Pink Floyd w XXI wieku: TEN album na to zasługiwałW XXI wieku zespół Pink Floyd praktycznie przestał istnieć. Panowie jeśli już nagrywali, to raczej na swój rachunek, a o koncertach mowy być nie mogło. Niemniej fani niemal co roku są uszczęśliwiani kolejnymi albumami sygnowanymi nazwą formacji. Na przykład efektownym wydaniem „The Dark Side Of The Moon [Immersion Box Set]” z 2011 roku.
Piotr ‘Pi’ GołębiewskiPink Floyd w XXI wieku: TEN album na to zasługiwałW XXI wieku zespół Pink Floyd praktycznie przestał istnieć. Panowie jeśli już nagrywali, to raczej na swój rachunek, a o koncertach mowy być nie mogło. Niemniej fani niemal co roku są uszczęśliwiani kolejnymi albumami sygnowanymi nazwą formacji. Na przykład efektownym wydaniem „The Dark Side Of The Moon [Immersion Box Set]” z 2011 roku.
Wyszukaj / Kup W 2011 roku pod hasłem „Why… Pink Floyd?” wznowiono całą studyjną dyskografię zespołu. I zapewne nie byłoby to jakąś sensacją, gdyby nie ekskluzywne boksy, w które zapakowano trzy najpopularniejsze tytuły, czyli „The Dark Side of the Moon”, „Wish You Were Here” i „The Wall”. Dziś skupimy się na tym pierwszym. Boksy zyskały podtytuł „Immersion” i w najbardziej rozbudowanej wersji stanowią prawdziwą gratkę dla kolekcjonerów. Zwłaszcza, jeśli chodzi od „The Dark Side of the Moon”. W pudełku znajdziemy bowiem 3 CD, Blu-ray i 2 DVD, a także całą masę gadżetów. Zarówno tych interesujących, jak bogato ilustrowana książeczka, replika biletu na koncert z epoki, replika backstage passu oraz kopia kartki z zapisanymi przez Rogera Watersa pytaniami, na które odpowiadali ludzie spotkani w studio. Przypomnijmy, że najciekawsze wypowiedzi trafiły na album. W pakiecie znalazło się jednak także miejsce na niespodzianki bardziej osobliwe, do których należy zaliczyć chustę z motywem pryzmatu, dziewięć podstawek pod kufle i trzy kuleczki ze specjalnymi wzorami. Całość zyskała także nową oprawę graficzną. Kultowy pryzmat został powielony, dając intrygujący efekt. Choć szczerze mówiąc, siłą tej grafiki była prostota i jej udziwnianie mija się z celem. Najważniejsza jest jednak muzyka. Materiał podstawowy został podlany kolejnemu remasteringowi, ale nie wnoszącemu wiele do tego, co słyszeliśmy wcześniej. Najważniejsze jest to, że całość wciąż brzmi potężnie i niezwykle czytelnie. Zawsze w tym albumie urzekało mnie to, że czy słuchany w 1973 roku, czy dziś, ciągle jest aktualny. Zarówno, jeśli chodzi o dźwięk, jak i przesłanie. Prawdziwe rarytasy zaczynają się dopiero od dysku numer dwa. Zawiera on wykonaną w całości suitę w czasie koncertu w Wembley Pool z roku 1974. Cóż, szczerze mówiąc nie przebija studyjnego nagrania, w dodatku brzmi dość płasko, ale to wciąż kawał świetnej muzyki. Zwłaszcza, że większość utworów została wydłużona o partie improwizowane. Choć początek nie napawa optymizmem, ponieważ zespół sprawia wrażenie spiętego i nadmiernie skupionego, od wysokości"The Great Gig in the Sky” robi się coraz przyjemniej. Po długich żeńskich wokalizach otrzymujemy jeszcze partię delikatnych dźwięków klawiszowych Ricka Wrighta. Szkoda, że okrutnie skróconych przez odgłosy przesypujących się drobniaków. To oczywiście „Money”, które wypada równie imponująco, co w oryginale. Duża w tym zasługa przyjemnego dialogu gitary Gilmoura i basu Watersa, który, swoją drogą, jest wyjątkowo wyeksponowany w całym nagraniu. Podobną formułę wykorzystuje instrumentalny „Any Colour You Like”, tyle, że tu momentami wkrada się delikatny chaos wykonawczy. Całość wieńczą podniosłe i pełne werwy „Brain Damage” i „Eclipse”. I tu ciekawostka – setu nie zamyka bicie serca, jak na albumie, a donośne bicie dzwonu. Na trzeci CD trafiły wczesne podejścia do „Ciemnej strony Księżyca”. Mamy więc cały podstawowy materiał we miksie Alana Parsonsa z 1972 roku. Od razu słychać, że zespół jeszcze sporo popracował nad ostatecznym kształtem albumu. Choć same utwory w zasadzie pozostały mniej więcej w podobnym kształcie, to jednak różnią się szczegółami. Brakuje także charakterystycznych dźwiękowych urozmaiceń, jak chociażby bicie serca, czy fragmentów wypowiedzi przepytywanych w studio osób. „The Great Gig in the Sky” został zaprezentowany bez wokalizy Clare Torry. Natomiast przez niemal cały „Brain Damage” rozbrzmiewa obłąkańczy śmiech, który na dłuższą metę jest irytujący. Ostatecznie jedynym utworem, który w porównaniu z ostateczną wersją jakoś się