Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Can
‹Saw Delight›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułSaw Delight
Wykonawca / KompozytorCan
Data wydaniamarzec 1977
Wydawca Harvest Records
NośnikWinyl
Czas trwania38:03
Gatunekfolk, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Anthony „Rebop” Kwaku Baah, Roscoe Gee, Michael Karoli, Holger Czukay, Irmin Schmidt, Jaki Liebezeit, Peter Gilmour
Utwory
Winyl1
1) Don’t Say No06:36
2) Sunshine Day and Night05:51
3) Call Me05:53
4) Animal Waves15:31
5) Fly by Night04:08
Wyszukaj / Kup

Nie taki krautrock straszny: Trochę Afryki, trochę Karaibów

Esensja.pl
Esensja.pl
Na wydanym w 1977 roku albumie „Saw Delight” skład Can został poszerzony do sekstetu. Uzupełnili go bowiem dwaj instrumentaliści (rodem z Jamajki i Ghany), którzy nie tak dawno przewinęli się przez brytyjską formację Traffic. Nie wpłynęło to jednak na uczynienie jej muzyki progresywną czy jazzrockową, stała się za to dużo bardziej etniczna. Co w paru utworach przyniosło całkiem sympatyczny efekt.

Sebastian Chosiński

Nie taki krautrock straszny: Trochę Afryki, trochę Karaibów

Na wydanym w 1977 roku albumie „Saw Delight” skład Can został poszerzony do sekstetu. Uzupełnili go bowiem dwaj instrumentaliści (rodem z Jamajki i Ghany), którzy nie tak dawno przewinęli się przez brytyjską formację Traffic. Nie wpłynęło to jednak na uczynienie jej muzyki progresywną czy jazzrockową, stała się za to dużo bardziej etniczna. Co w paru utworach przyniosło całkiem sympatyczny efekt.

Can
‹Saw Delight›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułSaw Delight
Wykonawca / KompozytorCan
Data wydaniamarzec 1977
Wydawca Harvest Records
NośnikWinyl
Czas trwania38:03
Gatunekfolk, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Anthony „Rebop” Kwaku Baah, Roscoe Gee, Michael Karoli, Holger Czukay, Irmin Schmidt, Jaki Liebezeit, Peter Gilmour
Utwory
Winyl1
1) Don’t Say No06:36
2) Sunshine Day and Night05:51
3) Call Me05:53
4) Animal Waves15:31
5) Fly by Night04:08
Wyszukaj / Kup
Dla wielu fanów formacji Can, którzy towarzyszyli jej od zarania istnienia (vide nagrania zawarte na „Prehistoric Future”, „»Delay« 1968”, jak również debiutanckim „Monster Movie”), to, co grupa zaczęła umieszczać na swoich albumach mniej więcej od połowy lat 70., a zwłaszcza od czasu „Landed” – musiało być szokiem. Postępująca komercjalizacja zespołu sprawiała, że powoli odchodzili od niego starzy wielbiciele, a nowych nie przybywało znów aż tak wielu. Może dlatego aż do swego rozpadu w 1979 roku Irmin Schmidt, Michael Karoli, Holger Czukay i Jaki Liebezeit mimo wszystko starali się, choć w coraz mniejszym stopniu, trzymać swoich krautrockowych korzeni, licząc na to, że fani, którzy niegdyś zauroczyli się takimi wydawnictwami, jak „Tago Mago” czy „Ege Bamyasi” – pozostaną z nimi na dobre i na złe.
Nie było to jednak wcale takie łatwe. Na dodatek wydany w październiku 1976 roku longplay „Flow Motion” (1976) mógł jedynie pogłębić uczucie przygnębienia. Bo kto spodziewałby się po twórcach takich utworów, jak „Yoo Doo Right”, „Halleluhwah”, „Vitamin C”, „Soup” czy „Bel Air”, że ni stąd, ni zowąd zaczną grać… słoneczne reggae? W każdym razie w drugiej połowie lat 70. sami muzycy doszli do wniosku, że coś trzeba zmienić. Wprowadzić do repertuaru nowy element: z jednej strony komercyjny, z drugiej jednak – nie umniejszający dorobkowi Can szlachetności. Pomóc w tym mieli dwaj nowi członkowie grupy. Jednym z nich stał się gitarzysta basowy Roscoe Gee, któremu postanowił zrobić miejsce Czukay, na nowej płycie „zabawiający” się głównie elektroniką i – jak niegdyś na krążku nagranym z Rolfem Dammersem (chodzi o „Canaxis 5”) – odbiornikiem radiowym, za pomocą którego wyszukiwał ciekawych i inspirujących nagrań z całego świata.
Gee pochodził z Jamajki, ale chcąc zrobić karierę muzyczną, przeprowadził się do Wielkiej Brytanii, gdzie trafił do będącego u kresu swej artystycznej kariery zespołu Traffic, z którym nagrał jego ostatni album „When the Eagle Flies”. Później wraz z gitarzystą Steve’em Winwoodem trafił do prowadzonej przez japońskiego klawiszowca Stomu Yamashtę formacji Go (longplay „Go”, 1976), by ostatecznie na kilka lat zakotwiczyć w Can, z którym nagrał trzy krążki studyjne: „Saw Delight” (1977), „Out of Reach” (1978) oraz „Can [Inner Space]” (1979). Drugim nowym nabytkiem okazał się, mający znacznie większe doświadczenie od Roscoe, ghański perkusjonista Anthony Kwaku Baah (1944-1983), który posługiwał się pseudonimem „Rebop” (niekiedy zapisywanym „Reebop”). Trafił on do Europy w drugiej połowie lat 60. i bardzo szybko znalazł zatrudnienie: najpierw w soulowo-jazzowym Wynder K. Frog („Sunshine Super Frog”, 1967; „Out of the Frying Pan”, 1969; „Into the Fire”, 1970), później jazzowo-afrokubańskim Randy Weston’s African Rhythms („African Cookbook”, 1969; „Niles Littlebig”, 1969).
Występując w tych zespołach zwrócił na siebie uwagę Steve’a Winwooda, który zaprosił go do współpracy w ramach Traffic, gdzie później Anthony poznał Roscoe. Ghańczyka można usłyszeć na pięciu longplayach londyńczyków: „Welcome to the Canteen” (1971), „The Low Spark of High Heeled Boys” (1971), „Shoot Out at the Fantasy Factory” (1973), koncertowym „On the Road” (1973) oraz – ale tu jedynie w dwóch numerach – wspomnianym już „When the Eagle Flies” (1974). Występy w Traffic ośmieliły Baaha do rozpoczęcia kariery solowej; do momentu akcesu do Can wydał trzy takie krążki: „Reebop” (1972), nagrany w Szwecji i ze skandynawskimi jazzmanami „Anthony Reebop Kwaku Baah” (1973) oraz „Trance” (1977), na którym z kolei towarzyszyła mu marokańska formacja Ganoua. Biorąc pod uwagę fakt, że zachodnioniemieccy muzycy zawsze interesowali się muzyką etniczną, nawiązanie współpracy z Afrykańczykiem wydawało się czymś naturalnym.
