Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Paweł Pollak
‹Gdzie mól i rdza›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułGdzie mól i rdza
Data wydania27 stycznia 2012
Autor
Wydawca Oficynka
CyklKomisarz Marek Przygodny
ISBN978-83-62465-35-4
Format124×194mm
Cena38,—
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Ofiar ci u nas dostatek, ale i te przyjmiemy jako wróżbę zwycięstwa
[Paweł Pollak „Gdzie mól i rdza” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Znany tłumacz prozy skandynawskiej (także detektywistycznej) po raz kolejny postanowił napisać powieść. Nie ukrywał przy tym, że zrobił to pod wpływem wielkich mistrzów szwedzkiej literatury kryminalnej. „Gdzie mól i rdza” Pawła Pollaka nie dorównuje, co prawda, dziełom jego mistrzów, ale na pewno rokuje na przyszłość. Byle tylko autorowi nie przyszło do głowy rozstawać się zbyt szybko z postacią komisarza Marka Przygodnego…

Sebastian Chosiński

Ofiar ci u nas dostatek, ale i te przyjmiemy jako wróżbę zwycięstwa
[Paweł Pollak „Gdzie mól i rdza” - recenzja]

Znany tłumacz prozy skandynawskiej (także detektywistycznej) po raz kolejny postanowił napisać powieść. Nie ukrywał przy tym, że zrobił to pod wpływem wielkich mistrzów szwedzkiej literatury kryminalnej. „Gdzie mól i rdza” Pawła Pollaka nie dorównuje, co prawda, dziełom jego mistrzów, ale na pewno rokuje na przyszłość. Byle tylko autorowi nie przyszło do głowy rozstawać się zbyt szybko z postacią komisarza Marka Przygodnego…

