Krótko, ale treściwie – tak można by scharakteryzować najnowszy krążek zespołu Stick Men, który tworzą dwaj byli muzycy King Crimson, Tony Levin i Pat Mastelotto, oraz niemiecki gitarzysta Markus Reuter. Wydana w tym roku płyta „Absalom” trwa niewiele ponad pół godziny, ale wielością zawartych na niej rozwiązań i pomysłów muzycznych dałoby się obdzielić kilka innych kapel.
Okruchy z dworu Karmazynowego Króla
[Stick Men „Absalom” - recenzja]
Krótko, ale treściwie – tak można by scharakteryzować najnowszy krążek zespołu Stick Men, który tworzą dwaj byli muzycy King Crimson, Tony Levin i Pat Mastelotto, oraz niemiecki gitarzysta Markus Reuter. Wydana w tym roku płyta „Absalom” trwa niewiele ponad pół godziny, ale wielością zawartych na niej rozwiązań i pomysłów muzycznych dałoby się obdzielić kilka innych kapel.
Stick Men
‹Absalom›
Utwory | |
CD1 | |
1) Absalom | 5:20 |
2) Smudge | 5:15 |
3) Big Dog | 4:44 |
4) Crack In The Sky | 6:06 |
5) Time’s Insane Ashes | 3:50 |
6) Pomegranate | 5:44 |
Tony Levin zyskał sławę jako basista czwartego składu King Crimson, z którym w pierwszej połowie lat 80. ubiegłego wieku nagrał trzy klasyczne już dzisiaj albumy: „Discipline” (1982), „Beat” (1982) oraz „Three of a Perfect Pair” (1984). Robert Fripp zaprosił go również do udziału w piątym wcieleniu grupy i w efekcie Levina można usłyszeć na kontrowersyjnym dla wielu fanów zespołu krążku „Thrak” (1995). Na tej samej płycie także na dworze Karmazynowego Króla zadebiutował perkusista Pat Mastelotto (wcześniej odbywający staż między innymi w pop-rockowym Mr. Mister). I choć pierwszy z nich wkrótce opuścił szeregi zespołu, a drugi występował w nim przez kilka następnych lat, ich drogi jeszcze parokrotnie się przecinały. Levin, uwolniony od przemożnego wpływu Frippa, zaczął tworzyć własne konstelacje muzyczne, w których był najjaśniejszą gwiazdą – vide trio Bozzio, Levin, Stevens („Black Light Syndrome”, 1997; „Situation Dangerous”, 2000), kwartet Bruford Levin Upper Extremities („Upper Extremities”, 1999; koncertowe wydawnictwo „B.L.U.E. Nights”, 2000) czy stworzone do spółki z muzykami Dream Theater Liquid Tension Experiment („Liquid Tension Experiment”, 1998; „Liquid Tension Experiment 2”, 1999).
Poza tym regularnie publikował albumy solowe („World Diary”, 1995; „Waters of Eden”, 2000; „Pieces of the Sun”, 2002; nagrane na żywo „Double Espresso”, 2002; „Resonator”, 2006), na których niezmiennie czarował nie tylko grą na klasycznym basie, ale przede wszystkim na wciąż jeszcze uważanym za nietypowy instrumencie znanym jako Chapman stick (od nazwiska jego konstruktora Emmetta Chapmana). To swoiste połączenie basu i gitary elektrycznej, charakteryzuje się jednak znacznie większą skalą niż obie gitary, dzięki czemu daje też dużo więcej możliwości brzmieniowych. W 2007 roku Tony Levin nagrał swój piąty studyjny album. Zatytułował go „Stick Man”, a do udziału w nagraniu zaprosił starego kumpla z King Crimson – Pata Mastelotto. Krążek zawierał siedemnaście krótkich (w większości instrumentalnych) utworów, w których główną rolę – i to dosłownie – grał instrument wynaleziony przez Chapmana na początku lat 70. XX wieku. Tony był tak zadowolony z efektów, jakie udało się osiągnąć, że postanowił pójść dalej w tym kierunku i razem z eksbębniarzem Karmazynowego Króla stworzył nową formację – Stick Men (w liczbie mnogiej, w odróżnieniu od tytułu płyty). Skład uzupełnił multiinstrumentalista Michael Bernier, uznawany w środowisku jazzowo-rockowym za wirtuoza Chapman sticka.