broni jest „Us and Them”, który sprawia wrażenie zwiewniejszego. Utwory dodatkowe, to mała odsłona niezrealizowanego projektu „Household Objects”, którego ideą było stworzenie muzyki przy wykorzystaniu sprzętów domowego użytku. Z zaprezentowanej próbki można wywnioskować, że mogła wyjść rzecz intrygująca i w większym stopniu udana, niż utwór „Alan’s Psychedelic Breakfast” z „Atom Heart Mother”. Dalej mamy demo „Us and Them” w wykonaniu Ricka Wrighta wyłącznie na pianinie. Urokliwa rzecz. Następnie są trzy koncertowe nagrania z Brighton z 1972 roku, które później stały się częściami „The Dark Side of the Moon”. Na razie to jednak swobodne improwizacje. Jest też studyjne, instrumentalne nagranie „The Travel Sequence”, które do tej pory nie ujrzało światła dziennego. Ma w sobie sporo rockowej zadziorności, ale gdzieś w tle pobrzmiewa także nuta funky. Gdyby dodać do tego śpiew, byłaby szansa na wylansowanie nośnego hitu. Na zakończenie zaś zaserwowano akustyczną wersję demo „Money”, zagraną i zaśpiewaną przez Rogera Watersa, czyli kompletna surówka. Poza nagraniami audio, są też materiały wizualne. Dostępne albo na dwóch DVD, albo na jednym Blu-ray. Są to inne nagrania z Brighton – „Careful With That Axe Eugene” i „Set The Controls For The Heart Of The Sun”. Do tego mamy film dokumentalny z 2003 roku o powstawaniu albumu i porcję wizualizacji, które zespół prezentował na koncertach na słynnym okrągłym telebimie. Audiofile mogą natomiast cieszyć się „Ciemną stroną Księżyca” w różnych wariantach – od dolby surround 5.1, po wersję kwadrofoniczną. „The Dark Side of the Moon [Immersion Box Set]” to przykład wzorowego kolekcjonerskiego wznowienia klasycznej płyty. Zadbano nie tylko o stronę edytorską, ale także odszukano w archiwum kilka ciekawostek, które pozwalają prześledzić ewolucję materiału, a jednocześnie nie są to pozbawione sensu ogryzki, które czasem z braku lepszych rzeczy dorzuca się do edycji specjalnych. Świetna robota! Dla laików: * * * * * / 5 Dla fanów: * * * * * / 5 18 maja 2022 |
Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.
więcej »W latach 1968-1971 życie muzyków Can ogniskowało się wokół pracy. Mieszkając w Schloß Nörvenich, praktycznie nie wychodzili ze studia. To w którymś momencie musiało odbić się na kondycji jeśli nie wszystkich, to przynajmniej niektórych z nich. Pewien kryzys przyszedł wraz z sesją do „Ege Bamyasi” i nie wiadomo, jak by to wszystko się skończyło, gdyby sprawy w swoje ręce nie wziął nadzwyczaj zasadniczy Holger Czukay.
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Zespół wybitnie niefestiwalowy
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Szlifowanie ejtisowych naleciałości
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Zagraj to jeszcze raz, Nick
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Klasyka + reszta
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Delikatny dźwięk wzorowej reedycji
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Wczesne późne lata
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Paczuszka z płytami
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Opowieść muzyka
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Na tle Wezuwiusza raz jeszcze
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Czy to jest płyta, jakiej rzeczywiście chcieliśmy?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Pot i Kreff – Oni czasem wracają: Szkoda, że ich tu nie ma
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Magia i Miecz: Z niewielką pomocą zagranicznych publikacji
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Idź do krateru wulkanu Snæfellsjökull…
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Komiksowe Top 10: Marzec 2024
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
I ty możesz być Kubą Rozpruwaczem
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Po komiks marsz: Kwiecień 2024
— Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch
My i Oni
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Wielki mały finał
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Piołun w sercu a w słowach brak miodu, czyli 10 utworów do tekstów Ernesta Brylla
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Kim był Józef J.?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Komiksowe Top 10: Luty 2024
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski