Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Muzyka

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

muzyczne

więcej »

Zapowiedzi

Śmierć Kliniczna
‹Śmierć Kliniczna 1982-1984›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułŚmierć Kliniczna 1982-1984
Wykonawca / KompozytorŚmierć Kliniczna
Data wydania2001
NośnikCD
Gatunekrock
EAN5000000017300
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Jerzy Mercik, Jacek Szafir, Dariusz Dusza, Wojciech Jaczyczko, Marek Czapelski, Antoni „Ziut” Gralak, Piotr Malak, Mateusz „Mateo” Pospieszalski
Utwory
CD1
1) Standaryzacja4:41
2) Robinson3:14
3) Olej to3:31
4) Psychopata4:47
5) Brzemienny cmentarz2:12
6) W potylicę5:02
7) Marihuana4:59
8) Sahara3:38
9) Żołnierz5:55
10) Koniec nomokracji5:38
11) Paciorek1:58
12) Nie przepraszaj4:31
13) Siekiera4:12
14) Samobójcy4:10
15) Olej to1:28
16) Edukacja-kopulacja4:00
17) Wsio budiet kukuruza1:49
18) Paciorek2:10
19) Mój pierwszy pogrzeb5:08
Wyszukaj / Kup

Underground from Poland: „Świat jest wielkim obozem koncentracyjnym” – prawda czy fałsz?
[Śmierć Kliniczna „Śmierć Kliniczna 1982-1984” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2

Sebastian Chosiński

Underground from Poland: „Świat jest wielkim obozem koncentracyjnym” – prawda czy fałsz?
[Śmierć Kliniczna „Śmierć Kliniczna 1982-1984” - recenzja]