Trio zagrało kilka koncertów (głównie na festiwalach jazzowych), po czym weszło do studia i zarejestrowało materiał na debiutancki album „Soup” (2010). Po promującej go trasie z zespołem pożegnał się jednak Bernier, którego zastąpił niemiecki muzyk Markus Reuter, współpracujący już wcześniej z Patem w ramach projektów Centrozoon i Tuner. Próbkę talentu nowej odsłony Stick Men daje wydany przed kilkoma miesiącami krążek zatytułowany „Absalom”. To zaledwie trzydzieści minut muzyki, co w czasach gdy większość kapel stara się maksymalnie zapychać swoimi dokonaniami srebrne krążki, może zostać odebrane jako ekstrawagancja. Różnica jest jednak zasadnicza, a tkwi przede wszystkim w jakości oferowanych kompozycji. Otwierający płytę utwór tytułowy z równym powodzeniem mógłby znaleźć się na którymś z albumów King Crimson. Obsługujący Touch Guitars Reuter, grający na Chapman sticku Levin oraz siedzący za pokaźnym zestawem perkusyjnym Mastelotto wiedzą bowiem – i to w stopniu nie mniejszym niż Fripp – jak tworzyć muzykę o bardzo gęstej i skomplikowanej fakturze, ale równocześnie bardzo melodyjną. Nie da się? Tak uważacie? To posłuchajcie! „Absalom” urzeka zmianami tempa i klimatu; w niektórych momentach – także potęgą brzmienia i metalowym wykopem. Widocznie współpraca Levina z panami Petrucci, Rudess i Portnoy (w ramach projektu Liquid Tension Experiment) pozostawiła w nim trwały ślad.
„Smudge” jest nieco mniej zakręcone, do głosu dochodzą w nim brzmienia elektroniczne oraz powtarzany jak mantra motyw gitary Reutera. W „Big Dog” wszystko jednak wraca na właściwe tory – sekcja rytmiczna wprost proporcjonalnie do talentu muzyków komplikuje rytm, gitara gra nieustającą niemal solówkę, a przepuszczone przez efekty wokale Markusa i Tony’ego potęgują nastrój psychodelicznej schizofrenii. Na pozór tylko mamy do czynienia z wielkim chaosem; tak naprawdę w tej muzyce dokładnie poukładane są wszystkie nuty. „Crack in the Sky” robi na „Absalomie” za balladę. Levin melodeklamuje tekst zachrypniętym głosem, jakby był samym Leonardem Cohenem. Naprawdę można wyobrazić sobie sytuację, że w czasie gdy z głośników leci ten utwór, na parkiecie zakochane parki wtulają się w siebie tak bardzo, że mocniej już by się nie dało. „Time’s Insane Ashes” udanie kontynuuje ten nastrój – z tą jednak różnicą, że niepokojący, zapętlony motyw basu działa na słuchacza niemal hipnotycznie, a odczucie to potęguje jeszcze dobiegający z drugiego planu spowity mgłą głos wokalisty. Finalizujący krążek „Pomegranate” najwięcej zawdzięcza Reuterowi, który w swoich solowych projektach często wykorzystuje elektronikę i loopy. Porównując ten kawałek z pierwszym na liście „Absalomem”, można by odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z dwoma zupełnie różnymi zespołami. Znacznie bliższy prawdy będzie chyba jednak wniosek, że to po prostu skutek niezwykle bogatej wyobraźni muzyków, która pozwala im nie tylko przekraczać granice gatunkowe, ale w wielu stylach czuć się jak u siebie w domu.