Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 21 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Mogwai
‹The Hawk Is Howling ›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułThe Hawk Is Howling
Wykonawca / KompozytorMogwai
Data wydaniawrzesień 2008
Wydawca Matador
NośnikCD
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Utwory
CD1
1) I'm Jim Morrison, I'm Dead
2) Batcat
3) Daphne and the Brain
4) Local Authority
5) The Sun Smells Too Loud
6) Kings Meadow
7) I Love You, I'm Going to Blow Up Your School
8) Scotland's Shame
9) Thank You Space Expert
10) The Precipice
Wyszukaj / Kup

Mogwai na Off-ie

Esensja.pl
Esensja.pl
„One, two, fuck you!” – w ten sposób rozpoczął się ich warszawski koncert w 2003 roku. Tym razem postrockowa grupa Mogwai zawita do Mysłowic jako jedna z głównych gwiazd Off Festival. Co przygotowali na swój drugi już występ w Polsce – nie wiadomo. Pewne jest tylko to, że kontrowersyjni muzycy postarają się, by publiczność jeszcze długo pamiętała show, jakiego będzie świadkiem.

Katarzyna Walas

Mogwai na Off-ie

„One, two, fuck you!” – w ten sposób rozpoczął się ich warszawski koncert w 2003 roku. Tym razem postrockowa grupa Mogwai zawita do Mysłowic jako jedna z głównych gwiazd Off Festival. Co przygotowali na swój drugi już występ w Polsce – nie wiadomo. Pewne jest tylko to, że kontrowersyjni muzycy postarają się, by publiczność jeszcze długo pamiętała show, jakiego będzie świadkiem.

