Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 1 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Instytucjonalny obrońca pokrzywdzonych, czyli Józefa Mackiewicza przygody z reportażem, część 1

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 4 5 6 »

Sebastian Chosiński

Instytucjonalny obrońca pokrzywdzonych, czyli Józefa Mackiewicza przygody z reportażem, część 1

Kiedy zażegnano konflikty na Miadziole i Naroczu, wybuchła nowa – sprowokowana przez dyrekcję Lasów Państwowych w Wilnie – awantura w Brasławskiem. Dyrekcja nakazała chłopom łowiącym na należących do niej jeziorach Smudo, Strusto i Wojso wykupienie rocznej karty rybackiej (za 17 zł) i zapłacenie za możliwość samego łowienia 25 zł (razem 42 zł), a nie 10 zł, jak wszędzie do tej pory bywało. I znów doszło do buntu rybaków, którzy udali się do starosty z papierami dokumentującymi prawa wolnego połowu. Nikt jednak nie chciał im pomóc. Wówczas chwycili za broń ostateczną: w dno jeziora powbijali kosy, które cięły zastawione przez dyrekcję sieci i uniemożliwiały jej połowy; na dodatek chłopi – bez żadnych kart – łowić zaczęli na wędki. Zapanował całkowity chaos, nadszarpujący autorytet prawa wśród białoruskich chłopów – ustawa rybacka po raz kolejny udowodniła swą nieprzydatność na Kresach Wschodnich.
Do sprawy Narocza powrócił Mackiewicz po roku, obwieszczając czytelnikom „Słowa”, że eksperyment się nie udał. 3 stycznia 1937 roku dyrekcja Lasów Państwowych usunięta została z nieograniczonego władania nad Naroczem, przywrócono na jeziorze stan sprzed wprowadzenia ustawy rybackiej. Konflikt ciągnął się przez rok, a w ciągu tego czasu zakuto jednak w kajdany uczciwych ludzi, innych pozbawiono chleba (ryby), a wielu, wielu usposobiono nieprzychylnie do Państwa, które poniosło tam straty gospodarcze i polityczne. Tym samym polskie ustawodawstwo narażone zostało na śmieszność, zaś zrównanie dyrekcji Lasów z prawami rybaków, choć było aktem sprawiedliwości, nie mogło wszystkiego naprawić, a tym bardziej zatrzeć nieprzyjaznego wrażenia. Pozostał też problem – co należy zrobić dalej? Mackiewicz proponował: […] wyłączyć jezioro Narocz i Miastro spod obowiązku tworzenia obwodów rybackich. To pierwszy warunek. […] Stworzyć z faktycznych właścicieli i użytkowników dobrowolną spółkę rybacką w oparciu o kredyty państwowe bądź prywatny kapitał chrześcijański. Czy ktokolwiek wziął sobie rady dziennikarza do serca, trudno powiedzieć. Wiadomo natomiast, że na łamach „Słowa” więcej do tej sprawy Mackiewicz już nie powrócił.
Śledząc absurdy administracyjne, trafił Mackiewicz po raz kolejny do Drui. Postanowiono wybudować tu port, aby spławiać przezeń drewno do Rygi. Miała to być druga Gdynia. Pomysł jednakże był od samego początku chybiony, decyzja ta – zdaniem Mackiewicza polityczna – nie posiadała bowiem żadnego uzasadnienia w gospodarczych potrzebach tych terenów. W lutym 1936 roku państwo postanowiło wycofać się z tej budowy, sprawa portu wypadła nawet z rocznego budżetu państwowego. Ten przykład jawnej niekonsekwencji i braku przyzwoitości oburzał Mackiewicza, uważającego, że jeśli cokolwiek zaczęło się robić, powinno to zostać doprowadzone do końca. Tymczasem wybudowano 89 kilometrów kolei. Do rzeki Drujki – którą drewno miało być dalej spławiane – zabrakło zaledwie kilometra. Drewno zatem dowożono dalej koleją, a potem jeszcze furmankami do rzeki, co zdecydowanie podwyższało koszty, często czyniąc spław nieopłacalnym. Cały ten absurd doprowadził do tego, że na razie w Drui wytworzyła się sytuacja paradoksalna. Miasto nie tylko nie zarobiło na wybudowaniu kolei, ale przeciwnie – straciło, podupadło i wygląda strasznie. Administracja państwowa zaś zachowywała się, jakby Druja nigdy nie istniała, jakby miasteczka wcale nie było na mapie. […] nic, ale to absolutnie nic, nie robi się dla podniesienia gospodarczego Drui, dla przygotowania gruntu pod zamierzenia przyszłości. Tylko się mówi… – pisał Mackiewicz, dając upust swojemu niezadowoleniu.
Podobną sytuację zastał w Chełmie lubelskim, dokąd zawiodły go pogłoski o roztrwonieniu milionów złotych na budowę „miasta-upiora”. Zaczęło się wszystko w roku 1928, kiedy to zaplanowano tam (rozłożoną na 3-4 lata) budowę siedziby Radomskiej Dyrekcji Kolejowej. Wybudować miano biura i mieszkania dla tysięcy urzędników. Z początku prace szybko posuwały się naprzód: postawiono 150 domów, zbudowano 22 ulice, bocznice kolejowe, szosy, szkoły, drogi dojazdowe do miasta. Koszty planowano na 30 milionów zł, miasto miało być oddane już w 1930 roku, gdy nagle wszystko stanęło. Od chwili rzucenia pomysłu budowy minęło 8 lat – i nic! Powstało miasto-widmo, miasto-upiór. Budowa każdej ulicy kosztowała milion złotych (razem 22 miliony); gdy jednak nadeszła zima 1929 roku – notabene, bardzo mroźna – nikt nie pomyślał o zabezpieczeniu fundamentów. Ulice i mury domów uległy zniszczeniu, zaczęto mówić, że budowa diabła warta. Stracili wszyscy: prywatni przedsiębiorcy, stary Chełm, który zaangażował się w budowę nowej części miasta, przez co został doprowadzony do ruiny, i przede wszystkim Skarb Państwa, wyrzucający pieniądze w błoto na coroczną konserwację tego, co już zostało wybudowane.
