Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Muzyka

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

muzyczne

więcej »

Zapowiedzi

Deuter
‹Śmieci i diamenty›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułŚmieci i diamenty
Wykonawca / KompozytorDeuter
Data wydania5 listopada 2011
Wydawca Fonografika
NośnikCD
Czas trwania33:49
Gatunekrock
EAN5903292101125
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Paweł „Kelner” Rozwadowski, Piotr „Franz Dreadhunter” Adamczyk, Dariusz Litwińczuk, Jacek Feliks, Piotr „Suleq” Susuł
Utwory
CD1
1) Śmieci i diamenty2:37
2) Dziecko porąbanych czasów2:34
3) Głupota z dyplomami3:10
4) Dziś2:59
5) Obłędny taniec2:14
6) Instrukcja2:31
7) Gniew w moim domu3:09
8) Chodź, zabiorę cię2:47
9) Droga wojownika2:38
10) Pusta ziemia3:15
11) Na Królewskim Trakcie2:43
12) Sam3:12
Wyszukaj / Kup

Underground from Poland: Hybryda Kmicica z Klossem? Tytusa z Jankiem Kosem?
[Deuter „Śmieci i diamenty” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2

Sebastian Chosiński

Underground from Poland: Hybryda Kmicica z Klossem? Tytusa z Jankiem Kosem?
[Deuter „Śmieci i diamenty” - recenzja]

fot. Antek Stalich
fot. Antek Stalich
Czwarty na płycie „Dziś” z klasycznym punkiem niewiele ma wspólnego; zaczyna się od elektronicznego wstępu, później zaś „rząd dusz” przejmują hardrockowe gitary, które – im dalej w las – tym stają się bardziej psychodeliczne i grunge’owe. W warstwie wokalnej Rozwadowski świadomie przerysowuje, co jest o tyle zrozumiałe, że tekst tej piosenki ma charakter ironiczny, ba! nawet autoironiczny, gdy wokalista raz za razem powtarza: „Jestem produktem na sprzedaż wystawionym z przeceny”. „Obłędny taniec” to kolejny przebojowy kawałek – tym razem przywodzący na myśl wczesnego Dezertera (także w sposobie śpiewania); niezłe wrażenie, jakie po sobie pozostawia, psują jednak „dziecięce” chórki. Naprawdę trudno orzec, czemu w zasadzie służą; bo jeśli złamaniu nazbyt poważnej konwencji, to należy stwierdzić, że zamysł udał się średnio. W zupełnie innym klimacie utrzymana jest natomiast „archiwalna” „Instrukcja” (udanie wyśmiewająca peerelowską edukację antywojenną na lekcjach przysposobienia obronnego), od oryginału sprzed prawie 30 lat różniąca się przede wszystkim solówką gitary i przetworzonym elektronicznie wokalem. „Gniew w moim domu” odsłania kolejne oblicze współczesnego Deutera – bardziej nastrojowe, refleksyjne, ocierające się o post-punk i gotyk z okolic brytyjskich klasyków, grup Bauhaus i Magazine. Ważnym elementem „Gniewu…” jest wieńcząca go, powtarzana jak mantra, fraza wyrażająca nadzieję, a może marzenie, by móc „pieśń o wolności śpiewać znów”. „Chodź, zabiorę Cię” to ukłon w stronę wielbicieli nieco chwytliwszych melodii, zasłuchanych przed laty w gwiazdy britpopu, względnie w polskie Wilki. To kawałek – można go potraktować jako pieśń miłosną („Raz już gdzieś zginęłaś / Pośród murów miasta / Szukałem Cię jak oszalały / Moja Gwiazda zgasła / Znikasz czasem w gąszczu / Iluzorycznych spraw / Nie musimy siebie tracić / Pokażę Ci inny świat”) – który świetnie sprawdziłby się w każdej rozgłośni radiowej, pod warunkiem jednak, że któryś z prezenterów wpadłby na pomysł, aby go wypromować.
fot. Antek Stalich
fot. Antek Stalich
Drugą – i ostatnią – podróż w zamierzchłą przeszłość zespół funduje przy okazji nowej wersji „Drogi wojownika”. Podobnie jak w przypadku „Instrukcji”, fundament kompozycji został zachowany – zupełnie inne jest jednak brzmienie, mniej punkowe, bardziej metalowe (znów te gitary!), dzięki czemu utwór znacznie zyskuje na ciężarze. Chwilę odpoczynku – czytaj: trzy minuty z kawałkiem – funduje natomiast „Pusta ziemia”. Dziwny to kawałek – z balladową materią (więcej nawet: klasyczną przytulanką) kontrastuje bowiem wyjątkowo pesymistyczny, filozoficzno-egzystencjalny tekst, w którym mowa jest o „końcu drogi”, zamykającym się kole i „pustych przestrzeniach”. Mocno podrasowany elektroniką przedostatni na płycie numer „Na Królewskim Trakcie” zaskakuje dwoma elementami – industrialnym brzmieniem oraz przemyśleniami „Kelnera” na temat demonstracji pod Pałacem Prezydenckim po katastrofie smoleńskiej (choć są one podane w sposób na tyle subtelny, by nie wywoływały niepotrzebnych ekscytacji). Całość zamyka rockowo-gitarowa kompozycja „Sam”, opatrzona chyba najbardziej osobistym tekstem na całej płycie; właśnie z uwagi na padające tam słowa utwór ten ma szansę urosnąć do miary Deuterowskiego hymnu, względnie ideowej deklaracji lidera zespołu. Rozwadowski z jednej strony dystansuje się od spraw politycznych, które zaprzątają większość jego rodaków („Dziś kolejny raz / Jestem zmuszony, by powiedzieć pas / Nie będę brał udziału w przedstawieniu / Które oszustwo jedynie ma na celu”), z drugiej jednak – wcale nie ma zamiaru składać broni. Wręcz przeciwnie! Gdy śpiewa: „Kocham życie, obłędnie kocham życie” – jest niezwykle przekonujący. I daje nadzieję. Może nawet taką samą, jak przed laty Marek Grechuta, śpiewając: „Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy”.
Choć Deuterowi stuknęła już – i to dwa lata temu – trzydziestka, po „Śmieciach i diamentach” trudno byłoby to rozpoznać. Muzyka zawarta na płycie to porcja bardzo nowoczesnego rocka o punkowej, co prawda, proweniencji, lecz znacznie wykraczająca poza ten jeden styl. Ale do tego przecież fani kapeli „Kelnera” mieli już w przeszłości niejedną okazję się przyzwyczaić. Z najnowszego oblicza zespołu zadowoleni mogą być przede wszystkim wielbiciele cięższych brzmień, z metalowcami włącznie. Ważne również, że Deuter anno Domini 2012 to nie tylko projekt studyjny; kapela wciąż bowiem gra całkiem sporo koncertów – chociażby w ramach trasy „Punk Not Zgred” (między innymi z Moskwą i Zielonymi Żabkami), w ramach której panowie odwiedzili już Wrocław, Kraków i Lublin, a niebawem, poza Warszawą, zajrzą także do Katowic, Gdyni oraz – to już w 2013 roku – Łodzi i Poznania.
koniec
« 1 2
13 listopada 2012
Skład:
  • Paweł Rozwadowski „Kelner” – śpiew
  • Piotr Adamczyk „Franz Dreadhunter” – gitara basowa, gitara
  • Dariusz Litwińczuk – gitara
  • Jacek Feliks – gitara
  • Piotr Susuł „Suleq” – perkusja

