Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Fleet Foxes

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułFleet Foxes
Wykonawca / KompozytorFleet Foxes
Data wydania3 czerwca 2008
Wydawca Sub Pop
NośnikCD
Czas trwania38:35
Gatunekfolk
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Utwory
CD1
1) Sun It Rises3:11
2) White Winter Hymnal2:27
3) Ragged Wood5:07
4) Tiger Mountain Peasant Song3:28
5) Quiet Houses3:32
6) He Doesn't Know Why3:20
7) Heard Them Stirring3:02
8) Your Protector4:09
9) Meadowlarks3:11
10) Blue Ridge Mountains4:25
11) Oliver James3:23
Wyszukaj / Kup

Muzyka początku lata
[Fleet Foxes „Fleet Foxes” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Kiedy wydawało się, że pierwsza połowa tego roku niczym już nas nie zaskoczy, okazało się, że najlepsze dopiero miało przyjść. Warto było czekać aż sześć miesięcy na album tej klasy, co debiut Fleet Foxes.

Katarzyna Walas

Muzyka początku lata
[Fleet Foxes „Fleet Foxes” - recenzja]

Kiedy wydawało się, że pierwsza połowa tego roku niczym już nas nie zaskoczy, okazało się, że najlepsze dopiero miało przyjść. Warto było czekać aż sześć miesięcy na album tej klasy, co debiut Fleet Foxes.

Fleet Foxes

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułFleet Foxes
Wykonawca / KompozytorFleet Foxes
Data wydania3 czerwca 2008
Wydawca Sub Pop
NośnikCD
Czas trwania38:35
Gatunekfolk
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Utwory
CD1
1) Sun It Rises3:11
2) White Winter Hymnal2:27
3) Ragged Wood5:07
4) Tiger Mountain Peasant Song3:28
5) Quiet Houses3:32
6) He Doesn't Know Why3:20
7) Heard Them Stirring3:02
8) Your Protector4:09
9) Meadowlarks3:11
10) Blue Ridge Mountains4:25
11) Oliver James3:23
Wyszukaj / Kup
Obrodziło nam ostatnio rozmaitymi wydawnictwami stylizowanymi na wszelakiej maści folk, a nowe zespoły grające „muzykę świata” pojawiają się jak grzyby po deszczu. To, co dawno, dawno temu – gdy na Pitchforku nie było jeszcze reklam, a Animal Collective kompromitowali się krążkiem „Danse Manatee” – jawiło się jako coś kompletnie awangardowego, w krótkim czasie zdążyło utorować sobie drogę do mainstreamu. I bardzo dobrze, szczególnie że muzyce popularnej na zdrowie wyszedł ten powiew świeżości. Niestety, jak to zwykle bywa z rzeczami, które stają się modne, tradycyjne brzmienia „standetniały”. Novum zmieniło się w typowy chwyt marketingowy, działający jak magnes na publiczność spragnioną taniej „egzotyki”. Ironia losu, prawda? Na szczęście nie wszystko jeszcze stracone, póki wydawane są płyty niemające nic wspólnego ze zjawiskiem opisanym powyżej. Jedną z nich jest właśnie debiut Fleet Foxes. Ich siła tkwi w bezpretensjonalnej naturalności, dzięki której zostawiają daleko w tyle kolegów z branży.
Zeszły rok pamiętać będziemy przede wszystkim za „Strawberry Jam” Animal Collective, „Person Pitch” Pandy Bear’a, „All Hour Cymbals” grupy Yeasayer oraz „For Emma, Forever Ago” Bon Ivera. Wiadomo, że podejmowanie się jakichkolwiek prób naśladowania tak zacnych muzyków, musiałoby spalić na panewce. Tymczasem „Fleet Foxes” stanowi wspólny mianownik dla wszystkich tych albumów, a co warte podkreślenia – prezentuje się wcale nie gorzej od nich. Robinowi Pecknoldowi, wokaliście i trzonowi Fleet Foxes, sztuka ta udała się, jak sądzę, przez przypadek. On sam zdawał się zupełnie nie dbać o jakiekolwiek czynniki, które upodobniłyby jego styl do gry do któregoś z wyżej wymienionych artystów. Pracował raczej nad tym, by w tworzoną muzykę włożyć jak najwięcej siebie. Dlatego pokrewieństwa tych płyt nie zauważa się od razu, no i nie ma tu mowy o epigoństwie.
Fleet Foxes swoje inspiracje czerpali prosto ze źródeł amerykańskiej muzyki tradycyjnej. Na warsztat wzięli sobie w szczególności folk z Appalachów. W tym roku w te rejony zapędzali się również The Ruby Suns, ale oni postawili na uchwycenie rysów muzyki z różnych krańców świata. Zaowocowało to potraktowaniem każdego z odwiedzonych miejsc trochę po macoszemu. Natomiast nasi debiutanci skupili się na uwypukleniu tego, co amerykańscy „górale” mają najlepszego do zaoferowania. I wyszli na tym o niebo lepiej. Słychać to już od „Sun It Rises”, gdzie rozpościerają przed słuchaczem idylliczną wizję pasterskich
krajobrazów. Gdzieniegdzie czuć też wpływy introwertycznej szkoły songwriterskiej Nicka Drake’a. Jeśli takowa by istniała w rzeczywistości, członkowie Fleet Foxes byliby tam prymusami. Wystarczy przytoczyć „Tiger Mountain Peasant Song”, które byłoby zwyczajną mruczanką, gdyby nie wykrzyczane na samym końcu „I don’t know what I have done,/ I’m turning myself to a demon”, przyprawiające swoim dramatyzmem o ciarki na plecach. Ale wbrew pozorom Fleet Foxes wcale nie silą się na oryginalność i efekciarstwo, wręcz przeciwnie. Stawiają raczej na prostotę i spokój kompozycji. Przeplatają je utworami o dynamicznej rytmice, które, co najdziwniejsze, nie tracą przy tym nic z relaksujących właściwości ballad. A zatem przed intymnym „Meadowlark” mamy „Your Protector”, przypominające egzaltowane wokalizy chłopaków z Animal Collective. Fleet Foxes nie idą jednak w stronę noise’u czy brzmień eksperymentalnych, z którymi śmiało flirtują wyżej wymienieni. Pozostają na poletku kameralnego pop-folku, aczkolwiek o wiele bardziej urozmaiconego niż monotonna americana Bona Ivera. Dzwonki, banjo, klawisze czy chórki dbają o to, żeby słuchacz ani przez chwilę nie poczuł się znudzony. Pecknold wszystkich tych środków używa w idealnych proporcjach, tak, by z niczym nie przesadzić. Podchodzi do nich z typową dla siebie nonszalancją, którą słychać wyraźnie w sposobie, w jaki śpiewa – czasem zakrawającym o folkowy falset Sama Amidona tudzież szeptane olewacko przyśpiewki grupy Grizzly Bear. Daje upust emocjom, ale do wszystkiego zachowuje spory dystans, w przeciwieństwie do Yeasayera, którego członkowie traktują cały ten folkowo-eksperymentalny kram piekielnie poważnie.
Pomiędzy otwierającym płytę „Sun It Rises” a kończącym ją „Oliverem Jamesem” nie ma żadnego wypełniacza. Każdy z utworów jest potrzebny, niesie ze sobą jakąś historię. Melodyjność połączona z ciekawym głosem Pecknolda ani przez chwilę nie trąci kiczem. Naturalność całego wydawnictwa sprawia, że można go słuchać wielokrotnie, za każdym razem odkrywając coś ciekawego. Jest to jedna z tych płyt, które doskonale nadają się na godzinny relaks po ciężkim dniu pracy. Dzięki prostocie Fleet Foxes udało się stworzyć album, od którego aż bije świeżością. Słychać, że granie sprawia chłopakom frajdę i, co najważniejsze, ich radość z muzykowania udziela się słuchaczom.
koniec
26 czerwca 2008