Sprawę całą, jak zapewne często w takich przypadkach bywało, zatuszowano. Skandalem jest – pisał na to Mackiewicz – że nikt w Polsce nie ponosi odpowiedzialności za roztrwonienie 22 milionów złotych ze Skarbu Państwa. W przeciągu ośmiu lat trwania całej afery nie słyszeliśmy o żadnym procesie w tej sprawie. To jedna strona medalu. Druga była równie niewesoła. W Chełmie marnowano pieniądze (w imię czego? – pyta Mackiewicz), gdy tymczasem brakowało kredytów na rozwój Wileńszczyzny. Sporządzona przez dziennikarza lista zaniechań jest długa: a) zmarnowano port w Drui, gdyż zabrakło pieniędzy (Zabrakło kredytów na bocznicę na przestrzeni jednego kilometra. Zmarnowano całą koncepcję, bo ktoś musiał zarabiać w Chełmie…); b) w 1929 roku odmówiono przekucia linii kolejowej Dukszty-Druja z wąskotorowej na normalną; c) podobnie z linią Nowojelnia-Nowogródek; d) odrzucono postulaty Narocza i Polesia, których wprowadzenie miało wzmocnić i zwiększyć ruch turystyczny na tym terenie; e) nie usprawniono połączenia między Brześciem a Wilnem; f) nie zbudowano normalnej linii kolejowej na trasie Wilno-Głębokie (która była często uczęszczana, a na której przejazd 202 km zajmował… 12 godzin); g) w połowie tylko odbudowano – po zniszczeniach wojennych – dworzec w Brześciu litewskim; h) nie zbudowano porządnej stacji w Białowieży i Niemnie pod Lidą. Mackiewicz podał jeszcze więcej przykładów braku gospodarności na Wileńszczyźnie. Bolał go stosunek Warszawy do tych ziem, uważanych przez cały czas jedynie za kresy i z tego powodu traktowanych po macoszemu. Raziła go bezduszność administracji, która potrafiła tylko pobierać podatki, nie dając nic w zamian.
Szemetowszczyzna. Dwór Skirmunttów obecnie<br/>© К. Шастоўскі<br/>Fot. za www.radzima.org
Szemetowszczyzna. Dwór Skirmunttów obecnie
© К. Шастоўскі
Fot. za www.radzima.org
Potwierdzeniem jego poglądów na ten temat było postępowanie administracji państwowej w stosunku do ludności Polesia, która na przednówku 1936 roku stanęła przed widmem głodu. Winna była tu zima, a raczej – jej brak. Od lat bywało na Polesiu tak, że jesienią i wiosną puszcze zalewała woda; wszyscy czekali więc na mrozy, aż woda się zetnie. Wówczas wchodzono do lasów, rąbano drzewa, zwożono siano, łowiono ryby. Zima przełomu lat 1935/36 była jednak lekka i uniemożliwiła chłopom przedostanie się przez bagna do puszczy. Z braku siana głodowały zwierzęta, więc karmiono je ziarnami, które miały być wysiane wiosną, ściągano strzechy z chat. Kiedy nadszedł mróz, zwieziono w końcu siano. Było go jednak w tej chwili tak dużo, że ceny spadły. Sprzedaż zboża stała się nieopłacalna do tego stopnia, że mieszkańcom Polesia zagroził głód. Powstały komitety pomocy dla Polesia, zaangażował się w to nawet rząd w Warszawie. Ministerstwo Rolnictwa uzależniło jednak swą pomoc – tzn. przewóz żywności – od zniżek na kolejach (inaczej by się nie opłacało), Ministerstwo Komunikacji przyznało je, ale ulgnęły one gdzieś w biurach. Oczekiwana pomoc nie nadeszła. Mackiewicz po raz kolejny wyraził z tego powodu swój ogromny żal, przypominając przy okazji, że ludność Polesia brała udział w każdej zbiórce (na przykład kiedy organizowano pomoc dla Małopolski, zebrano 200 tysięcy gotówką). Dziś województwo krakowskie, na wezwanie pomocy głodującej ludności Polesia, nie raczyło nawet odpowiedzieć.
Nie jedyny to raz. Kiedy rok później – wiosną 1937 – miała miejsce klęska głodu na Brasławszczyźnie, nie zrobiono nic, by temu zapobiec, a potem – już po fakcie – by pomóc ludności. Poświęcony tej sprawie artykuł Mackiewicza w „Słowie” został skonfiskowany, jednocześnie zabroniono mu powracać więcej do tego tematu. Jak widać, niektóre z jego artykułów nie były władzy na rękę, pisał bowiem o tym, co niewygodne i tym samym – jak twierdzili jego przeciwnicy – podrywał autorytet rządu Rzeczypospolitej. Sam Mackiewicz był jednak odmiennego zdania i postawy swej nie zmienił – nadal bronił krzywdzonych przez państwo.
Tak było w przypadku właściciela dworu w Szemetowszczyźnie, hrabiego Edwarda Skirmuntta, któremu dyrekcja Lasów Państwowych – Nadleśnictwo Narocz zakazała wyrębu drewna na terenie należącej do niej Puszczy Kobylnickiej. Mimo że rodzina Skirmunttów posiadała zasądzone sądownie prawo wstępu i wyrębu, drewno było hrabiemu odbierane, aż wreszcie 23 marca 1936 roku gajowi lasów państwowych wraz z policją wkroczyli na teren majątku, by – mimo ostatniego wpisu hipotecznego, mimo najświeższego wyroku sądowego, stwierdzających bezsporną słuszność obywatela – zarekwirować mu resztę zmagazynowanego drewna. Skarga do wojewody wileńskiego nie odniosła skutku, policja – popierająca dyrekcję Lasów – stanęła przeciwko Skirmunttowi. W lesie dochodziło do nowych incydentów, kiedy gajowi z majątku starali się rąbać drewno. Miał wreszcie miejsce kolejny „zajazd”. Sprawę jeszcze bardziej zagmatwano, narażając na śmieszność prawo. W takich przypadkach Mackiewicz zastanawiał się najczęściej: komu to służy? – Dobru państwa? I za każdym razem odpowiadał: nie! – Państwo na takiej nieudolności i braku poszanowania prawa tylko traci. Traci znacznie więcej niż określoną ilość pieniędzy – traci bowiem szacunek i prestiż.
« 1 2 3 4 5 6 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (25)
Andreas „Zoltar” Boegner

