Powrót do czasów beztroskiego dzieciństwa jest dość popularnym tematem literackim. Często jednak książki tego rodzaju drażnią nadmiernym sentymentalizmem. W przypadku „Wizy do przedwczoraj” Jurija Drużnikowa prokurować oskarżenia o sentymentalizm jest wyjątkowo trudno. Zapewne dlatego, że dzieciństwo głównego bohatera przypadło na lata Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, która nie tylko przyniosła śmierć jego ojcu, lecz nade wszystko pogrzebała niemal wszystkie dziecięce marzenia.
Puzzle po radziecku
[Jurij Drużnikow „Wiza do przedwczoraj” - recenzja]
Powrót do czasów beztroskiego dzieciństwa jest dość popularnym tematem literackim. Często jednak książki tego rodzaju drażnią nadmiernym sentymentalizmem. W przypadku „Wizy do przedwczoraj” Jurija Drużnikowa prokurować oskarżenia o sentymentalizm jest wyjątkowo trudno. Zapewne dlatego, że dzieciństwo głównego bohatera przypadło na lata Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, która nie tylko przyniosła śmierć jego ojcu, lecz nade wszystko pogrzebała niemal wszystkie dziecięce marzenia.
Jurij Drużnikow
‹Wiza do przedwczoraj›
Jurij Drużnikow to pisarz w Polsce praktycznie nieznany, mimo że w ostatnich latach wydano w naszym kraju kilka jego książek. Urodził się w Moskwie w roku 1933; z wykształcenia jest historykiem, z zamiłowania pisarzem. W Związku Radzieckim pracował m.in. jako dziennikarz i redaktor działu nauki w piśmie „Moskiewski Komsomolec”. Jako dysydent, szybko popadł w konflikt z KGB, który w II połowie lat siedemdziesiątych zakończył się dlań zakazem publikowania. Wówczas zaczął starać się o zgodę na wyjazd z Kraju Rad, pozwolono mu na to jednak dopiero pod koniec następnej dekady, kiedy to państwo sowieckie powoli chyliło się już ku upadkowi. Od tamtej pory mieszka w Stanach Zjednoczonych, gdzie wykłada – m.in. na uniwersytecie w Berkeley – historię Rosji i Związku Radzieckiego. I pisze. W Polsce echem, choć niezbyt wielkim, odbiła się jego książka historyczno-dokumentalna „Rosyjskie mity: od Puszkina do Pawlika Morozowa” oraz obszerna satyryczna epopeja obrazująca życie w ZSRR epoki breżniewowskiej zatytułowana „Anioły na ostrzu igielnym”. Kilka miesięcy temu natomiast krakowskie wydawnictwo Arcana opublikowało kolejną powieść Drużnikowa – „Wiza do przedwczoraj”. Ale właśnie, czy powieść? Może trafniejsze byłoby określenie: zbiór opowiadań połączonych osobą głównego bohatera.
„Wiza…” powstawała przez prawie trzydzieści lat. Autor zaczął pisać tę książkę pod koniec lat sześćdziesiątych w Moskwie, pracę nad nią zakończył natomiast w roku 1997 w amerykańskim Sacramento. Ta rozpiętość czasowa i geograficzna miała niebagatelny wpływ zarówno na formę, jak i treść powieści. Przypomina ona bowiem zbiór krótkich opowiadań-wspomnień. Jeśli chodzi o punkt wyjścia opowiadanych historii, ułożone są one chronologicznie, ale Drużnikow nie zawsze sztywno chronologii się trzyma – w toku narracji pozwala sobie zarówno na retrospekcje, jak i wypady w przyszłość. Głównego bohatera, Olega Niemca, emigranta z radzieckiej Rosji i skrzypka w filharmonii, poznajemy w przeddzień wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej w czerwcu 1941 roku. I chociaż armia niemiecka stała już gotowa do frontalnego uderzenia na Związek Radziecki, w rodzinie Niemców, jak i w całym ZSRR, nikt o wojnie nie myślał. Dzieci, Oleg i jego starsza siostra Luśka, skończyły już rok szkolny i wraz z matką przebywały na letnisku, dokąd raz w tygodniu, na sobotę i niedzielę, dojeżdżał ojciec. Kwitł bez, zawiązywały się pierwsze miłości, a rodzice Olega przygotowywali się do obchodów kolejnej rocznicy ślubu, kiedy w niedzielę rano radio podało informację o zdradzieckiej napaści Hitlera na Kraj Rad. Od tej chwili już nic nie było takie samo.