Paweł Pollak
‹Gdzie mól i rdza›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułGdzie mól i rdza
Data wydania27 stycznia 2012
Autor
Wydawca Oficynka
CyklKomisarz Marek Przygodny
ISBN978-83-62465-35-4
Format124×194mm
Cena38,—
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
„Gdzie mól i rdza” to nie pierwsza przymiarka Pawła Pollaka do beletrystyki w roli twórcy, a nie tłumacza. Przed sześcioma laty zadebiutował on powieścią „Kanalia” (którą na stronie autora określa się mianem „kryminalno-miłosnej”), trzy lata później opublikował obyczajową psychodramę „Niepełni”, natomiast w 2010 roku dorzucił jeszcze „Między prawem a sprawiedliwością” – zbiór czterech opowiadań sensacyjno-kryminalnych. Nie zmienia to jednak w niczym faktu, że, jak dotychczas przynajmniej, pisarz wciąż znany jest przede wszystkim z roli translatora literatury szwedzkiej. W swoim curriculum vitae ma zaś zarówno dzieła klasyków, chociażby Hjalmara Söderberga („Zabłąkania”, 1895; „Opowiastki”, 1898; „Młodość Martina Bircka”, 1901; „Niebłahe igraszki”, 1912; „Jezus Barabasz”, 1928) czy Hjalmara Bergmana (dramat „Swedenhielmowie”, 1925), jak i autorów współczesnych, chociażby Johanny Nilsson („Rebeliantka o zmarzniętych stopach”, 2001; „Sztuka bycia Elą”, 2003; „Kochający na marginesie”, 2005), Petera Nilsona („Gwiezdne drogi”, 1991), Håkana Nessera („Karambol”, 1999; „Sprawa Ewy Moreno”, 2000) oraz Lizy Marklund („Zamachowiec”, 1998). W ostatnich dwóch przypadkach Pollak sięgnął po powieści kryminalne i być może właśnie praca nad nimi skłoniła go przed paru laty do tego, aby samemu spróbować szczęścia w tym gatunku literackim. Jeśli tak, to bardzo dobrze się stało, ponieważ świetny tłumacz ma wszelkie predyspozycje ku temu, by zostać również wziętym autorem książek detektywistycznych. By tak się jednak stało, a stworzona przez niego postać komisarza Marka Przygodnego na dłużej zagościła w świadomości rodaków – musi spełnić jeszcze kilka warunków.
Komisarz Przygodny to funkcjonariusz wydziału zabójstw – a mówiąc precyzyjniej: sekcji do walki z przestępczością przeciwko życiu i zdrowiu – Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu. Awans na stopień będący odpowiednikiem wojskowego porucznika otrzymał przed czteroma laty, gdy stuknęła mu czterdziestka. Ma dwoje dzieci: dwudziestoletnią córkę Asię, która właśnie wyprowadziła się z domu, aby zamieszkać z narzeczonym, oraz starszego od niej syna Michała, od jakiegoś czasu dorabiającego się, o ile to jeszcze w ogóle możliwe, w Anglii. Z żoną Gabrielą (Gabi) niegdyś łączyło go bardzo silne, zrodzone w czasach licealnych uczucie; ostatnio jednak coś zaczęło się między nimi psuć – wygasł dawny żar, w wyniku czego małżonkowie stali się sobie niemal idealnie obojętni. Co z jednej strony Przygodnego niemile zaskakuje, z drugiej zaś – skłania do głębszych przemyśleń nad istotą związków damsko-męskich, a tego jednego w szczególności. Jak się jednak okazuje, rozważania – przynajmniej tego dnia – będzie musiał przesunąć na później, albowiem do komendy dociera alarmujące wezwanie od pewnej staruszki mieszkającej w kamienicy przy ulicy Wrońskiego. Zwróciła ona uwagę na to, że jej sąsiad, który codziennie od dziewiętnastu lat wychodzi z domu o godzinie szóstej trzydzieści, aby udać się do kiosku po świeżą gazetę, dzisiaj nie pojawił się na ulicy. Dyżurny wysyła więc pod wskazany adres dwóch policjantów, Wójcika i Wojtkiewicza, którzy po wyważeniu drzwi zastają właściciela mieszkania siedzącego sobie spokojnie na fotelu. Aby obraz był pełen, trzeba dodać, że prawie siedemdziesięcioletni Mateusz Majewski przebity jest strzałą (jak się później okaże, jej grot został zatruty kurarą) oraz oskalpowany.
Jadąc na miejsce zbrodni, komisarz zabiera ze sobą aspiranta Roberta Gajdę, którego uważa za dobrego rzemieślnika, choć pozbawionego, niezwykle istotnego w tej pracy, policyjnego szóstego zmysłu. Ofiara była, jak wynika z zeznań czujnej sąsiadki Adeli Selling, osobą głęboko nieszczęśliwą – trzydzieści lat wcześniej Majewski stracił z powodu białaczki córeczkę, jego żona natomiast, nie mogąc pogodzić się z tą tragedią, zwariowała i wylądowała w psychiatryku, gdzie również zbyt długo nie pożyła. Od tamtego zdarzenia pan Mateusz rozpił się, stracił pracę w magistracie, wybawieniem okazało się dlań otrzymanie renty. Żył, jak uważali mieszkańcy kamienicy, skromnie, choć było go stać na zatrudnianie studenta, Piotra Ratajczyka, który pojawiał się raz w tygodniu, by pomóc w utrzymaniu domu i dotrzymać towarzystwa. To właśnie od niego Przygodny dowiaduje się, że staruszek, gustujący notabene w filmach pornograficznych, był prawdziwym krezusem, ponieważ udało mu się wygrać w Totolotka ponad pół miliona złotych. Które zresztą przekazał chłopakowi, by ten odpowiednio je zainwestował i pomnożył. Teraz zaś, ku swemu zaskoczeniu, Ratajczyk może zostać ich pełnoprawnym właścicielem, Majewski nie miał już bowiem nikogo bliskiego, kto mógłby po nim dziedziczyć. Trudno się więc dziwić, że komisarz uznaje ów fakt za okoliczność obciążającą i postanawia dokładnie sprawdzić studenta, który – jak się okazuje – ma jednak niepodważalne alibi na godziny, w których – zdaniem patologa – dokonano zabójstwa.
Sprawa nietypowego mordu na renciście staje się szybko medialną sensacją (w końcu nie każdego dnia skalpuje się w Polsce ofiarę zbrodni, którą na dodatek jest bezbronny starzec), do czego przykłada rękę dziennikarz działu kryminalnego miejscowego „Kuriera” Jerzy Kuriata. Jest on przyjacielem Przygodnego, co zapewnia mu dostęp do wiadomości z pierwszej ręki, z drugiej jednak strony – nie chcąc narażać na szwank dobrych kontaktów z komisarzem, Kuriata zachowuje się zawsze bardzo lojalnie wobec niego i nigdy nie publikuje informacji, których wyciek do prasy mógłby zagrozić skuteczności dochodzenia. Obaj panowie żyją więc w niemal idealnej symbiozie, co opłaca się zarówno ambitnemu żurnaliście, jak i obdarzonemu dużym poczuciem sprawiedliwości detektywowi… A płaszczyzn do współpracy nie brakuje, zwłaszcza gdy kilka dni po Majewskim zamordowany zostaje kolejny staruszek. I chociaż wydaje się, że tym razem policja szybko ujmie domniemanego zabójcę, pojawia się pewien szczegół, który intryguje Przygodnego i niemal wszystko wywraca do góry nogami – ponad siedemdziesięcioletni Marek Małysiak, któremu morderca dosłownie rozwalił czaszkę, również był klientem Ratajczyka. Czy w realnym życiu możliwe są takie przypadki? Tym bardziej że i tym razem student ma odziedziczyć majątek swego podopiecznego, mimo że miał on i syna, i wnuczkę… Przygodny i Gajda mają zatem materiał do przemyśleń, a Kuriata – do kolejnego artykułu, w którym najchętniej umieściłby tezę, że we Wrocławiu grasuje seryjny morderca atakujący emerytów i rencistów. I coś w tym jest na rzeczy, bo śmierć Małysiaka wcale nie jest ostatnim makabrycznym zejściem.
