Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Władimir Wysocki – legenda, która żyć będzie wiecznie

Esensja.pl
Esensja.pl
Kompilując dziesiątkę najważniejszych dla mnie artystów w dziejach, musiałbym jedno z miejsc zarezerwować dla Władimira Wysockiego. Pieśniarz, aktor, poeta i prozaik już za życia stał się legendą. Do tego stopnia, że dziś jeszcze – w dwadzieścia siedem lat po śmierci – na całym świecie, nie tylko w Rosji, ukazują się wznowienia jego płyt i książek. Jak każdy geniusz, żył w niezgodzie ze światem, który go otaczał. Nie można jednak stwierdzić, że odszedł niezrozumiały i zapomniany. Już za życia bowiem kochały go miliony…

Sebastian Chosiński

Władimir Wysocki – legenda, która żyć będzie wiecznie

Kompilując dziesiątkę najważniejszych dla mnie artystów w dziejach, musiałbym jedno z miejsc zarezerwować dla Władimira Wysockiego. Pieśniarz, aktor, poeta i prozaik już za życia stał się legendą. Do tego stopnia, że dziś jeszcze – w dwadzieścia siedem lat po śmierci – na całym świecie, nie tylko w Rosji, ukazują się wznowienia jego płyt i książek. Jak każdy geniusz, żył w niezgodzie ze światem, który go otaczał. Nie można jednak stwierdzić, że odszedł niezrozumiały i zapomniany. Już za życia bowiem kochały go miliony…
Okładka płyty
Okładka płyty
Dwudziesta siódma rocznica śmierci Władimira Wysockiego minęła 25 lipca. Niestety, telewizja publiczna nie uraczyła nas z tej okazji żadnym pamiątkowym wspomnieniem, koncertem czy jakimkolwiek innym programem na temat legendarnego Rosjanina. Trochę to może dziwić, ponieważ i w naszym kraju Wysocki cieszy się przecież sporą atencją, a do grona jego licznych przyjaciół zaliczał się między innymi aktor Daniel Olbrychski. Nie zmienia to jednak faktu, że rosyjski bard – którego twórczością inspirowali się Bułat Okudżawa, Aleksandr Rozenbaum czy Jacek Kaczmarski – wciąż jest nad Wisłą szanowany nie mniej niż we własnej ojczyźnie. I chociaż żadne z polskich wydawnictw od dawna już nie chce zdecydować się na publikację książek autora „Polowania na wilki” (pomijając poświęcone Wołodii wspomnienia jego „tajemniczego” przyjaciela Dawida Karapetiana zatytułowane „Między słowem a sławą”, Bellona 2005), można bez większych problemów zaopatrzyć się w wydawnictwa rosyjskie, zarówno książkowe, jak i płytowe (w tym celu polecam przede wszystkim księgarnię internetową www.knigi.pl).
Praktycznie każdego roku ukazuje się w Rosji co najmniej kilka wyborów poezji moskiewskiego pieśniarza. Większość tekstów w nich siłą rzeczy powtarza się, a jakość wspomnianych wyborów w dużej mierze zależy od dwóch rzeczy: objętości (im większa, tym szansa, że w książce znajdą się rzeczywiście wszystkie najważniejsze teksty poety) oraz gustu redaktora, który całość kompiluje. Z pozycji wydanych w roku ubiegłym na pewno z czystym sumieniem można polecić fanom Wysockiego zbiór opublikowany przez moskiewskie wydawnictwo EKSMO zatytułowany „Koni priwieriedliwyje” – nazwany tak od piosenki, którą w Polsce śpiewał nie tylko Kaczmarski, ale nawet… Maryla Rodowicz. Zawiera on ponad sto siedemdziesiąt wierszy; do zdecydowanej większości z nich Wołodia napisał muzykę i prezentował je na scenie. Wybór wydaje się obfity – niech was jednak nie zmyli ta cyfra, ponieważ to i tak zaledwie ułamek poetyckiego dorobku Rosjanina. Jak podawał sam Wysocki, przez całą swoją karierę pieśniarza – trwającą od mniej więcej 1956 roku (czyli momentu, gdy rozpoczął studia aktorskie) do samej śmierci – napisał ponad tysiąc tekstów. Część z nich, jak można sądzić, bezpowrotnie zaginęła. Niektóre może uda się odkryć, odsłuchując jeszcze tysiące prywatnych archiwalnych nagrań z koncertów, jakie Wołodia dawał wszędzie tam, gdzie go o to poproszono (niezwykle często w prywatnych mieszkaniach, podczas towarzyskich imprez suto zakrapianych alkoholem).
Największą sławę zdobył Wysocki pieśniami wojennymi. Te najczęściej pojawiały się w telewizji i radiu, trafiały do filmów, w których aktor brał udział. Nic dziwnego, poniekąd współgrały one z oficjalną polityką państwa, sławiącą dokonania Związku Radzieckiego w czasie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Niezwykle krzywdzące dla pieśniarza byłoby jednak stwierdzenie, że dał się zaprząc do powozu oficjalnej państwowej propagandy. Często było wręcz przeciwnie – Wołodia śpiewał nie o bohaterach Armii Czerwonej, ale zwykłych żołnierzach, którym nieobce było uczucie panicznego strachu („Lieningradskaja błokada”, „Sztrafnyje bataliony”, „Bratskije mogiły”, „Piesnia o Ziemlie”, „Synowja uchodjat w boj”, „My wraszczajem Ziemliu”, „Ballada o bor’bie” i dziesiątki innych). Przedstawiał wojnę jako zło, podkreślając jej antyhumanizm, bez względu na idee, w imię których jest prowadzona. W wywiadzie cytowanym w książce tak „usprawiedliwia” swoje zainteresowanie tematyką wojenną: Ludzie na wojnie zawsze są na skraju, sekundę bądź pół kroku od śmierci. Zawsze staram się czynić bohaterami swoich pieśni ludzi, którzy znajdują się w ekstremalnej sytuacji, w chwili podejmowania największego ryzyka.
fot. Zafer Galibow (www.wysotsky.com)
fot. Zafer Galibow (www.wysotsky.com)