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Jazzowe oblicze noise’u i post-rocka
Sebastian Chosiński

16 V 2024

Próchno powoli, ale bardzo konsekwentnie buduje swoją pozycję na undergroundowej scenie. Po świetnie przyjętej ubiegłorocznej pełnowymiarowej płycie „P3” teraz wydaje aneks do niej – EP-kę zatytułowaną „3P”. W nagraniach tych trio zostało wsparte przez gości: duet Wczasy, trio Dynasonic oraz – co ucieszyło mnie najbardziej – jazzowego trębacza Wojciecha Jachnę.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Z Beskidów widać Jukatan, Afrykę i Japonię
Sebastian Chosiński

14 V 2024

Na każdą kolejną płytę jazzowo-folkowego projektu Into the Roots, któremu patronuje trębacz Piotr Damasiewicz (nierzadko, a ostatnimi laty coraz chętniej sięgający także po inne instrumenty), czekam z dużą niecierpliwością. Za każdym razem zastanawia mnie bowiem, co jeszcze nowego można odkryć na eksploatowanym od dawna polu artystycznym. Trzeci album zespołu – „Świtanie” – udowadnia, że jednak można. I to całkiem sporo.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: W cieniu Purpurowego Słońca
Sebastian Chosiński

10 V 2024

Po reinterpretacji dokonań twórczych Krzysztofa Komedy i Sun Ra panowie z EABS postanowili zmierzyć się z kolejną jazzową legendą – utworami zmarłego przed sześcioma laty trębacza Tomasza Stańki. Tym razem jednak wrocławski kwintet zdecydował się zmierzyć z konkretną płytą. Tak narodził się album „Reflections of Purple Sun”.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Tegoż autora

Mogwai na Off-ie
— Katarzyna Walas

Królowie słodkich snów
— Katarzyna Walas

Bożek z Athens
— Katarzyna Walas

Młodość w sobotę
— Katarzyna Walas

O miłości wiosną, czyli nowa płyta Marka Kozelka
— Katarzyna Walas

Dwugłos: Last Shadow Puppets
— Jarosław Kopeć, Katarzyna Walas

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.