Paweł Pollak wśród swoich ulubionych autorów kryminałów umieszcza między innymi szwedzki duet Maj Sjöwall i Pera Wahlöö oraz polskich pisarzy Joe Aleksa (czyli Macieja Słomczyńskiego) i Ryszarda Ćwirleja (temu ostatniemu poświęca nawet kilka pochwalnych słów w swojej powieści). Zestawienie to może zaskakiwać różnorodnością, ale też „Gdzie mól i rdza” jest książką niejednorodną, w której dostrzec można bardzo różne inspiracje. Przede wszystkim rzucają się w oczy nawiązania do cyklu stworzonego przez szwedzkich klasyków. Komisarz Przygodny pod wieloma względami przypomina bowiem swego sztokholmskiego kolegę po fachu Martina Becka – obaj panowie są mniej więcej w tym samym wieku, obaj mają żony, z którymi nie mogą się porozumieć i ostatecznie się z nimi rozstają, obaj też dochodzą do wielu krytycznych wniosków pod adresem instytucji, w której zarabiają na chleb. Z kolei aspirant Gajda przywodzi na myśl Einara Rönna – podobnie jak tamten pozbawiony jest wyobraźni (szóstego zmysłu), ale za to cechują go upór i skuteczność w działaniu. Z kolei Wójcik i Wojtkiewicz to – wypisz, wymaluj – leniwi i nieudolni Kristiansson i Kvant (później zastąpiony przez Kvastmo), którzy tyleż przydają się w śledztwie, co je komplikują. Ten schemat, niemal żywcem wyjęty z powieści Sjöwall i Wahlöö, zostaje przeniesiony na rodzimy, wrocławski grunt. Czy się sprawdza? Jako charakterystyka postaci – owszem; główny problem powieści tkwi jednak w tym, że Pollak nie postarał się również o nadanie jej odpowiednio mrocznego klimatu. Kolejne zabójstwa popełniane są jakby w oderwaniu od siebie, nie tworzą kodu, co z kolei przekłada się na to, że z biegiem czasu nie potęguje się groza wydarzeń. Tym samym czytelnik nie zostaje przekonany, iż przeciwnikiem komisarza jest – jak napisano w blurbie – morderca „okrutny, bezwzględny i… niezwykle inteligentny”. Może zresztą o to właśnie chodziło pisarzowi. Tylko po co wtedy sugerować w zapowiedziach, że mamy do czynienia z tym samym, seryjnym zabójcą?
Współczesne kryminały charakteryzują się zazwyczaj mocnym zakorzenieniem geograficznym, co często prowadzi do tego, że miasto, w którym rozgrywa się akcja, staje się jeszcze jednym pełnoprawnym bohaterem powieści. Przykładowo: Sjöwall i Wahlöö w ten sposób unieśmiertelnili Sztokholm, Marek Krajewski – Breslau, a potem Lwów, Henning Mankell – Ystad, Helene Tursten – Göteborg, Mons Kallentoft – Linköping, Gunnar Staalesen – Bergen, Jo Nesbø – Oslo, Jan Seghers – Frankfurt nad Menem, a Friedrich Ani – Monachium. Pollak wziął na warsztat Wrocław i był to na pewno trafny wybór. Miasto nad Odrą, ze swoją wielowiekową tradycją i pogmatwaną historią świetnie nadaje się nie tylko do roli tła. Tym większa szkoda, że pisarz nie wykorzystał tkwiącego w tym potencjału. Co prawda, pojawiają się w powieści nazwy dzielnic, ulic, są odniesienia do dworca kolejowego, ale mimo wszystko trudno pozbyć się wrażenia, że to jedynie sztucznie ustawione dekoracje. Wrocław nie tętni życiem (a powinien, bo to przecież miasto liczące ponad sześćset tysięcy mieszkańców), hałas nie wdziera się do uszu, bohaterowie nie muszą przepychać się na ulicach w tłumie ludzi. Słowem: zabrakło rozmachu, co mogło być skutkiem braku pewności siebie autora; nie zapominajmy bowiem, że pisząc „Gdzie mól i rdza” Pollak wszedł na pole jeszcze dla siebie dziewicze, które wraz z kolejnymi – miejmy nadzieję – tomami serii będzie dopiero rozpoznawał. Innym mankamentem powieści jest stosowanie przez autora uników w opisach prowadzonego przez Przygodnego śledztwa. Kiedy okazuje, że dwa tropy prowadzące do ewentualnych zabójców Majewskiego są ślepe, dochodzenie zwyczajnie utyka; podobnie dzieje się w przypadku śmierci Małysiaka. W efekcie można odnieść wrażenie, że gdyby nie trzecia zbrodnia, to nigdy byśmy nie poznali mordercy, bo policja przez cztery tygodnie, które minęły między wyekspediowaniem do świętego Piotra drugiego i trzeciego staruszka, nie zrobiła nic. A przynajmniej autor o niczym takim nie napisał. Komisarz, zamiast – jak na rasowego psa przystało – zaciekle tropić przestępcę, ogranicza się jedynie do podążania za pozostawionymi przez niego śladami.
Mimo paru wad, książka Pollaka jest godnym poświęcenia mu kilku wieczorów czytadłem. Pod warunkiem jednak, że nie będziemy oczekiwać rozbudowanej – wielowątkowej i wielopłaszczyznowej, niekiedy sięgającej odległej przeszłości – fabuły na miarę Henninga Mankella, Johana Theorina czy Camilli Läckberg. I że przymkniemy oko na pewne nieprawdopodobieństwa, jak chociażby zabójca mordujący kurarą i skalpujący ofiarę. Bo choć w finale pisarz udzielił odpowiedzi na (chyba) wszystkie postawione wcześniej pytania (wyjaśnił też, po co zdjęty został skalp z czaszki Majewskiego), to jednak nie sprawił, że wrażenie nierealności niektórych z opisanych zdarzeń całkowicie znikło. Może gdyby w niektórych miejscach autor dał wyraźny sygnał, że mamy do czynienia z żartem, swoistą artystyczną prowokacją, że powinniśmy spojrzeć na fabułę z leciutkim choćby przymrużeniem oka – czytelnik nabrałby dystansu i nie byłby momentami tak zdezorientowany. Odrobina ironii, którą podszyta jest w zasadzie jedynie tragikomiczna postać dziennikarza Kuriaty, zdecydowanie przydałaby się całej książce Pollaka.
koniec
13 lutego 2012