Komentarze

13 XI 2012   19:37:05

"oraz Dezerter, wtedy jeszcze pod swoją pierwotną nazwą SS-20"

g... prawda - nazwa została zmieniona krótko przed Rock Galicją, na koncercie w Rzeszowie (20.11.1982) konferansjer przed występem Dezertera mówi: "Grupa zmieniła nazwę... rakiety niestety nie zdezerterowały... i jest grupa Dezerter już na estradzie..."

15 V 2019   20:59:10

Rock Galicja miała miejsce w listopadzie 1982 roku. Cztery koncerty. Żadna wiosna.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Tu miejsce na labirynt…: Ente wcielenie Magmy
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Chociaż poprzednia płyta Rhùn, czyli „Tozïh”, ukazała się już niemal rok temu, najnowsza, której muzycy nadali tytuł „Tozzos”, wcale nie zawiera nagrań powstałych bądź zarejestrowanych później. Oba materiały są owocami tej samej sesji. Trudno dziwić się więc, że i stylistycznie są sobie bliźniacze.

więcej »

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
Sebastian Chosiński

25 IV 2024

Arild Andersen to w świecie europejskiego jazzu postać pomnikowa. Kontrabasista nie lubi jednak przesiadywać na cokole. Mimo że za rok będzie świętować osiemdziesiąte urodziny, wciąż koncertuje i nagrywa. Na dodatek kolejnymi produkcjami udowadnia, że jest bardzo daleki od odcinania kuponów. „As Time Passes” to nagrany z muzykami młodszymi od Norwega o kilkadziesiąt lat album, który sprawi mnóstwo radości wszystkim wielbicielom nordic-jazzu.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Oniryczne żałobne misterium
Sebastian Chosiński

24 IV 2024

Martin Küchen – lider freejazzowej formacji Angles 9 – zaskakiwał już niejeden raz. Ale to, co przyszło mu na myśl w czasie pandemicznego odosobnienia, przebiło wszystko dotychczasowe. Postanowił stworzyć – opartą na starożytnym greckim micie i „Odysei” Homera – jazzową operę. Do współpracy zaprosił wokalistkę Elle-Kari Sander, kolegów z Angles oraz kwartet smyczkowy. Tak narodziło się „The Death of Kalypso”.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.