Oleg niewiele jeszcze rozumiał z tego, co się wokół niego działo, wojnę zaś – znaną dotychczas jedynie z opowiadań dorosłych – postrzegał raczej jako wielką przygodę. Chłopcu szybko jednak przyszło dojrzeć. Ojciec wcielony został do wojska i niespełna trzy miesiące później poległ na froncie (w jakich okolicznościach, Oleg dowie się dopiero po kilkudziesięciu latach), chłopca natomiast wraz z matką i siostrą wywieziono pod Ural. Tu musieli ułożyć sobie życie od nowa, co w nowych, wojennych warunkach i z takim nazwiskiem nie należało do łatwych zadań. W oczy zaglądał głód, pleniło się donosicielstwo, nawet tak podstawowe ludzkie uczucia, jak miłość, wierność czy bezinteresowność zdawały się jedynie wspomnieniem zamierzchłych czasów. Drużnikow nie epatuje jednak okrucieństwem i cierpiętnictwem, lecz kreśli obraz codziennego życia w świecie pozbawionym spokoju i bezpieczeństwa. Gdzie wrogami są często nie tylko hitlerowcy, ale również rodacy, zdeprawowani i zdemoralizowani przez ponad dwadzieścia lat komunizmu.
Każdy z rozdziałów powieści to w zasadzie osobne opowiadanie, nowelka, cegiełka w murze – historia, którą Oleg przypomina sobie po latach, kiedy to w przeróżnych, niecodziennych sytuacjach (niekiedy jeszcze w Rosji, niekiedy już w Ameryce) spotyka ludzi z przeszłości. Dzięki temu zabiegowi spoglądamy na każde wydarzenie z dwóch punktów widzenia: kilkuletniego chłopca i dorosłego mężczyzny. A nie trzeba chyba dodawać, że ich oceny często diametralnie się różnią. Dojrzały Oleg, ojciec rodziny, emigrant, szanowany i ceniony muzyk, często wstydzi się swego postępowania sprzed lat, nieodpowiedzialnych uczynków czy też okrutnych dziecięcych żartów, których dopuszczał się bądź to w pojedynkę, bądź w grupie kolegów. Po latach zdaje się pokornie opuszczać głowę i kiwać nią przepraszająco w geście pojednania. Jak w „szkolnym” rozdziale „Lekcja milczenia”, kiedy to nieświadoma niczego klasa skazuje na ostracyzm Daszę Wiktorowną, nauczycielkę podejrzewaną o zdradę poległego na froncie męża. Na kartach książki pojawia się jednak znacznie więcej postaci, które zapadają w pamięć czytelnika. Drużnikow kreśli ich portrety niekiedy kilkoma zdaniami, ale czyni to niezwykle plastycznie. Odkładając książkę, nie sposób uwolnić się od obrazu żołnierza Griszy, wzgardzonego przez narzeczoną, który żegnany na dworcu kolejowym przez rodzinę Olega odjeżdża na front – po pewną śmierć… Albo okaleczonego na wojnie artysty Władana, który, nauczywszy się malować nogami, staje się jedną z największych atrakcji prowincjonalnego cyrku…
W powieści Drużnikowa wojna i wielka polityka, chociaż odgrywają bardzo ważną rolę, są gdzieś w tle, na pierwszym planie są ludzie – ich namiętności, pasje, porywy. I nieustanne poszukiwanie własnej tożsamości. Oleg Niemiec, jak niemal każdy emigrant, czuje się na amerykańskiej ziemi nieswojo. Myślami wciąż wraca do świata swego dzieciństwa. Gdy po wielu latach orkiestra, w której gra, koncertuje w Moskwie, postanawia poświęcić jeden wolny dzień i odbyć podróż do miejsca swego urodzenia. To, co tam znajdzie, stanie się dlań punktem przełomowym – odkryje w końcu tajemnicę śmierci swego ojca. „Wiza do przedwczoraj” to jednocześnie powieść o dorastaniu, jak również książka o małych ludziach doświadczanych przez los. Na pewno warta jest tego, by zająć miejsce na półce obok „Weisera Dawidka” Pawła Huelle i „Kroniki wypadków miłosnych” Tadeusza Konwickiego.