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

O miłości, owszem, o detektywach – niekoniecznie
Wojciech Gołąbowski

16 V 2024

Parker Pyne, Hercules Poirot, Harley Quin i pan Satterthwaite… Postacie znane miłośnikom twórczości Agaty Christie wracają na stronach wydanych oryginalnie w Wielkiej Brytanii w 1991 roku zbiorze „Detektywi w służbie miłości” – choć pod innym tytułem.

więcej »

Alchemia
Joanna Kapica-Curzytek

15 V 2024

„Rozbite lustro” to saga rodzinna, ale przede wszystkim proza o najwyższych walorach językowych i literackich.

więcej »

Przeżyj to jeszcze raz
Miłosz Cybowski

14 V 2024

Nagrodzona World Fantasy Award „Powtórka” Kena Grimwooda to klasyka gatunku i jedna z lepszych powieści wydanych w ramach serii „Wehikuł Czasu” wydawnictwa Rebis.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż autora

Jazzowe oblicze noise’u i post-rocka
— Sebastian Chosiński

Kto nie ryzykuje, ten… w spokoju nie żyje
— Sebastian Chosiński

W starym domu nie straszy
— Sebastian Chosiński

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
— Sebastian Chosiński

Płynąć na chmurach
— Sebastian Chosiński

Ptaki wśród chmur
— Sebastian Chosiński

„Czemu mi smutno i czemu najsmutniej…”
— Sebastian Chosiński

Pieśni wędrujące, przydrożne i roztańczone
— Sebastian Chosiński

W kosmosie też znają jazz i hip hop
— Sebastian Chosiński

Od Bacha do Hindemitha
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.