Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Muzyka

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

muzyczne

więcej »

Zapowiedzi

‹City Sounds: ÓLAFUR ARNALDS›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Organizator City Sounds
CyklCity Sounds
MiejsceWrocław, Impart
Od21 marca 2012
Do21 marca 2012
WWW

Ostatnie słowo zimy
[„City Sounds: ÓLAFUR ARNALDS” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Gdy 21 marca w Centrum Sztuki Impart zgasły lampy, a na scenę wszedł Ólafur Arnalds, rozpoczął się nie tylko koncert, ale i rozmowa. Islandczyk przeplatał instrumentalne utwory opowieściami, które kontrastowały z melancholijną muzyką i znakomicie ją uzupełniały.

Mieszko B. Wandowicz

Ostatnie słowo zimy
[„City Sounds: ÓLAFUR ARNALDS” - recenzja]

Gdy 21 marca w Centrum Sztuki Impart zgasły lampy, a na scenę wszedł Ólafur Arnalds, rozpoczął się nie tylko koncert, ale i rozmowa. Islandczyk przeplatał instrumentalne utwory opowieściami, które kontrastowały z melancholijną muzyką i znakomicie ją uzupełniały.

‹City Sounds: ÓLAFUR ARNALDS›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Organizator City Sounds
CyklCity Sounds
MiejsceWrocław, Impart
Od21 marca 2012
Do21 marca 2012
WWW
Występ Arnaldsa różnił się od pozostałych z cyklu „City Sounds” – choćby dlatego, że klubowy parkiet zastąpiła teatralna sala. Publiczność przeto, zamiast tańczyć, siedziała w zadumie, znaki życia dając przeważnie między utworami. A i to inaczej, niż można by oczekiwać na koncercie tak oszczędnych i nostalgicznych dźwięków: opowiadane w przerwach historyjki kończyły się zbiorowymi wybuchami śmiechu, którego nie potrafił niekiedy powstrzymać sam muzyk. Arnalds, z dystansem do siebie i, co nie mniej ważne, do zgromadzonych, długimi minutami wykpiwał poznańskie audytorium, kluby jazzowe oraz polskie drogi; zwierzał się z upodobania do komentarzy na Youtubie; wreszcie rozprawiał o tym, jak na jego twórczość wpłynęła żubrówka. Ten ostatni akcent przypomniał koncerty Fisha, który prezentując się w naszym kraju, poświęca zwykle owej wódce kilka słów; Szkot zasłużył na wspomnienie, bo to jeden z niewielu muzyków, jacy – niczym Arnalds w środę – mówią podczas występów niewiele mniej, niż koncertują, a zarazem mają coś ciekawego do powiedzenia.
Na początku artysta pojawił się na scenie tylko w towarzystwie lampki wina. Usiadł przy fortepianie i laptopie, przywitał się z publicznością i namówił ją do wokalizowania jednej nuty; efekt zarejestrował, by posłużyć się nim jako tłem do własnej gry. Po pewnym czasie nie sposób było odróżnić zapętlonego śpiewu od klawiszowych pogłosów; w końcu nagranie ucichło, a do Arnaldsa dołączyli skrzypek i wiolonczelista. Kameralne kompozycje, ledwo lub wcale niedoprawione elektroniką, powolne i oszczędne, przeplatały się z żywszymi, syntetycznymi numerami, niekiedy z mocno zaznaczonym rytmem. Obok utworów już znanych, w tym, rzecz jasna, zabawnie zapowiedzianego „Poland” z tegorocznej płyty, znalazło się też miejsce na całkiem długą improwizację: muzycy zapisują taki fragment każdego koncertu z myślą o przyszłym krążku. Czy wrocławska zabawa z dźwiękiem ma szansę na wydanie – trudno ocenić – zdawała się robić nieco mniejsze wrażenie niż wprzódy opracowane kawałki, jak zresztą większość chwil, w których dominował ambientowy szum. Nastrój Impartu i tradycyjne, nieruchome światła sprzyjały raczej fortepianowi i smyczkom.
Pierwszy dzień wiosny okazał się przewrotną datą na ów koncert: Arnalds, niczym stereotypowy islandzki muzyk, zagrał bardzo zimowo. Wprowadził zgromadzonych w przyjemną, jakże różną od znużenia senność, uspokajał większością nut, częściej niż energiczną elektroniką, pobudzając mówionymi wtrętami. Szkoda, że na całej sali tylko on miał wino. Dobrze jednak, że tegoroczna zima postanowiła pożegnać się z taką galanterią.
• • •
Pozostałe relacje z koncertów „City Sounds”:
koniec
24 marca 2012

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

W starym domu nie straszy
Sebastian Chosiński

2 V 2024

Choć szwedzki pianista Adam Forkelid aktywny jest na scenie jazzowej od dwóch dekad, „Turning Point” to dopiero czwarte wydawnictwo, na którego okładce ukazuje się jego nazwisko. Mimo że płyt nagrał przecież znacznie więcej. Wszystkie utwory, jakie znalazły się na najnowszym krążku, są jego autorstwa, ale w ich nagraniu wspomogli go trzej inni doświadczeni artyści.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Od smutku do radości
Sebastian Chosiński

30 IV 2024

Wydany przed dwoma laty jazzowo-ambientowy album „Ghosted” Orena Ambarchiego, Johana Berthlinga i Andreasa Werliina był dla mnie nadzwyczaj miłym zaskoczeniem. Dlatego z wielkimi oczekiwaniami przystępowałem do odsłuchu jego kontynuacji. I tu również czekało mnie zaskoczenie, choć niekoniecznie takie, na jakiej liczyłem. Ale w końcu nie wszystko – na to, co dobre – musi powalać nas na kolana, prawda?

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Ente wcielenie Magmy
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Chociaż poprzednia płyta Rhùn, czyli „Tozïh”, ukazała się już niemal rok temu, najnowsza, której muzycy nadali tytuł „Tozzos”, wcale nie zawiera nagrań powstałych bądź zarejestrowanych później. Oba materiały są owocami tej samej sesji. Trudno dziwić się więc, że i stylistycznie są sobie bliźniacze.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.