Gdyby PRL nie upadł, po zespole Mercika i Szafira pozostałyby pewnie już na zawsze jedynie dwa single Tonpressu – owszem, znakomite, ale zawierające w sumie tylko cztery kawałki z całkiem przecież bogatego i bardzo różnorodnego repertuaru kapeli. Na szczęście od końca lat 80. ubiegłego wieku po nagrania gliwiczan zaczęły sięgać wytwórnie niezależne. Najpierw bliżej niezidentyfikowana firma Ultimatum Studio wydała w niewielkim nakładzie podwójną kasetę magnetofonową „Punky Reggae Party”, potem śląska Zima Records opublikowała – na tym samym nośniku – materiał zatytułowany „Śmierć Kliniczna” (1996), na którym znalazły się utwory nagrane w „Gwarku” w styczniu 1984 roku; pięć lat później natomiast staraniem szczecińskiej wytwórni Jimmy Jazz Records pojawił się w sprzedaży koncertowy składak zawierający piosenki nagrane w różnych miejscach – i na świnoujskiej FAM-ie, i w Jarocinie – pomiędzy 1982 a 1984 rokiem. Utwory przeznaczone na kompakt oczyszczono z szumów, gdzieniegdzie poprawiono brzmienie w taki sposób, by maksymalnie zniwelować różnice w jakości nagrań. Efekt był taki, że powstał najbardziej reprezentatywny przegląd dokonań muzyków z Gliwic. Tym wartościowsza, że usłyszeć można na niej najlepsze składy Śmierci Klinicznej – z Mercikiem i Szafirem, Duszą i Jaczyczką, Czapelskim i Malakiem, a nawet z „Ziutem” Gralakiem i „Mateo” Pospieszalskim. Z okazji wydania krążka Dariusz Dusza udzielił wówczas, przed jedenastu laty, wywiadu dziennikarzowi miesięcznika „Teraz Rock”. Mówił w nim między innymi o latach 80.: „Szalone czasy. Mimo ogólnego dołu, w który wpuścił nas system, stan wojenny i ZOMO. Ten cały syf, ten marazm dodawał nam sił i powodował, że chcieliśmy coś zrobić. Dla siebie, dla innych. A zresztą, co do tamtych czasów… Gdy jesteś młody, to wszystko wydaje się piękne i wspaniałe, niezależnie od tego, w jakich warunkach żyjesz. Dziewczyny były piękne, muzyka czadowna i nawet zwykłe owocowe wino miało jakiś magiczny posmak. Koncerty były dużym przeżyciem. Nie tylko dla nas – wykonawców, ale też dla publiki. Ile przeszkód trzeba było pokonać, by dostać się na taki koncert!”. Można z tego wyciągnąć wniosek, że występy na żywo były solą w karierze zespołu, a tym samym – pochodzące z nich nagrania powinny idealnie oddawać fenomen grupy. I co, oddają? Jak najbardziej, choć, niestety, dalekie od doskonałości technicznej brzmienie odbiera im mimo wszystko trochę uroku.
Na kompakcie „Śmierć Kliniczna 1982-1984” zamieszczono dziewiętnaście utworów – niestety, bez podania roku, w którym zostały nagrane, ani też miejsca, gdzie odbył się koncert. Być może było to spowodowane tym, że kilkanaście lat po rozwiązaniu kapeli nie istniała już możliwość ustalenia takich szczegółów. Nie wiadomo więc, czy piosenki uszeregowano chronologicznie, czy też ich kolejność jest absolutnie przypadkowa; tym samym nie daje się na ich podstawie obserwować ewolucji zespołu ani odpowiedzieć na pytanie, kogo konkretnie w danych kawałkach słychać – bo przecież skład kapeli w niektórych okresach był, jak prześledziliśmy to już powyżej, dość płynny. Lecz to tak naprawdę są jedynie didaskalia, bez których na upartego można się obejść, zwłaszcza jeśli jest się fanem (niekoniecznie nawet zaprzysięgłym) zespołu. Najważniejsze, że płyta oddaje – czasami lepiej, czasami gorzej, ale jednak tak – nastrój koncertów, jak również daje sporo materiału do przemyśleń na temat fenomenu, jakim była w tamtych czasach Śmierć Kliniczna. Gdyby ktoś miał wątpliwości co do słowa „fenomen”, bardzo łatwo można je zbić. Formacja z Gliwic była powszechnie wrzucana do worka z napisem „punk rock” – i w zasadzie można by się z taką klasyfikacją zgodzić, lecz, w porównaniu chociażby z takimi kapelami jak Dezerter, Rejestracja, KSU, Abaddon, Moskwa, WC, TZN Xenna czy Siekiera (by pozostać przy tych, które działały aktywnie już w pierwszej połowie lat 80. XX wieku), była na tej scenie zjawiskiem absolutnie osobnym. Wynikało to przede wszystkim z tego, że Śmierć Kliniczną tworzyli wyśmienici instrumentaliści, dzięki czemu grupa mogła tworzyć muzykę znacznie bardziej skomplikowaną i wyrafinowaną, czerpiącą pełnymi garściami nie tylko z reggae czy ska, ale również – i to był wówczas ewenement na skalę światową – jazzu. To przecież wcale nie przypadek, że Gralak i Pospieszalski dali się w przyszłości poznać jako wybitni jazzmani, a Czapelski znakomicie odnalazł się w pierwszym – jeszcze bardzo zimnofalowym – obliczu Voo Voo Wojciecha Waglewskiego.