Mogwai
‹The Hawk Is Howling ›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułThe Hawk Is Howling
Wykonawca / KompozytorMogwai
Data wydaniawrzesień 2008
Wydawca Matador
NośnikCD
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Utwory
CD1
1) I'm Jim Morrison, I'm Dead
2) Batcat
3) Daphne and the Brain
4) Local Authority
5) The Sun Smells Too Loud
6) Kings Meadow
7) I Love You, I'm Going to Blow Up Your School
8) Scotland's Shame
9) Thank You Space Expert
10) The Precipice
Wyszukaj / Kup
Mogwai to żywa legenda. Nikt nawet nie próbuje zaprzeczać temu prostemu stwierdzeniu, mimo że zarówno całokształt twórczości zespołu, jak i typowe dla jego członków dość obcesowe wyrażanie krytyki dotyczącej innych artystów, budzą kontrowersje. Ich debiutancki album „Young Team”, obok „Millions Now Living Will Never Die” grupy Tortoise, zaraz po ukazaniu się został okrzyknięty jednogłośnie jedną z najważniejszych płyt nie tylko dla post-rocka, ale i całej dekady lat 90. Jak dotąd żadne z kolejnych wydawnictw zespołu nie było w stanie uzyskać równie kultowego statusu, jednakże ocena całokształtu twórczości Szkotów jest sprawą mocno subiektywną. Wszystko zależy od tego, jaką miarkę przyjmiemy – debiutując krążkiem tak znakomitym jak „Young Team”, Mogwai sami ukręcili bat na siebie.
Post-rock jest gatunkiem o bardzo rozległych korzeniach i jeszcze rozleglejszej mapie brzmieniowej. Choć jego początki datuje się na pierwszą połowę lat 90. i wiąże z poczynaniami grupy Slint czy wspomnianego już wcześniej Tortoise, to można by pokusić się o cofnięcie do roku 1986, czyli wydania „The Colour of Spring”, rozpoczynającego schyłkowy, lecz bezsprzecznie najlepszy okres działalności Talk Talk. Czerpiąc głównie z krautrocka, reprezentowanego przez niemiecki zespół Neu!, improwizacyjnego jazzu, shoegaze’u à la My Bloody Valentine oraz stosowanych już przez The Velvet Underground tzw. drone’ów, okraszonych elektroniką spod znaku Seve’a Reicha, post-rock stał się szyldem, pod którym swoje miejsce znalazły zarówno takie zespoły jak Sigur Rōs, Boris czy Godspeed You! Black Emperor, jak też folkowe Múm, popowe The Sea and Cake czy rodacy z Something Like Elvis, idący wyraźnie w kierunku free jazzu. Tylko jak w tym wszystkim odnajduje się Mogwai? Otóż mimo zaledwie jedenastu lat od wydania debiutanckiej płyty ustawiono ich na piedestale wśród symboli inspirujących kolegów uprawiających ten sam ogródek co oni.
Oczywiście nie jest tak, że za pierwszym razem, gdy weszli do studia, udało im się stworzyć wiekopomne dzieło. Zespół funkcjonował w Glasgow już od roku 1995 i jeszcze jako kwartet w składzie: Stuart Braithwaite, Dominic Aitchison, Martin Bulloch i John Cummings co jakiś czas własnym sumptem wydawał kolejne single i EP-ki, takie jak „4 Satin” czy „Tuner / Lower”. Najlepsze utwory powstałe w latach 1996-1997 zostały zebrane na kompilacji „Ten Rapid”, wydanej w tym samym roku co ich długogrający debiut. Podczas powstawania „Young Team” do Mogwai dołączył Brendan O’Hare, natomiast jedyny członek grupy posiadający gruntowne wykształcenie muzyczne – multiinstrumentalista Barry Burns – został przyjęty zaraz przed nagraniem ich drugiej płyty – „Come On Die Young”.
Mogwai<br>Fot. www.carbonefamily.com
Mogwai
Fot. www.carbonefamily.com
„Young Team” wyraźnie określiło brzmienie i rozpoznawalny styl Szkotów. Typowo rockowego instrumentarium (gitara, bas, perkusja) używają do zupełnie „nierockowych” celów, odchodząc od konwencjonalnej budowy utworów na rzecz majestatycznych elegii opartych najczęściej na cyklicznie powtarzających się drone’ach oraz tzw. dynamicznym kontraście, czyli zestawieniu ze sobą delikatnych, akustycznych wręcz melodii i nagłej eksplozji hałasu. Zabieg ten robi na słuchaczu największe wrażenie podczas odgrywania przez zespół szesnastominutowego „Mogwai Fear Satan” – słynnego closera z debiutu. Jedynym utworem, który potrafi równie mocno poruszyć publiczność, jest monumentalny „My Father My King”. Ów dwudziestominutowy kawałek, wydany na EP-ce w 2001 roku jako dodatek do krążka „Rock Action”, to obok „Young Team” szczytowe osiągnięcie grupy. Jego kręgosłupem jest melodia zaczerpnięta z tradycyjnej żydowskiej pieśni-hymnu śpiewanej w Rosz ha-Szana, czyli żydowski Nowy Rok. Podczas występów na żywo Braitwaite zwykle szepcze słowa modlitwy odmawianej przy okazji tego święta, która ma za zadanie prosić Boga o łaskę, pomimo popełnianych przez ludzi grzechów. Całość może być odbierana jako silne emocjonalne albo wręcz metafizyczne przeżycie. Zarówno „Mogwai Fear Satan”, jak i „My Father My King” są przeważnie stałymi elementami koncertów zespołu, więc prawdopodobnie w sierpniu będziemy mieli okazję poczuć siłę tych kultowych utworów na własnej skórze.
W większej mierze muzyka Mogwai jest muzyką instrumentalną, jednak bywa, że pojawia się również wokalista. Nie chodzi tu o wszystkie szczątkowe dialogi, fragmenty audycji radiowych oraz rozmów telefonicznych, które często przewijają się w tle lub wstępach do poszczególnych utworów, jak choćby w „Punk Rock:” z „Come On Die Young”, ale wyraźnie podchodzące pod popową estetykę piosenki typu „Cody”, znajdujące się na tej samej płycie. Śpiewa zazwyczaj Braitwaite, ale i od tej reguły zdarzają się wyjątki. Barry Burns i John Cummings wyręczają go w tym na krążku „Happy Songs For Happy People”. W kultowym antylovesongu z „Young Team” – „R U Still in 2 It?” – swojego głosu udziela Aidan Moffat z Arab Strap, natomiast na „Rock Action” „Dial: Revenge” wykonywane jest po walijsku przez Gruffa Rhysa – wokalistę Super Furry Animals.
Okładka O.S.T. do filmu Źródło, nagranego przez Mogwai i Kronos Quartet<br>Fot. www.merlin.pl
Okładka O.S.T. do filmu Źródło, nagranego przez Mogwai i Kronos Quartet
Fot. www.merlin.pl
„Rock Action” można nazwać swojego rodzaju kamieniem milowym, jeśli chodzi o stylistykę, w jakiej porusza się zespół. Do 2001 roku wyraźnie czerpali z krautrocka, shoegaze’u i noise’u, a momentami również metalu, ale wraz z wydaniem tego albumu zaczęło się stopniowe urozmaicanie brzmienia Mogwai. Klawisze pojawiały się już na „Come On Die Young”, jednakże zastosowanie elementów elektroniki czy syntezatorów było kompletnym novum, jeśli chodzi o twórczość grupy. Zaczątki tych zmian zostały jeszcze wyraźniej rozwinięte na płycie „Happy Songs for Happy People”. Tytuł jest dość ironicznym komentarzem do tego wydawnictwa, ponieważ zawiera ono najbardziej melancholijne i przepełnione smutkiem utwory w całej dyskografii zespołu. Wyjątkiem jest zamykające krążek „Stop Coming to My House”, które uderza słuchacza zmasowanym atakiem hałasu i jazgotliwie przesterowanych gitar.
W 2006 roku ukazał się powracający do estetyki debiutu „Mr. Beast”. Jest to płyta, która podzieliła krytyków na dwa obozy. Jedni uważają ją za najlepszą od czasu „Young Team”, niektórzy posuwają się nawet do stwierdzenia, że jest to najbardziej poruszający album od czasu „Loveless” My Bloody Valentine. Drudzy natomiast widzą w niej pozycję najsłabszą w całym dorobku Szkotów, oskarżając ich o mało twórcze naśladownictwo samych siebie z lat 90. Obie te opinie są zbyt nacechowane emocjonalnie, by móc oddać prawdziwy obraz ewolucji, jaką przez lata działalności przeszło Mogwai. Już sam fakt, że obok tej grupy nie da się przejść obojętnie, można poczytać za ich wielki sukces. Nie chodzi nawet o sam kontrowersyjny image, na który zapracowali sobie, wyrażając niepochlebne opinie na temat Sigur Rōs czy Annie Lennox oraz manifestując swoją niechęć do Blur i Damona Albarna. Najsłynniejszym tego przykładem jest incydent z festiwalu T in the Park w 1999 roku, którego gwiazdami były oba zespoły. Mogwai zaczęli wtedy sprzedawać koszulki z napisem: „blur: are shite” .
Mimo wszystko większe kontrowersje niż owe wyczyny budzi jednak ich muzyka. Stworzyli styl, który stał się inspiracją dla początkujących zespołów z wielu podgatunków post-rocka, takich jak 65daysofstatic, Do Make Say Think czy Explosions in the Sky. W zadziwiająco krótkim czasie udało im się osiągnąć status kultowej formacji wymienianej jednym tchem obok Tortoise czy Slint. Z drugiej strony, patrząc na ich twórczość przez pryzmat „Young Team”, można odnieść wrażenie, że z roku na rok jest w niej coraz mniej świeżości, która fascynowała słuchaczy w elektryzującym debiucie. Faktycznie, nie nagrali żadnej słabej płyty, ale każda kolejna może się tym bardziej wymagającym wydawać odgrzewanymi pozostałościami po geniuszu „Young Team”. Jednakże biorąc poprawkę na to, że nagranie czegoś równie dobrego większości zespołów nigdy się nie zdarza, trzeba oddać honor Szkotom i docenić równy poziom ich wydawnictw, a także znaczenie, jakie mają dla współczesnej muzyki rockowej.
koniec
6 sierpnia 2008
Więcej o Off Festival pisze Jacek Sobczyński na naszym blogu

