy pochodzący z Wilna i okolic. W efekcie utworzono najpierw kadłubowe państewko nazwane Litwą Środkową, którego parlament podjął na początku 1922 roku decyzję o przyłączeniu do Polski. Sejm II RP oczywiście wyraził na to zgodę, co ostatecznie pogrzebało jakiekolwiek możliwości porozumienia polsko-litewskiego.
3) Bronisław Pieracki – w wojsku dosłużył się stopnia pułkownika (pośmiertnie został awansowany na generała brygady) – był w latach 1931-1934 ministrem spraw wewnętrznych. 15 czerwca 1934 padł ofiarą zamachu. Przed warszawskim lokalem Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem zastrzelił go działacz Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN). Po tej zbrodni przystąpiono do walki z radykałami ukraińskimi; w tym celu stworzono obóz odosobnienia – a nie, jak często pisano w PRL-owskiej publicystyce, obóz koncentracyjny – w Berezie Kartuskiej na Polesiu. Trafiali tam głównie wywrotowcy ze środowisk komunistycznych i skrajnie prawicowych (KPP, ONR). W późniejszym okresie, po śmierci Piłsudskiego i powołaniu do życia faszyzującego Obozu Zjednoczenia Narodowego, więziono tam również, niestety, przeciwników politycznych. Źródła informują, że w ciągu 5 lat istnienia obozu (1934-1939) zmarło w nim nie więcej niż dwudziestu więźniów.
4) Chodzi o otwierający „Bunt rojstów” tekst pt. „Błędne ogniki”.
5) Chodzi tu najprawdopodobniej o kniazia wołyńskiego Dawida Igorowicza, który sprawował władzę w okresie rozbicia dzielnicowego na Rusi.
6) Wanda Pełczyńska była żoną pułkownika, a następnie generała Tadeusza Pełczyńskiego, jednego z przywódców Armii Krajowej i dowódców powstania warszawskiego. Urodziła się w… Puerto Rico. W czasie I wojny światowej służyła w I Brygadzie Legionów Polskich Piłsudskiego jako kurierka. W niepodległej Polsce zajmowała się dziennikarstwem, w latach 1935-1938 była posłanką na Sejm. Zmarła w Londynie w 1976 roku.
7) Michał Grażyński był – obok Wojciecha Korfantego – najbardziej znanym działaczem na Śląsku w czasach II RP. Obaj panowie pozostawali jednak w permanentnym konflikcie w czasie, kiedy Grażyński pełnił funkcję wojewody śląskiego (1926-1939). Korfanty zarzucał mu przede wszystkim, że nie jest rodowitym Ślązakiem (pochodził z Małopolskiego Gdowa), a stanowisko wojewody zawdzięcza jedynie swojej wierności wobec Piłsudskiego. Patrząc obiektywnie, nie da się tych zarzutów traktować poważnie. Grażyński zrobił wiele dla rozwoju gospodarczego Śląska. Nawet tak dużo, że podpadł tzw. „żubrom wileńskim”, czyli konserwatywnym ziemianom, którzy sprzeciwiali się prowadzonej przez niego polityce uprzemysłowienia kraju. Do krytykujących go dziennikarzy należał m.in. redaktor naczelny wileńskiego „Słowa” Stanisław Cat-Mackiewicz, brat Józefa. Warto jeszcze wspomnieć, że w latach 1931-1939 Grażyński był przewodniczącym ZHP (bardzo dla tej organizacji zasłużonym), a we wrześniu 1939 roku przez dwanaście dni - nawet ministrem ds. propagandy. Na emigracji został pozbawiony przez premiera generała Władysława Sikorskiego wszystkich funkcji i zesłany na Wyspę Węży w okolicach Szkocji, gdzie stworzono… obóz odosobnienia dla przeciwników nowych władz. Zmarł w Londynie w 1965 roku.

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (25)
Andreas „Zoltar” Boegner

8 V 2024

Pora przedstawić książkę, która okazała się najlepiej przyjętą przez czytelników powieścią SF 2021 roku. Nie zaniedbam również krótkiej formy i spojrzę na kolejną antologię opowiadań wielokrotnie nominowanego do nagród wydawnictwa Modern Phantastic.

więcej »
Okładka <i>Amazing Stories Quarterly</i> z wiosny 1929 r. to portret jednego z Małogłowych.<br/>© wikipedia

Stare wspaniałe światy: Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
Andreas „Zoltar” Boegner

11 IV 2024

Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (24)
Andreas „Zoltar” Boegner

7 IV 2024

Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż autora

Jazzowe oblicze noise’u i post-rocka
— Sebastian Chosiński

Kto nie ryzykuje, ten… w spokoju nie żyje
— Sebastian Chosiński

W starym domu nie straszy
— Sebastian Chosiński

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
— Sebastian Chosiński

Płynąć na chmurach
— Sebastian Chosiński

Ptaki wśród chmur
— Sebastian Chosiński

„Czemu mi smutno i czemu najsmutniej…”
— Sebastian Chosiński

Pieśni wędrujące, przydrożne i roztańczone
— Sebastian Chosiński

W kosmosie też znają jazz i hip hop
— Sebastian Chosiński

Od Bacha do Hindemitha
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.