Album otwiera „Standaryzacja”, znana także z drugiego singla zespołu jako „ASP” – rytm jest punkowy, ale częste zmiany tempa i psychodelicznie brzmiący saksofon udanie przełamują schemat, który notabene jest głównym tematem tekstu autorstwa Dariusza Duszy. Przekonuje o tym dobitnie taki chociażby fragment: „tak chciałbym wyjść poza schemat / zrobić coś niezgodnie z planem / nie mogę – w tym mi przeszkadzają / ludzie – maszyny zdalnie sterowane”. Co ciekawe, o tym samym w zasadzie mówi ósma w kolejności „Sahara” (znana z tej samej płytki Tonpressu pod tytułem „Jestem ziarnkiem piasku”), w której słyszymy bardzo wyrazistą deklarację niezgody na zaszufladkowanie, sprowadzenie do roli trybika w maszynie: „wokół mnie ziaren miliony – uwięzione, uwięzione / pustynnymi mirażami – omamione, omamione (…) nie chcę być ziarenkiem skazanym na szarość / nie chcę, by zmuszano mnie do uległości”. Można też spojrzeć na te słowa z szerszej perspektywy i odebrać je jako krytykę idei komunistycznej „równości” społecznej, która sprowadzała się do Orwellowskiej zasady, że „wszystkie zwierzęta są sobie równe, ale niektóre [czytaj: świnie] są równiejsze od innych”. Muzycznie „Sahara” to kawałek z grupy tych najbliższych klasycznej estetyce punkowej, choć i tam w warstwie rytmicznej dzieje się zaskakująco dużo. W każdym razie znacznie więcej niż w innych stricte punkowych kompozycjach – vide „Robinson” (z mroczną odmianą ska w tle) i „Wsio budiet kukuruza” (z odegranym na gitarze w finale cytatem z popularnej radzieckiej piosenki dziecięcej „Zawsze niech będzie słońce”). Mocno podrasowym psychodelią punkowym numerem jest także „Psychopata”, który nie przeszedł cenzorskiego sita i nie mógł tym samym znaleźć się na drugim singlu grupy. Wsłuchawszy się w słowa piosenki, nie sposób tej decyzji cenzorów nie zrozumieć: „samochody po ulicach rozbestwione gonią mnie / cegła z dachu spaść mi może, między ludźmi boję się / kiedy jestem sam w mieszkaniu, telewizor straszy mnie / zamki w drzwiach są takie słabe, ktoś mnie chyba zabić chce”. Nie łudźmy się, to nie był tylko zapis paranoi podmiotu lirycznego, ale diagnoza peerelowskiej rzeczywistości epoki stanu wojennego – ze wszechobecną podejrzliwością i szpiclowaniem. Warto jeszcze wspomnieć, jaką frazą kończy się „Psychopata”, bo to też mocna rzecz: „jestem sam – pozabijam was!”. Trudno byłoby chyba o bardziej jasny przekaz stosunku zespołu do Polski Ludowej.
Zaangażowane były też jednak i inne numery Śmierci Klinicznej. Jak na przykład znane z pierwszego oficjalnego singla „Nienormalny świat” (tutaj obecny pod tytułem „Olej to” w dwóch bardzo różniących się od siebie wersjach – reggae’owej i punkowej) oraz „Nasza edukacja” (na kompakcie jako „Edukacja-kopulacja”). Pierwszy – brzmiący jak klasyczne roots reggae, bardzo dalekie od stylu popularnego wówczas Daabu, bliskie zaś temu, co tworzył późniejszy Izrael i R.A.P. – ma strukturę trochę naiwnego protest-songu; drugi, będący skocznym i radosnym ska, to już prawdziwa jazda „po bandzie”, krytyka komunistycznego systemu oświaty tak bezkompromisowa, że i dzisiaj trudno byłoby spotkać się z ostrzejszą. Oto parę spostrzeżeń Darka Duszy na temat peerelowskiej, choć pewnie nie tylko, szkoły: „myśleć nam nie kazano”, „nasz przywilej wymuszony”, „nikt nie wierzy w to, co słyszy / każdy głową potakuje / bo na stopnie to rzutuje”, „kto podliże się roztropnie / ten otrzyma lepsze stopnie”, „w szkole ustrój niewolniczy / w szkole bezmózgowca życie / – taką szkołę w dupie mamy” (na singlu niecenzuralne „w dupie” zamieniono na nierażące konserwatywne uszy „w nosie”). Zacięcie społeczne ma jeszcze kilka utworów. „W potylicę” (kolejny flirt z reggae) przywodzi na myśl „Strasznych mieszczan” Juliana Tuwima – nie tyle z powodu bezpośredniej inspiracji literackiej, ile wymowy tekstu, w którym podmiotowi lirycznemu przeciwstawieni są „śmieszni, głupi, mali truciciele”, mający „grzechy i zasady”, „oszczędności, raty, wkłady” itd. itp. Za jego dopełnienie można uznać „Paciorek” (na płycie obecny, nie wiedzieć czemu, w dwóch bardzo podobnych do siebie odsłonach), w którym oglądamy świat niejako z drugiej strony – dorosłych, starających się ukształtować młodzież na swoją modłę. Stąd wydawane nieznoszącym sprzeciwu tonem polecenia: „zmów paciorek, połóż się spać, przestań na gitarze grać (…) nie pij, nie pal, skończ już kląć (…) starszym podporządkuj się, nigdy ci nie będzie źle” i jedyna możliwa w takiej sytuacji odpowiedź zbuntowanego młodzieńca: „nie chcę tak! nie chcę tak!”. Kawałek ten ma punkowy rytm, za którym jednak tak naprawdę kryje się klasyczny rock and roll. Kto wie, może właśnie po usłyszeniu „Paciorka” Ireneusz Dudek zdecydował się zaproponować Darkowi Duszy udział w swoim nowym wtedy projekcie – Shakin’ Dudi?
W podobnym nastroju – lirycznym, bo muzycznym już zdecydowanie nie – utrzymani są „Samobójcy” (swobodnie przechodzący od agresywnego punka poprzez ska aż po reggae), będący kolejnym oskarżeniem bezdusznego społeczeństwa – „zrozpaczone dziecko nigdy nie kochane / matka go rzuciła, ojciec wciąż pijany” – i spuentowani bolesną konstatacją: „samobójcy zabici przez was – jesteście zabójcami, jesteście zabójcami!”. Od nagrania tej piosenki minęło już prawie 20 lat, a jej przesłanie wciąż pozostaje aktualne, co oznacza tyle, że choć zmienił się ustrój, to mentalność wielu ludzi pozostała taka sama. Nie zestarzał się też pacyfistyczny, antywojenny rootsreggae’owy „Żołnierz”, który znów zdaje się trawestacją słynnego Tuwimowskiego wiersza – tym razem „Do prostego człowieka” – i jego najsłynniejszego fragmentu-zawołania: „Rżnij karabinem w bruk ulicy!”. Album dopełniają utwory, które nie są już, co prawda, tak charakterystyczne, lecz mimo to wymykają wciąż się zaszufladkowaniu. „Brzemienny cmentarz” i „Koniec homokracji” zahaczają bowiem o punk-jazz, „Marihuana” ma inklinacje psychodeliczne, „Nie przepraszaj” bliskie jest konwencji rockandrollowej, w „Siekierze” mamy do czynienia z quasi-operowym wokalem, a „Mój pierwszy pogrzeb” to niemal klasyczny horror-punk. Dzieje się więc naprawdę wiele; szkoda jedynie, że zespół nie miał możliwości, aby nad zawartymi na krążku kawałkami – z wyjątkiem tych zrealizowanych dla Tonpressu – popracować w studiu, dopieścić je, wyciągnąć z nich to, co najlepsze, może jeszcze bardziej poszerzyć instrumentarium. Wydane w latach 1983-1984 single zaostrzają apetyt, pozwalają wyobrazić sobie, jak mógłby brzmieć studyjny album Śmierci Klinicznej. Gdyby takowy przed dwiema dekadami powstał, dzisiaj byłby bezsprzecznie notowany na najwyższych miejscach w rankingach najlepszych płyt w dziejach polskiego rocka.
Co ciekawe, pech prześladował również – powstały na gruzach Śmierci Klinicznej – R.A.P., po którym, podobnie jak po twórcach „Nienormalnego świata”, pozostały jedynie archiwalne nagrania koncertowe i studyjne dema. Materiał nagrany w studiu Waltera Chełstowskiego po dziś dzień nie ujrzał światła dziennego. Dlaczego? Może uda nam się odpowiedzieć na to pytanie w kolejnej odsłonie cyklu. A dzisiaj na koniec jeszcze dwa cytaty, tym razem nie z piosenki, ale z wywiadu, jakiego grupa udzieliła niejakiej Katarzynie Dolińskiej w styczniu 1984 roku. Czytając wypowiedzi muzyków (nie wiadomo, który konkretnie dał się namówić na „spowiedź”), można odnieść wrażenie, że świadomie zachowują się bardzo prowokacyjnie i zwyczajnie robią sobie z kobiety jaja. Bo o ile stwierdzenie: „Świat jest wielkim obozem koncentracyjnym. Niech inni dają nadzieję, my jej nie mamy” brzmi jeszcze bardzo poważnie, o tyle ostatnia wypowiedź: „Świat jest stuknięty, ludzie są stuknięci. Ja też jestem stuknięty. Nawet mój psychiatra mi to powiedział” – sprawia, że nie sposób nie uśmiechnąć się pod nosem.
koniec
« 1 2
25 września 2012
Skład:
  • Jerzy Mercik – śpiew
  • Jacek Szafir – śpiew, instrumenty perkusyjne
  • Dariusz Dusza – gitara
  • Wojciech Jaczyczko – gitara basowa
  • Marek Czapelski – perkusja
Gościnnie:
  • Antoni „Ziut” Gralak – trąbka
  • Piotr Malak – saksofon
  • Mateusz Pospieszalski – saksofon