Znacznie rzadziej natomiast dopuszczano na antenę te pieśni, w których Wysocki śpiewał o sobie i otaczającym go świecie. Nie bez powodu, były one przesiąknięte jeśli nie skrajnym pesymizmem („Ochota na wołkow”, „Piewiec u mikrofona”, „Maski”, „Moj Gamliet”, „Ja nikogda nie wierił w miraży...”), to w najlepszym wypadku wyjątkowo zjadliwą ironią – w obu przypadkach dla radzieckiej cenzury nie do przyjęcia. Wiele tekstów poświęcał również Wołodia swoim przyjaciołom; wielokrotnie zresztą podkreślał wartość przyjaźni w zubożałym moralnie świecie (chociażby w „Piesni o drugie”, „Cziełowiek za bortom”, „Pamjati Wasilija Szukszyna”, „U mienia dołgi pieried druzjami…”). W 1967 roku w swoim dzienniku napisał, zapewne nie bez dumy: Mam bardzo dużo przyjaciół. Bóg mnie nagrodził... Jednakże wartością największą była dla niego wolność; jej umiłowanie przebija niemal z każdej pieśni, bez względu na to, czy są to pieśni „błatne” (które śpiewał zwłaszcza w pierwszych latach kariery, a które powstawały pod wpływem środowiska, w jakim wychowywał się, mieszkając na cieszącej się złą sławą moskiewskiej ulicy Bolszoj Karietnyj), wojenne czy też współczesne. W tym samym wywiadzie, który cytowałem już wcześniej, Wysocki powiedział także: Bez Rosji jestem nikim. Bez ludzi, dla których piszę, mnie nie ma. Bez publiczności, która mnie otacza, nie mogę żyć. Bez miłości duszę się, ale bez wolności umieram.
W zbiorze „Koni priwieriedliwyje” nie brakuje wspomnień o Wysockim. Pojawiają się one niejako na marginesie. Jest ich niewiele, są krótkie, ale za to znaczące, ponieważ pozwalają poznać prawdę o człowieku, jakim był Wołodia – człowieku niepozbawionym poczucia humoru, ale jednocześnie głęboko nieszczęśliwym, niepotrafiącym wyrwać się ze szponów wyniszczającego nałogu (który ostatecznie doprowadził zresztą do jego śmierci). Najciekawsza wydaje się jednak notka Walerija Pieriewozczikowa zatytułowana „Ja budu piet’ to, szto ja poju” („Będę śpiewał to, co śpiewam”) z intrygującym podtytułem „Wysocki i KGB”. Pieriewozczikow opisuje w niej kontakty Wołodii z policją polityczną, jak również próby pozyskania pisarza jako agenta i donosiciela. Do rozpuku może za to rozbawić przytoczona przezeń anegdota, którą Wysocki opowiadał reżyserowi Jewgienijowi Tatarskiemu. Otóż pewnego dnia zgłosili się do pieśniarza jacyś „chłopcy z Armenii”, którzy zaproponowali: Władimirze Siemionowiczu chcielibyśmy, abyście u nas wystąpili. Zapłacimy, ile tylko chcecie. Wysocki, jak zwykle w takich sytuacjach, wyraził zgodę. Podstawiono samolot, poleciał. Sala koncertowa wypchana była po brzegi, a po koncercie impreza, podczas której wręczono mu koniak i skrzynkę owoców z uwagą: Władimirze Siemionowiczu, to dla was! Wysocki, dziękując, poprosił jednak: Powiedzcie chociaż, chłopcy, gdzie ja wystąpiłem? Co to za organizacja? Odpowiedź musiała go bardzo zadziwić: Komitiet Gosudarstwiennoj Biezopasnosti, czyli w skrócie: KGB. Widząc zafrasowaną minę swojego gościa, „chłopcy z Armenii” wyjaśnili: Nic to, nic to, wszystko w porządku, przyjedźcie do nas ponownie… Ot, Rosja!
fot. Demeter Balla (www.wysotsky.com)
fot. Demeter Balla (www.wysotsky.com)
Znakomitym uzupełnieniem książki jest, wydany na DVD dwa lata temu, trzyczęściowy film dokumentalny poświęcony Wysockiemu pt. „Mnie jest’ szto spiet’…” („Mam co śpiewać…”). Zawiera on same materiały archiwalne: fragmenty koncertów i spektakli teatralnych, programów telewizyjnych, wywiadów. Najstarszy film, jeśli wierzyć niezbyt profesjonalnemu opisowi na okładce, pochodzi z 1967, najmłodszy – z 1979 roku. W ciągu nieco ponad trzech godzin poznać możemy wszystkie oblicza Wołodii. Możemy zobaczyć i usłyszeć go śpiewającego swoje najważniejsze pieśni (między innymi „Parus”, „Bolszoj Karietnyj”, „Ja nie liubliu”, „Diałog u tieliewizora”, „Ochota na wołkow”, „Korabli”, „Koni priwieriedliwyje”, „My wraszczajem Ziemliu”, „Spasitie naszy duszy”, „On nie wiernułsja iz boja”), ale również poznać najistotniejsze w karierze role teatralne, którymi zachwycał widzów legendarnego moskiewskiego Teatru na Tagance: w „Dobrym człowieku z Seczuanu” (1964) Bertolta Brechta, „Dziesięciu dniach, które wstrząsnęły światem” (1965) na podstawie wspomnień Johna Reeda o rewolucji październikowej, „Pugaczowie” (1967) Siergieja Jesienina i – przede wszystkim – w legendarnym „Hamlecie” (1971), z którym Wysocki objechał niemal cały świat, docierając nawet do Warszawy. Ciekawostką może być monolog Hamleta „Być albo nie być…” wygłoszony w telewizji meksykańskiej. Co zresztą zaskakuje, zdecydowana większość materiałów, które trafiły do filmu, zostało „wypożyczonych” z telewizji zagranicznych – meksykańskiej, węgierskiej, bułgarskiej, zachodnioniemieckiej. Najciekawszy jednak wydaje się mimo wszystko fragment słynnego wywiadu telewizyjnego z 1978 roku, który pojawił się na antenie w… Groznym. Tak daleko od Moskwy można było dopuścić Wysockiego na wizję.
Oczywiście książka „Koni priwieriedliwyje” oraz film „Mnie jest’ szto spiet’…” nie wyczerpują tematu. By poznać Wysockiego, trzeba przede wszystkim – w pierwszej kolejności – posłuchać jego płyt (na przełomie lat 80. i 90. XX wieku dostępne były w Polsce wydawnictwa radzieckiej Miełodii, więc pewnie wiele osób posiada jeszcze te winyle w swoich zbiorach), w drugiej natomiast – obejrzeć filmy, chociażby „Jak car Piotr Ibrahima swatał” czy też świetny serial kryminalny „Gdzie jest Czarny Kot” (które, jak na razie, pokazuje jedynie kanał Wojna i Pokój). Ze spektaklami teatralnymi sprawa ma się znacznie gorzej… Od śmierci Wołodii minęło dwadzieścia siedem lat. Szkoda, że w Polsce staje się on coraz mniej znany i popularny. Ale, jak sam śpiewał: Kiedy ostatnie z moich pieśni przebrzmią, / Nie wiem, czy z życia będę rad, czy nierad, / I tylko jedno, jedno wiem na pewno: / Wiem, że nie będę wtedy chciał umierać (tłumaczenie: Marlena Zimna). I nie umarł, wciąż przecież są ludzie – także w Polsce – dla których Wysocki jest żywą legendą.
koniec
2 września 2007