W styczniu 1977 roku poszerzona do sekstetu grupa weszła do studia Inner Space w Weilerswist pod Kolonią, by nagrać materiał, który dwa miesiące później wytwórnia Harvest opublikowała na longplayu „Saw Delight”. Gdy stary fan Can sięgał po ten krążek, by umieścić go w gramofonie, mógł przeżyć przyjemne déjà vu: tylko pięć utworów, w tym jeden ponad piętnastominutowy. Niemal jak przed laty. Tylko niektóre tytuły – jak na przykład „Sunshine Day and Night” czy „Fly by Night” – mogły wzbudzać niepokój. „Słonecznie” bowiem na płycie kolończyków już było i niekoniecznie przypadło to do gustu wielbicielom eksperymentalnego krautrocka, od którego zaczynała się kariera grupy. Ale czemuż nie dać szansy?!
Album otwiera zaśpiewany unisono przez wszystkich członków zespołu ponad sześciominutowy „Don’t Say No”. Utwór zaskakuje nie tylko swoją transowością (do tego Niemcy zdążyli nas już przyzwyczaić), ale hipnotycznym afrykańskim rytmem, za który do spółki odpowiadali Liebezeit i Baah. W paru momentach o rockowej proweniencji formacji przypomina natomiast przebijający się ze swoją gitarą Michael Karoli. Całość może kojarzyć się z dokonaniami bardzo w tamtym czasie popularnej, mającej zresztą ghański rodowód, Osibisy, która udanie łączyła w swojej twórczości progresywny jazz-rock z muzyką afrykańską. Niestety, w miarę dobry nastrój, w jaki wprawia pierwszy kawałek, natychmiast psuje jego następca. „Sunshine Day and Night” to niemal sześć minut kompletnie nijakiego „słonecznego” grania, które – mimo wykorzystania perkusjonaliów i ściągniętego z radia przez Czukaya afrykańskiego żeńskiego chórku – przypomina raczej watę muzyczną, a nie pełnoprawną kompozycję.
Nieco pozytywniej nastawia natomiast do życia zamykający stronę A, zaśpiewany przez Roscoe Gee, „Call Me”. Może dlatego, że mamy tu i introdukcję złożoną z efektów elektronicznych Holgera, i bardziej rockową gitarę Karolego, wreszcie „gęstą” sekcję rytmiczną. Wszystko to płynie wartkim strumieniem, wprowadzając słuchacza w trans. Aż żal, że pod koniec utwór zostaje wyciszony, zwłaszcza że dobrych kilka minut muzyki jeszcze by się na winylowym krążku zmieściło. Na szczęście po przewróceniu płyty na stronę B otrzymujemy nawiązujący do starych czasów „Animal Waves”, w którym Czukay poczyna sobie nadzwyczaj odważnie, a Michael oprócz gitary sięga również po skrzypce elektryczne, na których gra zresztą bardzo „cygańsko”. Do tego dochodzą jeszcze powłóczyste klawisze (syntezator i fortepian elektryczny) Irmina Schmidta. Ten numer można spokojnie uznać za twórcze połączenie Can z początków kariery z tym, który w połowie dekady znacznie bardziej zaczął starać się o uznanie publiczności „środka”.
„Animal Waves” bez wątpienia broni honoru „Saw Delight”, co jest konieczne, ponieważ wieńczący dzieło „Fly by Night” to utwór dla ludzi o wyjątkowo mocnych nerwach. Więcej tu pościelowego popu, aniżeli rocka czy chociażby world music. Nie mam pojęcia, jakim cudem Karoli dał się namówić do zaśpiewania w tym gniocie, którego nie ratują nawet dźwięki gitar – elektrycznej i akustycznej, która zresztą i tak sprowadzona zostaje do funkcji marginalnej. Przyznam, że mam z „Saw Delight” problem. Łapię się bowiem na tym, że gdyby wyrzucić dwie najsłabsze kompozycje (w sumie dziesięć minut muzyki), to ten krążek nawet by się obronił. Gdyby go przykroić do rozmiarów minialbumu, jego ocena na pewno byłaby wyższa. A ileż przy okazji stresu by odeszło!
koniec
17 czerwca 2024
Skład:
Michael Karoli – gitara elektryczna, gitara akustyczna (5), skrzypce elektryczne (4), śpiew (1,5)
Irmin Schmidt – syntezatory, fortepian elektryczny, śpiew (1)
Holger Czukay – odbiornik fal radiowych, elektroniczne efekty dźwiękowe
Roscoe Gee – gitara basowa, śpiew (1,3), słowa (3)
Anthony „Rebop” Kwaku Baah – instrumenty perkusyjne, śpiew (1)
Jaki Liebezeit – perkusja, śpiew (1)

oraz
Peter Gilmour – słowa (1,5)

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: I jeszcze raaaz… i jeszcze dwaaa…
Sebastian Chosiński

24 VI 2024

Coś w tym musi być! Ukazujące się w serii „Can Live” angielskie koncerty Can wybijają się zdecydowanie ponad inne. Wydany trzy lata temu „Live in Brighton 1975” to prawdziwe arcydzieło, a tegoroczny „Live in Aston 1977” niewiele mu ustępuje. Ale czy może być inaczej, skoro muzycy biorą na warsztat między innymi tak wspaniały utwór, jak „Vitamin C”?

więcej »

Non omnis moriar: Narodziny legendy
Sebastian Chosiński

22 VI 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj jedyny longplay czechosłowackiej formacji Studio 5 wibrafonisty Karela Velebnego, na której gruzach powstał zespół SHQ.

więcej »

Non omnis moriar: Neurotyczny pies wymaga szczególnej uwagi
Sebastian Chosiński

15 VI 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj kolejne wczesne nagrania wibrafonisty Karela Velebnego (który tym razem jednak nie zagrał na wibrafonie ani jednej nuty) i jego formacji SHQ.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.