Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Weekendowa Bezsensja: 10 powodów, dla których powinniśmy wycofać się z konkursu Eurowizji

Esensja.pl
Esensja.pl
Trzy tygodnie temu wybraliśmy naszego reprezentanta na Eurowizję 2010. Długo zabierałem się by jakoś to skomentować, ale co tu można nowego napisać? Jak co roku nie było z czego wybierać, a każdy kolejny utwór był gorszy od poprzedniego. Ale to już nasza świecka tradycja. Zapraszam na przegląd 10 najdziwniejszych uczestników rodzimych eliminacji…

Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Weekendowa Bezsensja: 10 powodów, dla których powinniśmy wycofać się z konkursu Eurowizji

Trzy tygodnie temu wybraliśmy naszego reprezentanta na Eurowizję 2010. Długo zabierałem się by jakoś to skomentować, ale co tu można nowego napisać? Jak co roku nie było z czego wybierać, a każdy kolejny utwór był gorszy od poprzedniego. Ale to już nasza świecka tradycja. Zapraszam na przegląd 10 najdziwniejszych uczestników rodzimych eliminacji…
Powód pierwszy – Offside „Dreaming About You” (2004)
Łukasz Zagrobelny, zanim rozpoczął na dobre karierę celebryty, tańcząc z gwiazdami i śpiewając z Eweliną Flintą, dał się poznać jako frontman własnego zespołu Offside. Największym osiągnięciem kapeli był występ w krajowych eliminacjach do Eurowizji w 2004 roku. Gdy się na nich patrzy (zwłaszcza na Zagrobelnego, który wygląda, jakby śpiewał dla polskich piłkarzy), chce się w podzięce za to iść na kolanach do Częstochowy. Choć trzeba przyznać, że gitarzysta z godnym podziwu zapałem imituje grę na gitarze.
Powód drugi – Planeta „Easy Money” (2004)
Planeta to rodzima kopia zespołu The Darkness. Przynajmniej tak można wywnioskować oglądając klip do utworu „Easy Money”. Miało być prześmiewczo, z jajem, a wyszło żałośnie. Spora w tym zasługa wokalisty, który zdradza niezdrowe skłonności do ekshibicjonizmu.
Powód trzeci – Agata Torzewska „Goodbye” (2006)
Agata jest córką Marka Torzewskiego, naszego najlepszego (bo jedynego) pop tenora. W czasie eliminacji do Eurowizji w 2006 roku zaprezentowała się jako nieudany klon Shakiry, nie potrafiąc się ruszać, ani śpiewać. Cóż, goodbye…
Powód czwarty – Dezire „Good Girl” (2006)
W eurowizyjnych eliminacjach co roku znajdą się tacy wykonawcy, którzy sprawiają wrażenie, jakby się strasznie męczyli na scenie. Do nich właśnie należy grupa Dezire. W końcu nie każdy może śpiewać tak dobrze jak wokalistki Sistars.
Powód piąty – Queens „I Say My Body” (2008)
Nie wiem, z kim spokrewnione są dziewczyny z Queens, że były swego czasu tak usilnie promowane (dwa razy brały udział w eliminacjach do Eurowizji). Na szczęście po tragicznym występie w 2008 roku dano sobie z nimi spokój. Okazało się bowiem, że panie nie mają ani głosu, ani predyspozycji do równego wykonywania choreografii. Gwoździem do trumny byli trzej BORowcy w kominiarkach, towarzyszący triu.
Powód szósty – Man Meadow „Vica la Musica” (2008)
Do dziś pozostaje dla mnie zagadką, skąd w polskich eliminacjach wziął się zespół ze Szwecji. Można też na to spojrzeć z drugiej strony – jak bardzo trzeba być zdesperowanym, by będąc Szwedem, chcieć reprezentować Polskę. Man Meadow to dowód na to, że duch Modern Talking nie umarł i ma się świetnie. Niestety.
Powód siódmy – Det Betales „Jacqueline” (2009)
I kolejny zagraniczny desperat. Tym razem z Norwegii. Det Betales to cover band wiadomo kogo. Widać to po ich strojach, fryzurach i słychać to w piosence „Jacqueline”. Może na zlotach fanów liverpoolskiej czwórki robią furorę, ale poza nimi są po prostu żałośni.
Powód ósmy – Tigrita Project „Mon Chocolate” (2009)
Przekonaliśmy się już, że kiepsko nam wychodzi śpiewanie po angielsku. Tigrita Project udowadnia, że z francuskim nie jest lepiej. „Mon Chocolate” może startować w konkursie na najbardziej kanciaste wykonanie piosenki eliminacji do Eurowizji, z całkiem realną szansą na pierwsze miejsce.
Powód dziewiąty – Stachursky „I nie mów nic” (2009)
W naszej dziesiątce nie mogło zabraknąć polskiego króla obciachu. „I nie mów nic” jest słabą piosenką, nawet jak na warunki disco polo. Do tego dochodzi niesmaczna wręcz melorecytacja Stachursky′ego. Brzmi on niczym napalony buhaj, który ma zamiar rzucić się na nastoletnie dziewczęta na widowni.
Powód dziesiąty – Marcin Mroziński „Legenda” (2010)
I wreszcie dotarliśmy do tegorocznego zwycięzcy krajowych eliminacji. Marcin Mroziński śpiewać potrafi, ale to co się dzieje w jego piosence to istny chaos. Początek na modłę góralską, potem jakieś rycerskie zaśpiewy, refren jak najbardziej popowy, a do tego fragment tekstu, ni z gruchy ni z pietruchy, zaśpiewany jest po polsku. I jeszcze to dziewczę w ludowym stroju w tle. Czy głosujący na „Legendę” naprawdę wierzą, że coś takiego spodoba się europejskiej publiczności? Wątpię. Z drugiej strony zawsze to jakiś postęp. Trzeci rok pod rząd blond niewiasty śpiewającej łzawą pościelówę bym nie strawił.
koniec
6 marca 2010

