Awangardowa bajeczka dla dzieci? Czy to w ogóle możliwe? Stefan Themerson i jego żona Franciszka (odpowiadająca za ilustracje) udowadniają, że tak. Mimo dość nowatorskiej i zaskakującej formy dwa opowiadania zebrane w broszurce „Był gdzieś haj taki kraj. Była gdzieś taka wieś” mają bardzo tradycyjny, wychowawczy i edukacyjny przekaz.
Egzotyczny kraj Alibajdadzikafrajdawtomigraj
[Stefan Themerson „Był gdzieś haj taki kraj. Była gdzieś taka wieś” - recenzja]
Awangardowa bajeczka dla dzieci? Czy to w ogóle możliwe? Stefan Themerson i jego żona Franciszka (odpowiadająca za ilustracje) udowadniają, że tak. Mimo dość nowatorskiej i zaskakującej formy dwa opowiadania zebrane w broszurce „Był gdzieś haj taki kraj. Była gdzieś taka wieś” mają bardzo tradycyjny, wychowawczy i edukacyjny przekaz.
Stefan Themerson
‹Był gdzieś haj taki kraj. Była gdzieś taka wieś›
Stefan Themerson to jeden z najbardziej oryginalnych pisarzy polskich, który właśnie z uwagi na swą odrębność nigdy nie zyska wielkiej popularności. Karierę artystyczną rozpoczął jeszcze przed drugą wojną światową, tworząc – wraz z żoną Franciszką – krótkometrażowe filmy awangardowo-eksperymentalne oraz publikując serię książeczek dla dzieci („Nasi ojcowie pracują”, „Żółte, zielone, czerwone, niebieskie, niezwykłe przygody”, „Moja pierwsza książeczka”, „O stole, który uciekł do lasu”, „Historia Felka Strąka”). W 1937 roku Themersonowie, Żydzi z pochodzenia, przenieśli się do Paryża, a po zajęciu Francji przez Niemców – przedostali się do Londynu. Tam kontynuowali działalność. Stefan pisał wiersze i powieści (największe uznanie zdobyły „Wykład profesora Mmaa”, „Tom Harris”, „Euklides był osłem”, „Wyspa Hobsona”), a w ramach założonej przez siebie oficyny Gaberbocchus Press wydawał tak zwane „bestlookery”, czyli książki o oryginalnej szacie graficznej; Franciszka natomiast malowała obrazy, ilustrowała książki, projektowała kostiumy i scenografie teatralne. Zmarli oboje w tym samym 1988 roku, niespełna trzy miesiące po sobie.
Książeczka zawierająca dwa krótkie wierszowane opowiadania „Był gdzieś haj taki kraj” oraz „Była gdzieś taka wieś” ukazała się po raz pierwszy, nakładem warszawskiej Spółdzielni Społem, w 1935 roku; drugie wydanie miało miejsce cztery lata później w Paryżu (tuż przed wybuchem wojny), a trzecie – rok po wojnie w ramach dodatku do wydawnictwa… „Polak w Indiach”. Potem o tekstach tych na długie dziesięciolecia zapomniano. Dopiero w ubiegłym roku Widnokrąg wydobył je z niebytu i postanowił wydać w takiej szacie graficznej, w jakiej pojawiały się w sprzedaży oryginalne pozycje Gaberbocchus Press. Obie krótkie prozy poetyckie, choć stanowią swoje przeciwieństwo, dotykają tego samego tematu i wzajemnie się uzupełniają. W jakiej kolejności należy je czytać? Pytanie jest o tyle istotne, że książeczka pomyślana została w taki sposób, by mieć dwie strony tytułowe. Przyjmujemy zatem, że właściwszym, wynikającym z logiki zdarzeń, wyborem byłby porządek przyjęty w podanym przez nas tytule.
Akcja „Był gdzieś haj taki kraj” przenosi nas do afrykańskiego państwa o wielce egzotycznej nazwie Alibajdadzikafrajdawtomigraj, do wioski, w której mieszkają młodziutka Sabarawarak i będący prawdopodobnie jej rówieśnikiem Karawarabas (imię chłopca powstało z odwrócenia imienia dziewczynki). Ona chce upiec tort z figowym makiem, on – zrobić kwas z chleba świętojańskiego. Wybierają się więc do lasu po potrzebne składniki; nie wiedzą jednak, że złośliwa i zazdrosna mucha tse-tse postanowiła popsuć im zabawę, wciągając do intrygi także inne zwierzęta – lisa, marabuta, królika, kota syjamskiego i hipopotama. Bajka Themersonów – Franciszka wykonała bowiem do niej ilustracje – wpisuje się w ówczesne zainteresowania autorów literatury dziecięcej, którzy ze szczególną lubością bohaterami czynili mieszkańców Czarnego Lądu (vide Murzynek Bambo Juliana Tuwima czy małpka Fiki-Miki Kornela Makuszyńskiego i Mariana Walentynowicza). Nie da się ukryć, że zainteresowanie to pobrzmiewało trochę echem nacjonalistycznym (by nie rzec nawet: odrobinę rasistowskim), ponieważ utwierdzało panujące w tamtym czasie stereotypy rasowe. Choć intencje twórców były oczywiście niewinne.
Stanowiąca przeciwieństwo „…takiego kraju” bajeczka „Była gdzieś taka wieś”, choć nie jest to powiedziane wprost, rozgrywa się w Polsce. Mieszkańcy tytułowej wioski nie należą do szczególnie pracowitych, nie dbają o czystość ani o porządek. Ulice i rzeka zalegają błotem, co sprawia, że pewnego dnia z dalekiego afrykańskiego Alibajdadzikafrajdawtomigraju przybywają zachęcone tym faktem krokodyle i hipopotamy; pojawia się nawet, jako złowieszcze memento mori, mucha tse-tse. I właśnie wizyta ostatniego z niechcianych gości sprawia, że wieśniacy zmieniają swoje nastawienie do życia; mówiąc dokładniej – że zaczyna im się chcieć. Opowiadanie to jest pochwałą pracy, schludności i kooperacji, cech szczególnie podkreślanych przez bujnie rozwijający się w Polsce międzywojennej ruch spółdzielczy (przypominamy, że wydawcą książeczki była Spółdzielnia Społem). Co jednak zaskakujące, sama bajka (a w zasadzie obie bajki) nie jest wcale ciężkostrawną ramotką; przed popadnięciem w banał i przesadny dydaktyzm ratuje ją (je) przede wszystkim awangardowa forma. Jedyne, co się zestarzało, to rysunki Franciszki Themerson, ale i one mają niezwykły urok.