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Wiatr ze Wschodu (74)
Paweł Laudański

9 X 2019

Fantasy (choć nietypowe), science fiction (utrzymane w najlepszych tradycjach gatunku), horror (z rosyjską duszą). O tym wszystkim słów kilka w kolejnym raporcie o aktualnym stanie rosyjskojęzycznej fantastyki.

więcej »

Wiatr ze Wschodu (73)
Paweł Laudański

19 VI 2019

Trochę prozy najświeższej (Salnikow, Iwanow, seria „Зеркало”), i trochę prozy klasycznej (Warszawski, zbiór „Фантастика 1963”, czyli kolejna, już 73 edycja WzW.

więcej »

Wiatr ze Wschodu (72)
Paweł Laudański

5 IV 2019

„Wyspa Sachalin”, „Zapomnienia”, „Uśmiech chimery”, „Oddział”… - czyli krótki, subiektywny przegląd najciekawszych książek rosyjskojęzycznej fantastyki roku 2018.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż autora

W starym domu nie straszy
— Sebastian Chosiński

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
— Sebastian Chosiński

Płynąć na chmurach
— Sebastian Chosiński

Ptaki wśród chmur
— Sebastian Chosiński

„Czemu mi smutno i czemu najsmutniej…”
— Sebastian Chosiński

Pieśni wędrujące, przydrożne i roztańczone
— Sebastian Chosiński

W kosmosie też znają jazz i hip hop
— Sebastian Chosiński

Od Bacha do Hindemitha
— Sebastian Chosiński

Z widokiem na Manhattan
— Sebastian Chosiński

Duńczyk, który gra po amerykańsku
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.