Komentarze

06 III 2010   12:22:30

@napalony buchaj

buhaj

06 III 2010   13:26:52

buhahaj

06 III 2010   18:45:45

Ten tekst przypomniał mi wszystkie moje traumy związane z Eurowizją. Jak można chcieć śpiewać po angielsku zupełnie nie znając języka?!
Pomijam kicz, bo ten akurat jest w tym przypadku jak najbardziej na miejscu - kto oglądał choć jeden finał tego plebiscytu, ten wie. Kto nie oglądał, nie ma czego żałować.

07 III 2010   19:07:10

angielski imć Mrozińskiego jest straszny.

09 III 2010   09:54:10

Mieszkam w Holandii. Miałem dziś wyjśc z domu ale teraz to już się wstydzę.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: I jeszcze raaaz… i jeszcze dwaaa…
Sebastian Chosiński

24 VI 2024

Coś w tym musi być! Ukazujące się w serii „Can Live” angielskie koncerty Can wybijają się zdecydowanie ponad inne. Wydany trzy lata temu „Live in Brighton 1975” to prawdziwe arcydzieło, a tegoroczny „Live in Aston 1977” niewiele mu ustępuje. Ale czy może być inaczej, skoro muzycy biorą na warsztat między innymi tak wspaniały utwór, jak „Vitamin C”?

więcej »

Non omnis moriar: Narodziny legendy
Sebastian Chosiński

22 VI 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj jedyny longplay czechosłowackiej formacji Studio 5 wibrafonisty Karela Velebnego, na której gruzach powstał zespół SHQ.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Trochę Afryki, trochę Karaibów
Sebastian Chosiński

17 VI 2024

Na wydanym w 1977 roku albumie „Saw Delight” skład Can został poszerzony do sekstetu. Uzupełnili go bowiem dwaj instrumentaliści (rodem z Jamajki i Ghany), którzy nie tak dawno przewinęli się przez brytyjską formację Traffic. Nie wpłynęło to jednak na uczynienie jej muzyki progresywną czy jazzrockową, stała się za to dużo bardziej etniczna. Co w paru utworach przyniosło całkiem sympatyczny efekt.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Tegoż autora

Wewnętrzne rozterki krzepkich brodaczy
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Lapsusy, Korekty i Paliksięgi
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Po komiks marsz: Czerwiec 2024
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch

Komiksowe Top 10: Maj 2024
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Daleki krewny „Imienia róży”
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Szczątkowo oryginalne
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Ostatni Ostatni Człowiek
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Stary ork i może
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Nie tylko Siara, czyli 10 piosenek Janusza Rewińskiego
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Normanie, powtarzasz się
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.