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Eins, zwei, drei, vier, fünf, sechs, sieben…
Sebastian Chosiński

20 V 2024

Gdybym w połowie lat 70. ubiegłego wieku mieszkał w Republice Federalnej Niemiec i był fanem krautrocka, nie omieszkałbym wybrać się na koncert Can. Może nawet pojechałbym (i częściowo popłynął promem) do Brighton, choć pewnie nie byłoby to tanie. Po występnie musiałbym jednak uznać, że opłacało się. „Live in Brighton 1975” to najlepszy koncertowy zapis, jaki pozostawił po sobie zespół z Kolonii.

więcej »

Non omnis moriar: Płyń, Pavel, płyń!
Sebastian Chosiński

18 V 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj kolejny longplay, tym razem wydany w RFN, na którym Orkiestra Gustava Broma wykonuje utwory Pavla Blatnego.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Średnio udane lądowanie
Sebastian Chosiński

13 V 2024

W połowie lat 70. zespół Can zmienił wydawcę. Amerykanów z United Artists zastąpili Brytyjczycy z Virgin. Pierwszym albumem, jaki ujrzał światło dzienne z nowym logo na okładce, był „Landed” – najsłabszy z wszystkich dotychczasowych w dorobku formacji z Kolonii.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Tegoż autora

Królowie słodkich snów
— Katarzyna Walas

Bożek z Athens
— Katarzyna Walas

Muzyka początku lata
— Katarzyna Walas

Młodość w sobotę
— Katarzyna Walas

O miłości wiosną, czyli nowa płyta Marka Kozelka
— Katarzyna Walas

Dwugłos: Last Shadow Puppets
— Jarosław Kopeć, Katarzyna Walas

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.