Komentarze

26 IX 2012   07:58:55

Pierwsze słyszę, by Moskwa, Dezerter czy Rejestracja tworzyły pierwszą falę polskiego punk-rocka. "Drugą falę", tak.
Pierwsza fala zaczęła się w 1978 r.

30 IX 2012   14:45:00

I tak, i nie. Po prawdzie, to kwestia interpretacji. Owszem, można kapelę Walka Dzedzeja określać mianem punkowej, choć według tych, którzy ją słyszeli, z punkiem niewiele miała wspólnego. Podobnie zresztą jak Deadlock czy Kryzys - to bardziej były grupy nowofalowe aniżeli punkowe. Pierwsza fala punka - takiego z prawdziwego zdarzenia - napłynęła wraz z Jarocinem 1981 i 1982, kiedy pojawiły się tam niektóre ze wspomnianych powyżej zespołów (choć Dezerter pod inną nazwą). To był już punk, do którego pochodzenia nie można było się przyczepić.

19 X 2012   12:07:44

mikes ma slusznosc pierwsza fala polskiego punka to takie kapele jak deadlock, tilt czy kryzys moze nie w 100 procentach grajace punka ale odnoszace sie jakos do tej konwencji , mozna je nazwac nawet fundamentem polskiego punka na ktorym wzrosly takie kapele jak SS-20 , S.K. , Rejestracja , i wiele wiele innych druga fala polskiego punka to kapele powstale na poczatku lat osiemdziesiatych do polowy lat osiemdziesiatych potem bylo jeszcze wiele roznych fal ..... a niektore kapele faluja do dzisiaj

19 X 2012   12:27:44

p.s. wielkie dzieki za przesuper artykul !!! prosze o wiecej ciekawych informacji na temat kapel z lat osiemdziesiatych !!!
saluto !!!
punk´78

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Tu miejsce na labirynt…: Ente wcielenie Magmy
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Chociaż poprzednia płyta Rhùn, czyli „Tozïh”, ukazała się już niemal rok temu, najnowsza, której muzycy nadali tytuł „Tozzos”, wcale nie zawiera nagrań powstałych bądź zarejestrowanych później. Oba materiały są owocami tej samej sesji. Trudno dziwić się więc, że i stylistycznie są sobie bliźniacze.

więcej »

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
Sebastian Chosiński

25 IV 2024

Arild Andersen to w świecie europejskiego jazzu postać pomnikowa. Kontrabasista nie lubi jednak przesiadywać na cokole. Mimo że za rok będzie świętować osiemdziesiąte urodziny, wciąż koncertuje i nagrywa. Na dodatek kolejnymi produkcjami udowadnia, że jest bardzo daleki od odcinania kuponów. „As Time Passes” to nagrany z muzykami młodszymi od Norwega o kilkadziesiąt lat album, który sprawi mnóstwo radości wszystkim wielbicielom nordic-jazzu.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Oniryczne żałobne misterium
Sebastian Chosiński

24 IV 2024

Martin Küchen – lider freejazzowej formacji Angles 9 – zaskakiwał już niejeden raz. Ale to, co przyszło mu na myśl w czasie pandemicznego odosobnienia, przebiło wszystko dotychczasowe. Postanowił stworzyć – opartą na starożytnym greckim micie i „Odysei” Homera – jazzową operę. Do współpracy zaprosił wokalistkę Elle-Kari Sander, kolegów z Angles oraz kwartet smyczkowy. Tak narodziło się „The Death of Kalypso”.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.