8 V 2024

Pora przedstawić książkę, która okazała się najlepiej przyjętą przez czytelników powieścią SF 2021 roku. Nie zaniedbam również krótkiej formy i spojrzę na kolejną antologię opowiadań wielokrotnie nominowanego do nagród wydawnictwa Modern Phantastic.

więcej »
Okładka <i>Amazing Stories Quarterly</i> z wiosny 1929 r. to portret jednego z Małogłowych.<br/>© wikipedia

Stare wspaniałe światy: Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
Andreas „Zoltar” Boegner

11 IV 2024

Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (24)
Andreas „Zoltar” Boegner

7 IV 2024

Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż autora

Nad piękną i modrą Odrą
— Sebastian Chosiński

Braterski hołd
— Sebastian Chosiński

Jazzowe oblicze noise’u i post-rocka
— Sebastian Chosiński

Kto nie ryzykuje, ten… w spokoju nie żyje
— Sebastian Chosiński

W starym domu nie straszy
— Sebastian Chosiński

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
— Sebastian Chosiński

Płynąć na chmurach
— Sebastian Chosiński

Ptaki wśród chmur
— Sebastian Chosiński

„Czemu mi smutno i czemu najsmutniej…”
— Sebastian Chosiński

Pieśni wędrujące, przydrożne i roztańczone
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.